Kiliński sprawdza formę przed Rio

Kiliński sprawdza formę przed Rio

Po raz szesnasty w połowie lipca br.Warszawa stała się światową stolicą szermierki na wózkach. Jak co roku zjechało do niej wiele narodowych drużyn ze swoimi najlepszymi szermierzami, aby walczyć o wspaniałe lśniące polskie trofeum wyróżniające się wśród wszystkich pucharowych nagród szermierczych na świecie - Szablę Kilińskiego.

Polskie zawody, które są częścią rozgrywek Pucharu Świata szermierki na wózkach, zawsze cieszą się dużą popularnością wśród szermierzy. To zasługa doskonałej organizacji zawodów stworzonej dla zawodników i ich zaplecza, znakomitych warunków zakwaterowania i rozgrywania turnieju, oraz całej oprawy jaką organizator zawodów, Integracyjny Klub Sportowy AWF Warszawa, przygotował dla wszystkich gości.
– W ten sposób chcemy okazać należyty szacunek oraz ogromny podziw dla kunsztu i wysiłku niepełnosprawnych mistrzów fechtunku szermierczego na wózkach – mówi prezes IKS Tadeusz Nowicki.
– Dlatego pojedynki szermierzy na wózkach odbywają się co roku w salach reprezentacyjnych ekskluzywnych warszawskich hoteli, a walki finałowe uświetnia uroczysta Gala, na której obecni są przedstawiciele polskich władz i różnych organizacji, którzy wręczają zwycięzcom wspaniałe trofea – Szable Kilińskiego, medale i puchary. W Warszawie zawodnicy zawsze walczą w miejscu swojego zakwaterowania, aby uniknąć uciążliwego dla nich transportu i dać im możliwość najlepszego odpoczynku między walkami i zregenerowania sił. Spotyka się to z ogromnym uznaniem szermierzy na wózkach, co tylko sprawia, że warszawski Puchar Świata Szabla Kilińskiego jest największą na świecie i najchętniej odwiedzaną imprezą szermierczą dla sportowców z niepełnosprawnością. To prawdziwe wyróżnienie dla Polski i powód do dumy. W tym roku ponownie doświadczyło tego 140 zawodników i ich trenerów z zapleczem, którzy mieszkali i rywalizowali na planszach hotelu Airport Hotel Okęcie.

Oddech Rio

W tym roku czuło się, że dla szermierzy Szabla Kilińskiego jest ostatnim poważnym sprawdzianem formy przez Igrzyskami Paraolimpijskimi w Rio de Janeiro, a tym samym ostatnim dzwonkiem, aby ją doszlifować oraz poprawić niedociągnięcia. Co jednak ważne, warszawski turniej miał wpływ na rozstawienia zawodników na Paraolimpiadzie, zatem po jego zakończeniu zawodnicy wiedzieli już z kim będą rozstawieni w pierwszych walkach w Rio. Ponieważ Chińczycy – światowi dominatorzy w szermierce na wózkach – postanowili do samej Paraolimpiady przygotowywać się u siebie, głównymi pretendentami do zdobycia medali w Warszawie byli więc Rosjanie, którzy od kilku lat walczą z Chińczykami o prymat w światowej szermierce na wózkach, jak również fenomenalni Ukraińcy mający kilku wybitnych szermierzy oraz drużyna z Hong Kongu. Polacy, choć w niektórych konkurencjach mogli liczyć na zdobycie nawet najwyższych trofeów, musieli jeszcze uważać na pozostałych rywali – Francuzów, Włochów, Węgrów, czy Greków, którzy mieli także ochotę sięgnąć po najwyższe laury. Polska ekipa liczyła 29 szermierzy, z czego 9 zawodników tworzyło reprezentację jadącą do Rio. Dla nich szczególnie więc turniej Szabla Kilińskiego był ważnym sprawdzianem formy na 7 tygodni przed Igrzyskami Paraolimpijskimi.

