Autorka na promenadzie w Puerto del Carmen
Wizje artystów często budzą niedowierzanie, sceptycyzm lub co najmniej zaskoczenie. Ich pomysły mogą wydawać się nierealne, niewykonalne, dziwne. Ale bywa, że jak już przekonają do siebie otoczenie, a jeszcze lepiej – możnych tego świata, to może powstać dzieło niezwykłe swoim pięknem i trwałością.
Lanzarote jest takim przykładem. Stanowi ucieleśnioną wizję malarza Cesara Manrique, który swoje życie i talent poświęcił zachowaniu naturalnego piękna tej wyspy.
Znowu Kanary
Ubiegły rok przywitałam na Fuerteventurze. W grudniu temperatury na Wyspach Kanaryjskich często przekraczają 20 stopni. Biura podróży oferują wiele ciekawych pakietów pobytowych i wycieczek, a tanie linie lotnicze kuszą przystępnymi cenami lotów. Na Wyspach Kanaryjskich jest wiele hoteli posiadających pokoje przystosowane dla osób z niepełnosprawnością; kurorty są przyjazne architektonicznie; transport publiczny i taksówki też uwzględniają potrzeby turystów z ograniczoną sprawnością.
Tym razem wybór padł na Lanzarote i ofertę jednego z popularnych portali podróżniczych.
Lotniska są świetnie przygotowane do obsługi pasażerów z niepełnosprawnością. Po zgłoszeniu potrzeby i zakresu pomocy asystenta, można liczyć na naprawdę sprawną i fachową pomoc.
Lot do Arrecife, stolicy Lanzarote, trwał ok. 5 godzin, a transfer do hotelu w miejscowości Puerto del Carmen już tylko kilkanaście minut. Usytuowanie hotelu w pobliżu lotniska dodawało mu romantycznego uroku. Przelatujące samoloty stanowiły dodatkową atrakcję miejsca, a cud latania pięknie wpisywał się w krajobraz tego regionu.
Przyznam się, że bardzo lubię lotniska – ten wielonarodowy pośpiech, ruch regulowany numerami lotów i bramek, oczekiwanie w oczach podróżnych wyruszających na spotkanie przygody, te ucieczki i powroty, atmosferę solidarności w akcie przemieszczania się. Świat w miniaturze.
Cesar Manrique, czyli artysta, który stworzył Lanzarote
Hotel zrobił na mnie dobre wrażenie od pierwszego wejrzenia – ciekawa architektura, dużo przestrzeni pod gołym niebem, przepiękny wystrój, podkreślony jeszcze przez liczne ozdoby świąteczne. Przy rezerwacji zgłosiłam potrzebę przystosowanego pokoju. Okazało się, że takowy otrzymałam (duży, z przepięknym tarasem), ale w łazience dojazd do prysznica utrudniała szklana osłona. Poprosiłam o jej wymontowanie i to rozwiązało problem.
Od pierwszego wejrzenia zachwycił mnie widok mnóstwa palm, które uwielbiam. Znajdowały się zarówno przy hotelu, jak i na jego terenie. Obiekt najwyraźniej zaprojektowano tak, by nie naruszyć naturalnego piękna miejsca, w którym powstał. To jedna z zasad, którą kierował się Cesar Manrique – artysta i wizjoner, który pokazał światu najpiękniejsze oblicze wyspy. Urodził się na Lanzarote, studiował architekturę, malarstwo (przyjaźnił się z Picassem), ale na wiele lat wyemigrował do USA. W latach 60. ubiegłego wieku wrócił na rodzinną wyspę, która w tym czasie zaczęła otwierać się na turystów ze świata. Manrique wiedział, jak zabójcza dla środowiska naturalnego i kulturowego może być masowa turystyka.
Wykorzystując swój autorytet i pozycję, poczynił starania na rzecz ochrony dziedzictwa wyspy. Poddano rewizji plany zabudowy i zagospodarowania. Na wyspie dominuje niska zabudowa w kolorze białym lub niebieskim, nie ma tu reklam, billboardów, neonów. Trochę pustynny krajobraz i wulkaniczne stożki są naturalnym elementem krajobrazu. Ponad 40 proc. powierzchni Lanzarote jest chronione przez Unię Europejską za względu na wartość przyrodniczą lub etnograficzną.
Manrique potraktował rodzinną wyspę jak płótno malarskie, na którym ukazał jej unikalne i niepowtarzalne piękno, a obiekty, która zaprojektował, nawiązują do przyrody i naturalnie komponują się z otoczeniem.
Szczególnie urzekł mnie Ogród Kaktusów z okazami tak niezwykłymi, że nie sposób było oderwać od nich oczu. A jest ich tam ok. 1400 gatunków. Na wzgórzu znajduje się zabytkowy wiatrak z XIII wieku. W ogrodzie jest też przytulna restauracja, gdzie zjadłam przepyszny lunch – małe ziemniaczki w mundurkach z kanaryjskimi sosami mojo picón i mojo verde. Danie tyleż proste, co smakowite! Kamienista, pagórkowata nawierzchnia nie jest najłatwiejsza do poruszania się po ogrodzie, ale przy odrobinie samozaparcia i pomocy życzliwych ludzi można pospacerować wśród tych przepięknych kaktusów, również będąc na wózku inwalidzkim.
