Głusi chcą być traktowani jak mniejszość językowo-kulturowa
- 22.09.2015
Głusi chcą być traktowani jak mniejszość językowo-kulturowa
Głusi nie chcą być traktowani jak osoby z niepełnosprawnością lecz jak mniejszość językowo-kulturowa, - mówiła 22 września w Sejmie Joanna Łacheta z Instytutu Głuchoniemych w Warszawie. Stereotypem jest przekonanie, że jak ktoś nauczy się mówić, to przestanie być głuchy - dodała.
Konferencja „Głusi jako mniejszość językowa i kulturowa” odbyła się w ramach spotkań „Akademii Liderów Samorządowych” przy udziale Parlamentarnego Zespołu ds. Praworządności. Przedmiotem spotkania było objęcie głuchych zakresem ustawy o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz o języku regionalnym.
O dyskryminacji tej grupy społecznej mówiła Małgorzata Czajkowska-Kisil z Instytutu Głuchoniemych. – Dyskryminacja zaczyna się od języka, ponieważ w naszym kraju język migowy nie ma żadnych praw, nie jest uznawany za język mniejszości. Jest tematem tabu w rozmowach z rodzicami – specjaliści typu lekarze, psychologowie, logopedzi raczej odradzają rodzicom używanie języka migowego, bo gdy dziecko go dobrze pozna, nie będzie miało wystarczającej motywacji, by uczyć się mowy fonicznej, co jest oczywiście nieprawdą – mówiła.
Dodała, że najsłabszym ogniwem systemu są pozbawieni wsparcia słyszący rodzice. Wyjaśniła, że w Polsce nie ma systemu, który pomagałby rodzicom w sytuacji, gdy rodzi im się głuche dziecko. – Istnieje system wczesnej interwencji, ale koncentruje się on przede wszystkim na rehabilitacji dziecka. Ale zanim się za to zabierzemy bardzo istotne jest to, by rodzicom pomóc zaakceptować to dziecko. Bez akceptacji faktu, że mam głuche dziecko żadna rehabilitacja nie odniesie pozytywnych efektów – powiedziała Czajkowska-Kisil.
Mówiła, że rodzice często wierzą w cud medycyny; w to, że gdy ich dziecko dostanie implant czy aparat słuchowy stanie się słyszące. – To nieprawda. Implant i aparat słuchowy poprawiają funkcjonowanie w dużym stopniu, ale nie sprawiają, że osoba głucha staje się słysząca – podkreśliła.
Czajkowska-Kisil dodała, że kolejnym problemem jest system oświaty, który jest nastawiony na „edukację oralną”; język migowy nie jest ani przedmiotem nauczania ani nauczyciele nie są przygotowani do tego, by wykorzystywać go w komunikowaniu z głuchymi uczniami. – Brakuje programu edukacji dwujęzycznej, czyli takiej, która uznałaby język migowy za wyjściowy dla dziecka niesłyszącego, a język polski za język drugi, którego mogłoby się nauczyć w szkole masowej – wyjaśniła.
Mówiąc o dyskryminacji głuchych wyliczyła m.in. brak tłumaczy języka migowego w sądach, teatrach czy brak napisów na polskojęzycznych filmach. – Problem polega na tym, że głusi nie są postrzegani jako mniejszość językowa i są częściowo wyłączeni z funkcjonowania w kulturze. Wynika to z tego, że język migowy w niej nie funkcjonuje – powiedziała Czajkowska-Kisil.
Podczas konferencji wiele uwagi poświęcono izolacji osób głuchych, które przez lata były wychowywane jako słyszące. Jak mówiła Joanna Łacheta, środowisko osób słyszących narzuca głuchym to, jak powinni funkcjonować. – Chcą żebyśmy weszli w ich kulturę, kulturę większości – jeżeli będziemy mówić, będziemy członkami ich kultury (…) To jest pewien stereotyp – naucz się mówić, to nie będziesz głuchy. Ja nauczę się mówić, ale czy ta inna osoba nauczy się rozumieć, co ja do niej mówię? – pytała.
Wyjaśniła, że głusi widzą w głuchocie sposób identyfikowania się ze sobą i tworzą przez to wspólnotę. – Kultura głuchych jest dla nas powodem do dumy. Dzięki niej jesteśmy w stanie akceptować własną tożsamość i lepiej zrozumieć kulturę słyszących. Nie można uczyć nieznanego przez nieznane. Trzeba najpierw znaleźć swoje miejsce, swój język, kulturę i mieć ich świadomość. To najlepsza droga do włączenia się w kulturę większości – przekonywała.
– Czujemy się Polakami, tak samo jak Ślązacy czy Kaszubi. Tylko przyswajamy sobie jedynie widoczne cechy kultury – ubiór, jedzenie. Język to jest coś, co nas różni – mówiła. Dodała, że głusi powinni mieć prawo wyboru tożsamości językowo-kulturowej.
Elżbieta Mreńca z Wyższej Szkoły Finansów i Zarządzania w Warszawie mówiła o zmianach legislacyjnych, które umożliwiłby środowisku głuchym funkcjonowanie na równych zasadach w społeczeństwie. Mówiła, że legislator powinien postrzegać ich sytuację w sposób dwutorowy – zarówno przez pryzmat ich dysfunkcji jak i odrębnego języka oraz kultury. Mreńca zaproponowała nowelizację ustawy o mniejszościach narodowych i etnicznych i włączenie do niej mniejszości językowo-kulturowej głuchych.
Jak mówiła, definicja osób głuchych, czyli użytkowników języka migowego jako członków mniejszości językowej pojawiła się w brukselskiej deklaracji języka migowego w UE z 2010 r. – Zgodnie z tą definicją niesłyszący i słabosłyszący ludzie w Europie są zarówno użytkownikami, jak i obrońcami wielu rodzinnych, rdzennych, narodowych języków migowych oraz tworzą „zagrożone społeczności lokalne” równe innym mniejszościom językowym i kulturowym – powiedziała.
Według Mreńcy, wraz z uznaniem za mniejszość głusi zyskaliby szereg praw, m.in. oficjalne uznano by język migowy; głusi mieliby swoich przedstawicieli w Sejmie i organach doradczych premiera; szkoły i placówki publiczne miałyby obowiązek umożliwiania uczniom mniejszości podtrzymywania ich tożsamości językowej i kulturowej, a programy radia i telewizji – realizować potrzeby głuchych.
Szacuje się, że w Polsce jest od 60 do 100 tys. osób głuchych. (PAP)
bos/ mhr/
Data publikacji: 22.09.2015 r.