Podróż to spotkanie

Podróż to spotkanie

Podróżujemy dla odkrywania nowych miejsc, by wrócić do tych już wcześniej poznanych, by odpocząć pośród ulubionych krajobrazów, by skonfrontować swoje wyobrażenie z rzeczywistością, by doświadczyć nowego, nieznanego.

W podróży nie mniej ważne są spotkania z ludźmi, gdyż one często najgłębiej zapadają w pamięć i na długo kształtują nasze wyobrażenie o danym kraju, nadając indywidualny rys miejscom i czasom. Niejednokrotnie mocno i dobitnie mówią o dziejącej się na naszych oczach historii. Oto kilka spotkań z moich podróży, które szczególnie zapamiętałam.

Michael z Marsa Alam, Egipt

Na początku 2011 roku dotarła do Egiptu tzw. Arabska Wiosna – seria protestów i demonstracji wynikających z niezadowolenia z dotychczasowej sytuacji ekonomiczno-politycznej w krajach arabskich. Świat ekscytował się wiadomościami o determinacji demonstrantów w dążeniu do demokratyzacji, ale nie dostrzegano rosnących w siłę radykalnych ruchów.

W maju tego samego roku byłam w Marsa Alam, na południu Egiptu i pamiętam rozmowę z młodym sprzedawcą z hotelowego sklepiku. Prosił, by zwracać się do Niego Michael lub Michał. Nie poznałam Jego prawdziwego imienia. Był Koptem i mówił o strachu i lęku, jaki ogarnia egipskich chrześcijan, gdyż radykalni islamiści zaczynają ich szykanować i straszyć. Ataki na Koptów stały się coraz częstsze. – Gdzie pójdziemy? Przecież myśmy tu byli przed Arabami- pytał bezradnie.

Do szczególnego aktu okrucieństwa doszło w lutym 2015 roku, kiedy to bojownicy tzw. Państwa Islamskiego zamordowali 21 egipskich Koptów porwanych w Libii, a nagranie z egzekucji umieścili w Internecie. Od razu przypomniałam sobie sympatycznego chłopaka, z charakterystycznym koptyjskim krzyżykiem wytatuowanym przy kciuku – znakiem rozpoznawczym egipskich Koptów.

Eileen z Filipin, Turcja

Turcja to jeden z moich ulubionych krajów. Byłam tam kilka razy i mam nadzieję, że jeszcze nie raz dane mi będzie go odwiedzić .Wśród turystów zwykle jest sporo Polaków, ale uroki tego kraju znają również obywatele innych krajów europejskich.

W hotelu, w Turgutreis często widywałam młodą kobietę o egzotycznej urodzie. Pośród wesołych, zrelaksowanych turystów zwracała uwagę swoimi smutnymi, dużymi oczami i widocznymi oznakami zmęczenia. Okazało się, że to niania tureckiej rodziny. Eileen pochodziła z Filipin. Spotykałam Ją przy posiłkach i rozmawiałyśmy na tyle długo, na ile pozwalały Jej obowiązki. Z dumą opowiadała o swoim kilkunastoletnim synu, który pozostał w domu pod opieką siostry, o ogromnej tęsknocie za rodziną, krajem. Na pytanie o czym marzy, odpowiedziała: – Chcę wrócić do domu. Jej kraj właśnie pustoszył tajfun. Dla Niej był oazą spokoju i miłości.

Cesia i Józek z Izraela, Czechy

Karlowe Wary, znane również jako Carlsbad lub Karlsbad, to jedno z najbardziej znanych i najstarszych uzdrowisk w Europie. Jego renoma i sława skusiły i mnie. Kurort jest  niezwykle elegancki i urokliwy a hotel Richmond wspominam jako jeden z najpiękniejszych, w jakim byłam. Goście stanowili ciekawą mozaikę narodowościową. W pokoju naprzeciwko  mieszkały panie z Kuwejtu, zawsze ubrane na czarno, w zgrabnie zawiązanych hidżabach (chusty muzułmańskie). Otaczała je aura tajemniczości potęgowana przez zapach wytwornych perfum, jaki zostawiały po sobie. W hotelowym lobby często można było spotkać Ahmeda, który – jak głosiła hotelowa plotka – był kuzynem króla Bahrajnu.