Jameos del Aqua to jedno z pierwszych dzieł Cesara Manrique. Zespół jaskiń i tuneli przekształcono w dzieło sztuki użytkowej. Jest tu sala koncertowa, jezioro z krabami-albinosami, podświetlone jaskinie. Całość jest harmonijnym dziełem natury i człowieka.
Puerto del Carmen
To jeden z najważniejszych ośrodków turystycznych na Lanzarote. A jeszcze w latach 60. ubiegłego wieku była to niewielka wioska. Wzdłuż całego wybrzeża rozciąga się Avenida de las Playas – szeroki deptak, przy którym można znaleźć zarówno sklepy, kawiarnie, jak i całe kilometry spokojnych plaż z jednej strony przysłoniętych palmami, z drugiej otwierających się na ocean. Wystarczyło wyjść z hotelu, by po chwili znaleźć się w sercu tego bajkowego krajobrazu. Na promenadzie zwykle jest mnóstwo ludzi, również niepełnosprawnych, bo liczne udogodnienia ułatwiają poruszanie się po wyspie, a i hotelarze biorą pod uwagę potrzeby gości z ograniczoną sprawnością. Po wyspie poruszałam się taksówkami, zgłaszając przy zamawianiu, że jestem na wózku inwalidzkim. Koszt przejazdu busem z wysuwaną rampą jest taki sam, jak zwykłą taksówką (za kurs do centrum miasta zapłaciłam 8 euro, a do Arrecife – 12 euro).
W centrum Puerto del Carmen jest gwarno, kolorowo. Znajduje się tu piękny port, kościół, (przy którym uwagę przyciągała śliczna szopka), budynki o zróżnicowanej architekturze, a w tle rysowały się wulkaniczne wzgórza, tak charakterystyczne dla wyspy. W piątki turyści licznie zjeżdżają tu na targ, na którym można zakupić wyroby lokalnego rękodzieła, produkty zawierające aloes. A jak nic nie kupisz, to przynajmniej możesz porozmawiać ze sprzedawcami, wtopić się w międzynarodowy tłum, poczuć wiatr otulający wyspę lub przy szklaneczce sangrii z owocami zapatrzeć się w jeden z wulkanicznych stożków majaczący na horyzoncie…
Arrecife
Pierwsze spotkanie ze stolica następuje już na początku pobytu, gdyż znajduje się tu lotnisko. Z miejscowego portu wypływają statki na pozostałe wyspy archipelagu. W Arrecife mieszka jedna trzecia mieszkańców wyspy. Nazwa pochodzi od hiszpańskiego słowa arrecife oznaczającego rafę lub podwodną skałę.
Wybierając się do stolicy, zamówiłam kurs do hotelu Gran. To jedyny wieżowiec na wyspie, widoczny z daleka. Powstał zanim przepisy dotyczącej zabudowy na wyspie, zakazały stawiania tak wysokich budowli. Na siedemnastym piętrze znajduje się restauracja, która spełnia również rolę tarasu widokowego. Przemiły recepcjonista poradził mi wjechać tam przeszkloną windą. Arrecife stopniowo odsłaniało przede mną swoje najpiękniejsze oblicze. Widok z góry na miasto, plażę, ocean zapiera dech w piersiach. W pobliżu jest piękna promenada, Z jednej strony ciągnie się ona wzdłuż malowniczej plaży, po przeciwnej stronie znajdziemy wiele sklepików, kafejek.
W Arrecife odbywa się wiele imprez, festiwali, koncertów. W czasie spaceru po stolicy Lanzarote towarzyszyło mi wrażenie, że jest to szlachetna wizytówka wyspy, mającej w sobie naturalne piękno i nieodparty urok. Naprawdę, dużo piękna i dużo uroku.
Happy New Year!
Na Lanzarote przywitałam 2019 rok. W hotelu przygotowano imprezę z muzyką na żywo, każdy z gości otrzymał obowiązkowy zestaw gadżetów sylwestrowych – maskę, czapeczkę, serpentynę i pudełeczko z 12 winogronami, mających zapewnić szczęście w nadchodzącym roku. Zgodnie z hiszpańskim zwyczajem zjada się je kolejno – grono po gronie, jedno po każdym uderzeniu dzwonu. Dopiero po nich można otworzyć szampana i złożyć sobie życzenia. Wszystkim nam udzielała się atmosfera zabawy i radosnego oczekiwania. Z każdą minutą stawaliśmy się częścią międzynarodowej wspólnoty. Różniliśmy się narodowością, ale śmiech we wszystkich językach brzmi tak samo.
Tydzień, który spędziłam na Lanzarote, był dla mnie wspaniałym wypoczynkiem. Dane mi było zobaczyć jedno z najpiękniejszych miejsc na Ziemi. A przecież to, co się zobaczyło, to się nie da „odzobaczyć”. I czyż to nie jest niezwykłe?
Lilla Latus, fot. archiwum autorki
Data publikacji: 23.01.2019 r.