Madryt – królewski urok hiszpańskiej stolicy

Autorka na tle obrazu Guernica P. Picassa

Kilkudniowa wyprawa do Madrytu to moja kolejna wycieczka z biurem podróży Accessible Poland Tours prowadzonym przez Małgorzatę Tokarską. Nie jest łatwo zorganizować wyjazd dla grupy osób z różnymi niepełnosprawnościami, ale Małgosia od kilkunastu lat próbuje (i to z powodzeniem!) spełniać marzenia ludzi, którzy mimo fizycznych ograniczeń, są ciekawi świata i chcą się sprawdzić w roli turystów. Tym razem wybór padł na Madryt – największe miasto Hiszpanii, które jest również tętniącym życiem centrum kultury, sztuki i historii. Położone w samym sercu kraju zachwyca majestatycznymi pałacami, imponującymi placami i bogatą ofertą muzealną. Hiszpańska stolica łączy w sobie królewską elegancję i nowoczesność, oferując niezapomniane wrażenia każdemu odwiedzającemu.

W drogę
W marcowy, chłodny poranek spotkaliśmy sięna lotnisku w Warszawie. Osiem osób z różnych stron Polski. Świetny serwis do obsługi osób niepełnosprawnych nie pierwszy raz spisał się na medal, udzielając niezbędnej pomocy tym z nas, którzy jej potrzebowali, np. w przeniesieniu bagażu czy wejściu na pokład. Podróżując już od wielu lat po świecie, niezmiennie uważam, że lot to najłatwiejszy etap każdej podróży.

Nie mniej sprawnie poszło na lotnisku w Madrycie. Do hotelu, który miał się stać naszą bazą wypadową, udaliśmy się dwiema przystosowanymi (z wysuwaną rampą) taksówkami. Przy zameldowaniu doszło do pewnego zgrzytu. Zgodnie z wcześniej uzgodnionymi warunkami rezerwacji przydzielono nam pokoje standardowe i z udogodnieniami dla osób poruszających się wyłącznie na wózkach. W sposób co najmniej niezrozumiały potraktowano naszego kolegę, który ma problemy z chodzeniem i dłuższe dystanse pokonuje na wózku inwalidzkim, przy wsparciu drugiej osoby, ale nie potrzebuje specjalnie przystosowanych warunków zakwaterowania, więc przydzielono mu, zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami, pokój standardowy. Recepcjonistka poinformowała jednak, że do takiego pokoju musi…udać się pieszo, a jego wózek trzeba zostawić na dole. Mimo usilnych zapewnień, że wózek posłuży tylko do dotarcia do pokoju i zostanie potem umieszczony w wyznaczonym miejscu, nasz niepełnosprawny kolega musiał wstać i z pomocą opiekuna wykonać polecenie.

Pokoje zajmowane przez naszą grupę znajdowały się na pierwszym piętrze. Można było tam dojechać wygodną, przestronną windą. Osoby na wózkach zajmujące pokoje przystosowane bez problemu mogły korzystać z tej drogi, a nasz mieszkający po sąsiedzku kolega musiał pokonać tę trasę pieszo (!). Co najmniej niezrozumiałe. Tłumaczono to jakimiś wewnętrznymi przepisami (ich treści i uzasadnienia już nam nie podano). Na szczęście, jeszcze tego samego dnia wieczorem recepcjonistki wyraziły zgodę na przemieszczanie się do pokoju na wózku, podkreślając, aby po dotarciu opiekun odstawiał go do recepcji. Pozostaje wierzyć, że było to tylko zwykłe nieporozumienie.

