Dr Bojko: musimy przestać jeść leki jak landrynki
Coraz częściej dochodzi do przypadkowych zatruć lekami, bo zażywamy je nie czytając ulotek, dublując leki i jedząc tabletki jak landrynki – przestrzega ordynator oddziału anestezjologii i intensywnej terapii w Szpitalu Wojewódzkim w Opolu dr Józef Bojko.
PAP: Witaminy, suplementy diety czy leki przeciwbólowe można kupić na każdej stacji benzynowej. Przypadek pacjenta, który trafił ostatnio na Pana oddział w Opolu po tym, jak zatruł się paracetamolem pokazuje, że z ich zażywaniem trzeba uważać. Pacjent zmarł, choć wydawało się, że brał tylko leki przeciwbólowe. Często macie podobne przypadki?
Dr Józef Bojko: W minionych latach najczęściej trafiali do nas pacjenci, u których zatrucie lekami było skutkiem prób samobójczych. Obecnie, niestety, coraz częściej dochodzi do całkowicie przypadkowych zatruć, i to nie tylko lekami przeciwbólowymi czy przeciwzapalnymi, ale również tymi, które pacjenci przyjmują np. z powodów kardiologicznych.
PAP: Dlaczego tak się dzieje?
J.B: Leki na tę samą dolegliwość są produkowane pod różnymi nazwami nadawanymi przez producentów. Choć nazwy są różne, skład chemiczny wielu jest taki sam, albo zbliżony. Zdarzają się sytuacje, gdy osoby, które je przyjmują, nie przywiązują do tego wagi. Pamiętają tylko, że jakieś konkretne tabletki to lek na serce. W związku z tym zdarza się np., że trafiają do nas ludzie, którzy biorą na raz dwa – trzy leki spowalniające akcję serca i przywożeni są na oddział z akcją serca sięgającą czterdziestu kilku uderzeń na minutę. A to jest bardzo niebezpieczne.
Jest grupa ludzi, która zbiera leki. W jednej fiolce mają kilka tabletek funkcjonujących pod jedną nazwą, w drugiej kilka innych o innej nazwie – bo im zostało. Gdy są w potrzebie sięgają po nie i nie zwracają uwagi na fakt, że to w zasadzie te same leki, zawierające tę samą substancję chemiczną. Tym samym biorą jej podwójną dawkę. To samo dotyczy powszechnie dostępnych leków przeciwbólowych czy na przeziębienie. Dzieje się tak dlatego, że ludzie w ogóle nie mają świadomości, że dany lek może występować pod różnymi nazwami.
PAP: Na przykład?
J.B. Na przykład kiedyś mieliśmy „Aspirynę”. Dziś funkcjonuje ona pod co najmniej pięcioma czy sześcioma nazwami. Skutek jest taki, że biorąc jednocześnie „Polopirynę S” na przeziębienie i na przykład „Acard”, zalecany jako lek profilaktyczny przy chorobie wieńcowej, w zasadzie przyjmujemy dwie aspiryny. A tym samym podwójną dawkę kwasu acetylosalicylowego – tylko pod dwiema nazwami i na dwa schorzenia.
Substancja chemiczna jest ta sama, tylko inaczej opakowana i na przykład serwowana w różniących się nieco dawkach. Kłopot w tym, że przyjmując nadmierną ilość kwasu acetylosalicylowego narażamy się na krwotok. Druga rzecz to fakt, że ludzie nie czytają ulotek dołączonych do leków. A przy tym jedzą leki niestety jak landrynki.
PAP: Powinniśmy zatem rzadziej sięgać po takie leki, czy np. konsultować ich zażywanie, nawet jeśli są dostępne bez recepty?
J.B. Trzeba przede wszystkim mieć świadomość, że leki to leki, a wspomniane landrynki to landrynki – chociaż te ostatnie w nadmiarze też mogą zaszkodzić.
Podniesienie świadomości w tym zakresie to – w moim przekonaniu – klucz do sukcesu. Wszelkie restrykcje, które powodowałyby jakieś ograniczenia w dostępie do tego typu leków na stacjach, czy sklepach w konsekwencji skutkować mogą tym, że będziemy je „zdobywać” i przechowywać w przydomowej apteczce czy kuchni.
Tymczasem tak naprawdę to są generalnie bardzo bezpieczne leki. Pod warunkiem, że się je bierze zgodnie z tym, co jest napisane na ulotce i nie bierze się dawek podwójnych, poczwórnych czy jeszcze wyższych.
