Berlin znajduje się zaledwie 70 km od granicy z Polską. Dzięki autostradzie z Wrocławia do stolicy Niemiec można dojechać zdecydowanie szybciej niż do Warszawy. Postanowiliśmy któregoś dnia wybrać się na jednodniową wycieczkę do tego fascynującego miasta.
Kilka miesięcy wcześniej byliśmy w Egipcie, więc zapragnęliśmy uzupełnić swoje wrażenia i wiedzę o spotkanie z wizerunkiem jednej z najpiękniejszych kobiet w historii świata – Nefretete. W Berlinie znajdują się bogate zbiory sztuki starożytnej. Jak tam trafiły i czy tam powinny zostać to drażliwa kwestia, która dzieli nie tylko historyków. Faktem jest, że Niemcy potrafili o te skarby ludzkości zadbać niezwykle pieczołowicie i nie trzeba jechać do północnej Afryki, by móc je podziwiać.
Polska jest krajem członkowskim Unii Europejskiej, strefy Schengen, więc przekraczanie granicy odbywa się wręcz niezauważalnie. Pamiętam, jak przekraczałam granicę polsko-niemiecką 1 maja 2004 r. – w pierwszym dniu przynależności Polski do Unii Europejskiej. Niemcy przyjaźnie witali Polaków, przepuszczali polskie autokary i samochody bez kolejki. Doczekaliśmy czasów, gdy nasza zachodnia granica nie jest punktem zapalnym, a otwartą bramą na świat.
Droga do Berlina jest dobrze oznakowana, a informacje o toaletach dostosowanych dla osób niepełnosprawnych pojawiają się na trasie w miarę…potrzeby.
Berlin wita nas deszczem. Szaruga nie odstrasza turystów. Miasto przyciąga wieloma atrakcjami, pozostałościami zawirowań historycznych i europejskim urokiem. Mijamy Bramę Brandenburską. To jeden z charakterystycznych symboli miasta, zaprojektowany przez architekta z Kamiennej Góry Carla Gottharda Langhansa. Pewnie wielu z nas zna tę budowlę z filmów, zdjęć. Warto spojrzeć wysoko, bo szczególnie piękna jest kwadryga wieńcząca Bramę. Zabytek znajduje się na niemieckich rewersach monet eurocentów jako symbol zjednoczenia państwa niemieckiego.
Docieramy do Wyspy Muzeów (Museumsinsel) – dużego kompleksu muzealnego znajdującego się w północnej części wyspy na rzece Szprewie. Przed wiekami była tu bagnista łąka. Przed Muzeum Pergamońskim (Pergamonmuseum) bez trudu znajdujemy oznakowane miejsce parkingowe dla osób niepełnosprawnych. Posiadanie karty blue badge upoważnia do bezpłatnego parkowania przed Muzeum. Ulgowy bilet dla osoby niepełnosprawnej kosztuje 4 euro, na miejscu można wypożyczyć wózek inwalidzki. Dostępne są również audioprzewodniki w języku angielskim (półgodzinne nagranie).
Muzeum Pergamońskie wybudowane zostało w latach 1910-1930 przez Ludwiga Hoffmanna według planów Alfreda Messela. Powstało ono jako ostatnie z pięciu gmachów muzealnych na Wyspie Muzeów. Jeden dzień to za mało, by zwiedzić całą wyspę.
Muzeum to słynie z bogatych zbiorów sztuki starożytnej i na początku zwiedzamy sale z imponującymi rzeźbami hellenistycznymi. Patrząc w kamienne, nieruchome twarze ma się wrażenie, że wyrażają różne emocje. Powstały z zachwytu nad urodą i pięknem ludzkiego ciała, ale tajemnica ich harmonii zawiera również odwieczną, ludzką chęć stworzenia czegoś nieśmiertelnego lub przynajmniej trwałego. Misternie wyrzeźbione mięśnie, gesty uchwycone niemal w ruchu, postacie dumne, zdające się mieć nadludzką siłę, a przecież stworzone ludzką ręką. Ale nie zwyczajna to ręka. Ręka artysty, który posiadł dar ożywiania kamienia. Pigmalionie, Galatea ożyła.
Muzeum zawdzięcza swoją nazwę ołtarzowi z Pergamonu. To imponująca rekonstrukcja budowli poświęconej Zeusowi i Atenie. Wielu zwiedzających przysiada na jego stopniach, by kontemplować lub odpocząć. Rzeźby zdobiące tzw. Mały Fryz przedstawiają historie z życia Telefosa, syna Heraklesa uważanego za mitycznego założyciela Pergamonu. A przedstawiają je z niezwykłym realizmem – można dostrzec fałdy szat, wyraz twarzy postaci, niemal słychać tętent końskich kopyt!
Trzeba też koniecznie zobaczyć Bramę Isztar z Babilonu wzniesioną za panowania Nabuchodonozora II, który panował w latach 605-562 p.n.e. Była północną bramą miasta, otwierającą tzw. drogę procesyjną do świątyni Marduka. Na niebieskim tle widoczne są wizerunki zwierząt symbolizujące poszczególne bóstwa. Setki turystów codziennie przechodzi przez tę bramę, podziwiając zarówno kunszt starożytnych budowniczych, jak i pieczołowitość współczesnej rekonstrukcji. Isztar była w starożytnej Mezopotamii boginią miłości, zmysłowości, ale również wojny i zemsty. Zaiste, przewrotne połączenie i niezwykła „specjalizacja”, czyniąca z bogini patronkę wszystkiego, co składa się na dzieje ludzi i państw. Nic dziwnego, że jej kult rozpowszechniał się szybko i dotarł nawet do…Polski. Na Kaszubach znana była jako bogini Jastra.