W Hiszpanii byłam już kilka razy. To przepiękny kraj pełen imponujących zabytków, cudów natury, interesujący zarówno dla szukających atrakcji historyczno-kulturalnych, jak i bajecznych krajobrazów. Jednak sami Hiszpanie nie raz mnie zaskoczyli niespotykaną gdzie indziej nieuprzejmością lub trzymaniem się jakichś niezrozumiałych przepisów. Kilkakrotnie miałam do czynienia z niewidzialną ścianą niemocy lub niechęcią do wychodzenia poza oferowany standard usług. To w większości niezwykle sympatyczni ludzie, ale łyżka dziegciu czasem, niestety, psuje to pozytywne wrażenie. A szkoda.

Królewskim szlakiem
Zwiedzanie stolicy Hiszpanii zaczęliśmy na Gran Via. To jedna z najsłynniejszych ulic Madrytu, często nazywana hiszpańskim Broadwayem, gdyż znajduje się tu wiele kin, teatrów, galerii sztuki. Zbudowana na początku XX wieku, łączyła starą część miasta z nowoczesną. Dziś tętni życiem. Nasz przewodnik ze swadą opowiadał o historii tej części miasta, zwracał naszą uwagę na secesyjne szczegóły okazałych kamienic i monumentalne piękno fasad.

Z Gran Via już niedaleko do Placu Hiszpańskiego (Plaza de España). To jeden z największych placów w Hiszpanii. W jego centralnej części znajduje się pomnik Miguela Cervantesa, najwybitniejszego hiszpańskiego pisarza. Autorowi „Don Kichota” towarzyszą rzeźby przedstawiające postacie z jego słynnej powieści.

Z Placu Hiszpańskiego udaliśmy się w kierunku Pałacu Królewskiego (Palacio Real de Madrid), po drodze mijając kolejny majestatyczny plac, Plaza de Oriente. W jego centralnej części znajduje się pomnik króla Filipa IV Habsburga na koniu (niektórzy twierdzą, że to najładniejszy pomnik Madrytu). Mimo niesprzyjającej aury na placu było sporo ulicznych artystów. Przed Pałacem Królewskim jest rozległy dziedziniec i zbliżając się do wejścia już można podziwiać monumentalne piękno tej rezydencji. Wstęp dla osób niepełnosprawnych jest darmowy.

To największy pałac królewski w Europie Zachodniej (większy niż pałac Buckingham, czy Wersal!). Został wzniesiony w XVIII wieku i choć oficjalnie ciągle jest rezydencją hiszpańskiej rodziny królewskiej, to obecnie służy głównie do celów reprezentacyjnych. Przepiękne, rokokowo-klasycystyczne wnętrza doskonale spełniają tę rolę. Odbywają się tutaj różne ceremonie państwowe i oficjalne przyjęcia. Pałac ma ponad 3000 pomieszczeń, w których znajduje się wiele dzieł sztuki, kolekcje porcelany, sreber, zegarków, mebli, a nawet oryginalne instrumenty Stradivariusa. Przepych, który ma robić wrażenie. I robi.

Niedaleko Pałacu Królewskiego znajduje się Katedra Matki Bożej Almudena, główna świątynia rzymskokatolicka Madrytu. Nazwa „La Almudena” pochodzi z arabskiego i oznacza „otoczone murem miasto” lub „cytadelę”. Od niej zaczęliśmy zwiedzanie następnego dnia. Już przy wejściu miły, polski akcent – pomnik Jana Pawła II, który poświęcił katedrę w 1993 roku, kiedy to po ponad stu latach zakończono jej budowę. A więc jest to stosunkowo nowy obiekt, choć plany wzniesienia świątyni sięgają XVI wieku.

Z tego okresu pochodzi też, zdobiąca główny ołtarz, figura Matki Bożej. Oryginalny posąg miał zostać sprowadzony do Madrytu z Ziemi Świętej przez samego świętego Jakuba. Niektóre źródła podają, że w środku rzeźby znajdują się oryginalne części pierwotnej wersji. Neogotyckie wnętrze z wielką nawą główną, strzelistym sklepieniem i wysokimi witrażami, jest wyjątkowo nowoczesne (kaplice i posągi zostały wykonane przez współczesnych artystów), a jednocześnie mistyczny charakter świątyni sprawia, że jest to doskonałe miejsce do modlitwy i refleksji.