Już pierwszego dnia, kiedy rywalizowali szpadziści kat. A, B i C oraz florecistki kat A i B, Polacy dostarczyli nam kilku powodów do radości. Naszymi faworytami był Kamil Rząsa w kat. B, Dariusz Pender i Norbert Całka w kat. A, oraz Marta Makowska we florecie kat. B. Największą radość dostarczył nam Kamil Rząsa, który rozegrał znakomite zawody już od walk w grupie. O wejście do najlepszej ósemki zmierzył się z innym Polakiem, Marcinem Karbownikiem, którego pokonał 15:12, a o wejście do strefy medalowej z Ukraińcem Olegiem Naumenko. Ukrainiec teoretycznie powinien postawić Kamilowy większy opór od Karbownika, tymczasem gładko z nim wygrał 15:10. W półfinale naprzeciw Rząsy stanął bardzo doświadczony i mocny Francuz Yannick Ifebe, mistrz niedawnych Mistrzostw Europy. To stawiało Francuza w roli faworyta. Kamil był jednak na fali, z każdą walką się rozkręcał i pewnie pokonał Francuza jeszcze lepszym wynikiem 15:9. To oznaczało finał i walkę o złoto! Nie z byle kim jednak bo z Białorusinem Andreiem Pranevichem, numerem 1 na liście rankingowej IWAS i zwycięzcą Pucharu Świata (Kamil 7 miejsce IWAS). Rząsa walczył już z Pranevichem o finał podczas ostatnich Mistrzostw Europy, przegrał z nim wtedy zatrzymując brązowy medal. Jednak następnego dnia pokonał Białorusina w turnieju drużynowym. W Warszawie Białorusin był więc faworytem, ale Kamil przy odrobinie szczęścia mógł go pokonać.
– Kamil ostatnio dużo trenuje, dzięki temu jest coraz silniejszy, przede wszystkim zrobił się bardziej mobilny i ruchliwy, czego mu brakowało, teraz tułów aktywniej pracuje i przez to łatwiej udaje mu się zadawać trafienia – mówi trener Sebastian Koziejowski. – Już w maju na pucharze świata w Montrealu pokazał, że jest mocny zdobywając brązowy medal. Na Kilińskim walczył bardzo dobrze, w finale z Białorusinem toczył do końca bardzo wyrównany pojedynek, dopiero pod koniec Pranevich odskoczył Kamilowi i zadał to ostatnie zwycięskie trafienie wygrywając 15:12. Złoto było blisko, Kamil może być jednak zadowolony. W Rio może być czarnym koniem.

Niespodzianki, talenty stres i emocje

Tego dnia niespodziankę zrobił Adam Michałowski w szpadzie kat. C (10 w rankingu IWAS) zdobywając brąz. W walce o finał musiał uznać wyższość silnego fizycznie ukraińskiego mistrza Serhii Shavkuna (1 w rankingu IWAS). Ukrainiec sięgnął po złoto w pojedynku finałowym z Kanstantsinem Kavaliou z Białorusi (4 w rankingu IWAS). Kolejny brąz dla Polski wywalczył Darek Pender w szabli kat. A (8 w rankingu IWAS), który szedł jak burza przez wszystkie etapy wygrywając po kolei wszystkie swoje walki, najpierw w grupie, a potem z Hebertem Matthieu z Kanady (15:6), Robertem Citerne z Francji (15:13) i Romainem Noble z Francji (15:11). Trenerzy modlili się, aby Darek nie trafił na młodego fenomenalnego Brytyjczyka Piersa Gillivera (numer 1 w rankingu IWAS), rewelację w szermierce od kilku lat, który wygrywa ze wszystkimi. Darka pokonał dwa lata temu w finale Szabli Kilińskiego, pozbawiając go najcenniejszego trofeum. Darek trafił jednak na niego w walce o wejście do finału. 22 letni, utalentowany, wysoki i silny Gilliver, był faworytem w starciu z 41 letnim Penderem, który jednak utrzymuje wciąż wysoką formę.
– Dwa lata temu wygrał ze mną w finale jednym punktem – mówi Darek Pender. – To młody talent, który cały czas się rozwija. I teraz wygrał ze mną. Są jeszcze dwa miesiące Do Rio, puchar jest jednym z etapów przygotowawczych i trzeba ten czas wykorzystać, aby jeszcze poprawić kilka rzeczy.
Darek uległ Gillverowi 15:8, który potem w finale rozgromił Rosjanina Artura Yusupova (5 w rankingu IWAS) jeszcze większą różnicą punktów, bo 15:5.
We florecie kobiet nie udało się żadnej z naszych zawodniczek wejść do ósemki najlepszych. Największe szanse miała Marta Makowska kat. B (9 w rankingu IWAS) lecz po walkach grupowych rozstawiono ją od razu z mocną Węgierką Dani Gyongyi (5 w rankingu IWAS), z którą przegrała 10:15.

