Unikatowe piękno

Unikatowe piękno

To już po raz 16. Muzeum Żup Krakowskichw Wieliczce i Fundacja Sztuki Osób Niepełnosprawnych z Krakowa zorganizowały plener malarski.

Tym razem artyści z niepełnosprawnością przez dwa dni (5-6 września) malowali w Wieliczce oraz Powroźniku -cerkiew św. Jakuba Młodszego, Kwiatoniu – cerkiew św. Paraskiewy i Brunarach Wyższych – cerkiew św. Michała Archanioła. Wymarzona na plener piękna, słoneczna pogoda, bezbłędna organizacja i unikatowe obiekty do namalowania – wszystko to sprawiło, że uczestnicy pleneru z żalem opuszczali okolice Krynicy i szlak architektury drewnianej.

– Od początku staramy się poszerzać teren inspirujący artystów, przede wszystkim o zabytki wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO – mówi Barbara Tworzydło z Muzeum Żup Krakowskich, organizator pleneru. Do tej pory byliśmy w Zamościu i Bardejowie a od dwóch lat krążymy wokół zabytków architektury drewnianej. Wszystkie odwiedzane przez nas cerkiewki zostały w ubiegłym roku, wraz z Zamkiem Żupnym, wpisane na listę UNESCO i ten fakt nas zainspirował. W naszych pierwszych plenerach brało udział nawet 120 osób, ale niestety z roku na rok możliwości finansowe są mniejsze. Na tym plenerze gościmy 40. artystów ze Słupska, Łodzi, Radwanowic, Piekar Śląskich, Katowic i Krakowa, na ogół współpracujących z Fundacją Sztuki Osób Niepełnosprawnych.

Pierwszy dzień pleneru…
…rozpoczął się rankiem na terenie Zamku Żupnego i na III poziomie kopalni soli w Wieliczce. Artyści mieli kilka godzin na wykonanie swoich prac, choć niewielu zapewne może mówić o dziele skończonym. W zależności od stosowanej techniki, stopień zaawansowania prac był różny, a zresztą – każdy ma swój indywidualny styl pracy; jedni robią tylko szkice, innych zadowoli precyzyjne sfotografowanie obiektu aby później w pracowni spróbować na tej podstawie malować. Są też oczywiście artyści na tyle biegli w obranej technice – na ogół akwarela lub rysunek – że kończą swe prace na miejscu.
Jeszcze tego samego dnia autokar przewiózł uczestników do Powroźnika, pod cerkiew św. Jakuba Młodszego. Trudno pisać o pięknie architektonicznym tej wyjątkowej budowli. Powstała około 1600 roku i jest najstarszą w tej części Karpat, dobitnym przykładem bogactwa kultury łemkowskiej. Ściany i strop zakrystii pokrywa w całości przepiękna polichromia datowana na rok 1607, unikatowe są również XVII-wieczne ikony „Opłakiwanie Chrystusa” czy „Sąd Ostateczny” i pochodzący z tego samego okresu ikonostas. Według słów kościelnego cudowną mocą odznacza się zachowany od 1615 roku zaledwie stukilowy dzwon, potrafiący jednak do dziś swym dźwiękiem rozpędzić burzowe chmury… Z przyczyn oczywistych plenerowych artystów inspirowała sama bryła cerkwi, typowa dla kultury łemkowskiej.
Obok sągu nagromadzonego drewna szkicował Adam Mielnik. Maluje od 20 lat, rysuje od dziecka. Z zawodu geodeta, od wielu lat na emeryturze, ma 88 lat. Jak mówi, urodził się w czasie majowego zamachu Piłsudskiego czyli w 1926 roku. Jako młody chłopak został żołnierzem AK, ma wiele ciekawych wspomnień. Pan Adam absolutnie nie wygląda na swe lata i wpędza tym ludzi w kompleksy…
– Jestem miłośnikiem piękna w ogóle, a przyrody i kobiet w szczególności. Kocham wszystko co żyje i jest piękne. Każdy obraz to wynik zapotrzebowania duszy. Tutaj mamy do czynienia z pięknem zaklętym w drewnie, to coś wspaniałego…Moim zadaniem jest rzucić to na papier, przekazać innym, szczególnie młodym, bo oni nie widzą, nie patrzą, przechodzą obojętnie. Dla nich ważna jest tylko konsumpcja – dlaczego? Mam w planach jeszcze wiele do zrobienia. Ostatnio fascynuje mnie temat kosmosu, miałem już dwie wystawy z tego cyklu w Krakowie. Chciałbym też namalować rajski ogród, oczywiście z Adamem i Ewą, ale przede wszystkim z moją wizją tamtejszych roślin.