Z katedry udaliśmy się na długi spacer w kierunku Plaza Mayor. Madryt jest miastem okazałych i malowniczych placów. Każdy z nich zachwyca architekturą, wyróżnia się jakimś charakterystycznym elementem, za którym kryje się jakaś opowieść, tajemnica lub legenda. Plaza Mayor został zbudowany na placu prostokąta, otaczają go trzypiętrowe budynki z balkonami. W centrum placu stoi imponujący posąg króla Filipa III. Pod arkadami kamienic znajdują się liczne sklepiki, kawiarnie, restauracje. Kulinarną specjalnością miejsca jest bocadillo de calamares (kanapka ze smażonymi kalmarami na ciepło). Pycha.

Natomiast plac Puerta del Sol to miejsce, gdzie czas i przestrzeń zaczynają bieg. Znajdujące się tutaj Kilómetro Cero (oznaczone tabliczką wmurowaną w chodnik) to symboliczne centrum hiszpańskiej sieci drogowej. Wszystkie odległości w Hiszpanii są mierzone od tego punktu. Na tym placu znajduje się również jeden z najbardziej lubianych symboli Madrytu – posąg z brązu przedstawiający niedźwiedzia wspinającego się na drzewo truskawkowe.

W uliczkach wokół placów jest mnóstwo sklepików z pamiątkami, a ich witryny kuszą feerią barw. Znajdziemy tu kolorowe wachlarze, stroje do flamenco, obok nich porcelanowe byki z uniesionymi rogami. breloczki z Don Kichotem, miniaturowe kastaniety… Nie brakuje kiczowatych gadżetów, ale i one mają swój urok. Pedro Almodovar, słynny hiszpański reżyser, powiedział kiedyś: „Kicz jest elementem mojej codzienności”. Tym samym usankcjonował jego sens w hiszpańskim krajobrazie.

Ze sztuką twarzą w twarz
Kolejny dzień to wizyta w Prado, jednym z najważniejszych muzeów na świecie. Nic dziwnego, że mimo niesprzyjającej pogody kolejka chętnych była bardzo długa. Wstęp dla osób niepełnosprawnych jest darmowy. Madrycka pinakoteka posiada najpełniejszy zbiór malarstwa hiszpańskiego od XI do XVIII wieku oraz wiele dzieł znakomitych malarzy takich jak: El Greco, Velázquez, Goya, Bosch, Tycjan, Rubens, Rembrandt. Trzeba mieć dużo czasu, by obejrzeć całą kolekcję, gdyż obejmuje ona nie tylko obrazy, ale również rzeźby, monety, porcelanę oraz liczne przedmioty o charakterze sakralnym, dekoracyjnym.

Przy wejściu warto zaopatrzyć się w plan muzeum (dostępny również po polsku) i zaplanować wizytę według swoich upodobań i oczekiwań. Arcydzieła wielkich mistrzów są ciągle inspiracją dla współczesnych twórców; w jednej z sal mogliśmy zajrzeć przez ramię artyście, który przy rozłożonych sztalugach kopiował obraz „Diana i Kallisto” Rubensa. I muszę przyznać, że ta kopia miała w sobie wiele z oryginału. Przemierzając sale pełnych arcydzieł z różnych epok, miałam wrażenie, że czas płynie tu inaczej; każde płótno to okno, a każdy światłocień to oddech historii. Prado na długo zostaje pod powiekami.

