Sztuka rehabilitacji. Teraz American Dream

Sztuka rehabilitacji. Teraz American Dream

Jesteś najlepszy na Time Square. Nie, jesteś najlepszy na świecie - to słowa, które Mariusz Kędzierski najmilej wspomina z wrześniowej wizyty w Nowym Jorku. 24-latek poleciał tam, ponieważ marzy o wystawie swoich prac w galerii na Manhattanie. Inspiruje jako artysta i mówca motywacyjny. Można się o tym przekonać m.in. dzięki projektowi „Żyjąc bez rąk".

Intensywne poszukiwania galerii oraz rysowanie – tak w wielkim skrócie wyglądał niemal dwutygodniowy pobyt Mariusza Kędzierskiego w Nowym Jorku. 24-latek specjalizuje się w hiperrealizmie, najczęściej tworzy portrety. Przekonał się, że amerykański rynek jest niezwykle trudny dla artystów. Wprawdzie działa tam bardzo dużo galerii, ale zaistnieć też chce wiele osób.

– Z taką klasyczną sztuką prawie się nie spotkałem, poza fotografią. Nie wiem, czy pracą można nazwać stertę porozrzucanych ubrań, ale ludzie przyglądali się i podziwiali. Trafić na kogoś, komu to, co ja robię się spodoba, będzie trudno – mówi rysownik, który urodził się z wadą rozwojową przedramion. Nie wie, jak blisko jest spełnienia marzenia. Wysłał i cały czas wysyła zgłoszenia do organizatorów wystaw. Musi cierpliwie czekać na kontakt. Może to nastąpić za kilka lub kilkanaście tygodni.

Rysowanie bez barier

Mariusz Kędzierski zaprezentował w Nowym Jorku swój talent. Jednak nie obyło się bez problemów. – Wcześniej dowiedziałem się, że na Time Square są specjalnie wyznaczone strefy dla artystów. Miałem problem ze znalezieniem wolnego miejsca, ale się udało. Kawałek tzw. zielonej strefy był dostępny, więc tam się rozłożyłem – opowiada. Przyznaje, że momentami jego praca wzbudzała bardzo duże zainteresowanie. Usłyszał mnóstwo komplementów i pochwał. Zazwyczaj ma problem z przyciągnięciem uwagi przechodniów. Jest cichy, nie zabiera ze sobą żadnego sprzętu grającego.

Wyprawa do Nowego Jorku doszła do skutku dzięki wsparciu Przenośne.pl. – To sklep i blog, który porusza tematy różnego rodzaju urządzeń do ładowania sprzętu elektronicznego, baterii itp. Akcja „Naładuj się pozytywnie”, której jestem ambasadorem, też ma ładować, ale ludzi – opisuje.

W 2015 r. uruchomił projekt „Mariusz Rysuje”. Jego celem było inspirowanie ludzi poprzez sztukę. Początkowo tworzył tylko we Wrocławiu. Z czasem zorganizował wyprawę po Europie. W ciągu siedemnastu dni pokonał z ekipą filmową blisko 12 tys. km. Odwiedził Berlin, Amsterdam, Londyn, Paryż, Barcelonę, Marsylię, Wenecję, Rzym oraz Ateny. Rysował na ulicach tych miast, ale nie doczekał się materiału filmowego.

W sierpniu br. rozpoczął realizację projektu „Żyjąc bez rąk”. – Zainwestowałem troszkę w sprzęt. Postanowiłem, że sam będę nagrywał to, co robię, z jakimi wyzwaniami muszę się zmierzyć i jak spełniam swoje marzenia. Chcę pokazać ludziom, że można, jeśli bardzo się chce – mówi. Filmiki są dostępne na YouTube.

Droga do perfekcji

Rysownik urodzony w Świdnicy został już doceniony na arenie międzynarodowej. Cztery lata temu w Wiedniu zajął drugie miejsce w konkursie organizowanym przez Global Art Agency „Best Global Artist Award Winter 2013″. Wzięło w nim udział 150 artystów z całego świata. – Jestem wdzięczny, że mając niespełna 21 lat, spotkał mnie taki zaszczyt i zostałem wyróżniony. Jednak gdyby to było takie ważne, to podejrzewam, że moje prace kosztowałby bardzo dużo, nic bym nie robił, tylko czekał aż ktoś je kupi – mówi.