I wreszcie ONA! Królowa, władczyni i kobieta o nieprzemijającej urodzie – Nefretete nazywana czasem „najpiękniejszą berlinianką”. Jej popiersie jest wyeksponowane w osobnej gablocie, za pancerną szybą. Imię królowej – żony faraona Echnatona z XVIII dynastii oznacza „piękna, która przybyła”. To jeden z najsłynniejszych eksponatów Muzeum Egipskiego, które wchodzi w skład Altes Museum. Z jej twarzy bije blask, gracja i spokój. Nawet według współczesnych kanonów piękna oblicze królowej ciągle zachwyca proporcjami i urodą. Popiersie zostało odnalezione w 1912 roku przez niemieckiego egiptologa Ludwiga Borchardta w jednym z warsztatów rzeźbiarskich Totmesa. Jest niezwykle fachowo wykonane, a co zdumiewa jeszcze bardziej to fakt , że było najprawdopodobniej tylko narzędziem do nauki sztuki rzeźbiarskiej. Brak lewego oka może potwierdzać tę tezę, gdyż popiersie mogło być przeznaczone do pokazywania jak rzeźbić oczy.
Władza Nefretete nad Egiptem i mężem musiała być ogromna, skoro na zachowanych płaskorzeźbach przedstawiana jest w pozach i strojach faraonów. Jednak wiemy o niej raczej niewiele. Jej mąż – Echnaton – około 1346 r. p.n.e. przeprowadził przewrót religijny: zamiast czcić panteon bogów, zaczął uznawać tylko jedno bóstwo – Atona. Był więc pierwszym władcą, który wprowadził religię monoteistyczną.
Patrząc na popiersie, możemy się dowiedzieć, że malowała oczy kohlem – arabskim czernidłem, które Egipcjanie uważali nie tylko za środek upiększający, ale i za lek zapobiegający jaglicy i stanom zapalnym spojówek. Jak wiele jej współczesnych kobiet, mocno barwiła usta czerwoną ochrą, a skórę wybielała mazidłami, które prawdopodobnie zawierały trujące związki ołowiowe. Z upływem lat ołów przenikał do tkanek, powodując wiele chorób i dolegliwości lub przedwczesny zgon. Nie wiemy, jak długo żyła, ale tajemniczy wizerunek i ponadczasowa uroda uczyniły ją nieśmiertelną. A przecież o tym najbardziej marzyli starożytni Egipcjanie.
Niedawno pojawiły się opinie, że popiersie egipskiej królowej Nefretete prawdopodobnie liczy nie 3,5 tys. lecz zaledwie 100 lat. Henri Stierlin, szwajcarski historyk sztuki w książce „Popiersie Nefretete- egiptologiczne szalbierstwo?” przekonuje, że wapienna rzeźba pomalowana farbami o żywych odcieniach, wyszła w 1912 r. spod ręki Gerharda Marcksa i powstała na zamówienie samego Ludwiga Borchardta, który wykorzystał znalezione na terenie wykopalisk starożytne pigmenty. Za model posłużyły rzeźbiarzowi inne znane wizerunki Nefretete, a Borchardt dodatkowo wyposażył królową w naszyjnik wzorowany na autentycznym starożytnym artefakcie. Takie sensacje tylko podsycają wyobraźnię i czynią wizerunek Nefretete jeszcze bardziej intrygującym i tajemniczym.
Jeden dzień to na pewno za mało, by zwiedzić takie wielobarwne i budzące tyle skojarzeń miasto jak Berlin. Po opuszczeniu Wyspy Muzealnej, w drodze powrotnej pobieżnie „zaliczamy” kilka znaczących dla tego miasta miejsc: Reichstag – siedzibę Bundestagu, którego szklana, nowoczesna kopuła przyciąga rzesze (czy to aby poprawne politycznie określenie?) turystów, Checkpoint Charlie – po zbudowaniu muru berlińskiego było to przejście graniczne do lepszego świata, świadek bolesnej historii tej części Europy i wieżę telewizyjną (Fernsehturm) przy Alexanderplatz.
Berlin przeżywał swoje wzloty i upadki. Dziś zmienia się bardzo szybko. Plac Poczdamski, na którym powstaje nowoczesne city, nie bez powodu nazywany jest największym europejskim placem budowy. Prace te niewątpliwie stanowią utrudnienie dla kierowców, ale trzeba przyznać, że są przeprowadzane tak, by zminimalizować wszelkie niedogodności. Dobre oznakowanie miasta także bardzo pomogło nam poruszać się po stolicy Niemiec bez większych problemów.
„Wielki, wielki jest Berlin” – pisał Julian Tuwim. I choć ta opinia dotyczy Berlina z roku 1913, to trudno się z nią nie zgodzić i dziś.
Lilla Latus
fot. Marek Hamera