ME Dywizji 2 w Krakowie. Czas na podleczenie ran

Reprezentacja Polski w blind futbolu zajęła czwarte miejsce podczas Mistrzostw Europy Dywizji 2. Tym samym Biało-Czerwoni nie zdołali zrealizować celu sportowego, jakim był powrót do kontynentalnej elity. Awans uzyskały dwie najlepsze ekipy turnieju, który odbył się w Krakowie. W finale Hiszpania wysoko wygrała z Rumunią. Kadrowicze rozpoczęli rywalizację od efektownego zwycięstwa, a w czterech kolejnych spotkaniach ponieśli porażki. Sporo pochwał zebrali organizatorzy imprezy.

1-6 lipca w Krakowie odbyły się Mistrzostwa Europy Dywizji 2 w blind futbolu. Stawką turnieju rozegranego na stadionie MOS Kraków Zachód był awans do kontynentalnej elity. Aby do niej dołączyć, należało zająć pierwsze lub drugie miejsce w stolicy Małopolski. Celem dla naszej kadry był powrót do grona najlepszych europejskich ekip. Zadanie trudne, ale możliwe do wykonania. Jednak Biało-Czerwoni osiągnęli wynik poniżej swoich oczekiwań – czwarta, a zarazem przedostatnia pozycja.

– Blind futbol jest stosunkowo nowym sportem w Polsce. Doświadczenie, które nasza reprezentacja zbiera, jest bardzo ważne, ponieważ najlepszym treningiem są zawody sportowe. Tu mieliśmy możliwość rywalizacji z mocnymi zespołami, np. z Hiszpanią. Z jednej strony takie starcia są na pewno bolesne, ale z drugiej – to cenna lekcja dla kadry – powiedział „NS” Łukasz Szeliga, prezes Polskiego Komitetu Paralimpijskiego i prezes zarządu PZSN Start, który wziął udział w ceremonii zakończenia turnieju.

Gościem tej uroczystości był też m.in. prezydent IBSA Ilgar Rahimov. Natomiast w inauguracji ME Dywizji 2 uczestniczył dyrektor Zarządu Infrastruktury Sportowej w Krakowie Tomasz Marzec. Z kolei na mecz gospodarzy z Hiszpanią przybył zastępca prezydenta miasta Łukasz Sęk.

– W maju 2018 r. mieliśmy w Krakowie IBSA Blind Football Euro Challenge Cup. To była impreza dla reprezentacji zaczynających przygodę z blind futbolem. Wtedy Polska wygrała. Wiedzieliśmy, że teraz poziom sportowy będzie znacznie wyższy. Przez te lata zrobiliśmy spory krok naprzód, ale jest do kogo równać – zaznaczył Piotr Niesyczyński, członek Komitetu Organizacyjnego turnieju i koordynator blind futbolu przy PZSN Start.

Dwucyfrówka i niemoc
W turnieju miało uczestniczyć 8 drużyn. Ostatecznie swoje umiejętności zaprezentowało 5 ekip. Trafiły one do jednej grupy i rozegrały mecze według systemu każdy z każdym. 2 najlepsze zespoły zdobyły przepustkę do finału imprezy, a 2 kolejne – do meczu o trzecie miejsce. Polacy weszli do gry 1 lipca (wtorek). Tego dnia nasza kadra wygrała aż 10:0 z Kosowem. Po 3 bramki zdobyli Martin Jung i Gabriel Olech. 2 trafienia dołożył Marcin Ryszka, a na listę strzelców wpisali się też Mateusz Krzyszkowski i Paweł Zinkow. Ten ostatni doznał kontuzji, która wyeliminowała go z dalszej części turnieju.

– Na pewno brak tego zawodnika był istotny. Nie mogę powiedzieć, że kluczowy, bo jeśli kogoś nie ma, to reszta daje z siebie trochę więcej. Bez wątpienia uraz Pawła mocno pokiereszował nam plany taktyczne, ale taki jest sport. Jako reprezentacja powinniśmy mieć plan B i plan C. Okazało się, że mieliśmy plan A, który się wykruszył po pierwszej połowie meczu z Kosowem – zaznaczył Mateusz Krzyszkowski, kapitan reprezentacji Polski w blind futbolu.

Jak podkreślił trener naszej kadry Dominik Foryś, Paweł Zinkow na pewno nie byłby jedynym zawodnikiem odpowiedzialnym za zdobywanie bramek. Jednak mógłby na boisku zrobić taką różnicę jak Krisztian Kovacs w reprezentacji Rumunii. To niewątpliwie miało wpływ na końcowy wynik, ale zadecydowały też inne, drobne czynniki. One sprawiły, że drużyna nie zaprezentowała się optymalnie.

Mecz z Kosowem był ostatnim na turnieju, w którym Polacy pokonali bramkarza rywali. W czterech kolejnych spotkaniach nie poprawili swojego bilansu dorobku bramkowego, choć okazji im nie brakowało. Dzień po efektownym zwycięstwie Biało-Czerwoni przegrali 0:5 z Hiszpanią. Rywale pokazali wysoką formę już na inaugurację turnieju, kiedy wygrali 7:0 z Rumunią.

