Najtrudniejsza jest normalność

Dyplom za I miejsce w rajdzie

Pani Agnieszka Maj wychowywała wraz z mężem niesłyszącą córkę w trudnych czasach, ale dzięki ogromnemu wysiłkowi, staraniom i codziennej pracy udało się osiągnąć to, że dzisiaj jej córka wspaniale sobie radzi i prowadzi normalne, szczęśliwe życie rodzinne i zawodowe.

– Córka straciła słuch w wieku 1,5 roku opowiada A. Maj. – Lekarka przepisała gentamycynę i to uszkodziło słuch dziecku. Miała pierwszy aparat słuchowy załatwiony przez dziennikarkę z Radia Katowice, Elżbietę Doubrawską. Ten aparat to było takie jakby radyjko na szelkach i w przedszkolu dzieci ją pytały co to, ale tak normalnie. Szykany to ją spotykały ze strony rodziców tych dzieci, dorosłych. To oni pokazywali palcami, robili różne miny i dziwili się. Pierwszy raz jechaliśmy wtedy na wczasy i pierwszy raz córka usłyszała swój głos. I jak chodziła po schodach, to sobie śpiewała z radości, że słyszy. Miała wtedy już trzy latka.

Rodzice Joasi chcieli, by kształciła się w szkole masowej, ale skierowano ich do szkoły dla głuchych w Katowicach-Brynowie. – Tam dzieci tylko migały, w ogóle nie mówiły. My pracowaliśmy bardzo dużo z dzieckiem w domu i z logopedą i ona mówiła. Bez tego w szkole cofnęłaby się w rozwoju. To był ogrom codziennej, żmudnej pracy – wspomina mama Joasi. – Uczyliśmy ją jak rozróżnić jak to jest pod stołem, na stole, za stołem. Jak dziecko ma trzy lata to musi się już tego uczyć, bo młodsze dzieci uczą się tego w sposób naturalny od rodziców, a ona musiała tak jakby nowego języka się uczyć. Wysyłałam ją do sklepu, żeby sobie radziła z pieniędzmi i rozmową z obcymi ludźmi. Chodziła do normalnej szkoły przez dwa lata, a potem nie zgodziłam się na tę szkołę dla głuchych i jak utworzono klasę integracyjną w szkole na osiedlu Paderewskiego, to tam ją posłaliśmy. Tam miała styczność z dziećmi słyszącymi.

Dzięki pracy rodziców Joanna czyta z ust i mówi zrozumiale. Skończyła szkołę podstawową, zawodową, technikum, zdała maturę i uczęszczała do studium policealnego.
– Bardzo jestem dumna z niej – podkreśla mama. – Dzisiaj dzięki aparatowi słuchowemu mogę porozmawiać z nią nawet przez telefon, nie ma żadnych kłopotów w komunikacji z ludźmi, w sklepie, z lekarzem. Może normalnie funkcjonować w społeczeństwie. Nie podobało się to za bardzo w ZUS-ie, bo powiedziano nam, że ona za dużo szkół skończyła, żeby dostać rentę. Orzecznik poradził nam, żeby bogato wyszła za mąż…

Na pytanie – jak sobie radzi w życiu zawodowym? – pani Agnieszka tłumaczy: – Córka pracuje w zakładzie pracy chronionej w Nowym Sączu. Chciała pracować w sklepie, ale jednak ten niedosłuch na to nie pozwala. Prowadzi szczęśliwe życie rodzinne: mąż jej jest także niesłyszący, też przez lekarstwa, ale świetnie sobie radzą. Mam dwie wnuczki, słyszące – bo przecież ich rodzice urodzili się słyszący i dopiero potem stracili słuch.

W dalszej rozmowie Agnieszka Maj podkreśliła, że jest dumna z córki, i nie tylko z niej. – Jestem dumna z nich obojga – powiedziała. – Ostatnio jeszcze wymyślili taką pasję samochodową – biorą udział w rajdach organizowanych przez Polski Związek Głuchych w Katowicach i odnoszą sukcesy! W zeszłym roku zjazd był na Opolszczyźnie, w Turawie. Brało w nim udział około 50 samochodów. Było kilka konkurencji: jazda na czas na placu manewrowym i jazda z mapką na orientację. Jeżdżą już około dziesięć lat, raz córka jest kierowcą, a raz zięć. Ja się nie boję ani o córkę ani o zięcia jak jeżdżą, wożą dzieci do szkoły, jeżdżą do pracy – mają lepiej rozwinięte inne zmysły niż słuch. Jeżdżą od 18 roku życia i mają doświadczenie, więc nie ma się co denerwować. Cieszę się, że mogą tak ciekawie spędzać czas.

Odpowiadając na pytanie, czy to jest kosztowne hobby krótko je scharakteryzowała: – Płacą za taki start, bo muszą mieć opłacony nocleg, wyżywienie, wynajem placu manewrowego i inne jakieś koszty, ale niezbyt dużo. Mogą tam przebywać całymi rodzinami, dla dzieci są zorganizowane różne gry i zabawy, są mecze piłki siatkowej i różne inne. Jest to świetny sposób na spędzenie czasu wolnego, w gronie niesłyszących, ale nie tylko. Była świetna pogoda i wszyscy doskonale się bawili. – Taka okazja jest raz do roku albo co dwa lata – zależy od tego ilu jest chętnych. Każdy rajd jest w innej miejscowości, więc poznają też kraj.

W trakcie naszych codziennych wędrówek napotykamy wielu ludzi, często nie poświęcając im żadnej uwagi. A jednak za każdą z tych twarzy kryje się inna historia. Niejednokrotnie mogliśmy minąć ludzi, którzy muszą walczyć o to, by móc korzystać z rzeczy jakie my uważamy za oczywiste. Opowieści takie jak ta mogą stanowić dla nas źródło siły, inspiracji, ale też lepszego zrozumienia dla tych, którzy w codzienną egzystencję muszą włożyć o wiele więcej wysiłku.

Rozmawiała: Ewa Maj, fot. Archiwum rodziny

Data publikacji: 11.01.2018 r.

Udostępnij

Zachęcamy do zapisania się do Newslettera

Przeczytaj również