Jak skoordynować oko i rękę

Jak skoordynować oko i rękę

To jest sen
- Jak już byłem w pełni świadomy i wybudzony ze śpiączki, to pomyślałem: „To jest przecież sen? To jest sen!?" Tak uważałem przez tydzień.

Nie dochodziło do mnie, w jakim jestem stanie. Nie czułem też, że w nocy śpię. Odczuwałem wszystko, jakbym nie spał. Pierwszy raz zasnąłem, kiedy przewieziono mnie na rehabilitację do szpitala w Murckach – mówi 22 letni Mateusz, tyszanin, któremu lekarze w Ochojcu nie dawali żadnych szans. Rodzinę prosili o trzy rzeczy: modlitwę o cud, pożegnanie się z młodzieńcem oraz wyrażenie zgody na pobranie organów.
Sierpień 2014 roku. Kostuchna, ul. Tadeusza Boya-Żeleńskiego, nieopodal kościoła. Samego wypadku Mateusz nie pamięta. Wszystko oparte jest na relacji świadków, według których ktoś wtargnął na ulicę wprost pod rozpędzony motor. Kierowca nie utrzymał pojazdu. Z impetem uderzył głową o krawężnik. – Podobno podniosłem potem rękę. Coś powiedziałem i ręka mi opadła. Dalej nic nie pamiętam – dodaje.

Oddaj mi syna
Mateusz przez ponad miesiąc był w śpiączce, a jedyne aktywności ograniczały się do czynności fizjologicznych i ćwiczeń biernych, które za leżącego wykonywał rehabilitant. Do tego – w celu uniknięcia odleżyn – zmiany pozycji.
Miał jednak przebłyski świadomości. – Cały czas moja głowa była odwrócona w jedną stronę. Pamiętam scenę, kiedy pielęgniarka zażartowała do mnie, że przypną tu zdjęcie atrakcyjnej dziewczyny, żebym miał na co patrzeć – z pewnym trudem mówi 22 latek. Co jakiś czas nerwowo spina się. Chce powiedzieć więcej, ale nie potrafi jeszcze dokładnie wyartykułować myśli.
Jego mama, która akurat przyszła do pokoju, nie kryjąc emocji dodaje: – Mateusz nie słyszał, co się do niego mówi, ale czuł naszą obecność. Pamiętam, że kiedy byłam z synem w ciąży, miałam problemy zdrowotne. Teraz modliłam się: Boziu, już raz mi go dałaś, daj drugi raz… I wrócił do nas.
Kiedy odzyskał przytomność, nie potrafił nic powiedzieć ani poruszyć kończynami. Z najbliższymi kontaktował się za pomocą ruchów głowy i jak sam określa „pobąkiwaniem”, które oznaczało „tak” lub „nie”. Doskonale rozumiał, co działo się wokoło niego oraz słowa najbliższych, komendy lekarzy i rehabilitantów. Chciał mówić lecz nie potrafił. Kolejne kilka dni trwało wybudzanie go na OIOM-ie neurologicznym. Proces ten polegał na ograniczaniu dawek leków, by organizm zaczął funkcjonować „normalnie”.

Rehabilitacja
Nie było łatwo, ponieważ w efekcie urazu mózgowo-czaszkowego po wypadku powstał krwiak. U Mateusza spłynął on na móżdżek. Dzisiaj ma tzw. odruchy móżdżkowe , czyli dochodzi do drgania kończyn. – One i tak są już w pewnym stopniu opanowane – tłumaczy Łukasz, jego rehabilitant z Grupy Medycznej Euro-Med i dobry ANIOŁ. Wspomniane odruchy polegają na tym, że podczas prób chodzenia trzęsą się nogi. A kiedy chłopak trzyma szklankę z wodą, to na 100 proc. obleje się nią.
Jego dzisiejszy stan jest zasługą pracy wielu osób. To miesiące stopniowej, również prywatnej, rehabilitacji szpitalnej w: Ochojcu, Murckach, Krzeszowicach, Krakowie oraz Lędzinach, a poza tym godziny samodzielnych ćwiczeń zmotywowanego życiem mężczyzny. Dzień w dzień. Bez względu na święta. Chociaż, kiedy leżał „na Murckach” jego mama przygotowała wigilię dla niego i kolegów ze szpitalnej sali. – Do późna w nocy przygotowywałam potrawy oraz piekłam ciasta. Pielęgniarki i wszyscy dziwili mi się. Po południu przyszliśmy na oddział. Mój mąż, drugi syn z żoną i córką, córka z mężem. Oj pamiętam tą wigilię, pamiętam. Wiedziałam cały czas, że muszę być silna. Mam dzieci i czuję, że jestem im potrzebna – dodaje mama Mateusza, zmieniając szybko temat.

