Finaliści i jury
Rozpoczął Łukasz Baruch, prezes Fundacji Wygrajmy Razem, która zainicjowała i przygotowała to niecodzienne wydarzenie. Przypomniał, że wysłuchamy sześcioro finalistów, wyłonionych po wrześniowych przesłuchaniach, spośród 18 półfinalistów.
– Ten projekt to było nasze wielkie marzenie – to jest pierwszy konkurs w ciemności w Polsce – powiedział, po czym o jego prowadzenie poprosił swojego wieloletniego przyjaciela – Leszka Kopcia, niewidomego dziennikarza radiowego z Wrocławia.
Każdy tworzy swój własny teledysk
Zapowiedziano, że każdy z artystów wykona dwa utwory, całej szóstce akompaniuje Grzegorz Dowgiałło, który otrzymał specjalne brawa. Wykonawcy będą walczyć o nagrody, których pula wynosi 3 500 zł.
Młodych wokalistów oceniała trójka jurorów: Iwona Zięba – wokalistka, Elżbieta Bartosik-Kaźmierska – instruktor wokalny z Pałacu Kultury Zagłębia, a także Andrzej Zieliński kompozytor, muzyk i współtwórca legendarnego zespołu Skaldowie, który właśnie tego dnia obchodził swoje okrągłe urodziny.
– Wybrzmią przepiękne teksty, przepiękne melodie. Każdy z Was jest dzisiaj reżyserem tego koncertu, każdy z Was tworzy swój własny teledysk – powiedział Leszek Kopeć.
Wysłuchaliśmy najpierw Pod papugami i Wyśniłam sen, Zrozumieć ciszę z tekstem Bartka Królaka i cudownie melancholijną Ta melodia gra we mnie z filmu Anastazja. Następnie Przyszli o zmroku Jacka Cygana I Krzesimira Dębskiego, oraz Myśmy byli sobie pisani Andrzeja Zauchy z albumu Czarny alibaba.
Potem była żywiołowo wykonana Wybacz Mamasza Agnieszki Osieckiej oraz Życzenia z całego serca Skaldów, Dłoń Jarosława Kukulskiego, Odkryjemy miłość nieznaną Alicji Majewskiej, Rebekę Zygmunta Białostockiego, Tancbudę i saksofon, którą Justyna Szafran wygrała przed laty konkurs piosenki aktorskiej.
Zresztą… to był niemalże koncert piosenki aktorskiej, choć wykonawcy aktorami nie byli. Znaczącą rolę odegrał dobór repertuaru – poetyckiego, w którym duże znaczenie ma właśnie interpretacja, umiejętność wyrażenia emocji głosem. Każdy z wykonawców śpiewał z doskonałą dykcją, bez manier, z wielką starannością i mimo trudnego repertuaru wszystkie słowa, każdą sylabę można było zrozumieć, co niekoniecznie jest dzisiaj normą.
Ten rodzaj piosenek pozwolił zaprezentować możliwości akompaniatorowi. Grzegorz Dowgiałło dał niesamowity popis, jakby wzajemnie się „napędzali” z wokalistami do jak najlepszej interpretacji, a każdy z tych duetów grał z sobą od dawna.
Urodzinowa niespodzianka
Po ostatnim konkursowym występie – niespodzianka. Z okazji urodzin Andrzeja Zielińskiego cała szóstka finalistów zaśpiewała utwór Skaldów Wszystko mi mówi, że mnie ktoś pokochał, w aranżacji Grzegorza Dowgiałły, przygotowanej na tę właśnie okazję, ze specjalną dedykacją i najlepszymi życzeniami.
– Cały scenariusz przepisałem brajlem, będzie go można wystawić na aukcję – żartował Leszek Kopeć, po czym wysłuchaliśmy, już po włączeniu świateł koncertu Katarzyny Nowak z Wrocławia i akompaniującego jej na gitarze Ryszarda Żarowskiego z zespołu Stare Dobre Małżeństwo.
I zakończenie!
Elżbieta Bartosik odczytała werdykt jury – wygrała Schatzii, czyli Zofia Sydor z Krakowa. Andrzej Zieliński gratulował świetnego poziomu, zaś Łukasz Baruch dziękował wszystkim za przybycie, przepraszając, bo „były wpadki, ale jeśli reżyser nie widzi, konferansjer nie widzi, niewidoma artystka siedzi na scenie, to wszystko może się zdarzyć”.
Z laureatką Zofią Sydor, jeszcze na scenie udało mi się porozmawiać, zupełnie „na gorąco”. – Jestem w szoku – powiedziała z uśmiechem – wygranej się nie spodziewałam, skupiałam się na występie, chciałam jak najlepiej wystąpić i to był tak naprawdę mój cel. Przede wszystkim oddać emocje, są to dla mnie szczególnie ważne teksty, wiążą się z konkretnymi wspomnieniami, więc chciałam je dzisiaj jak najlepiej przedstawić. Pewnym utrudnieniem było dla nas, że nie mieliśmy kontaktu wzrokowego z publicznością, jednak łatwiej się śpiewa dla ludzi, jeśli można im spojrzeć w oczy. Wyobrażałam sobie salę pełną ludzi i to na pewno pomogło mi te emocje przekazać – tłumaczyła.
