Obrazy chorych i nie-chorych w Sopocie
19 czerwca w nadmorskim kurorcie odbył się wernisaż wystawy „Palindrom". Prace znanych i mniej znanych artystów zestawiono z dziełami osób z zaburzeniami psychicznymi, co dało intrygujący efekt. Tę niezwykłą wystawę można oglądać, nie wiedząc kto jest autorem którego dzieła.
Psychiatra Magdalena Tyszkiewicz, która jest zarówno malarką, jak i najdłużej pracującą w Polsce lekarką, stwierdziła podczas mowy otwierającej wystawę: – Objechałam cały świat, zajmując się rehabilitacją poprzez malarstwo. Byłam w Australii, Japonii, w Paryżu, obu Amerykach, ale na takiej wystawie nie byłam. Tu przeciwstawiono sobie zdrowie psychiczne z chorobami psychicznymi. Przeciwstawiono amatorów z osobami, które żyją z malowania. To naprawdę niezwykłe.
Można było się pomylić
Wystawę prac profesjonalnych artystów oraz osób leczących się w szpitalach psychiatrycznych pokazała Państwowa Galeria Sztuki w Sopocie, która znajduje się blisko molo. W tym niezwykłym miejscu zdecydowano się pokazać dzieła blisko setki twórców, wśród których znalazły się zarówno prace zupełnych amatorów z ciężkimi schorzeniami psychicznymi, jak i uznanych malarzy, w tym Władysława Hasiora Romana Opałki i Pawła Althamera.
Co ciekawe, tych dzieł nie podpisano i przemieszano je ze sobą, układając w logiczny schemat, zgodnie z kierunkami poruszania się po galerii. Stąd wzięła się nazwa wystawy – Palindrom. To słowo brzmiące tak samo czytane od lewej do prawej i od prawej do lewej. Organizatorzy założyli, że konfrontacja zaproszonych artystów zdrowych z artystami u progu choroby psychicznej i osobami o wyraźnych zapędach twórczych, pozostających pod obserwacją oraz dużym wpływem leków psychotropowych będzie co najmniej ciekawa. Nie pomyli się.
Przemykający między rzeźbami, szkicami, notatkami i makietami różnych myśli widzowie często zatrzymywali się przy upatrzonych przez siebie dziełach, skupiając na nich swój wzrok. Nie było faworytów ani wyróżniania kogokolwiek. Sztuka zatryumfowała nad chorobą.
Jak skomentowała oglądająca wystawę Elżbieta Tęgowska, która sama jest malarką, wymieszanie obrazów osób zdrowych z chorymi okazało się bardzo intrygującym pomysłem, który urozmaicił podziwianie prac: – Jeśli ktoś ma jakiekolwiek problemy psychologiczne lub psychiczne, to ta wystawa z pewnością może mu pomóc. Choć ja sama przyznam, że mnie niekiedy malowanie frustruje i stresuje, ale taki jest jego urok. Jest jednak trochę jak nałóg. Wciąga i trudno się od niego oderwać.
Natomiast Aleksander Żubrys, który kupuje obrazy i lubi je podziwiać, przyznał, że korciło go by sprawdzić kto jaki obraz namalował. – Przyznam też, że nawet człowiek wprawiony i obyty ze sztuką może się w takiej sytuacji pomylić i uznać obraz amatora za dzieło znanego artysty – dodał. – To bardzo dobrze świadczy o wszystkich tych twórcach. Dzięki temu kontempluje się wszystkie te prace tak samo, nie odrzucając żadnych nazwisk.
Sztuka lekiem na problemy
Jak podkreślali organizatorzy, wystawa jest wynikiem wielu spotkań z samymi artystami, pacjentami, rodzinami, spadkobiercami, kolekcjonerami, prawnikami, terapeutami i psychiatrami. Ten mariaż zaowocował czymś, czego nie spodziewali się ani twórcy, ani osoby przybyłe na wernisaż: zdumieniem. Wiele prac zaskoczyło, inne zaś nie pozwalały oderwać od siebie oczu. Nie można było tylko pochwalić artystów, gdyż dzieła były anonimowe.
