Gdy pęka dusza…

dr hab. Paula Jaszczyk

O kryzysie psychicznym, wychodzeniu z depresji i sztuce z artystą plastykiem dr hab. Paulą Jaszczyk prof. Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie rozmawia dr Halina Guzowska

– Czy głęboką depresję można porównać z niepełnosprawnością fizyczną? I tak ją nazwać?
– Powiedziałabym nawet, że człowiek będący w depresji, w kryzysie psychicznym nie jest niepełnosprawny, ale pełno niesprawny. Depresja bowiem wyłącza z życia w całości. Myślę, że ważne byłoby, żeby wokół tematu depresji mówić głośno o tym, że należy sobie dać pozwolenie, by przez jakiś czas być tym niefunkcjonującym. Problem polega jednak na tym, że często otoczenie wywiera na nas wpływ, twierdząc, że musimy się jak najszybciej pozbierać. Nie dość więc, że człowiek bardzo źle się czuje, to często słyszy: nie wymyślaj, wstawaj. Świetnie byłoby, żeby mówić o kryzysie psychicznym poprzez dawanie osobie nim dotkniętej przestrzeni; chodzi o to, by po prostu przez chwilę w tym kryzysie pobyła. Choć to okropnie bolesne doświadczenie, to te kryzysy są wynikiem braku równowagi i tego, że nasze ciało i głowa dają nam komunikat: czegoś jest już za dużo, już sobie z czymś nie daję rady.

– Czy ten kryzys, który wyłącza człowieka z życia można porównać do porażenia czterokończynowego?
– Można, ale myślę, że to bardzo zależy od indywidualnych doświadczeń. Ja chorowałam na depresję trzy razy. Trzecia była najcięższa, taka, która właśnie wyłączyła mnie na dłuższy czas. Przez pierwsze tygodnie nie funkcjonowałam w ogóle. I rzeczywiście jest to forma jakiegoś porażenia ciała, gdzie nie ma się siły właściwie na nic: na jedzenie, poruszanie się, nie mówiąc już o wykonywaniu pracy zawodowej czy innych obowiązków. Jest to po prostu forma odrętwienia, które powoduje, że nic człowiekowi się nie chce, nic go nie cieszy, na nic nie ma ochoty.
Myślę, że ciało jest na tyle mądre i spowalnia różne funkcje i człowiekowi na przykład nie chce się w ogóle jeść, bo te wszystkie rzeczy są ze sobą powiązane. I rzeczywiście jest tak, że trochę jakby człowieka nie było, ale z drugiej strony jest on mocno zatopiony w bólu, smutku i niemocy. Ciało odmawia współpracy, ale emocje mocno w człowieku rezonują.

Czyli jego mózg w jakiś sposób nadal pracuje?
– Pracuje, ale inaczej niż normalnie, a człowiekiem szarpią rozmaite bóle, które do tego stanu doprowadziły. To bardzo trudne doświadczenie.

– W wielu chorobach niezbędna jest rehabilitacja, w tej która dotyka naszej psychiki również. Jak wygląda ona w kryzysie psychicznym i jak się z niego wychodzi?
– Na pewno bardzo ważne jest, by mówić wszystkim o tym, że zajmuje to dużo czasu. Czyli to, o czym mówiłam wcześniej – żeby nie wywierać presji na kimś, kto choruje na depresję czy jest w kryzysie. Chodzi też o to, żeby chory sam na siebie nie wywierał takiej presji. Trzeba dać sobie czas na tę rehabilitację, na zdrowienie. W momencie, w którym człowiek zaczyna czuć, że dzieje się z nim coś złego, jeśli już umie rozpoznawać, że sobie z czymś nie radzi, to mądrą rzeczą jest mieć telefon do przyjaciela, do kogoś komu możemy powiedzieć: nie radzę sobie, pomóż mi. Jeśli zdarza się, że miewamy tego typu epizody, dobrze jest też mieć kontakt do specjalisty, żeby nie zostać samemu. Czasami, gdy się ma taki kontakt i wie się, że jest taka osoba, to już nawet z tego telefonu nie korzystamy ale wiemy, że mamy taką możliwość i to pomaga. Bardzo ważne jest, by mieć takie wsparcie. A jeśli już przydarzy się nam kryzys, to warto, by ktoś był obok. Chodzi o to, by mieć przynajmniej odrobinę poczucia bezpieczeństwa. Mnie pomogli rodzice, gdyby nie oni, nie poradziłabym sobie z całą tą sytuacją. Tym bardziej, że mój kryzys był bardzo ciężki, złożyło się na niego kilka elementów: stany lękowe, nerwica, depresja. Miałam już wcześniej kontakt ze specjalistą psychiatrą więc szybko poprosiłam o leki. Właśnie leki to jest pierwsza rzecz, którą warto się wesprzeć. One zaczynają działać dopiero po 2-3 tygodniach a zdarza się, że w pierwszej fazie powodują jeszcze spadek nastroju. Dlatego ludzie bardzo często odstawiają leki mówiąc: jak to miały mi pomagać, a czuję się jeszcze gorzej. To pogorszenie trzeba przetrwać i uświadamiać ludzi, że leki zaczynają działać po jakimś czasie. Kiedy wreszcie zaczną pomagać i człowiek może zacząć choć w minimalnym stopniu funkcjonować, warto sięgnąć po pomoc psychologa, bo często rzeczy, które do tej depresji doprowadziły trzeba przepracować. Jeśli wcześniej sami sobie nie radziliśmy i doszliśmy ściany, to tym bardziej trzeba poprosić o pomoc fachowca, żeby te rzeczy nazwać i zobaczyć co z nimi da się zrobić, by osiągnąć w życiu pewną równowagę.