PAP: Mężczyzna, który do Was trafił i zmarł po tym jak zatruł się paracetamolem, wziął bardzo dużą jego ilość?
J.B.: Na sto procent nie potrafię powiedzieć, jaką dawkę paracetamolu przyjął ten pacjent. W każdym razie była ona niewątpliwie nadmierna, a w konsekwencji toksyczna. Wiemy, że go brał, bo tak wynikało z wywiadu przeprowadzonego z rodziną.
Sam też to potwierdził, bo gdy do nas trafił był jeszcze na tyle świadomy, że mogliśmy o to zapytać. Trafił do nas w czwartej-piątej dobie od ich zażycia. Po pięciu dobach od przyjęcia leku miał jeszcze we krwi śladowe ilości paracetamolu. Było już niestety za późno, by mu pomóc.
PAP: Jaka jest śmiertelna dawka tej substancji?
J.B.: Nie ma dokładnie ustalonej takiej dawki, bo nikt nie przeprowadzał doświadczeń na ludziach. Przyjmuje się jednak, że dawką bardzo bezpieczną są 4 gramy paracetamolu na dobę, a dawką która może wywołać toksyczne reakcje – około 10 gramów na dobę i więcej.
Jaka była dawka w przypadku tego mężczyzny – trudno powiedzieć. Jak wspomniałem trafił on do nas w czwartej-piątej dobie po zażyciu leków. Ilość substancji w surowicy była śladowa, ale lek został już „związany” przez organizm i uszkodził ważne dla życia narządy.
PAP: Zawarte w paracetamolu substancje są szczególnie groźne?
J.B.: Właściwie nie. Jeśli trzymamy się tego, co jest napisane na ulotce, to są wręcz bardzo bezpieczne. Dlatego są też powszechnie dostępne. Ale przedawkowanie każdego leku wywołuje objawy niepożądane, również toksyczne – w zależności od dawki i tego, co przyjmujemy oprócz tych leków.
Niezwykle ważne jest bowiem to, jak się odżywiamy, albo czy korzystamy – na przykład w trakcie przeziębienia – z popularnych metod babuni oraz medycyny ludowej. Mając problem z przeziębieniem, gdy próbujemy brać suplementy diety, albo robimy tzw. „grzańce”, trzeba szczególnie uważać na paracetamol.
Po wypiciu nawet śladowych ilości alkoholu i zażyciu paracetamolu może dojść do uszkodzenia toksycznego wątroby. Szczególnie przestrzegałbym więc przed łączeniem paracetamolu z metodami medycyny ludowej serwującej preparaty na bazie alkoholu.
PAP: A np. suplementy diety zawierające choćby czosnek też mogą zagrażać?
J.B.: W zasadzie są bezpieczne, choć znów trzeba uważać. Niewiele osób pewnie wie, że przy przedawkowaniu mogą one powodować wzmożone skłonności do krwawień. Jeśli więc ktoś łyka suplementy diety z czosnkiem w dużej ilości i idzie do dentysty, gdzie musi usunąć ząb, to może się okazać, że wystąpi problem z opanowaniem krwawienia, a potem problemy z wygojeniem rany.
PAP: Na witaminy też trzeba uważać?
J.B.: Wszystko, również preparaty witaminowe, należy brać zgodnie z tym, co napisano w dołączonej do nich ulotce. W ostatnim czasie miałem okazję rozmawiać z mieszkańcami Opola, którzy wymyślili, że będą pobierać bardzo wysokie dawki witaminy C, które w ich przekonaniu skutecznie mają „stawiać na nogi” w przypadku grypy czy przeziębienia. To już jednak było w medycynie praktykowane.
Kilkadziesiąt lat temu podawane były pacjentom duże dawki witaminy C. Aplikowane były również z pominięciem przewodu pokarmowego, czyli na przykład dożylnie. Okazało się, że występowały przy tym niepożądane działania w postaci kłopotów z nerkami.
Z obserwacji wynikało wręcz, że przy zastosowaniu znacznie zwiększonych dawek obserwowano w zasadzie tylko działania niepożądane; nie było natomiast jakiegoś wyjątkowo skutecznego działania tych leków. Nie znam zresztą takich badań, które pokazywałyby wyższą skuteczność leków zażywanych w większych dawkach niż te, które są dopuszczone w ulotce danego leku. Za każdym razem przekroczenie dawki leku może prowadzić do wystąpienia objawów ubocznych, a nawet toksycznych, natomiast nie prowadzi do lepszych efektów leczenia.
PAP: Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Katarzyna Kownacka (PAP)
kat/ par/
Data publikacji: 09.03.2015 r.