Nocleg…
…przewidziany był pod Krynicą, w agroturystycznym gospodarstwie znakomicie prowadzonym przez ród Gawęckich. Trzech braci wraz z żonami i dorosłymi już dziećmi zajmuje się rodzinnym interesem – Gawęcówką. Na podwórku można zobaczyć niecodzienny widok – skromny pomnik matki postawiony jej przez synów.
– Gospodarstwo agroturystyczne założyła już na emeryturze nasza mama – mówi Jan Gawęcki. My pracowaliśmy wtedy w kopalniach na Śląsku. Mama była bardzo zaradna i wpajała nam chęć działania i otwartość na ludzi. Kiedy tu wróciliśmy, przejęliśmy interes i rozwinęliśmy go. Mama zostawiła nam proste przesłanie – „Zgoda buduje, niezgoda rujnuje” i tego się trzymamy, a największą zapłatą jest dla nas serce naszych gości, którzy często do nas wracają.

Tuż po śniadaniu…
…autokar wyruszył do Kwiatonia. Tamtejsza cerkiew św. Paraskiewy jest również łemkowskim zabytkiem grekokatolickim obecnie używanym jako kościół rzymskokatolicki, podobnie jak pozostałe cerkwie. Pochodzi z 1700 roku i zbudowana została na planie złożonym z trzech kwadratów: prezbiterium, nawy i tzw. babińca. Trójdzielność budowli, wyraźna jest w bryle, która wznosi się od najniższego prezbiterium, przez wyższą nawę po dominującą nad całością wysmukłą i wysoką wieżę. Uznawana jest za jeden z najpiękniejszych obiektów tego typu na ziemiach polskich.
Najazd artystów sprawił, że okolica stała się jeszcze bardziej malownicza; porozkładani ze swymi akcesoriami w różnych miejscach tworzyli iście bukoliczny obrazek. Był też czas na rozmowy…
Małgorzata Chwiałkowska z Krakowa, malarz, architekt, grafik:
– Cała moja miłość przeszła do malarstwa. Kiedy maluję mam poczucie pełnego szczęścia. Jestem od lat zaprzyjaźniona z Fundacją i ludźmi z jej kręgu. To są wyjątkowe osoby mające nieprawdopodobną wrażliwość, inną uczuciowość, którą przekazują malując. To naprawdę inne działanie niż malarza profesjonalisty. Jestem zafascynowana tą wrażliwością i umiejętnością przełożenia jej na formę.
Piotr Dudek z katowickiej grupy Twórcownia-Format:
– Plener poświęcony cerkwiom Małopolski to dla mnie niesamowita atrakcja, to duże wyzwanie malarskie. Sama możliwość zobaczenia tych cerkwi jest dla mnie bardzo cenna, bo sam prawdopodobnie nigdy bym tu nie dotarł. Dzięki Fundacji i Muzeum mam taką okazję. Na takim plenerze najwygodniej posługiwać się kredką akwarelową, którą można potem rozprowadzić wodą intensywniej lub delikatniej. W Twórcowni poznałem wszystkie dostępne techniki malowania, także te wymagające więcej czasu jak technika olejna.
Ewa Pilarz przyjechała z Piekar Śląskich, z zawodu jest położną, choć obecnie nie pracuje z uwagi na niepełnosprawność biodra:
– Malarstwo jest dla mnie remedium na życie codzienne. Lubię to robić i bardzo jestem zadowolona, że tu przyjechałam; mam nadzieję, że zdrowie mi pozwoli przyjeżdżać na takie plenery co roku. Kiedy mam problemy ze spaniem lub bólem, a zdarza się to często, to biorę się za malowanie. Zawsze to lubiłam, ale wcześniej nie miałam ani czasu, ani takiej potrzeby. Teraz, kiedy maluję – nie czuję bólu. Poza tym lubię przebywać w towarzystwie, nie zamykam się w czterech ścianach i oby mi jak najdłużej sprzyjała twórcza wena.
Alicja Kondraciuk to barwna i łatwo rozpoznawalna postać Fundacji:
– Właściwie zajmuję się teatrem, to moje pierwsze i najważniejsze zadanie w Fundacji. Najwięcej można dać z siebie na scenie jako aktor czy reżyser, ale zainteresowała mnie także scenografia. Pewne obrazy, które się człowiekowi jawią chciałoby się utrwalić. Nie jestem portrecistką, nie umiem malować architektury, natomiast świetnie mi wychodzą kolorystycznie i w formie wszelkie detale sceniczne. W związku z tym moje malarstwo na pewno nie jest figuratywne, a bardziej abstrakcyjne. To mnie bawi, ale nade wszystko cenię sobie pracę z ludźmi. Jeżeli ktoś posiada choćby małego ducha artyzmu, to musi zarażać tym innych. Praca z ludźmi i dla ludzi daje największą satysfakcję. Moją pasją jest teatr a ten ma od zarania swoje zadanie do wykonania. W starożytności poeta był słuchany tak, jakby przemawiał przez niego bóg. Sztuka, słowo powinny wychowywać. Dlatego zastanawiam się nad rolą współczesnej sztuki, która daleko odeszła od tego zadania. Pikietowałam przed Teatrem Starym przeciwko wystawieniu Golgoty-Picnic, bo to jest antysztuka. Uważam, że – tak jak w naszej Fundacji – trzeba pokazać ludziom drogę do kształtowania własnej osobowości poprzez sztukę, a także do integracji.

