Prof. Składowski: leczenie pacjentów onkologicznych w pandemii bez opóźnień

Mimo pandemii i braków personelu chorujący na nowotwory pacjenci gliwickiego oddziału Narodowego Instytutu Onkologii im. Marii Skłodowskiej-Curie są leczeni bez opóźnień – zapewnia dyrektor placówki prof. Krzysztof Składowski.

W przeciwieństwie do sytuacji z wiosny pacjenci przełamali już obawy i zgłaszają się w terminie na leczenie. Mimo to gliwicki szpital – jedna z czołowych placówek onkologicznych w kraju – wykonuje w tym roku mniej świadczeń, co wpłynie niekorzystnie na jego kondycję finansową.

– Braki kadrowe nie opóźniają leczenia pacjentów, którzy zgłaszają się do nas zgodnie z planem. Obowiązki nieobecnych muszą na siebie przejąć inni pracownicy. Nie zmniejszamy liczby łóżek, nie zamykamy gabinetów ani nie ograniczamy dostępu do diagnostyki – powiedział 12 listopada PAP prof. Składowski. Przyznał, że na początku pandemii – zwłaszcza w marcu i kwietniu – pacjenci w obawie przed zakażeniem rezygnowali z wizyt.

– Teraz takie sytuacje są rzadkością. Pacjenci zdają sobie sprawę, że zwłoka lub przerwa w leczeniu onkologicznym pogarsza ich rokowanie, dlatego zgłaszają się na badania czy kontrolę w wyznaczonym terminie. Część wizyt kontrolnych odbywa się u nas zdalnie – pacjentom, którzy nie wymagają wizyty w instytucie proponujemy teleporadę. Każdorazowo jest to jednak poprzedzone dokładną analizą sytuacji konkretnego pacjenta – podkreślił dyrektor.

Tak jak większość szpitali w Polsce, również gliwicki Instytut Onkologii boryka się z brakami personelu.

– To wynika z kilku przyczyn. Jedną z nich jest to, że pracownicy medyczni w którymś momencie sami stają się pacjentami covidowymi i albo są izolowani, albo – co w przypadku naszego ośrodka zdarza się na szczęście bardzo rzadko – muszą być hospitalizowani. W związku z tym pracujemy w zmniejszonym o 10-30 proc. zespole. Taki odsetek personelu medycznego bywa czasowo nieobecny. Do tego dochodzi jeszcze konieczność sprawowania opieki nad dziećmi szkolnymi, które uczą się zdalnie w domu. Ten problem w największym stopniu dotyczy pielęgniarek. Dobrze by było, gdyby – skoro onkologia traktowana jest w Polsce priorytetowo – można było przeznaczyć dodatkowe pieniądze dla takich pielęgniarek i zamiast nich z dziećmi zostaliby w domu ich mężowie czy partnerzy. Zarabiając więcej, pielęgniarki mogłyby wykonywać swój zawód i opiekować się chorymi – uważa prof. Krzysztof Składowski.

Zależnie od rodzaju procedur i badań w gliwickim oddziale Narodowego Instytutu Onkologii wykonano w tym roku od kilku do nawet kilkudziesięciu procent mniej świadczeń.

– Nie mamy wątpliwości, że wpłynie to niekorzystnie na sytuację finansową naszego ośrodka. Jest jednak jeszcze za wcześnie na podsumowania, zwłaszcza że cały czas ponosimy dodatkowe koszty związane z pandemią. Z podobnym problemem mierzą się wszystkie publiczne ośrodki onkologiczne w Polsce. Nie dalej jak miesiąc temu dyskutowaliśmy na ten temat na spotkaniu Ogólnopolskiego Zrzeszenia Publicznych Centrów i Instytutów Onkologicznych. Ministerstwo Zdrowia jest na bieżąco informowane o naszej sytuacji – powiedział prof. Krzysztof Składowski.

Pandemia ograniczyła też liczbę planowanych i organizowanych konferencji naukowych. W tej dziedzinie widoczny jest zastój, choć część konferencji krajowych i międzynarodowych jest realizowana zdalnie.

– Przewiduję, że okres pandemii wpłynie na spadek aktywności naukowej wszystkich instytutów naukowych, nie tylko naszego ośrodka. Obawiam się zahamowania rozwoju nauki, nowych projektów badawczych, pomysłów. Badania naukowe, które prowadzimy w naszych laboratoriach, nie ucierpiały. Gorzej z tymi badaniami, które dotyczą pacjentów. Wskutek braku personelu i rąk do pracy zapewne wydłuży się czas oczekiwania na ich wyniki. Wiele projektów realizowanych w ramach grantów naukowych zostało prolongowanych. Instytucje, które je finansują, zgodziły się na wydłużenie terminu ich realizacji – dodał dyrektor.

Szpital ponosi też większe niż w minionych latach nakłady na środki ochrony osobistej, dezynfekcje, ale też aparaturę służącą do automatycznego pomiaru temperatury ciała, analizatory do laboratorium wykonującego badania PCR na obecność koronawirusa, fumigację pomieszczeń, kontener, w którym pobierane będą wymazy i wiele innych urządzeń. W sumie to rząd kilku milionów złotych. (PAP)

Anna Gumułka, fot. pixabay.com

Data publikacji: 13.11.2020 r.

Udostępnij

Zachęcamy do zapisania się do Newslettera

Przeczytaj również