Na zdrowie – sztuka Europy
Te słowa przypominają tytuł serialu sprzed lat „Na kłopoty – Bednarski", są jednak najbardziej lapidarną formą projektu, który z początkiem roku wystartował w krakowskiej galerii „Stańczyk". W pełni brzmi on: „Rehabilitacja osób niepełnosprawnych przez sztukę Europy".
Jest to tematyka niezmiernie bogata i atrakcyjna zarazem. A zatem program musi być daleko idącym wyborem. Wybrano te dziedziny, w których działająca od ćwierćwiecza Fundacja Sztuki i artyści z nią współpracujący mają wiedzę i doświadczenie. Oczywiście brano pod uwagę zainteresowania, sugestie i przygotowanie potencjalnych uczestników. Kolejnymi ograniczeniami projektu były możliwości lokalowe, kadrowe, a nade wszystko szczupłość uzyskanych środków finansowych.
W rezultacie w projekcie bierze udział 40 osób. Nawiązując do nomenklatury harcerskiej nazwę ich „drużyną twórców”. Drużyna została podzielona na pięć „zastępów”. Powstały dwa zastępy plastyków oraz po jednym rękodzielników, aktorów i poetów. Zastępowymi „artmistrzami” zostali: artyści plastycy Urszula Tatrzańska i Jan Stopczyński, instruktor plastyki Bożena Wienc, aktorka Sława Bednarczyk oraz poeta i dziennikarz Andrzej Warzecha. Zaraz po Nowym Roku projekt ruszył. W rozkładzie zajęć przewidziano dla każdego zastępów jeden dzień tygodnia, w kilkugodzinnym „elastycznym” wymiarze – o charakterze warsztatowym. Oczywiście dochodziły do tego „zadania domowe”: plastycy i rękodzielnicy cyzelowali prace, aktorzy uczyli się ról, poeci układali swoje strofy, a także czytali …poezję francuską.
Właśnie sztuka Francji poszła „na pierwszy ogień” zajęć pierwszego semestru. A poezja francuska „od zawsze” stała na najwyższym światowym poziomie: od „Pieśni o Rolandzie”, od średniowiecznych trubadurów śpiewających poematy tak na dworach, jak i w oberżach, poprzez buntowniczego Villona, poetów Renesansu i Baroku po twórców epoki Oświecenia takich, jak Racine, Molier czy bajkopisarz La Fontaine. O tym wszystkim zajmująco opowiadał im Andrzej Warzecha.
Kto wie czy francuskie malarstwo, a właściwie sztuki piękne zrodzone pod francuskim, a zwłaszcza paryskim niebem nie są jeszcze bardziej niezmierzonym tematem. Przecież Paryż od wieków aspiruje (w znacznym stopniu zasłużenie) do miana światowej stolicy kultury i sztuki. Tym razem „naszych” plastyków szczególnie zainspirował (i to dosłownie) impresjonizm. W ciągu półrocza w rytmie dwutygodniowym prezentowali swoje prace na wystawach autorskich i zbiorowych. Jedna z nich zatytułowana właśnie „Pod niebem Francji” była oczkiem w głowie Jana Stopczyńskiego – mistrza akwareli (również z francuskiego aquarelle). Autorzy prac nie usiłowali kopiować dzieł niedościgłych impresjonistów – Cezanne’a, Renoira czy Van Gogha. Sami wybrali obrazy, które szczególnie sobie upodobali. Zainspirowani nimi wykorzystali temat, kompozycję czy technikę uciekając przy tym od bezmyślnego naśladownictwa, a dodając coś od siebie. Efekty artystyczne urzekły samego mistrza i przewodnika oraz publiczność na wernisażu.
Tymczasem popularne techniki plastyczno-zdobnicze decoupage i collage mimo francuskich nazw były wynalezione w Azji, oczywiście w Chinach i to w starożytności. Decoupage stał się niezwykle popularny na dworze Ludwika XV, kiedy to damy prześcigały się w zdobieniu szkatułek, puzderek, a nawet mebli przy użyciu tej techniki. Natomiast collage czyli formowanie kompozycji plastycznych przy zastosowaniu rozmaitych materiałów upowszechnił się w Europie na początku XX wieku dzięki ówczesnej awangardzie, jak choćby Braque czy Picasso. W zastępie Bożeny Wienc i części plastyków z grupy Urszuli Tatrzańskiej owe techniki stały się niemal dominujące. Owoce tych działań można było oglądać na kolejnych wystawach w galerii „Stańczyk”. Przed Wielkanocą tradycyjnie przygotowywano akcesoria z pisankami na czele. I tutaj obok technik tradycyjnych – ludowych stosowano decoupage. Można było tez zobaczyć cacka jako żywo przypominające słynne carskie klejnoty – jajka Fabergé, nadwornego jubilera władców Rosji. I znów nie uciekliśmy od francuskich konotacji, był on przecież potomkiem osiadłych w Estonii hugenotów.
