Za granicą, czyli blisko
Od 21 grudnia 2007 roku Polska należy do tzw. strefy Schengen. Jedną z kluczowych zasad określających jej funkcjonowanie jest m.in. zniesienie kontroli osób na granicach wewnętrznych.
W praktyce oznacza to, że podróżując po Europie przekraczamy granice niemal niezauważalnie i czasem tylko dźwięki esemesów informujące o usługach roamingowych pozwalają nam zorientować się, że jesteśmy już poza granicami naszego kraju.
„Zagranica” to już niekoniecznie odległy zakątek świata. Ciekawe miejsca, które możemy zwiedzić nie posiadając paszportu, są naprawdę blisko. Oto kilka przykładów:
Bardejów
(Słowacja, 18 km od granicy z Polską)
To przepiękne miasteczko w północnej Słowacji jest obecnie coraz popularniejszym celem turystycznych wycieczek. Niemal wszystkie biura podróży na południu Polski mają w swojej ofercie wyjazdy do tego malowniczego zakątka. Ja miałam okazję wybrać się do Bardejowa w czasie pobytu w Krynicy Zdroju. Miejscowe biura podróży nie dysponują przystosowanym transportem, ale za to silnymi i życzliwymi kierowcami, którzy pomagają w miarę możliwości. Autokarową wycieczkę rozpoczęliśmy wczesnym popołudniem. Granicę polsko-słowacką przekroczyliśmy w okolicach Muszynki. Przewodnik barwnie opowiadał o Słowacji. To niezwykle ciekawy kraj, który Polacy odwiedzają coraz częściej, doceniając warunki narciarskie, urokliwe miasteczka, dobrą kuchnię i liczne kąpieliska termalne. Niektóre obliczenia wskazują, że to właśnie na Słowacji znajduje się geograficzny środek Europy.
Bardejów przywitał nas spokojem i słońcem, które podkreślało walory kolorowych kamienic w centrum miasteczka. Tutejszą starówką wpisano w 2000 roku na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Wózkowiczom trudno poruszać się po kamienistej nawierzchni rynku, ale wystarczyło trochę samozaparcia i odrobinę pomocy, by móc dotrzeć do najważniejszych atrakcji. Najpierw zatrzymaliśmy się przy okazałym ratuszu. To najstarszy zabytek renesansowy na Słowacji. Warto poświęcić trochę czasu, by przyjrzeć się detalom architektonicznym. Jedna z płaskorzeźb na budynku przedstawia chłopca z głową między nogami i wypiętą pupą. Według legendy miała to być zemsta jednego z rzeźbiarzy za niedotrzymanie uzgodnionych warunków zapłaty. Niezwykle piękne portale, elementy dekoracyjne na szczytach, wejściowy arkier świadczą nie tylko o kunszcie dawnych rzemieślników, ale i o pieczołowitości tych, którzy postanowili o ten zabytek zadbać.
Najważniejszym zabytkiem rynku w Bardejowie jest parafialny kościół św. Idziego (Sv. Egidia) z unikalnym zestawem jedenastu skrzydłowych ołtarzy z lat 1460-1520. Za najcenniejszy uważa się boczny ołtarz Narodzenia Pańskiego powstały w warsztacie Wita Stwosza. Zwraca też uwagę duży obraz przy ołtarzu głównym przedstawiający Jan Pawła II, który podniósł kościół do rangi bazyliki mniejszej. Wnętrze ma niezwykły nastrój. W ławach tej świątyni zasiadali miejscowi wielmoże, kupcy, rzemieślnicy, a nawet kat, gdyż miasto miało prawo miecza, czyli możliwość sądzenia spraw zagrożonych karą śmierci, z prawem jej wykonania. Kamienica kata (dom nr 10) do dziś jest jedną z najokazalszych.
W Bardejowie na uwagę zasługują też pozostałości murów obronnych oraz największy na Słowacji zbiór ikon (w domu nr 27). Są tu też ślady dawnej gminy żydowskiej.
Obok siedziby informacji turystycznej jest mały sklepik z pamiątkami i artykułami spożywczymi. Za zakupy płaciłam złotówkami. Po zwiedzaniu zabytkowej części Bardejowa udaliśmy się do części uzdrowiskowej (Bardejovske Kupele) oddalonej o kilka kilometrów. Nawet w deszczu uzdrowisko zachwycało zabudową, zielenią, architekturą. Wymarzone miejsce dla miłośników spacerów. Na kurację przyjeżdżali tu m.in.: car Rosji Aleksander I, księżniczka Austrii Maria Luiza, cesarzowa Austrii Elżbieta, zwana Sissi. Jej wizyty upamiętnia rzeźba w parku uzdrowiska przed domem leczniczym Astoria. W kompleksie kurortu znajduje się również skansen, kąpielisko letnie i trasa narciarska z wyciągiem.
Bardejów to prawdziwa perełka i miasto idealne zarówno dla tych, którzy poszukują ciekawych śladów historii, jak i dla miłośników wypoczynku w pięknej scenerii.
Görlitz
(Niemcy, nad Nysą Łużycką przy samej granicy z Polską)
Jadąc do Görlitz trzeba najpierw przejechać przez Zgorzelec- bliźniacze polskie miasto. Miałam wrażenie, że to raczej brzydsza siostra. Kilka lat temu miasto robiło dość przygnębiające wrażenie, przytłaczało szarością i ciężką, postkomunistyczną zabudową. Wiem, że w ostatnim czasie wiele się zmieniło i Zgorzelec już nie musi mieć kompleksów sąsiadując z przepięknym Görlitz. Obydwa miasta podzieliła rzeka i historia. Obecnie most łączy je – dosłownie i symbolicznie. Wjeżdżałam do Görlitz z uczuciem narastającego zachwytu i podziwu.