Trzeba przyznać, że swoją ekspresją porwała Grzegorza Dowgiałłę. – Coś w tym chyba jest, bo na próbach wszystko było fajnie, ale tak jakby w sposób stonowany, a na występie poczułam, że Grzegorz gra tak więcej i więcej, i mam wrażenie, że tak się nakręcaliśmy, pozytywnie. Mam nadzieję, że fajnie wyszło i podobało się publiczności – dodała Z. Sydor.
Karolinę Żelichowską – wiceprezes Fundacji „Wygrajmy Razem”, zapytałam jak robiono nabór i jakie ustalono kategorie. – Wysyłaliśmy zaproszenia do domów kultury, nawet nie do całej Polski, tylko tutaj, okolice regionu, drogą pantoflową rozchodziło się dalej. Ustaliliśmy kryteria – wiek od 15 do 25 lat , więc młodzi wykonawcy, zgłosiło się 40 osób – uchyliła kulisów organizacyjnych.
Odpowiadając na pytanie, czy koncert w ciemności był dobrym pomysłem odpowiedziała zdecydowanie: – Bardzo dobry pomysł , oceniany był rzeczywiście głos i wykonanie, nie brano pod uwagę niczego innego – ani wyglądu, ani ubioru, ani gestu scenicznego . Druga sprawa: wszyscy mogli poczuć się jednakowo, czyli jak osoby niewidome, jednakowo poczuć muzykę, wszyscy byli w tym samym położeniu, a to dla wykonawców nowe przeżycie.
Łukasz Baruch, prezes Fundacji dodał: – Pokazanie świata niewidomych to był jeden z aspektów przedsięwzięcia, ale też zależało nam, żeby stworzyć jak najbardziej obiektywny konkurs. Nie było widać kto śpiewa, jak się porusza, czy jest na wózku, czy wychodzi przepiękna kobieta. Obiektywizm… Nie da się zamknąć naszych serc. Kiedy jurorzy zobaczą kogoś pięknie śpiewającego I pięknie śpiewającego na wózku, to zawsze mam wątpliwości, czy końcowy werdykt był obiektywny.
Na pytanie, czy możemy to robić podświadomie? – odpowiedział: – Dokładnie tak! Ja nie mówię, że jest to celowe działanie. W tym roku na Festiwalu Zaczarowanej Piosenki dwie młode aktorki w jury cały czas płakały. Tu nie musiałyby, bo nie widziałyby, czy śpiewa ktoś bez ręki, na wózku, niewidomy… Proszę o tym wspomnieć, chcieliśmy zrobić jak najbardziej obiektywny konkurs. Zresztą jestem też zwolennikiem tego, żeby na etapie półfinału i finału byli inni jurorzy. No i jest to zawsze ruletka. Śpiewa się tę samą piosenkę, na mniej więcej równym poziomie, i pojedzie się z nią na pięć konkursów. I na każdym może być różny werdykt, na jednym się wygra, na innym można być daleko poza podium. Jest to naprawdę subiektywna ocena.
Już na zakończenie udało mi się zapytać Andrzeja Zielińskiego o wrażenia.
– Przede wszystkim pierwszy raz siedziałem na sali w całkowitej ciemności, nie widząc śpiewających, tylko ich słysząc, więc dla mnie szok, tym bardziej, że ja się ciemności boję. Nawet jak jestem w hotelu, to muszę mieć jakąś lampkę malutką, żeby było światełko „poskarżył” się artysta.
Przyjął zaproszenie, bo nie do końca wiedział, że to będzie całkowita ciemność! – To pierwsze zaskoczenie. A drugie artystyczne – ta młodzież wybrała trudne piosenki, nie takie jak te wszystkie na talent show, gdzie po raz setny śpiewane są powszechnie znane utwory, wybrała utwory ambitne, trudniejsze, poetyckie I za to im chwała. Teksty były dzisiaj bardzo trudne, również dykcyjnie, ale generalnie wszystkim się udawało, poziom był bardzo wysoki. I pianista świetny. Niewidomy pianista – genialny. Wkrótce ukaże się film o Mietku Koszu, niewidomym pianiście jazzowym. Znałem Mietka bardzo dobrze, dzisiaj miałem to skojarzenie, że niewidomi pianiści potrafią genialnie czuć instrument, to było słychać.
Ale pomijając fakt, że pianista jest niewidomy, to mój instrument całe życie to fortepian, najpierw klasyczny, później rockowy w połączeniu z organami Hammonda, no więc akompaniowałem w życiu wielu wokalistom i znam tę robotę. Tak że bardzo mu gratulowałem. Bardzo mi się podobał – podsumował Andrzej Zieliński.
Rozmowę zakończył miłym przesłaniem: – Pozdrawiam wszystkich czytelników „Naszych Spraw” osobiście i od całego zespołu Skaldowie, który już gra prawie 55 lat.
Tekst i fot. Ilona Raczyńska
Data publikacji: 25.10.2019 r.