Historie nie(d)opowiedziane

Wystawa pod takim tytułem miała swój wernisaż 22 września w Galerii Sztuki Współczesnej katowickiego BWA, która po raz pierwszy w swojej historii otworzyła się na artystów nieprofesjonalnych, na twórców art brut.

Art brut – co to znaczy?
Twórcy art brut nie mają artystycznego wykształcenia, nie są absolwentami akademii sztuk pięknych. Sztuka art brut istniała przecież zawsze, u początków ludzkości była jedyną twórczością artystyczną.

Ale dopiero w XX wieku wyróżniono ją, wyodrębniono; fascynowała artystów awangardy, nie przypominała tego, jak tworzono od stuleci. Francuski malarz Jean Dubuffet ukuł termin art brut czyli sztuka surowa. Szukając autentyzmu w surowej, powstającej spontanicznie sztuce odwiedzał francuskie i szwajcarskie więzienia i szpitale psychiatryczne. Z jego inicjatywy powstało Towarzystwo Art Brut; a pierwsza wystawa w 1949 roku w Paryżu, zaprezentowała ponad 200 prac sześćdziesięciu trzech autorów. O art brut zaczęto dyskutować jako o kolejnym nurcie sztuki.

W Polsce bywa mylona ze sztuką naiwną, czasem z wytworami warsztatów terapii zajęciowej czy domów opieki społecznej. To powoduje wiele nieporozumień.

Mianem art brut określa się formy sztuki tworzonej nieprofesjonalnie i spontanicznie przez osoby bez formalnego wykształcenia artystycznego, lub dotknięte chorobą psychiczną.

W „Małej Przestrzeni” katowickiego BWA wystawiono prace Marcina Babło, Krzysztofa Majewskiego i Jarosława Wojtyny. To twórcy już rozpoznawalni w świecie „sztuki surowej”, każdy z nich to indywidualność, każdy opowiada poprzez prace swoją osobistą historię. Formy uproszczone, przedstawiane postacie często zdeformowane. Prace pokazują bogactwo przeżyć i niezaprzeczalny talent, podziwiać też można ogromne zasoby wyobraźni.

W opisie wystawy czytamy: „Sztuka jest dla nich drogą do wyrażenia historii przeżytych, ale jeszcze nie do końca zrozumianych (…) również historii niedopowiedzianych, bo wewnętrzny świat artysty jest przecież nieprzewidywalny i pozostaje dla nas tajemnicą.”

Stąd zapewne wystawa zaczerpnęła swoja nazwę.

Marcin Babło, zaprezentował prace wykonane cienkopisami kreślarskimi; zachwycają tysiącami kreseczek, drobnych, powtarzalnych kształtów, precyzyjnie wypełniających przestrzenie i wreszcie układających się w cały obraz. Tytuły prac – jakże wymowne: Dziury w mózgu, Przeplatanka kolorowych i czarnych chwil życia, Powykręcane od grzechu ludzkie sumienia, Wpadasz do piekła, Nie musicie nas rozumieć, wystarczy, że będziecie nas szanować, Trzecie oko ogarnia wszechświat, Nadszarpnięte granice zaufania…

Skąd czerpie pomysły?- To wszystko z przeżyć, z życia wzięte – mówi Marcin Bebło. Każdy obraz to jest jakaś historia. Na przykład wejście i wyjście z wizji szamana – medytacjami tak daleko zaszedł, że wszedł w ciemną stronę psychiki i tam, w to czarno. Bo tu (na pracy obok) jest kolorowo wszystko, jest szczęśliwy, wesoły, aż dotarł tak głęboko… i tam jest drugi, aż krzyknął z przerażenia. A tu – później, wyszedł z tego, wrócił do normalnego świata, do równowagi – opowiada Marcin Bebło o swoich kolejnych pracach. – A tu – jak życie – przeplata się, jakieś kolorowe chwile z jakimiś problemami, nigdy cały czas dobrze nie jest.

W kolejnych pracach powtarza się też motyw oka zamkniętego w trójkącie, jak mówi autor – boski świat, ziemia, grzybek, kosmos, wszystko się do jednego sprowadza. Do Stwórcy. Na innym z trzeciego oka jakby dłoń wychodzi i „trzyma kulę ziemską, ten wszechświat”

Opisując kolejną pracę tłumaczy: – Te linie to jakby masy podążające za sobą, a ta postać jednak nie idzie za tłumami, idzie swoją drogą, i więcej osiąga, bo zajdzie tam dzie jeszcze nikt nie zaszedł.

Nadszarpnięte granice zaufania – jest głowa, jest też ogromne pęknięte serce. Ktoś znowu zawiódł, nie pierwszy raz…

I wyjaśnia dalej: – Jest też szaman, który nie wyszedł do dobrego, pokazuje to jego kolorystyka, koloru tu nie ma, tylko się czarny z białym przeplata, więcej czarnego.

Z kolei Szuja, zły człowiek, te oczy, to widać, patrzy jakby tu kogoś oszukać – może w ten, może w inny sposób, tak się maskuje, jak to szuja.

Natomiast Hejt mówi, że radość jednego człowieka może być piekłem dla drugiego przy hejcie. Nie każdy ma taką psychikę, żeby być odpornym na hejt, czasem tragedie się dzieją

Jarosław Wojtyna mniej wylewnie wypowiada się o swojej twórczości. Jaka jest, każdy widzi, on nie przekazuje, nie stara się, żeby podbudowywać treścią swoje prace. To jest rysunek, najbardziej fundamentalny wyraz artystyczny czy plastyczny. Nic więcej tu nie ma, jak twierdzi, nawet nie tytułuje swoich prac. Wyjątek tutaj to Rudy kłos wykonany ołówkiem i kredką artystyczną. To są kompozycje uzupełniane kolorem, znaczenie ma figura i kolor. Format A4. Niektóre rysuje kilka dni.

Krzysztof Majewski specjalizuje się w grafice cyfroowej, tylko tym się zajmuje. Na wystawie zaprezentowane są zarówno prace z pierwszego cyklu, sprzed kilku lat, jak i z drugiego, sprzed roku. Są już akcenty kolorystyczne, choć przyznaje, że bardzo niechętnie je wykorzystuje.

Na niektórych fantasmagoria, wyobrażenia trochę senne, trochę z życia prawdziwego; to nie obrazy, tylko rysuneczki, tak mówi o nich autor. niektóre pokazują scenki rodzajowe, wizualizują emocje, dużo miał wtedy do powiedzenia o swoich emocjach. Widzimy leżącego człowieka, którego z ziemi podrywa sęp i unosi. To człowiek uwikłany w nałóg alkoholizmu, ale nie tylko, może to być narkoman. Na innym – pacynka przedstawiająca człowieka, który został owładnięty przez kobietę, weszła mu do głowy, jej ręce, nogi w szpilkach wychodzą oczodołami, uszami, ustami…

Na wystawie można było posłuchac podcastu przygotowanego we współpracy z krakowskim stowarzyszeniem „Uważaj na głowę”, z wypowiedziami osób po kryzysach psychicznych.

Kuratorką wystawy jest Olga Kasztelewicz. Wystawa potrwa do 29 października.

Zobacz galerię…

Tekst i fot. Ilona Raczyńska

Data publikacji: 09.10.2023 r.

Udostępnij

Zachęcamy do zapisania się do Newslettera

Przeczytaj również