W piątek rozgrywano turnieje floretu mężczyzn kat. A, B i C oraz szabli kobiet kat. A i B. W polskiej drużynie liczono na Darka Pendera, Michała Nalewajka i Jacka Gaworskiego kat. A, oraz Martę Fidrych kat. A. W szabli kat. B, która nie jest jeszcze paraolimpijską konkurencją, walczyły dwie nasze zawodniczki – Patrycja Haręza i Jadwiga Pacek. Młode dziewczyny także miały ochotę zająć któreś z miejsc podium. Po cichu liczono więc na cztery medale. Darek Pender zaczął walki słabo, bo w grupie niespodziewanie przegrał z Rafałem Ziomkiem, następną walkę także przegrał. Kolejne pojedynki wygrywał, niemiej oznaczało to niekorzystne rozstawienie w walkach pucharowych. Ziomek pokonał w grupie jeszcze brązowego medalistę ostatnich Mistrzostw Europy, Francuza Damiena Takatliana (6 w rankingu IWAS, Rafał 18) co było dobrym prognostykiem, mimo przegranych następnych dwóch walk lecz z głównymi pretendentami do medalu. W pojedynku o wejście do ósemki Rafał został rozstawiony z innym Polakiem, Michałem Nalewajkiem (14 w rankingu IWAS), któremu uległ 12:15 i odpadł z dalszej rywalizacji. Nalewajek z kolei w walce o wejście do pierwszej czwórki (strefy medalowej) trafił od razu na głównego faworyta do złota – obok Rosjanina Romana Fedyaeva (1 w rankingu IWAS) – Węgra Richarda Osvata (2 w rankingu IWAS). Wydawało się, że Polak został rzucony na pożarcie lwa, którego nie będzie w stanie nawet zranić. Tak właśnie było podczas ich niedawnej walki we Włoszech, gdzie Osvat rozbił Michała 15:4. Tymczasem postawa Rafała wszystkich zaskoczyła, a najbardziej samego Richarda Osvata.

– Jestem zadowolony ze swojego występu bo z Osvatem wałczyłem równo – mówi Rafał. – Przyjęliśmy taktykę, aby on nacierał, a ja robię zasłonę i odpowiedź, i jak najdłużej ciągnąć walkę, bo Osvat lubi szybko kończyć akcje. I to działało, kilka razy jednak przestrzeliłem po zasłonie i on zapunktował. Taktyka była dobra, ale zabrakło umiejętności, których Osvat ma więcej ode mnie, no i większe doświadczenie, które też zadecydowało o jego wygranej. Ja mam jeszcze problemy ze stresem i emocjami przed walką, które mnie spalają, nad czym dużo pracujemy. Ale przegrać z Osvatem to nie wstyd, cieszę się, że urwałem mu aż 10 punktów.
Trener Sebastian Koziejowski dodaje: – Jeśli Michałowi uda się opanować emocje i stres, potrafi wiele zdziałać. Jest podstawowym zawodnikiem w drużynie, pierwszy raz zakwalifikował się na Paraolimpiadę i będziemy na niego liczyć w drużynie we florecie i szpadzie, ale może też zrobić niespodziankę indywidualnie.