Któregoś dnia na początku pobytu w hotelowej kawiarni usłyszałam rozmowę prowadzoną po polsku, czym byłam dość zaskoczona, ponieważ poinformowano mnie, że do tego hotelu Polacy nie przyjeżdżają. Okazało się, że to polscy Żydzi mieszkający w Tel Awiwie. I choć wyjechali z Polski w latach 50., to uwagę zwracała piękna polszczyzna.

Szybko zaprzyjaźniłyśmy się z uroczą parą: Cesią i Józkiem. Ich życiorysy mogłyby stanowić materiał na niejeden fascynujący scenariusz filmowy. W losach ich rodzin są wątki dramatycznej walki o przetrwanie w czasie wojny, zmaganie się z nowym życiem po przyjeździe do Izraela, tęsknota za Polską, pielęgnowanie polskich wspomnień i życzliwe przyglądanie się przemianom w naszym kraju. I choć na co dzień posługują się językiem hebrajskim, to chętnie korzystają z okazji, by mówić po polsku, dbając o to, by był to język aktualny i poprawny. Chętnie mówią o rodzinie, lęku o dzieci, gdy idą do wojska („a matki płaczą po obu stronach”- mówi Cesia), o polskie kulturze w Izraelu, etc.

Do tego należy dodać świetne, żydowskie  poczucie humoru, przypominające lubiany w Polsce szmonces (a to słowo oznacza po hebrajsku po prostu„uśmiech”), które tak ułatwia znajdować dystans do świata i siebie. „Najwyższa mądrość, to życzliwość” – mówi żydowskie przysłowie. Tak wiele możemy się od siebie nauczyć i pobyt w Karlowych Warach był dla mnie nie tylko wypoczynkiem, ale również doskonałą lekcją o ludziach, którzy wpisują się we wspomnienia nie mniej intensywnie niż miejsca i krajobrazy.

Eric, Kuba

Na Kubie byłam w przełomowym okresie dla tego kraju, kilka tygodni  po tym, jak prezydent Barack Obama ogłosił zwrot w dotychczasowej polityce izolowania Kuby przez USA, po ponad 50 latach. Oznaczało to rozluźnienie różnych restrykcji w podróżach i eksporcie oraz ponowne otwarcie ambasad. Rozmawiałam o tym z młodym przewodnikiem, Erickiem, który towarzyszył nam na wycieczce do trzech znaczących miast: Cienfuegos, Santa Clara, Trynidadu.

Mówił biegle w trzech językach, posługiwał się tabletem i miał w sobie niezwykłą otwartość i ciekawość świata. Twierdził, że Kubańczycy przyjmują informacje o zmianach z nadzieją, ale i z niepewnością, nie chcą powrotu do tego, co było przed rewolucją, oczekują zmian cywilizacyjnych i uważnie się wsłuchują w – jak to określił – „dźwięk trąbek dobiegający od strony McDonalda”. Po wycieczce dopytywał się o wrażenia, z wyraźną dumą przyjmując wyrazy uznania i zachwytu pod adresem swojej ojczyzny.

Na Kubie ciągle panuje gospodarka pustych półek i propagandy, ale z drugiej strony – nie dotarła tu komercjalizacja i konsumpcjonizm w najgorszym wydaniu. Na ubitej ziemi współczesności stają do pojedynku rozpadające się idee socjalizmu i bezwzględny duch globalizacji. Oby Kuba zachowała swoją niezwykłość i urzekające piękno.

Sam, Kenia

Kenia to niezwykle malowniczy kraj,  a ze względu na klimat- fantastyczne miejsce na ucieczkę od zimowych chłodów. Wycieczkę na dwudniowe safari wspominam jako jedno z najpiękniejszych spotkań z naturą. Egzotyczna Kenia zachwyciła mnie krajobrazami, klimatem, a ludzie powtarzający często hakuna matata, czyli „nie ma problemu” urzekli mnie pogodą, spontanicznością, błyskotliwością.

Co tydzień do hotelu przyjeżdżali Masajowie. – wysocy, dumni, obwieszeni kolorowymi ozdobami, w czerwonych strojach. W czasie występu popisują się wysokimi podskokami, a tańcom towarzyszy rytmiczny śpiew. Pod koniec występu zapraszają turystów do wspólnej zabawy, a potem sprzedają wykonane przez siebie pamiątki. Zakup maski, tarczy z dzidą lub naszyjnika to forma zapłaty za występ, ale i możliwość porozmawiania, sfotografowania się z przystojnymi Masajami. Na paradoks zakrawa fakt, że kiedyś to przybysze z Europy sprzedawali miejscowym paciorki i koraliki za cenne kruszce i miejscowe towary, a dziś to tubylcy handlują podobnymi wyrobami.

