Zaburzenia nastroju u nastolatków mogą się przerodzić w depresję
- 24.02.2020
Dorośli nie powinni bagatelizować zaburzeń nastroju u nastolatków, bo mogą się one przerodzić w depresję, a nawet doprowadzić do próby samobójczej – ostrzega w rozmowie z PAP Lucyna Kicińska, ekspertka z Polskiego Towarzystwa Suicydologicznego.
23 lutego obchodzony jest Światowy Dzień Walki z Depresją. Wedle szacunków w naszym kraju od 20 do 30 proc. nastolatków odczuwa zaburzenia nastroju, a u 6-10 proc. rozwinęła się już depresja. Pośrednią formą są zaburzenia depresyjne, które jeszcze nie przerodziły się w depresję. Specjaliści podkreślają, że bardzo ważne jest wczesne wykrycie, że coś niepokojącego dzieje się z dzieckiem, podkreślają jednak, że rodzice często nie zwracają dostatecznej uwagi na niepokojące zmiany w zachowaniu nastolatka.
PAP: Dlaczego zwlekamy z rozpoznaniem depresji u nastolatków? Za mało wciąż o niej wiemy?
Lucyna Kicińska: Często ulegamy złudzeniu, że trzeba być silnym i wziąć się w garść. Takie niezbyt pomocne stwierdzenia przychodzą z naszego otoczenia, ale też od nas samych, pojawiają się też w głowie nastolatków, że same muszą dać sobie radę, bo inni to potrafią. To opóźnia rozpoczęcie szukania pomocy. W otoczeniu nastolatka musi się pojawić dorosła osoba, która powie, że tak dłużej być już nie może, że trzeba coś z tym zrobić. Udać się po pomoc do specjalisty.
Depresja nie uderza jednego dnia, nie od razu nas rozkłada; zaburza nasze funkcjonowanie przez długi czas, krok za krokiem. Wszystko dzieje się w okresie kilku miesięcy, czasami roku. Najpierw trochę się pogorszyło mojemu dziecku, a potem nastolatek przestał zapraszać znajomych. Z coraz większym trudem wychodzi do szkoły na lekcje i coraz częściej rezygnuje z zajęć. Najpierw opuszcza jedynie pierwsze lekcje, potem nie chodzi w wybrane dni, aż w ogóle przestaje chodzić do szkoły. W końcu nie wychodzi już nawet z domu.
PAP: Co zwykle przeoczają rodzice?
L.K.: Kłopot polega na tym, że rodzic stopniowo przyzwyczaja się do tego gorszego stanu dziecka, następuje swego rodzaju odczulenie. Gdyby choroba ta od razu ścięła nastolatka, z pewnością zareagowałby natychmiast. Kiedy objawy się nakręcają, jeden za drugim, trudniej jest zareagować. Zwłaszcza wtedy, gdy nasz system rodzinny zamyka się na ten problem. Nie chcemy, by ktoś z dalszej rodziny lub sąsiadów obudził nas z tego odczulenia i uśpienia na objawy naszego dziecka i nasze własne.
Później pojawia się kolejny mechanizm, tym razem chowania głowy w piasek. Bo gdy już zaczynamy rozmawiać o tym, co się przytrafiło naszemu dziecku i naszej rodzinie, to bardzo szybko rodzic lub opiekun uświadamia sobie, że tak być nie powinno. Ale dochodzi też do wniosku, że to wszystko przez niego. I co się wtedy może dziać? Dalsza blokada diagnozy, powodowana myślą, że coś zrobiłem źle i moja w tym wina, że tak długo na to pozwalałem.
PAP: Trudno w to uwierzyć, przecież dla rodzica nic nie jest ważniejsze niż dobro dziecka.
L.K.: To może być silniejsze od nas, jesteśmy istotami skomplikowanymi psychicznie. Dzieje się tak nawet wtedy, gdy dostrzegamy, że są to objawy zagrażające zdrowiu, a nawet życiu dziecka. Pojawia się mechanizm samooszukiwania się, tłumaczymy sobie, że może nie jest aż tak źle, że to przesada i pewnie chodzi o coś innego. Rodzic może też odrzucać objawy depresji, ponieważ trudno mu zaakceptować, że jego dziecko tak cierpi. Ten etap może trwać długo, nawet do próby samobójczej dziecka.