Oszukać móżdżek
Na początku w 2015 roku w domu pole do ćwiczeń Mateusza ograniczało się do materaca, na którym leżał oraz napompowanej piłki rehabilitacyjnej. Musiał też przypomnieć sobie, co to znaczy wstać i stać. – Najpierw stał 3 sekundy. Tracił poczucie równowagi i padał bezwładny na łóżko lub przed siebie. Później ustał już 10 sekund. Kiedy „doszedł” do 14, to przysłał sms „Wymyśl mi coś trudniejszego” – opowiada Łukasz.
Zaczęli chodzić. – Na początku próbowaliśmy oszukać móżdżek, by stłumić drgania mięśni nóg. Na przykład Mateusz mówił o czymś innym niż chodzenie podczas wykonywania ruchu. I to daje efekty – tłumaczy rehabilitant.
Oczywiście najpierw chodził z chodzikiem w kasku, żeby nie zrobić sobie krzywdy przy ewentualnym upadku. Dzisiaj młodzieniec już nie „stepuje” nogami w miejscu. Potrafi samodzielnie, mimo niewielkiej asekuracji, chodzić z kijami do nordic walking lub z wykorzystaniem chodzika. Do pobliskiego sklepu zamiast czterdziestu minut idzie już kwadrans. Na wózek inwalidzki nie siadł od września 2016 roku.

Chcę, ale nie mogę
Dla Mateusza najtrudniejsze jest to, że chce więcej niż może obecnie wykonać. Niestety, rehabilitacja neurologiczna wymaga godzin, miesięcy lub nawet lat ćwiczeń, a efekty będą niewielkie. Czasami pacjenci zaczynają wątpić w jej sens. Na szczęście w przypadku Mateusza górę bierze charakter. Ten młodzieniec od 13 roku życia trenował piłkę nożną. Najpierw był bramkarzem, potem napastnikiem, a przed wypadkiem prawoskrzydłowym. Niemal 7 lat regularnych treningów spowodowało, że dla niego rehabilitacja jest kolejnym zadaniem do wykonania oraz celem do osiągnięcia. Bycie sportowcem nauczyło go samodyscypliny.
– Od początku, po wypadku, dużo zależało od mojego myślenia. Psychologa nie miałem. Mama, brat i szwagier mówili, że muszę ćwiczyć. Miałem zakodowane, że aby coś osiągnąć trzeba wykonać zadanie. Zawsze na rehabilitacji dawałem wszystko z siebie – mówi.
W domu między kolejnymi turnusami ćwiczył godzinę przed przyjściem rehabilitanta. Potem razem z nim i co najmniej tyle samo po jego wyjściu. Dzisiaj nie ma rehabilitacji domowej ze względu na ograniczenia wynikające z przepisów NFZ. Ćwiczy sam godzinę dziennie. Podciąga się na drążku, robi pompki, tzw. deskę itp.

Pierwsze litery
Kolejnym problemem do rozwiązania była mowa. W Polsce z osobami, które mają zaburzenia neurologiczne pracują neurologopedzi, którzy uczą ich mówić. – Kiedy byłem w Ochojcu wszystko widziałem, rozumiałem, ale nie potrafiłem powiedzieć. Wtedy pani mi dała chusteczkę, bym w nią dmuchał. Nie wychodziło, a teraz udaje się – mówi Mateusz i demonstruje potężny „wydech”.
Drugim krokiem była ponowna nauka pisania.
– U Mateusza są jeszcze drżenia zamiarowe, które utrudniają pisanie – mówi Łukasz.
– A na czym one polegają?- pytam młodego mężczyznę, absolwenta AWF w Katowicach.
– Mówiąc najprościej na tym, że im bliżej ręka była kartki, tym bardziej drżała i zamiast liter powstawały koła. Teraz Mateusz prawie mieści się z literami w kratce o wielkości 2 cm / 3 cm. Oprócz tego u niego był problem z doborem siły i te ruchy były za mocne. W efekcie pisząc na kartce niemal ją darł. A dzisiaj… krzyżówki rozwiązuje.
Wyćwiczenie kolejnych zdolności motorycznych postępuje bez zastrzeżeń. Dobre efekty przynosi także wykorzystanie w rehabilitacji elementów treningu bokserskiego. Trzeba bowiem skoordynować oko z ręką i dobrać odpowiednią siłę oraz wykonać precyzyjne uderzenie.

Epilog
Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie, a szczególnie w chorobie. Mateusz może liczyć na swoich kolegów i przyjaciół. Na jego rehabilitację zbierali pieniądze między innymi organizując koncert charytatywny oraz mecz. Dzisiaj młodzieniec o ładnie ukształtowanych bicepsach, tricepsach mógłby brać udział w zawodach siłowania na rękę, a i mięśnie nóg są pięknie wrzeźbione. Świat obserwuje bystrym spojrzeniem zza okularów. Cieszy się życiem.
– U Mateusza pokrzepiające jest to, że widać efekty i stanowi motywację do wzajemnej pracy – dodaje na koniec naszego spotkania Łukasz, który przez ostatni rok zdążył zaprzyjaźnić się ze swoim podopiecznym. Rodzina też traktuje go jak „swojego”.
– Koniec marudzenia! – nadaje komendę absolwent AWF. – Wstajemy kolego!
I poszli.

Alicja Badetko
Data publikacji: 28.03.2017 r.

Udostępnij

Zachęcamy do zapisania się do Newslettera

Przeczytaj również