Następny etap…
…to Brunary Wyżne i cerkiew św. Michała Archanioła. Jest jedną z największych, powstała w XVIII wieku. To właśnie obok tej cerkwi doszło do niecodziennego spotkania. Na trawie siedziała mała dziewczynka malująca…
nogami. Na imię miała Martynka. Wzbudziła natychmiastowe zainteresowanie, ale jak się okazało, jej obecność w tym miejscu wcale nie była przypadkowa. Jednym z uczestników pleneru był Stanisław Kmiecik, który urodził się bez rąk i jest dziś jednym z najbardziej znanych artystów malujących nogami. Jego żona Monika Woszczyńska-Kmiecik opowiada:
– Trzy lata temu dowiedzieliśmy się, że tu w okolicy urodziła się dziewczynka z niedorozwojem obu rąk. Nie udało nam się nawiązać kontaktu z jej rodzicami, dopiero dzisiaj, po trzech latach, doszło tutaj właśnie do pierwszego spotkania. Teraz już pójdzie z górki. Dziecko czuje się pewniejsze jak widzi kogoś podobnego i dobrze sobie radzącego. Ta mała już zwróciła uwagę, że mój mąż prowadzi samochód nogami. Nasza filozofia jest taka: nie sztuka jest dać protezy; najważniejsza jest inwestycja w edukację i zlikwidowanie barier we własnym domu i otoczeniu. Często jeździmy po Polsce z wystawami i pokazami. Zawsze staramy się w tych miejscach poszukiwać ludzi będących w tej samej sytuacji co mój mąż. Chcemy dać im motywację, powiedzieć, że jak się chce, to wszystko jest możliwe. Rodzicom małych dzieci z takimi wadami od urodzenia, staramy się doradzić, wskazać co jest ważne, czego należy unikać, co robić aby dziecku ułatwić start w dorosłość, jak go nie stygmatyzować i nie zaznaczać od dzieciństwa kalectwem.
Stanisław Kmiecik mówi o sobie: – Maluję chyba od momentu jak się urodziłem, to znaczy od 43 lat. Pierwsze prace powstawały w przedszkolu… A tak na poważnie, to jestem członkiem światowego związku zrzeszającego 800. artystów z ponad 80. krajów malujących ustami i nogami. Udzielam się też trochę charytatywnie, współpracuję z galerią Stańczyk i z Fundacją. Jestem na takim plenerze po raz trzeci, a tak się śmiesznie składa, że pochodzę z tych okolic, spod Nowego Sącza. Mam tu mnóstwo znajomych, znam te drogi i cerkiewki, ale – ciekawa sprawa – nigdy dotąd ich nie malowałem. Bardzo lubię kolor i pejzaż jest dla mnie tylko pretekstem. Architektura mnie nie interesuje, bo jestem przede wszystkim malarzem, nie rysownikiem. Chociaż ostatnio wracam do dziecięcych lat; zainteresowały mnie kredki i pastele olejne. Wymyśliłem sobie nową technikę kombinowaną cienkopis-kredki-pastel. Bawię się tym, dopóki mnie nie znudzi. Chodzi o to, aby malowanie sprawiało przyjemność, bo jak nie sprawia, to lepiej znaleźć sobie inne zajęcie…
Na plenerze zauważalna była też grupa niepełnosprawnych zawsze trzymająca się razem. To uczestnicy WTZ Fundacji im. Brata Alberta z Radwanowic. Barbara Gałczyk, instruktor i opiekun tej grupy mówi: – Tę czwórkę często gdzieś zabieramy, bo wyróżniają się swymi zdolnościami. Zresztą z wielu względów nie mogliśmy zabrać więcej osób. U nas każdy uczestnik przechodzi przez różne pracownie, ale jak zainteresuje się np. malarstwem, to ma możliwość częstszego kontaktu z taką pracownią. Ta grupa lubi rysować, bardzo lubią te wyjazdy. To jest im bardzo potrzebne, poznają innych ludzi i nowe techniki malarskie. Zwieńczeniem jest wystawa, która zawsze stanowi dla nich ogromne wyróżnienie. Mają swój specyficzny świat, często bardzo oryginalny i myślę, że tym się powinni chwalić. Niektórzy z nich mieli już swe indywidulane wystawy jak Krzysztof Sieprawski nazywany radwanowickim Nikiforem.
Jedną z najmłodszych uczestniczek pleneru była absolwentka ASP, stażystka Fundacji Anna Kwiatek, szybko i wprawnie szkicująca fragmenty cerkiewek, aby na tej podstawie złożyć później całość planowanego obrazu.
Pożegnanie z łemkowską przeszłością łatwe nie było… Jeszcze tylko wizyta w Muzeum Pszczelarstwa, kolejny posiłek w Gawęcówce i powrót do Krakowa. W listopadzie następne spotkanie – tym razem na poplenerowej wystawie, bo każdy z uczestników ma obowiązek dostarczyć organizatorom po cztery prace. Najlepsze zobaczymy na ekspozycji w Wieliczce.

Zobacz galerię…

Tekst i fot. Marek Ciszak

Data publikacji: 10.09.2014 r.

Udostępnij

Zachęcamy do zapisania się do Newslettera

Przeczytaj również