Koncentracja i dobre przygotowanie decydują o wygranej

To że Michała stać na sprawienie niespodzianki świadczy jego niedawna wygrana w turnieju Sadyba Cup, gdzie po ciężkim pojedynku wygrał walkę finałową z Darkiem Penderem. Darkowi podczas Szabli Kilińskiego nie poszło najlepiej w walkach grupowych, co chyba go zdeterminowało, bo potem ograł po kolei Francuzów Lemoine Ludovica 15:11 i wysoko Damiena Tokatliana (6 w rankingu IWAS) 15:11, co wprowadziło go do strefy medalowej. Tutaj czekał na Darka Włoch Mateo Betti, w przeszłości wielokrotny zwycięzca turniejów Pucharów Świata i numer 1 na liście IWAS (obecnie nr 10).
– Betti to znakomity zawodnik, wielokrotny medalista ME i MŚ – mówi Darek Pender. – Szanse były równe, choć z Bettim często też przegrywałem, lecz o moim zwycięstwie zadecydowała pełna koncentracja i dobre przygotowanie, dzięki czemu wszystko to co sobie zaplanowałem, wychodziło – nie robiłem błędów, wychodziły odejścia i przechwyty, strzały, wygrałem więc 15:8.
W walce o złoto Darek czekał na zwycięzcę pojedynku dwóch najgroźniejszych pretendentów do złota w Warszawie: Richarda Osvata i Romana Fedyaeva (3 w rankingu IWAS). Węgier był tego dnia w niesamowitej formie i zdruzgotał Rosjanina wygrywając 15:5. Tym bardziej na uznanie zasługuje postawa Michała Nalewajka, który wyrwał Węgrowi aż 10 punktów. Darek zdawał sobie sprawę, że będzie ciężko pokonać tak dysponowanego Osvata, z którym już od dłuższego czasu nie udało mu się wygrać. Węgier jest niezwykle szybki, wielu zawodników po prostu nie jest w stanie za nim nadążyć.
– Podczas walki Darek dobierał dobrą odległość, dzięki czemu Osvat był w zasięgu jego broni – mówi trener Koziejowski. – Obydwaj walczyli bardzo dynamicznie i szybko, Osvat trafiał, Darek odpowiadał trafieniem, szli równo. Darkowi udało się odskoczyć na 3 punkty i wydawało się, że zwycięstwo ma już w kieszeni, lecz doświadczony Węgier zdołał go dogonić i zrobiło się 14:14. W ostatniej akcji obydwoje wykonali natarcie i zapaliły się dwie lampki. Sędzia dostrzegł jednak lekkie zawahanie u Osvata i przyznał punkt dla Darka. Darek zasłużył na złoto i szablę Kilińskiego.

Duże i małe radości

To nie była ostatnia radość Polaków tego dnia. We florecie kat. B walczył m.in. Jacek Gaworski (6 w rankingu IWAS), który po wyjściu z grupy pokonał Rosjanina Alberta Kamalova 15:11, a w pierwszej ósemce, po pasjonującej walce, innego Rosjanina, Timura Khamatshima 15:11, co zapewniło mu medal. O wejście do finału zmierzył się z Francuzem Maximem Valet (7 w rankingu IWAS).
– Przewaga Francuza była widoczna od początku – mówi trener Zbigniew Rybak. – Jacek próbował mu dorównać, ale nie potrafił zniwelować przewagi, kiedy Francuz odskoczył już na 3 punkty. Wydawało się, że przegra. Zawodnik z małym doświadczeniem nie zebrałby się psychicznie w takiej sytuacji i nie wierzył, że może jeszcze odrobić straty, ale nie Jacek. Walczył do końca i efektem wiary w zwycięstwo była wygrana i euforia. Na Mistrzostwach Europy Jacek przegrał z Valetem walkę o finał, teraz, mimo jego przewagi, nie zrezygnował ze zwycięstwa. Wygrał bo walczył o nie do samego końca.
Jacek Gaworski po walce powiedział: – Zwycięstwo zawdzięczam konsekwencji i przeprowadzaniu akcji na 100 proc., nie kombinowałem, ale postawiłem na kilka akcji, które konsekwentnie wykonywałem. Z Valetem już tak jest, że należy podejmować zdecydowane akcje, a po komendzie „Gotowi” dokładnie wiedzieć co się zrobi. Nie może być najmniejszego zawahania i zmiany decyzji w ostatnim ułamku sekundy, bo to się zemści. W finale zmierzę się z Ukraińcem Antonem Datsko, z którym w grupie przegrałem. Ale trzeba wziąć rewanż.
Ukraiński florecista jest aktualnym zdobywcą Pucharu Świata, który z turniejów nigdy nie wraca bez medalu. Aktualnie jest 3 w rankingu IWAS we florecie.
– Spodziewaliśmy się wysokiej wygranej mistrza z Ukrainy i krótkiej walki, jednak Jacek, tak jak w poprzedniej walce, walczył znakomicie, choć z jeszcze trudniejszym przeciwnikiem – mówi Sebastian Koziejowski. – Walka była naprawdę wyrównana, Jacek miał niesamowity doping sali, walczył niesiony na fali i równo do końca. W samej końcówce Datsko zadał dwa trafienia pod rząd, dzięki czemu przechylił szalę zwycięstwa na swoją stronę i wygrał 15:13. Niewiele zabrakło, ale Jacek i tak osiągnął duży sukces zdobywając srebro.