Po wizycie w tej niezwykłej skarbnicy sztuki udaliśmy się do położonego zaledwie kilkaset metrów dalej Muzeum Królowej Zofii (Museo Reina Sofía). Z zewnątrz uwagę przyciągają przeszklone, nowoczesne windy, z których można podziwiać panoramę Madrytu. Wnętrza mają jednak dość surowy, ascetyczny charakter. Muzeum poświęcone jest głównie sztuce hiszpańskiej, a najsłynniejszy obraz w jego kolekcji to bez wątpienia „Guernica” Pabla Picassa. Artysta namalował go w 1937 roku w hołdzie baskijskiemu miastu Guernica, które zostało zbombardowane przez Niemców w czasie wojny domowej. To bardzo ekspresyjna, uniwersalna wypowiedź o okrucieństwach wojny, o śmierci i cierpieniu, które niesie ze sobą każda przemoc. Obraz ma ponad 3,5 metra wysokości i 7,8 metra szerokości, jego kolorystyka utrzymana jest w odcieniach czerni, bieli i szarości, co podkreśla dramatyczny wydźwięk arcydzieła.

Z wizytą u Cervantesa
Dzień spędzony w Alcalá de Henares to niezwykłe spotkanie z wielowiekową tradycją i humanistycznym dziedzictwem Hiszpanii. I nawet uporczywie padający deszcz nie był w stanie przesłonić uroku tego miasta, miejsca urodzin Miguela Cervantesa, najwybitniejszego przedstawiciela literatury hiszpańskiej. Muzeum poświęcone pisarzowi znajduje się w centralnej części tego zabytkowego miasta wpisanego na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Przed wejściem można przysiąść obok Don Kichota i Sancho Pansy na wykonanej z brązu ławeczce. Dla osób z niepełnosprawnościami dostępny jest tylko parter muzeum. We wnętrzu odtworzono XVI-wieczne pomieszczenia domowe oraz gabinet lekarski ojca pisarza. Na piętrze zgromadzono meble, kolekcję ceramiki, rycin i malarstwa oraz zbiory bibliograficzne.

Muzeum znajduje się przy Calle Mayor – to ulica z charakterystycznymi arkadami wspartymi na filarach z XIX wieku. Idąc podcieniami wzdłuż zabytkowych budynków, dotrzemy do malowniczego placu z pomnikiem Cervantesa. W pobliżu jest kaplica, w której ochrzczono późniejszego pisarza.

Alcala de Henares to ważny ośrodek akademicki, który jako pierwszy na świecie został zaplanowany jako modelowe miasto uniwersyteckie. Zwiedzanie zabytkowego kompleksu, założonego w XVI wieku, pozwala zagłębić się w bogatą przeszłość miasta, w którym do dziś ceni się tradycję i wiedzę. W audytorium uniwersytetu co roku wybranemu pisarzowi jest wręczana nagroda Premio Cervantes. To najwyższe wyróżnienie w świecie literatury hispanojęzycznej.

Ten kilkudniowy pobyt w Hiszpanii tylko zaostrzył mój apetyt na dalsze odkrywanie tego kraju, który warto odwiedzać ze względu na piękne krajobrazy, zabytkowe miasta, bogatą historię. I mam nadzieję, że przetaczająca się obecnie przez Hiszpanię fala protestów przeciw masowej turystyce nie przeszkodzi w tym. Hiszpanie manifestują swoje niezadowolenie m.in. z powodu nieprawidłowości w sektorze krótkoterminowego wynajmu mieszkań, braku sprawiedliwego podziału zysków z turystyki, zwracają uwagę na niszczenia środowiska, etc. Mieszkańcy podkreślają ,że chcą, by turystyka była zrównoważona i sprawiedliwa. Jednak hasła takie jak: „Tourists go home”, czy „Kill the tourists” mogą budzić kontrowersje, ponieważ to nie turyści odpowiadają za działania władz. Co więcej, w kraju, gdzie turystyka odgrywa dużą rolę, przyczyniają się oni do wzrostu dochodów państwa.

Zobacz galerię…

Lilla Latus, fot. z archiwum autorki

Data publikacji: 24.04.2025 r.

Udostępnij

Zachęcamy do zapisania się do Newslettera

Przeczytaj również