Dariusz Wojciechowski
Dariusz Wojciechowski od zawsze marzył o fotografii. Nagła choroba jednak prawie całkowicie pozbawiła go wzroku. Trzy lata temu fotograf prawie całkowicie stracił wzrok. To skutek zespołu Vogta – Koyanagi – Harady.
– Diagnoza była bardzo odważna, gdyż ta choroba atakuje Azjatów. Ja okazałem się bardzo szczególnym przypadkiem klinicznym. Wiele wskazuje na to, że jestem jedynym białym człowiekiem, którego dotknęła ta choroba. Stąd też wynikały problemy z jej zdiagnozowaniem. Jest to choroba autoimmunologiczna, powodująca zapalenie błony naczyniowej siatkówki. Choć w pełni uleczalna, niestety w moim przypadku zmarnowano wiele czasu, którego już nie można było odzyskać – wyjaśnia Wojciechowski.
– Co więcej, okazałem się pacjentem lekoopornym, a choroba dalej postępowała. Do tej pory przeszedłem dodatkowo siedem operacji, w obu oczach mam wstrzyknięty olej, który choć powstrzymuje moją siatkówkę od odwarstwienia, to jednak pogarsza mój wzrok. Gdy grubość siatkówki normalnego człowieka wynosi około 200 mikrometrów, moja na skutek stanu zapalnego miała grubość 2200 mikrometrów. Widzę tylko na lewe oko i to tylko w czterech procentach – dodaje.
Nie porzucił jednak swojej pasji. Utracony zmysł zastąpił swoją wyobraźnią i wciąż jest w stanie robić zdjęcia. Do podtrzymania zainteresowań skłonił go spontaniczny spacer, na który wziął ze sobą aparat i zrobił kilka zdjęć.
– Odkryłem fotografię zupełnie na nowo. Jest to coś innego niż wtedy, gdy widziałem. A satysfakcja jest dużo większa – przyznaje artysta.
Pierwszym zdjęciem zrobionym po utracie wzroku był obraz drzewa we mgle. Artysta jest w stanie uchwycić także inne detale natury.
Zdjęcia, które robi niewidomy fotograf, wymagają zaangażowania pozostałych zmysłów. Dariusz Wojciechowski podkreśla, że znalezienie tej idealnej fotografii nie jest proste, ale praca z aparatem daje mu wiele satysfakcji.
– Pomimo tego, że się nie widzi, w jakiś sposób można podchodzić do świata, można realizować siebie. Jednym z przykładów jest zdjęcie trzmiela. Nasłuchiwałem, na którym kwiatku wyląduje i próbowałem zrobić jego zdjęcie, co mi się udało.
Jak ta praca wygląda od strony technicznej? Dariusz Wojciechowski widzi nieznacznie tylko na lewe oko, jednak rozpoznaje obiekty, obok których przechodzi.
– Widzę jakieś plamy. Wiem, co to jest, bo na przykład przechodziłem koło jakiegoś drzewa. Chcę sfotografować to drzewo, więc wycofuję się na jakąś odległość, przez obiektyw próbuję wykadrować obraz, ustawiam kompozycję, nasłuchuję aparatu, który wyłapuje ostrość – „zapika”, że ta ostrość już jest i wtedy robię zdjęcie.
Swoje wystawy zdjęć uzupełnia o wiersze, które także tworzy sam sam.
– Nieraz bywa tak, że piszę wiersz do zdjęcia, a nieraz robię zdjęcie do wiersza – mówi autor. – Staram się być człowiekiem pogodnym, pełnym optymizmu i samodzielnym. Pojawiła się dla mnie szansa w postaci terapii komórkami macierzystymi. Niestety, taka terapia jest dostępna tylko komercyjnie i kosztuje 130 tys. zł. Jest to kwota dla mnie do nieosiągalna Do tego dochodzą jeszcze koszty podróży, leków immunosupresyjnych, hoteli.
Dariusz Wojciechowski jest podopiecznym Stowarzyszenia „Warto jest pomagać”.
Oprac. em/, fot. Zofia Popielecka / Radio Zachód
Data publikacji: 23.04.2022 r.