W polskiej ekipie liczono jeszcze na Adriana Castro, aktualnego mistrza świata w szabli kat. B (1 w rankingu IWAS). I rzeczywiście Adrian walczył bardzo dobrze od wyjścia z grupy, pokonując Austriaka Thomasa Boehm 15:8, a potem Greka Panagiotisa Triantafyllou 15:13, czym zapewnił sobie medal. O wejście do finału spotkał się jednak z rewelacyjnie dysponowanym podczas warszawskiego turnieju Antonem Datsko (2 w rankingu IWAS).
– Przespałem początek walki i od drugiej połowy zacząłem gonić Antona, jednak wypracował sobie taką przewagę, którą nie zdołałem już odrobić i walka zakończyła się 15:10 dla Ukraińca – mówi Adrian. – Nie ma co ukrywać, Anton jest w znakomitej formie, choć był do pokonania, popełniłem jednak kilka błędów. Jest co analizować i poprawić przed Rio.
Adrian musiał zadowolić się brązowym medalem, natomiast Datsko w finale ograł Włocha Alessio Sarriego (3 w rankingu IWAS) 15:10 i zdobył drugie złoto podczas turnieju. Po jego zakończeniu ogłoszony został najlepszym szermierzem Szabli Kilińskiego, za co otrzymał puchar prezydenta Andrzeja Dudy, jak również dwie szable Kilińskiego.

Kobiety znacząco powiększyły dorobek medalowy

Nie był to jednak ostatni medal polskiej drużyny tego dnia. Nasz dorobek powiększyły także kobiety. Liczono zwłaszcza na Martę Fidrych w szpadzie kat. A (2 w rankingu IWAS). Marta zwyciężała każdy ze swoich pojedynków po wyjściu z grupy, najpierw z reprezentantką Hong Kongu Shan Pui Fan 15:10, następnie z jej rodaczką Charissą Justine Ng 15:5, a w walce półfinałowej 15:10 z groźną Ukrainką Yevheniią Breus. W finale Marta musiała się więc spotkać z najlepszą obecnie na świecie szpadzistką (1 w rankingu IWAS), Rosjanką Yuliyą Efimovą.
– Marta jest aktualną mistrzynią Europy, ale Rosjanka była mocniejsza od Marty i wysoko ją pokonała 15:7 – mówi Zbigniew Rybak. – Walka był nagrywana, więc trzeba ją dokładnie przeanalizować bo jest duże prawdopodobieństwo, że obie zawodniczki spotkają się w Rio. Efimova ma znakomite zasłony, do tego bardzo silną rękę punktującą odpowiedzią. Pod względem technicznym Marta jest od niej lepsza, ale akcje Efimovej zaskoczyły Martę. Zdobyła jednak srebro więc nie narzekamy, trzeba jednak przygotować plan na Efimovą do Rio.
Marta Fidrych po walce powiedziała: – Jesteśmy w okresie mocnego treningu przed Rio, turniej traktuję szkoleniowo, wygrałam wszystkie walki poza finałową, jestem więc zadowolona ze startu, choć przegrałam z Efimową. To bardzo trudna zawodniczka i wiedziałam, że z nią będzie najtrudniej. Jest jeszcze trochę czasu, aby opracować plan, a mocną jej stroną są warunki fizyczne oraz tempo, czy góruje nade mną. Trzeba będzie pomyśleć jak to zniwelować, zakres działań i zasób mam większy, ale brakuje długości, aby ją dosięgnąć.