– Nie da się opracować jednej gotowej recepty na terapię?
– Nie, powodów depresji jest tak wiele, że byłoby to niemożliwe. Trzeba po prostu trochę więcej obserwować siebie, próbować nazwać pewne rzeczy. Problem polega na tym, że często ludzie nie znają sami siebie, nie wiedzą dlaczego tak a nie inaczej się z nimi dzieje. I nad tym należy się zastanowić, bo wiadomo: jest akcja i reakcja. Pewne rzeczy na nas wpływają w konkretny sposób, jeżeli na przykład przed snem oglądamy telewizję czy surfujemy po Internecie, to rano budzimy się rozemocjonowani, bo nasz mózg nie miał szansy odpocząć. Trzeba zastanowić się nad trybem życia, nad tym co się je, ile czasu przeznacza na pracę, odpoczynek i przyjemności. To wszystko ma na nas wpływ. Warto się temu przyjrzeć nie tylko po kryzysie, ale i przed nim, po to, by do niego nie dopuścić.

– A jaką rolę w tym wychodzeniu z kryzysu psychicznego pełni osoba nim dotknięta? Czy podobnie jak w przypadku rehabilitacji fizycznej wiele zależy od naszego zaangażowania i podejścia do terapii?
– Bardzo ważną, bo terapia psychologiczna trwa godzinę i zwykle odbywa się raz w tygodniu. A przez resztę czasu człowiek pozostaje sam ze sobą. I tu jest praca do wykonania przez niego. Można pójść do psychologa, on pokaże pewną perspektywę, narzędzia zależnie od wybranej terapii, a tych jest sporo. Trudno samemu, będąc w depresji, szukać terapii, która by nas interesowała i tę zwykle podpowiada specjalista. Jednak podobnie jak to jest z lekarzem i pacjentem, nie zawsze pojawia się między nimi tzw. chemia. To jest czasem trudny i zniechęcający proces, bo nie dość że człowiek jest w strasznym stanie i nie ma na nic siły, to jeszcze musi przejść przez kilka gabinetów, w których musi opowiadać o bolesnych sprawach, by trafić na odpowiedniego dla siebie terapeutę – psychologa. Ja sama na przestrzeni lat trafiałam do różnych miejsc, przeszłam przez wiele gabinetów i dopiero ostatnia psycholożka, z którą pracowałam przez trzy lata, okazała się tą właściwą dla mnie. To proces, który wymaga ogromnej wytrwałości i zaangażowania. Powtarzam jednak: taka terapia trwa godzinę raz w tygodniu, potem trzeba samemu pracować ze sobą. Często jest tak, że po pierwszej fazie kryzysu, po leżeniu w odrętwieniu, wraca się już do normalnego życia, a terapia trwa np. 3 lata, trudno wtedy nie żyć, nie pracować – trzeba funkcjonować w tym co jest i między wizytami u psychologa pracować sememu ze sobą. To bardzo ważne, to się samo nie zrobi.

