Pierwsze próby leczenia chorób krtani
W dniu dzisiejszym zapraszam Miłych Czytelników do zapoznania się z pierwszymi próbami leczenia chorób krtani.
Pierwszy zabieg na tym organie wykonano 27 listopada 1873 roku w Wiedniu – stolicy Austrii. Wówczas najsłynniejszy chirurg Theodor Billroth dokonał usunięcia krtani z powodu nowotworu, co zapobiegło jego wznowie i dalszemu rozprzestrzenianiu się choroby.
Już w tym czasie niektórzy z lekarzy zdawali sobie sprawę, że wczesne rozpoznanie choroby i szybka interwencja uniemożliwia progresję zmian nowotworowych, a czasami pozwala też ocalić większą część organu.
Warto tutaj wspomnieć nazwisko doktora Virchowa- sławnego berlińskiego klinicysty i specjalisty od patologii komórkowej, który zajmował się badaniem pobranych próbek tkanek w kierunku stwierdzenia czy mają one charakter łagodny czy złośliwy. Dzięki temu można było wybrać właściwą i skuteczną metodę postępowania leczniczego co dawało nadzieję na powrót pacjenta do zdrowia.
Skupię się teraz na omówieniu problemów zdrowotnych Wilhelma II Hohenzollerna cesarza niemieckiego i króla Prus, które dotknęły go w roku 1888. Od dawna uskarżał się na wciąż obecną chrypkę, która z czasem przybrała na sile i tym samym wzbudziła zaniepokojenie osobistych medyków cesarza. Dwaj niemieccy lekarze doktor Carl Gerhard i profesor van Bergmann zbadali pacjenta z użyciem lusterka krtaniowego i stwierdzili niewielką narośl, którą usunięto przy pomocy kleszczyków i rozżarzonych prądem elektrycznym platynowych drucików. Dobrą wiadomość budził fakt że lewa struna głosowa pozostała ruchoma i nie upośledzona, co przemawiało za niezłośliwym charakterem zmiany. Jednak po zaledwie ośmiu dniach od zabiegu oczom lekarzy ukazał się guzek ponownie odrośnięty do poprzednich rozmiarów i tu po raz pierwszy u lekarzy zakiełkowało podejrzenie, że zmiana może być złośliwa.
By rozwiać te wątpliwości wezwano na konsultację znanego w Londynie doktora Morella Mackenziego, człowieka pewnego siebie i przeświadczonego o swej nieomylności. Po przybyciu na miejsce i zbadaniu chorego stwierdził, że zmiana jest niegroźna i zalecił wypoczynek w EMS- czyli w owych czasach najpopularniejszym kurorcie. Natomiast w pobranych tkankach wspomniany patolog doktor Virchow nie znalazł obecności komórek nowotworowych. Później na jaw wychodzi fakt, że próbki materiału pobrano tylko z zewnętrznych brzegów narośli, a nie z jego głębiej położonych warstw.
I w tym momencie rozpoczęła się burzliwa dyskusja pomiędzy lekarzami niemieckimi przekonanymi że mają do czynienia z nowotworem i trzeba jak najszybciej wkroczyć z postępowaniem chirurgicznym, a lekarzem z Londynu, który z uporem bronił swojej racji, że nie ma takiej potrzeby. Zwłoka i zbyt duże pokładane zaufanie cesarza do doktora M. Mackenziego spowodowało niepokojącą progresję nowotworu. Do jego szybkiego rozprzestrzeniania przyczyniły się także kolejne drażniące go biopsje.
Życie cesarza stało się jednym narastającym pasmem cierpienia, pomimo zaleconych przez nieomylnego doktora Mackenziego częstych wyjazdów w rejony bardziej sprzyjające klimatycznie, jak: Londyn, Szkocja, Toble, Tyrol czy San Remo w Włoszech. Stan chorego pogarszał się sukcesywnie, oprócz nasilonej chrypki pojawiły się bowiem trudności z mówieniem, przełykaniem i uciążliwe duszności. By uchronić chorego przed uduszeniem lekarze niemieccy wykonali tymczasową tracheotomię mając nadzieję, że pacjent wyrazi zgodę na ratującą jego życie operację. Jednak cesarz uparcie wierzył londyńskiemu lekarzowi i lekceważył konieczność ingerencji chirurgicznej.
Niestety te wzajemne animozje i przepychanki między lekarzami spowodowały nieuniknioną śmierć cesarza. Gdyby wykazał dobrą wolę i zechciał wysłuchać argumentów lekarzy niemieckich, z pewnością uratowałoby mu to życie i znacznie je wydłużyło.
Doktor Mackenzie do końca usilnie szukał sposobu oczyszczenia się z zarzutów i poszukiwał alternatywnej drogi wyjścia z tej patowej sytuacji. Tłumaczył swą nieugiętą postawę tym, że domyślał się obecności nowotworu, ale nie chciał narażać cesarza na operację, która stanowiłaby dla niego zbytnie obciążenie i ryzyko. Po drugie stwierdził obrzęk struktury chrzęstnej krtani i jej martwicę, które były powodem trudności z postawieniem właściwej diagnozy. Lekarza tego zgubiła zbyt duża pewność w swe umiejętności, buta, bezwzględność w dążeniu do zrobienia kariery i odrzucanie wszystkiego, co do jego celów było nieprzydatne, a także lekceważenie poglądów innych osób i nie słuchanie tych, którzy mieli odmienne zdanie. Wczesne rozpoznanie choroby cesarza i właściwa metoda postępowania jaką w tym przypadku było leczenie operacyjne, z pewnością utorowałaby mu drogę do polepszenia i wydłużenia komfortu życia, a może nawet do całkowitego odzyskania zdrowia.
Już w latach 70. XX wieku zabieg rozcięcia krtani i usunięcia jego części, zwłaszcza strun głosowych, nie nastręczało większych trudności.
Dorota Suder
Data publikacji: 09.04.2013 r.