Srebro Marty Fidrych osłodziły nam jeszcze 3 brązowe medale zdobyte przez inne zawodniczki. Pierwszy wywalczyła nasza doświadczona szpadzistka Marta Makowska w kat. B (6 w rankingu IWAS), pokonując po zaciętej walce Białorusinkę Kristinę Fiaklistavę 15:14, potem naszą rodaczkę Patrycję Haręzę 15:12. Dopiero w walce o finał Marta nieznacznie uległa Rosjance Ludmile Vasilevej (2 w rankingu IWAS) wynikiem 15:13.
– Marta Makowska to bardzo doświadczona zawodniczka, potrafi kontrolować emocje, dobrze walczy ręką, ale brakuje jej już siły i dynamiki, którą posiadają młodsze przeciwniczki, zdecydowanie silniejsze pod względem fizycznym – mówi Tadeusz Nowicki. – Marta ma jednak inne zalety, które mogą w Rio mieć znaczenie, bo zakwalifikowała się na Igrzyska, co jest już wielkim sukcesem ponieważ łączy sport z pracą i rodziną. Choć nie jest faworytką do medalu w Rio, stać ją na niespodziankę, tak jak zrobiła to w Londynie zdobywając brązowy medal. To wielka nasza mistrzyni, której doświadczenie i spokój potrafi czynić cuda.
W szabli kobiet kat. B Patrycja Haręza oraz Jadwiga Pacek wywalczyły brązowe medale. Szabla kobiet nie jest jeszcze paraolimpijską konkurencją, choć coraz więcej zawodniczek na świecie walczy tą bronią na innych turniejach. Tym niemniej cieszą te dwa medale, którymi nasze zawodniczki powiększyły dorobek polskiej drużyny.

Ponowny tryumf drużyny Greków

Niestety, sukcesu nie udało się odnieść polskiej drużynie męskiej w turnieju drużynowym szabli. Polacy (5 miejsce w rankingu IWAS) w pierwszym swym pojedynku trafili na Rosjan (4 w rankingu IWAS) i musieli ich pokonać, aby wejść do strefy medalowej. Rosjanie przystąpili do walki w silniejszym składzie bowiem mieli dwóch zawodników kat. A, a jednego kat. B, Polacy odwrotnie – dwóch z kat. B (Adrian Castro i Grzegorz Pluta) i jednego kat. A (Rafał Treter). Walka drużynowa toczy się każdy z każdym do 45 trafień, systemem sztafetowym, więc wygrana Rosjan nie była przesądzona.
– Nasi rozpoczęli bardzo dobrze, w pierwszej części raz szala przechylała na się stronę Rosjan, raz na naszą – mówi Sebastian Koziejowski. – Był moment kiedy wygrywaliśmy 27:23, ale w końcówce pojedynku Adriana z Rosjaninem kat A., ten drugi zadał pod rząd siedem trafień i zrobiło się 30:29 dla Rosjan. W kolejnych walkach Rosjanie potwierdzali swoją przewagę i ostatecznie wygrali 45:39.
Następny pojedynek Polacy wygrali z Węgrami 45:38, ale kolejny przegrali z Włochami 39:45. Przewaga jednego zawodnika z kat. A ma jednak znaczący wpływ na losy walk w rozgrywkach drużynowych. Niestety, Polacy nie mają drugiego doświadczonego szablisty kat. A, jaki zastąpiłby Stefana Makowskiego, który zakończył karierę w ubiegłym roku. Tego dnia najlepiej jednak dysponowani byli Grecy, którzy pokonali w finale Rosjan 45:32. Grecy już rok temu tryumfowali na Kilińskim, gdzie w finale pokonali naszą drużynę i po raz pierwszy w historii wywalczyli złoto w turnieju drużynowym. Teraz obronili tytuł.

Zobacz galerię…

Tekst i fot. Piotr Stanisławski
Data publikacji: 20.07.2016 r.

Udostępnij

Zachęcamy do zapisania się do Newslettera

Przeczytaj również