– A jak to było w Pani przypadku?
– Nie pamiętam już co było pierwsze w trakcie mojej trwającej kilka lat rehabilitacji Chyba to była obejrzana w Internecie okładka książki, w podtytule której było hasło: dla analizujących bez końca. Kiedy ta okładka pojawiła się przed moimi oczami po raz trzeci, postanowiłam kupić tę książkę. To była napisana przez psycholożkę książka dotycząca osób wysoko wrażliwych, która pokazała mi że są tacy ludzie, którzy tak samo jak ja odbierają świat. Mają wyostrzone zmysły, bez przerwy myślą, wszystko widzą i analizują. To, że dowiedziałam się, iż są tacy ludzie jak ja bardzo mi pomogło. Poczułam się dobrze, kiedy nazwałam te rzeczy, które w sobie mam. Dowiedziałam się, że jest coś takiego jak przebodźcowanie, które robiłam sobie nagminnie nie wiedząc, że sobie robię źle. To zapoczątkowało potrzebę pracy nad sobą i rozwoju równolegle do terapii psychologicznej.

– Czy sztuka w Pani przypadku, artysty plastyka, pomogła w dochodzeniu do równowagi?
– Każdy artysta jest inny, ja nie traktowałam w tym czasie twórczości jako lekarstwa, jeśli mi pomogła, to w sposób nieświadomy. Na pewno nie zastosowałam na sobie arteterapii w postaci sztuki, po to żeby się lepiej poczuć. Wręcz przeciwnie, miałam tak głęboki kryzys twórczy, byłam bliska porzucenia w ogóle tej najważniejsze dla mnie w życiu działalności, bo wraz z depresją przyszło do mnie pytanie, które jest największą destrukcją dla każdego twórcy: PO CO? Nie ma gorszej rzeczy jak nagle usłyszeć w swojej głowie: po co mam w ogóle tworzyć? Trwało kilka lat zanim mnie ono opuściło, ale w międzyczasie, żeby sobie pomóc, zaczęłam się zastanawiać co było początkiem w mojej twórczości. Cofnęłam się do pierwszego roku studiów i Pracowni Struktur Wizualnych, które były dla mnie odkryciem i przepięknym światem ponieważ tam uczyliśmy się rozmaitych zagadnień związanych z plastyką. Te działania czysto plastyczne były głównym elementem mojej twórczości. Zaczęłam więc na próbę tworzyć obrazy abstrakcyjne, w których rozgrywała się zabawa np. między gładkim a chropowatym, białym a kolorem. I to chyba w jakiś sposób mnie uratowało. Nie przepracowywałam w tych obrazach swojej depresji, ale przekierowałam swoją uwagę na coś, co kiedyś uwielbiałam. Zaczęłam się zajmować z powrotem rzeczami związanymi z zagadnieniami czysto plastycznymi, bo uwielbiam te rozgrywki, uwielbiam zestawiać ze sobą różne elementy i zobaczyć jak one na siebie wpływają. Być może przekierowanie uwagi na te zagadnienia dawało mi czasami trochę oddechu, żeby nie analizować w kółko tego co się dzieje w mojej głowie, w emocjach. I bardzo istotny był też ten czas, który sobie dałam. Zajęło mi 5 lat, żeby jakoś stanąć na nogi. Tytuł mojej nowej wystawy „Już będzie inaczej. Już będzie trudniej”* jest zarazem wytłumaczeniem, że po takim kryzysie psychicznym nie jest się już tym, kim się było przed nim. I trzeba mieć tego świadomość: gdy człowiek złamie rękę, to nawet po zrośnięciu kość w swojej strukturze pozostaje pęknięta. I tak samo jest z człowiekiem, któremu pękła dusza, czy cokolwiek, co łamie depresja. Mnie pogodzenie się z tym, że już nie jestem tamtą Paulą zajęło bardzo dużo czasu i strasznie się z tym mordowałam, ale krok po kroku się udało. I idę dalej, niosąc w sobie to bardzo trudne doświadczenie, jednocześnie z troską słuchając siebie.

– Dziękuję za rozmowę

*Wernisaż wystawy Pauli Jaszczyk zatytułowanej „Już będzie inaczej. Już będzie trudniej” odbędzie się 6 lutego w Aptece Sztuki w al. Wyzwolenia 3/5 w Warszawie. Początek godz. 18.00. Wystawa potrwa do 1 marca br. Wstęp wolny.

fot. archiwum własne Pauli Jaszczyk

Data publikacji: 03.02.2025 r.

Udostępnij

Zachęcamy do zapisania się do Newslettera

Przeczytaj również