Uczestniczyłam w trzydniowym festiwalu filmowym i organizatorzy zapewnili nocleg w hotelu położonym przy samym rynku w stylowej kamienicy. To chyba jeden z najpiękniejszych hoteli, w jakim kiedykolwiek przebywałam. Pokój był nie tylko dobrze przystosowany dla osób z niepełnosprawnością, ale również urządzony z fantazją, o jaką Niemców bym nie podejrzewała ( np. łóżko z baldachimem i z najprawdziwszą pierzynką!).
Tutejsza starówka to przykład wzorcowej realizacji konserwacji i renowacji zabytkowych budynków. Miasto posiada dwa place rynkowe, uliczki wybrukowane kostką prowadzą do wielu ciekawych miejsc, muzeów, galerii. W biurze informacji turystycznej można otrzymać broszury również w języku polskim, a w jednej z licznych galerii spotkałam Polkę pracującą tu od kilku lat. Miasto już nie dzieli dwóch narodów, a łączy na wielu płaszczyznach.
Na rynku dolnym znajdują się domy patrycjuszy. W najstarszym, mieszczańskim domu niemieckiej, renesansowej sztuki architektonicznej, zwanym Schönhof, pochodzącym z XVI wieku, mieści się Muzeum Śląskie. Pośrodku rynku stoi piękna fontanna Neptuna z XVIII wieku. Do rynku górnego dojdziemy ulicą Brüderstraße. Jest tu m.in.„uliczka zdrajców”. Ta osobliwa nazwa wiąże się z wydarzeniem historycznym. Otóż w 1527 roku niezadowoleni sukiennicy z Görlitz planowali obalić radę miasta. Jednak w dniu spisku zegar na wieży kościoła o siedem minut za wcześnie wybił pełną godzinę, przez co spiskowcy zbyt wcześnie wyszli z ukrycia i wpadli w ręce strażnika. Część z uczestników została stracona, zaś uliczka prowadząca do ich ukrycia została nazwana (ku przestrodze?) „uliczką zdrajców”. Do dziś zegar na wieży kościoła Świętej Trójcy wybija pełną godzinę siedem minut wcześniej, co jest powodem zadziwienia osób będących tutaj po raz pierwszy. No cóż, czas tutaj po prostu płynie inaczej. Na zakupy warto wybrać się do pięknego secesyjnego pasażu handlowego, w którym mieszczą się liczne sklepiki i restauracje.
Ze względu na doskonały stan oryginalnie zachowanych budynków, Görlitz często użyczało plenerów filmom historycznym. Powstawały tu m.in. sceny do oscarowych produkcji: „Bękarty wojny” z udziałem Brada Pitta i „Lektor” z Kate Winslet.
Görlitz to miasto – szczęściarz. Nie dość, że bez szwanku przetrwało II wojnę światową, to od 1995 roku punktualnie z nadejściem wiosny, tajemniczy, anonimowy ofiarodawca przekazuje miastu pół miliona euro z przeznaczeniem na odnowę zabytkowych kamienic. Włodarze wiedzą doskonale, jak te środki wykorzystać. Widać to na każdym kroku.
Jańskie Łaźnie
(Republika Czeska, 20 km od granicy z Polską)
Karkonosze są piękne zarówno po polskiej, jak i czeskiej stronie. A że odwiedziłam ten region jesienią, to nie muszę dodawać, że górski krajobraz zachwycał w sposób zapierający dech w piersiach. Aż chciało się powtórzyć za Jerzym Harasymowiczem: „W górach jest wszystko, co kocham”. Jechałam do Jańskich Łaźni z narastającym przeświadczeniem, że miasto położone tak przepięknie, ale wysoko w górach, nie może być jednocześnie przyjazne osobom mającym kłopoty z poruszaniem się. Jakież było moje zdumienie, gdy zobaczyłam miejscowość, która może stanowić wzorcowy przykład przystosowania górzystego terenu w sposób ułatwiający korzystanie z uroków kurortu osobom z niepełnosprawnościami. Uwagę zwracają wszechobecne podjazdy, zjazdy, zniwelowane krawężniki, gładka nawierzchnia. Nic dziwnego, że ludzie na wózkach inwalidzkich i o kulach to widok tu powszechny. W pensjonacie, w którym się zatrzymałam, było natomiast aż sześć przystosowanych pokoi.
Jańskie Łaźnie leżą u podnóża Czarnej Góry (1299 m n.p.m.), na którą można wjechać gondolową kolejką linową. To jedyne uzdrowisko po czeskiej stronie Karkonoszy, a także drugi najwyżej oceniany ośrodek narciarski w Republice Czeskiej. Tutejsze źródła radioaktywne o temperaturze 30°C wykorzystywane są w leczeniu chorób narządów ruchu, układu krążenia oraz układu nerwowego. Uzdrowisko specjalizuje się w rehabilitacji następstw porażenia dziecięcego. Życie miasta koncentruje się wokół parku i pięknej secesyjnej kolonady zbudowanej w końcu XIX wieku. W środku znajduje się kawiarnia i sala widowiskowa. Ciekawym obiektem jest też pseudogotycki kościół św. Jana Chrzciciela z roku 1885. Niestety był zamknięty w czasie mojego pobytu.
Tutejsze źródła lecznicze zostały odkryte już w XIV stuleciu. Założycielem łaźni w XVII wieku był właściciel posiadłości Jan Adolf hrabia Schwarzenberg.
Jańskie Łaźnie są atrakcyjnym miejscem nie tylko dla miłośników sportów zimowych, ale również dla tych wszystkich, którzy cenią sobie spacery i uroki górskiego krajobrazu.
Lilla Latus
fot. archiwum autorki
Data publikacji: 19.11.2014 r.