Jednym z artystów, którzy tego wieczoru zaprezentowali swoje prace, był malujący od 25 lat Mirosław Śledź z Gdyni, który nie ukrywa, że sztuka jest dla niego najlepszym sposobem na uwolnienie się od codziennych problemów. – Dzięki niej o nich zapominam. Przynajmniej na czas tworzenia – podkreślał. – W dodatku tu każdy artysta jest inny. Ja np. jestem nocnym malarzem. W dzień nie jestem w stanie tworzyć, gdyż wtedy cały czas coś się dzieje. Nocna cisza i spokój bardzo mi pomagają. Jestem znany jako kwadrysta. Upraszczam geometrycznie, tworząc świat z trójkątów, prostokątów oraz trójwymiarowych brył. Wymyśliłem też ostatnio tworzenie cyferkowe. Zacząłem od numeru 1, a już doszedłem do numeru 700 i w ten sposób odmierzam czas. Każdy obraz ma numer, ale ma też swój oddzielny pomysł.
Każda praca jest zaskoczeniem
Prace z wielu zakątków Polski udało się ściągnąć m.in. dzięki wysiłkowi kuratora wystawy Roberta Kuśmirowskiego, który również jest artystą. Jak tłumaczy w rozmowie z „Naszymi Sprawami”, twórców z problemami psychicznymi jest wielu, ale przeważnie nie mają oni tych samych szans na rozwój co artyści bez tych problemów. W dodatku nierzadko tworzą prace na bardzo wysokim poziomie.
– Nazwaliśmy ją Palindrom, by można ją było „czytać” zarówno od jednej, jak i od drugiej strony – zdradza. – Przechodząc dalej można odczytywać kolejne fascynacje i inspiracje. Niekiedy są to prace stworzone tylko po to, żeby do reszty nie zgubić się w tym mocno rozpędzonym świecie. Nie ma już nawet czasu na spotkania z innymi ludźmi, dlatego też wernisaż był także okazją do spotkania się artystów.
Organizatorzy musieli też przełamać nieufność tej części twórców, która bała się wyśmiania lub wykorzystania ich chorób psychicznych do własnych celów. Kuśmirowski nie ukrywa, że trzeba było dużo taktu i uszanowania ich problemów, by udało się ściągnąć ich prace do Sopotu. – A to są przecież normalni, pełnoprawni artyści, którzy również zasługują na wielkie wystawy. Czasami tylko przekształcają rzeczywistość w niezrozumiały dla nas sposób, ale przez to jest to właśnie fascynujące – dodaje. – Każda praca na tej wystawie jest zaskoczeniem, a ich autorami są wspaniałe osoby. Nie znamy ich, nie wiemy czyja jest dana praca. Planujemy jednak w przyszłości stworzyć ich katalog, dzięki czemu każdą z nich będzie można zidentyfikować.
„Palindrom” przedstawia niemal 1000 prac blisko setki artystów. Wystawę będzie można oglądać do 16 sierpnia.
Mikołaj Podolski
Sztuka jest koniecznością
O unikalności wystawy „Palindrom” oraz wpływie sztuki na leczenie osób chorych psychicznie z psychiatrą Magdaleną Tyszkiewicz rozmawia Mikołaj Podolski.
– Czy taka wystawa jest czymś niezwykłym na skalę krajową, a może i światową?
– Przed wojną oglądałam wiele wystaw we Lwowie, w Krakowie i w Warszawie, zaś po wojnie skończyłam psychiatrię i oglądałam je już na całym świecie. Zajmuję się psychopatologią ekspresji i arteterapią, czyli wspomaganiem leczenia farmakologicznego chorych psychicznie i nerwowo poprzez zajęcia terapeutyczne z zakresu malarstwa, rysunku, śpiewu, teatru i przede wszystkim literatury. Działam w tym od lat i muszę przyznać, że takiej wystawy jeszcze nie widziałam. Jest wielkim ukłonem w kierunku osób z problemami psychicznymi.
– Czy sztuka w wykonaniu osób z problemami psychicznymi jest trudnym tematem?
– Przede wszystkim jest absolutną koniecznością dla ludzi tego typu. Przydaje się też spokojnym depresantom, którzy mają jakieś zmartwienia. Sztuka jest potężnym orężem.
– Jak Pani ocenia wystawę „Palindrom”?
– Tu jest około 1000 prac. Artystów wykształconych w tym kierunku jest niewielu, najwyżej 15. Reszta to amatorzy. Ale dobrzy amatorzy. Sama „dostarczyłam” tutaj kilku malarzy, którzy są chorzy psychicznie, ale dzięki temu tworzą inaczej. To dla nich pewien sposób na życie i rekompensatę tego, co się straciło.
– Czyli poprzez sztukę można wyzwalać się z choroby?
– Można! I można zmieniać swój warsztat. Człowiek może przez chorobę stracić wszystko, ale dzięki sztuce dalej może się rozwijać, nie mając niczego. Staje się człowiekiem kultury. On ją tworzy i pociąga w tę stronę również innych.
Data publikacji: 30.06.2015 r.