Rysował od trzeciego do dwunastego roku życia. Później nastąpiła dłuższa przerwa. Pod koniec 2008 r. przeszedł kolejną operację. Po niej postawił na rysowanie jako formę rehabilitacji. Robił szybkie postępy, zaczął udostępniać prace w Internecie. Jednak wówczas nie informował odbiorców o swojej niepełnosprawności.

Na rozwijanie umiejętności rysowniczych poświęca standardowo 4-5 godzin dziennie. Nigdy się nie spieszy. Stara się dopieścić każdy detal. Wprowadza jak najwięcej szczegółów do swoich prac, żeby były jak najbardziej realistyczne. – To jest tak jak w szkole, nauka, nauka i jeszcze raz nauka. Czasami wygląda to mniej praktycznie, bo skupiam się na teorii. Czytam lub poszukuję w Internecie współczesnych artystów, którzy zajmują się podobną działalnością – opisuje.

Akcja motywacja

Kiedyś Mariusza Kędzierskiego przytłaczała niepełnosprawność. Jako szesnastolatek był o krok od samobójstwa. Uratował go telefon od przyjaciela. Dziś motywuje innych ludzi. Dodaje im wiary we własne siły. Przekonuje, że bariery są przede wszystkim w głowie.

Jako mówca motywacyjny zaczął występować wkrótce po maturze. Na egzamin dojrzałości z języka polskiego był dobrze przygotowany, ale nie wspomina go miło. – Stres mnie zjadł do tego stopnia, że miałem trudności z wydobyciem z siebie dźwięków, ale jakoś tam się udało zdać. Wyszedłem z sali tak zmęczony jak po kilku godzinach spędzonych na siłowni lub bardzo długim biegu – opowiada.

Uznał, że więcej do podobnej sytuacji już nie dopuści. Zaczął ćwiczyć występowanie. Mówił przed lustrem, uczył się tekstu na pamięć i sporo czytał. Po trzech miesiącach wpadł na pomysł, żeby młodzieży opowiadać swoją historię. W pięciu szkołach w Świdnicy zostawił ofertę. Pozytywną odpowiedź dostał z jednej. Na pierwszym wystąpieniu miał pełną aulę słuchaczy.

– Myślałem, że dyrektor zgodzi się na przyjście jednej czy dwóch klas, a pojawiły się wszystkie, łącznie ok. 300 osób. Zestresowałem się, ale już nie tak bardzo jak na maturze. Było to dla mnie bardzo duże wyzwanie jak na pierwszy raz – wspomina. Wtedy poradził sobie bardzo dobrze. Wkrótce otrzymał kolejne zaproszenie, później już ruszyło niemal lawinowo.

Pisanie historii

W lipcu 2016 r. Mariusz Kędzierski był prelegentem podczas Global Initiatives Symposium in Taiwan. Drogę do Tajpej otwarły mu krążące po Internecie materiały. Później telewizja z Tajwanu przygotowała krótki reportaż, bez wiedzy samego zainteresowanego. – Po tym materiale napisała do mnie jedna z organizatorek tego wydarzenia. Przesłała zaproszenie, a mnie szczęka opadła. Dowiedziałem się, że w pewnym sensie stworzę historię, wystąpię tam jako pierwszy Polak. Nie zastanawiałem się już dłużej, postanowiłem wykorzystać szansę – opowiada. Na Tajwanie przebywał 6 dni. Godzinne wystąpienie w języku angielskim miał na zakończenie sympozjum. Przemawiał do kilkuset osób, w tym studentów, wykładowców, polityków oraz dziennikarzy. Reagowali śmiechem i łzami wzruszenia. Dokładnie tak jak odbiorcy na spotkaniach w Polsce.

Inspiruje go Nick Vujicic. Niewiele już pamięta ze spotkania z nim w 2015 r. w Poznaniu. Był bardzo roztrzęsiony. Nie wiedział, czy będzie w stanie swobodnie wypowiedzieć się po angielsku. – Na rozmowę były przeznaczone jakieś dwie minuty. Pani, która tłumaczyła, robiła to bardzo powoli. W pewnym momencie zacząłem ją poganiać wzrokiem. Nick bardzo się ucieszył, kiedy zobaczył zrobiony dla niego portret. Bardzo mu się podobał – wspomina 24-latek. Spełnił swoje marzenie, skupia się na kolejnym. One podobno są na wyciągnięcie ręki.

Zobacz galerię…

Marcin Gazda
fot. archiwum Mariusza Kędzierskiego
Data publikacji: 09.10.2017 r.

Udostępnij

Zachęcamy do zapisania się do Newslettera

Przeczytaj również