Kulawa Zetka podbija tory. Od marzenia do pucharów

Adrian Beściak odnosił sukcesy w karate, ale wypadek na motorowerze zamknął ten rozdział. Już jako wózkowicz spróbował swoich sił w różnych dyscyplinach sportu. Sporo satysfakcji przyniosła mu realizacja projektu The Best Trip – długodystansowych wypraw na wózku, dzięki któremu pomógł innym. Od ponad trzech lat przywozi puchary z torów wyścigowych. Obecnie przygotowuje się do kolejnego sezonu. W nim ponownie zaprezentuje Kulawą Zetkę, czyli Nissana 350 Z. W przyszłości chce m.in. zagościć na Nürburgringu i testować supersamochody.

– Kiedy w 2017 r. po raz pierwszy stanąłem na linii startu, poczułem to samo, co przy wychodzeniu do walki przed wypadkiem. Taka mieszanka adrenaliny, niepewności i strachu. Bakcyla złapałem od pierwszego wyścigu. Przez chwilę nawet miałem najlepszy czas ze wszystkich startujących na Torze Łódź. Ostatecznie zająłem drugie miejsce w kategorii osób niepełnosprawnych, praktycznie najsłabszym samochodem – opowiada Adrian Beściak.

A smak rywalizacji zna od dzieciństwa. W 2005 r. pojechał na swoje pierwsze zawody – Mistrzostwa Europy IBF Juniorów w all style karate. Wtedy z Bierunia wrócił ze srebrnym medalem. Później odniósł kolejne sukcesy, zdobył m.in. mistrzostwo świata Federacji WMAA-ROC i WIASKA. Ale w czerwcu 2011 r. walczył o życie. Tuż przed swoimi szesnastymi urodzinami uległ wypadkowi na motorowerze jako pasażer. Wówczas doznał urazu rdzenia kręgowego. Złamał 7 kręgów kręgosłupa, kilka żeber oraz rękę. Ponadto miał pękniętą podstawę czaszki.

Jako wózkowicz nie zrezygnował z uprawiania sportu. Swoich sił spróbował w koszykówce, unihokeju, kolarstwie i rugby. Aż w 2014 r. postanowił połączyć zamiłowanie do aktywności z pomaganiem innym, realizując projekt The Best Trip. W ciągu ośmiu dni przejechał na wózku 500 km, podróżując z Rzeszowa przez Kraków do Warszawy. W kolejnym roku było to już o ok. 100 km więcej, tym razem ze stolicy Podkarpacia do Suwałk. W 2016 r. potrzebował 54 dni na pokonanie trasy dookoła Polski, co oznaczało dystans 2313 km. Dwa lata później wyprawa trwała 46 dni. W jej trakcie nabił 2,5 tys. km, jadąc ze Szwecji przez Danię i Niemcy do Rzeszowa.

– Do tej pory zrobiłem cztery wyprawy i chciałbym, żeby była piąta, takie dopełnienie. Przerwa od tych tripów jest spowodowana wyścigami. Można powiedzieć, że zmieniłem ­swoją specjalizację. I też trochę musiałem podbudować zdrowie – mówi 25-latek.

Kierunek tor

Wyprawa na wózku przez cztery państwa była początkowo zaplanowana na lato 2017 r. Jednak Adrian Beściak musiał ją odwołać z powodu niespodziewanej operacji w maju. Konieczna okazała się dłuższa przerwa w treningach. Ale wkrótce odkrył w sobie nową pasję. W internecie przeczytał o Avalon Extreme Racing Cup. Osoby z niepełnosprawnościami mogły przyjechać na tor własnymi samochodami.

Rzeszowianin zadebiutował w zawodach we wrześniu 2017 r., korzystając ze Skody Rapid. I startował nią również w kolejnym sezonie. Najlepszy dla niego okazał się 2019 r. Wówczas zajął drugie miejsce w klasyfikacji Ligi Avalon Extreme Racing. Wtedy miał już do dyspozycji Nissana 350 Z, nazywanego Kulawą Zetką.

– Wiem, że to nie są najmocniejsze rozgrywki w kraju. Ten wynik mógłbym porównać mniej więcej do czasów, kiedy przed wypadkiem zdobyłem mistrzostwa Polski w karate. Ale satysfakcja jest jak po mistrzostwie świata – opisuje.

W ubiegłym roku chciał powtórzyć albo nawet poprawić ten rezultat. I bardzo dobrze się zapowiadało, bo na otwarcie sezonu wygrał rywalizację na obiekcie Moto Park Ułęż. Potem odbyły się zawody na ¼ mili, ale jego Nissan nie jest optymalnym wyborem do takiej rywalizacji. Skończyło się na trzecim miejscu. Kolejny Race Day w Modlinie i ponownie zwycięstwo.

– Wystarczyło, żebym jeszcze raz pojechał na zawody i zdobył podium. Wówczas miałbym co najmniej drugie miejsce w generalce albo nawet pierwsze. Ale nie udało się dojechać na tor, wieczór przed zawodami mieliśmy problemy z lawetą. Nie byłem w stanie znaleźć w nocy transportu, więc musiałem odpuścić. I ostatecznie nie znalazłem się w klasyfikacji rocznej, bo miałem za mało startów – opowiada.

We wspomnianym sezonie 2019 zajął też pierwsze w Kartingowych Mistrzostwach Tarnowa w kategorii osób z niepełnosprawnością. Występy na Torze Speed Race Tarnów traktował jako formę treningu.