„Nasz” Ojciec św. Jan Paweł II podkreślał, że zjednoczonej Europie dla pełnego oddechu niezbędne są dwa płuca: ekumeniczne zachodnie chrześcijaństwo i wschodnie prawosławie. Stąd wypływa chyba niezmienna fascynacja „pisaniem ikon” u wielu uczestników programu, czego dowodem była świetna wystawa „Nasz kolorowy świat”, na której obok rozmaitych przedmiotów zdobionych techniką decoupage’u i filcowania wełny, można było zobaczyć około 20 ikon. Część autorów również wspomagała się tą techniką.
10-osobowy zastęp aktorów pod wodzą Sławy Bednarczyk podjął odważne wyzwanie: zmierzyć się z poezją Guillaume Apollinaire’a czyli Wilhelma Apolinarego Kostrowickiego. Często podkreślał on swoje polskie pochodzenie ze strony matki, tłumacząc także tym swój nieokiełznany temperament. Był czołowym przedstawicielem artystycznej awangardy „Montparnasse” przełomu wieków. Tworzywem przedstawienia stały się teksty wybitnej poetki Julii Hartwig i utwory poety w świetnym jej tłumaczeniu. Współautorem scenariusza obok samej reżyser była Dorota Bielawska, a o oprawę muzyczną postarał się pieśniarz i (jak sam podkreśla) jazzman Jerzy Bożyk.
Po wielu tygodniach wytężonej i niepozbawionej twórczych sporów pracy zrodził się spektakl „Ogrodowy salonik Apollinaire’a”, którego premiera odbyła się 23 czerwca na scenie zaprzyjaźnionego „Teatru Zależnego” Politechniki Krakowskiej przy ul. Kanoniczej w Krakowie. Wykonana własnym sumptem scenografia przedstawiała paryski ogródek tamtych czasów wyobrażony przez Henri Rousseau – chyba pierwszego „uznanego” malarza naiwnego, przyjaciela poety. Przy kawie zasiedli tam panie i panowie w strojach z epoki snując opowieść o życiu Apollinaire’a, przypominając jego wiersze, śpiewając melodyjne, pełne wdzięku i lekkości piosenki francuskie, które stały się dobrym uzupełnieniem przedstawienia, a nawet tańcząc przebojowe tango w wykonaniu pary, której tak zwana „brzydsza połowa” miała prezencję godną tamtej epoki: na poły bon vivanta i apasza. Zresztą wszyscy wykonawcy wywiązali się ze swoich ról znakomicie. Nawet z językiem francuskim nieźle sobie radzili śpiewając piosenki, a nawet próbując konwersacji. Mimo uprzedzającej uwagi Sławy Bednarczyk, pełniącej także funkcję narratora, że poezja Apollinaire’a jest trudna, publiczność szczelnie wypełniająca salę teatru przyjęła spektakl bardzo dobrze, reagowała żywo, nucąc znane szlagiery, często nagradzając wykonawców oklaskami. Końcowa owacja i wręczone wykonawcom wiązanki kwiatów dowiodły, że widzowie nie żałowali czasu spędzonego w taki właśnie sposób, a aktorzy trudu włożonego w jego przygotowanie. Jak zwykle niezawodni byli gospodarze Teatru, przyjaciele Fundacji Danuta Zajda i Marian Dudek, którzy zajęli się światłem i dźwiękiem (po francusku son et lumière).
Tak oto w reporterskim skrócie wyglądała realizacja pierwszego semestru projektu. Skrupulatni czytelnicy mogą zapytać „a gdzie tu arteterapia?” Ja, jako obserwator, widz i gość wydarzeń ostatniego półrocza w galerii „Stańczyk” dostrzegam ją niemal w każdym działaniu. Kolejnym dowodem będzie zapewne inauguracja drugiego semestru już po wakacjach, we wrześniu. Zobaczymy wówczas, jaka będzie frekwencja, jakie nastroje przed kolejnym etapem tych warsztatów i studiów zarazem.
Zobacz galerię…
Janusz Kopczyński
fot. FSON
Data publikacji: 30.06.2015 r.