– Na pewno Hiszpania wyróżniała się na tle wszystkich zespołów. Czasem, obserwując mecze, zastanawiałem się, czy ci zawodnicy naprawdę nie widzą. Oni udowodnili, że niemożliwe nie istnieje. Ta impreza jest przykładem na to, że można kibicom sportu paralimpijskiego dostarczyć mnóstwa emocji. Ci, którzy tutaj byli, na pewno nie żałowali – dodał Łukasz Szeliga.

Bez awansu
Wysoka porażka nie przekreśliła szans reprezentacji Polski na upragniony awans. Aby myśleć o zajęciu drugiego miejsca w fazie grupowej, należało 3 lipca (środa) osiągnąć korzystny wynik z starciu z Rumunią. Rywale mieli na swoim koncie 3 punkty, po zwycięstwie 4:1 nad Kazachstanem. Ostatecznie drużyna Dominika Forysia musiała uznać wyższość Rumunów, przegrywając z nimi 0:2.

Następnego dnia bilans Biało-Czerwonych powiększył się o kolejną porażkę 0:2, tym razem z Kazachstanem. Przed rozpoczęciem tego starcia było pewne, że właśnie te 2 zespoły spotkają się jeszcze raz w sobotę – w meczu o trzecie miejsce w turnieju. I ten pojedynek o brązowy medal Kazachowie rozstrzygnęli na swoją korzyść, ponownie wygrywając 2:0.

– Podczas turnieju zawodnicy zostawili wiele zdrowia na boisku, dali z siebie dużo. Natomiast koncentracja i agresja nie były na odpowiednim poziomie. Drużyny, które wyszły charakternie na boisko, stłamsiły nas. Teraz musimy sobie odpowiedzieć na pytanie – co nie zagrało i co spowodowało, że wychodziliśmy na mecze bez bojowego nastawienia – stwierdził Dominik Foryś.

W opinii Mateusza Krzyszkowskiego, wyniki kadry były w pełni zasłużone. One pokazują, że kadra nie była przygotowana na ten rodzaj gry. Okazało się, że rywale zrobili większy progres i wykonali cięższą pracę. Reprezentacja miała za sobą solidne przygotowania w ostatnich miesiącach, ale widocznie zbyt lekkie. Jak stwierdził kapitan Biało-Czerwonych, teraz jest czas na podleczenie ran. Każdy z drużyny je ma, a największą w sercu.

Słowa pochwały
W Krakowie zdecydowanie najlepsza okazała się Hiszpania. W fazie grupowej wygrała efektownie 4 spotkania, strzelając 30 bramek i nie tracąc żadnej. W finale pokonała 7:1 Rumunię, która również uzyskała awans do europejskiej elity. Hiszpańscy gracze sięgnęli też po indywidualne nagrody. Sergio Alamar został uznany najlepszym graczem turnieju, a Alberto García Ibáñez – najlepszym bramkarzem. Z kolei Antonio Martin Gaitan cieszył się z tytułu króla strzelców. Polacy zaś zebrali sporo pochwał za organizację ME.

– Zapewniliśmy 2 boiska z profesjonalnymi bandami – główne, na którym były rozgrywane mecze, a także treningowe. Takie rozwiązanie jest spotykane tylko na topowych wydarzeniach. Przygotowaliśmy różne atrakcje, w tym strefę dla kibiców. To nie byłoby możliwe bez zaangażowania naszych partnerów ­– wyjaśnił Piotr Niesyczyński.

Jak podkreślił Łukasz Szeliga, organizacja turnieju była perfekcyjna. Zawody odbyły się u podnóża Wawelu, co uatrakcyjniło przebieg rywalizacji. Prezes PKPar zaznaczył, że w trakcie ME panowała świetna atmosfera. Sporo osób śledziło mecze, zarówno na stadionie, jak i dzięki transmisjom w internecie.

– Chciałem podziękować kibicom za to, że licznie przychodzili na każdy nasz mecz. Tym bardziej przykro nam, że zobaczyli tylko jedno nasze zwycięstwo, a reszta niestety nie poszła po naszej i ich myśli. Gra przy takiej publiczności była w jakimś stopniu nowym doznaniem. Na rozgrywki ligowe przychodzi mniej osób. Chcemy doświadczać tłumów na stadionie, ale to też jest element, którego musimy się nauczyć – podsumował Mateusz Krzyszkowski.

Mistrzostwa Europy Dywizji 2 w blind futbolu w Krakowie (końcowa kolejność)
1. Hiszpania
2. Rumunia
3. Kazachstan
4. Polska
5. Kosowo

Zobacz galerię…

Tekst i fot. Marcin Gazda

Data publikacji: 21.07.2025 r.

Udostępnij

Zachęcamy do zapisania się do Newslettera

Przeczytaj również