Kulawa Zetka

Adrian korzystał z Nissana 350 Z w jednej z gier komputerowych. Przesiadka do takiego auta była dla niego spełnieniem marzenia. Jednak musiał się przyzwyczaić np. do ograniczonego pola widzenia czy napędu na tylne koła. Natomiast debiut na zawodach odbył się na obiekcie Moto Park Ułęż. Tam osiągał prędkości 150-160 km/h.

– Na drugiej pętli miałem przygodę. U nas w grupie było Cinquecento. Dojeżdżałem do niego, sędziowie machali niebieskimi flagami, żeby ustąpił miejsca. Ale on mnie nie puścił przed ciasną szykaną (elementem na torze wymuszającym zmniejszenie prędkości – NS). Żeby w niego nie wjechać, mocno hamowałem. To był błąd, mogłem zjechać na bok, gdzie też znajdował się asfalt – wspomina. Dodaje, że zdarł klocki hamulcowe i zagotował płyn hamulcowy. Zacisk przy kole, który był niebieski, zrobił się czarny. Zanim wszystko się ostudziło, to praktycznie jazdy się skończyły.

Plan zakładał, że Adrian będzie przez rok korzystał z Nissana w ruchu ulicznym i na zawodach. W tym czasie zamierzał odłożyć trochę pieniędzy, żeby kupić drugie auto. Ono miało służyć do codziennych jazd, żeby Zetka pojawiała się tylko na torze. Tyle że koncepcja została przekreślona w lipcu 2019 r. Rzeszowianin wpadł w poślizg na jednej z ulic i skosił kilka krzaczków.

– Nikomu się nic nie stało, ale auto było bardzo poobijane. Wyglądało jak po wypadku, w którym co najmniej dwie osoby zginęły. Mechanicznie do wymiany był tylko jeden drążek kierowniczy, część za 60 zł. Zetki już się kompletnie nie opłacało odbudowywać do jazdy codziennej – opowiada.

Nissana zaczął przystosowywać do wyścigów. Usunął sporo plastikowych elementów, aby obniżyć jego masę. Bo w rywalizacji na torze każdy dodatkowy kilogram ma znaczenie na osiągany czas. Zamiast dotychczasowych foteli, wsadził kubełkowe, z czteropunktowymi pasami. Zmienił też kierownicę na sportową, zawieszenie, kolektory, cały układ wydechowy i dokonał innych modyfikacji. Część z nich niemal w ostatniej chwili przed finałową rundą sezonu 2019.

– Wyścigi były w sobotę w Warszawie, na torze mieliśmy być od godz. 8. Zamierzaliśmy wyjechać z Rzeszowa w piątek o 15, a jeszcze o 21-22 kręciliśmy Zetkę u mnie. Ale dotarliśmy do zarezerwowanego hotelu, wziąłem prysznic i na zawody. Wtedy zdobyłem trzecie miejsce, co pozwoliło na zajęcie drugiej pozycji w klasyfikacji rocznej – opisuje.

Ambitne plany

Adrian podziwia różnych kierowców. Roberta Kubicę nie tylko za perfekcyjny styl jazdy. Również za umiejętność zapamiętywania wielu danych technicznych z poszczególnych okrążeń. Jakuba Przygońskiego za wszechstronność, czego potwierdzeniem są sukcesy w rajdach terenowych, driftingu oraz rallycrossie. A Kena Blocka, którego miał okazję spotkać w Warszawie, za serię Gymkhana.

– Tak naprawdę dużo jest kierowców, na których można się wzorować. Każdy wnosi do motosportu indywidualny styl jazdy i inaczej czuje samochód. Dobrze też, że są takie osoby jak Bartek Ostałowski i Sebastian Luty. Mają olbrzymią siłę przebicia i umiejętności, a to odzwierciedla jak ludzie nas postrzegają – mówi.

Adrian chce w tym roku odnieść sukces w Lidze Avalon Extreme Racing. Sezon ma rozpocząć się w maju, a w kalendarzu widnieje 6 imprez na trzech torach. Rzeszowianin dąży do tego, żeby wystartować we wszystkich. Obecnie poszukuje dodatkowych sponsorów, którzy pomogą zrealizować cel. W dalszej przyszłości chciałby pozyskać fundusze na realizację kolejnego marzenia – przejażdżkę po torze Nürburgring. Słynna Północna Pętla, o długości niemal 21 km, jest udostępniana zainteresowanym kierowcom.

Adrian planuje testować supersamochody z myślą o osobach z niepełnosprawnościami. Pierwsze kroki w tym kierunku już poczynił, m.in. kupił oprzyrządowanie, które można łatwo i szybko zamontować w aucie. On sam chciałby sprawdzić w ten sposób Nissana GTR najnowszej generacji.

– Przed każdym tripem jest mnóstwo pracy. Gdybym teraz zaczął trenować, to nic by z tego nie wyszło. Obecnie jestem skupiony na przygotowaniu Zetki do rywalizacji. Myślę o różnych modyfikacjach, zmianie całego układu hamulcowego na trochę mocniejszy czy serwisie przedsezonowym. Czuję niedosyt po ostatnim roku, a już taki jestem, że lubię się odgryźć – podsumowuje.

Zobacz galerię…

Marcin Gazda, fot. archiwum Adriana Beściaka

Data publikacji: 12.02.2021 r.

Udostępnij

Zachęcamy do zapisania się do Newslettera

Przeczytaj również