Zbyt późno wciąż rozpoznawane są nowotwory kości u dzieci

Nowotwory kości u dzieci wciąż rozpoznawane są zbyt późno, nawet dopiero w stadium przerzutowym – alarmują eksperci. Podkreślają, że utrudnia to skuteczne leczenie tej choroby.

„Nowotwory dziecięce są klasyfikowane jako choroby rzadkie – rocznie zapada na nie około 1000-1200 dzieci. Oznacza to, że wielu lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej w trakcie swojej praktyki nie spotkało lub nie spotka się nigdy z tego typu przypadkiem. Warto mieć jednak z tyłu głowy takie przypuszczenie i dążyć do jak najszybszej diagnozy” – zwraca uwagę w informacji przekazanej PAP dr n. med. Bartosz Pachuta, ortopeda i traumatolog narządu ruchu w Klinice Onkologii i Chirurgii Onkologicznej Dzieci i Młodzieży Instytutu Matki i Dziecka w Warszawie.

Dodaje, że nie chodzi o zbyt pochopne stawianie rozpoznania nowotworu, ale właśnie wykluczenie prawdopodobieństwa jego wystąpienia. „W związku z tym – niezależnie od tego czy dziecko zgłasza uporczywy kaszel czy bóle kości – badanie fizykalne całego pacjenta jest minimum, jakie powinno być spełnione na zwykłej wizycie” – przekonuje.

Z danych przekazanych przez specjalistów IMiD wynika, że nowotwory pierwotne kości stanowią 6-7 proc. zachorowań wśród małych pacjentów onkologicznych, a ich wyleczalność szacuje się na 65-75 proc. „To, czy dziecko powróci do zdrowia oraz jak będzie wyglądać jego komfort życia w trakcie leczenia i po jego zakończeniu, zależy w dużej mierze od stadium, w którym choroba zostanie rozpoznana. Niestety, obecnie rozpoznania wciąż stawiane są zbyt późno, a w procesie diagnostycznym czasem zdarzają się nieprawidłowości” – zaznaczają.

Najczęściej rozpoznawanym pierwotnym nowotworem ruchu w Polsce jest mięsak kościopochodny (osteosarcoma). Rocznie w Polsce zapada na niego około 30-35 dzieci, a szczyt zachorowalności notuje się w przedziale wiekowym 15-19 lat. Na drugim miejscu plasuje się mięsak Ewinga (średnio 20-25 nowych przypadków w skali roku), na który częściej chorują chłopcy. W obydwu podtypach nowotworu u prawie połowy diagnozowanych dziecięcych pacjentów onkologicznych choroba jest już w stadium z przerzutami.

Eksperci Instytutu Matki i Dziecka twierdzą, że głównym problemem w leczeniu dziecięcych pacjentów onkologicznych jest zbyt późna ich diagnoza. Przyczyną jest brak czujności onkologicznej niektórych lekarzy pierwszego kontaktu i pediatrów, do których w pierwszej kolejności rodzice zgłaszają się w przypadku pogorszenia stanu dziecka.

Nowotwory u dzieci rozwijają się szybciej niż u dorosłych, dlatego niezwykle istotny jest czas i stadium, w którym zostanie rozpoznana choroba. „W tym celu kluczowe jest zachowanie szczególnej ostrożności – jeśli pojawi się wstępne podejrzenie, należy jak najszybciej skierować dziecko na podstawowe i łatwo dostępne badania, które umożliwią wykluczenie ryzyka” – przekonują specjaliści IMiD. Zalecają wykonanie badań laboratoryjnych, USG i RTG, w razie potrzeby – skierowanie pacjenta do onkologa lub na specjalistyczną diagnostykę.

„Zdarza się jednak bagatelizowanie symptomów mogących świadczyć o chorobie nowotworowej dziecka. Z jednej strony objawy kliniczne nowotworów są często niespecyficzne i mogą zostać przypisane zwykłej infekcji, zmęczeniu czy dorastaniu. Z drugiej – nawet te bardziej charakterystyczne, jak chociażby wyczuwalny guz, powiększenie węzłów chłonnych czy utrzymujące się bóle kostne wciąż są w niektórych przypadkach pomijane” – twierdzą eksperci.

Dr Bartosz Pachuta uważa, że szczególną uwagę powinno się zwrócić na patologiczne złamania kości, do których doszło bez urazu lub gdy jego siła była nieproporcjonalnie mała do skali uszkodzenia. „W przypadku nowotworów układu ruchu specyficznymi objawami są też m.in. stopniowo nasilający się ból, powodujący dysfunkcję narządu, nocne bóle kostne, zaburzenia zarysu kończyny czy guzy” – dodaje. I przypomina, że dolegliwościom bólowym mogą towarzyszyć gorączka, stan zapalny, powiększone węzły chłonne.

Specjalista nadmienia, że zbyt długa obserwacja i leczenie objawowe działają na niekorzyść małego pacjenta, dlatego gdy „infekcja” mimo podawanych leków nie mija, nie powinno się zwlekać, tylko pogłębiać diagnostykę. „Jeśli u lekarza pierwszego kontaktu czy pediatry pojawia się podejrzenie nowotworu narządu ruchu, najlepszym krokiem, jaki może podjąć jest skierowanie pacjenta jeszcze przed biopsją do ośrodka referencyjnego” – zaznacza.

Ogromne znaczenie dla rozpoznania nowotworu układu ruchu, rokowań małego pacjenta, a także jakości jego życia po zakończeniu terapii ma biopsja. Musi być jednak prawidłowo wykonana. „Nieprawidłowo pobrany materiał może być przyczyną niewłaściwej diagnozy lub błędnej metody leczenia. Takie ryzyko pojawia się, gdy nie zostanie zachowana tzw. czystość onkologiczna” – ostrzegają specjaliści IMiD.

„Wykonanie biopsji przez doświadczonego operatora z zachowaniem zasad czystości jest kluczowe do uzyskania rzetelnego wyniku badania histopatologicznego oraz zabezpieczenia materiału pod kątem badań genetycznych” – podkreśla dr Bartosz Pachuta. Jego zdaniem źle przeprowadzone badanie w przypadku nowotworów układu ruchu może zniweczyć szansę na operację oszczędzającą.

„Materiał patomorfologiczny powinien być oceniony przez patomorfologa we współpracy z radiologiem, a samo rozpoznanie potwierdzone przez jeszcze jednego specjalistę z zakresu patomorfologii. Właśnie dlatego szczególnie istotne jest rekomendowanie pacjentom i ich rodzicom placówek specjalistycznych, posiadających doświadczenie w leczeniu tych nowotworów i spełniających najwyższe standardy. W Klinice Onkologii IMiD w latach 2015-2022 leczonych było ponad 450 dzieci z guzami kości” – wyjaśnia specjalista z Instytutu Matki i Dziecka.

Uważa, że należy również edukować rodziców, a w razie wystąpienia podejrzeń kierować ich do referencyjnych ośrodków leczenia, które przeprowadzą rozbudowaną diagnostykę oraz kompleksową terapię onkologiczną dziecka. (PAP)

Zbigniew Wojtasiński, fot. freepik.com

Data publikacji: 29.03.2023 r.

Udostępnij

Zachęcamy do zapisania się do Newslettera

Przeczytaj również