Z jednym z Masajów  miałam okazję porozmawiać dłużej. Sam mieszkał w wiosce niedaleko Mombasy, pomagał finansowo rodzinie i marzył o białej żonie. Na pytanie o to, czym się żywią, odpowiedział jednym tchem: „mięso, mleko, krew”. Wśród towarów, które oferował były osobliwe klapki wykonane z zużytych opon z  paskiem z kolorowych koralików. Sam zachwalał je szczególnie mocno, zapewniając, że nadają się na śnieg, gdyż …nie ślizgają się. Na pytanie, czy kiedykolwiek widział śnieg, odpowiedział z rozbrajającą szczerością, że nie. No cóż, nie od dziś wiadomo, że reklama jest dźwignią handlu, a element przydatności produktu jest kwestią absolutnie drugorzędną.

Dzieci w Indiach

Indie to kraj, gdzie najbardziej czułam przekraczanie pewnej granicy prywatności. Nieliczne osoby z niepełnosprawnością, jakie spotykałam w tym kraju, to byli w większości żebracy. Często mnie dotykano, przyglądano mi się. Bywało, że ludzie mniej lub bardziej dyskretnie przyglądali mi się lub próbowali …fotografować, co czasami kończyło się po prostu wspólną sesją fotograficzną, rozmowami. Najbardziej pamiętam dzieci, które z właściwą sobie dociekliwością, zgłębiały tajniki budowy mojego wózka (takiej „rikszy” nie widziały!). Innym razem otoczyła mnie grupa nastolatek w biało-granatowych mundurkach. Dziewczynki uważnie mi się przyglądały, komentowały między sobą mój wygląd, najwyraźniej interesując się moją biżuterią (jakże daleko odbiegającą od strojnej elegancji Hindusek!), kwiatkami na kapeluszu, etc. I tym razem skończyło się na wymianie uśmiechów i wspólnych zdjęciach.

Dzieci na ulicach Indii to bolesny problem, bo są wykorzystywane przez mafie, a nawet własne rodziny do żebrania. Zaczepiają turystów, czasem oferują jakieś towary, występ lub oprowadzanie po okolicy. Obdarowanie takiego dziecka prowadzi do tego, że po chwili zjawia się ich cała gromadka. A wszystkim nie sposób pomóc…

Ali z Arabii Saudyjskiej, Zjednoczone Emiraty Arabskie

Przy Burj Khalifa, w Dubaju, najwyższym budynku świata zawsze jest spory tłum. Przysiadłszy na ławeczce, można obejrzeć pokaz fontann lub porozmawiać z kimś, kto ma ochotę podzielić się refleksją na temat tego miejsca. Ali przyjechał tu na weekend ze swoją rodziną z sąsiedniej Arabii Saudyjskiej. Towarzyszyło mu dwoje wnucząt, syn z żoną i trzy córki. Tylko najmłodsza miała odsłoniętą twarz. Wspólna ławeczka połączyła nas na tyle, by po chwili rozmawiać swobodnie o pogodzie w Dubaju, o rodzinie, o tym, co łączy chrześcijan i muzułmanów, etc.

I jakby uprzedzając pytanie, powiedział, że ma tylko jedną żonę, bo tylko na tyle Go stać. Ali pozwolił mojemu partnerowi przymierzyć swoją ghutrę, a ja z kobietami wymieniałam się komplementami na temat makijażu oczu (tylko tyle widziałam!). Zrobiliśmy sobie parę zdjęć. Cenna pamiątka, bo w Emiratach trzeba zachować szczególną delikatność przy fotografowaniu kobiet. Jeśli sobie tego nie życzą, mają prawo wezwać policję, a ta może ukarać lub zabrać aparat. Takie spotkania udowadniają, że ludzi na świecie więcej łączy niż dzieli. O ile polityka i okoliczności im na to pozwolą…

Lilla Latus

Zobacz galerię…

Zdjęcia (z archiwum autorki) nie przedstawiają osób opisanych w tekście.

Data publikacji: 03.04.2018 r.

Udostępnij

Zachęcamy do zapisania się do Newslettera

Przeczytaj również