PAP: A nastolatki? Też potrafią prowadzić pewną grę ze sobą i swymi rodzicami, nie sygnalizują swoich problemów, nierzadko wręcz je ukrywają.
L.K.: Depresja dobrze się maskuje u nastolatków, to prawda. Zwykle wyobrażamy sobie, że kompletnie wyłącza ona z życia, że świadczy o tym smutek i płacz, niemoc oraz stupor emocjonalny. Tymczasem depresja u dzieci może się objawiać agresją. Niepokojące jest, gdy nastolatek wykazuje zachowania agresywne, jest zbuntowany, mówi, że nienawidzi tego świata, niszczy różne rzeczy i reaguje krzykiem, a także wszczyna bójki i awantury, w domu dochodzi do rękoczynów. Potem jest autoagresja lub próba samobójczej.
Niektóre dzieci się okaleczają, jednak na początku nie chcą, żeby ktoś to widział, potem chcą, ale to ukrywają. Bo dziecko uważa, że mama lub tata powinni być na tyle pojętni, żeby zauważyć, że coś jest nie tak, bo mam dużo plastrów albo bandażuję sobie nadgarstki. Jednocześnie nastolatki wkładają dużo wysiłku w to, żeby nikt tego nie zobaczył. Oszukują, na przykład na pytanie, co to jest, odpowiadają, że to jedynie otarcia, albo, że kot koleżanki je podrapał. A za dwie godziny zwracają się do telefonu zaufania i mówią, jak ona, matka, mogła w to uwierzyć.
PAP: Jakie błędy najczęściej popełniają rodzice?
L.K: Przede wszystkim nie rozmawiamy ze sobą. Bardzo dużo dzieci, z którymi rozmawiałam, powtarza, że nie będą mówili rodzicom o swoich problemach. Nie dlatego, że im powiedzieli, by do nich nie przychodzili, lecz właśnie dlatego, że nie powiedzieli, że mogą do nich przyjść, jak będzie się coś działo. Rodzic z kolei uważa, że jego dziecko do niego przyjdzie. Kiedy jednak pytamy, czy kiedykolwiek powiedzieli to swoim dzieciom, oburzają się, że to przecież oczywiste. Nie, dla dzieci to nie jest oczywiste. Oczywiste jest dopiero wtedy, gdy powiemy to na głos i najlepiej wiele razy.
Mamy zatem dziecko, które bardzo chce, żeby rodzic mu to powiedział, a z drugiej strony jest rodzic, który bardzo wierzy to, że w razie potrzeby jego dziecka przyjdzie do niego. A między nimi jest ta szklana ściana, ta pustka. Rodzice tłumaczą się brakiem czasu, żeby z dzieckiem porozmawiać i powiedzieć mu, że zawsze może do niego przyjść. Tymczasem jedynie półtorej sekundy wystarczy, żeby powiedzieć dziecku „jesteś dla mnie ważny”, a na stwierdzenie „kocham cię” – tylko jedną sekundę.
Pomyślmy, ile czasu codziennie spędzamy w mediach społecznościowych, na oglądaniu seriali w telewizji, na sprawach, które zjadają nam mnóstwo czasu? Poświęcenie dziesięciu minut dziennie na rozmowę z dzieckiem, to nie jest aż tak duży problem. Rodzice tłumaczą, że muszą dużo pracować, by wszystko zapewnić swemu dziecku, a dzieci – jak się okazuje – wcale tego wszystkiego nie chcą. One chcą przede wszystkim mieć rodziców.
W ramach „Forum Przeciw Depresji” 29 lutego w Hotelu Novotel w Warszawie będzie można skorzystać z konsultacji psychologów i psychiatrów. Tego samego dnia czynny będzie telefon zaufania (22 594 91 00). Od marca do czerwca 2020 r. odbędą się spotkania edukacyjne w pięciu miastach w Polsce – w Poznaniu, Katowicach, Wrocławiu, Gdyni i Warszawie). Więcej na stronie https://forumprzeciwdepresji.pl/. (PAP)
Zbigniew Wojtasiński
Data publikacji: 24.02.2020 r.