W sporcie chodzi nie tylko o medale…

Sławomir Brak

W 2014 roku opublikowaliśmy w naszym portalu materiał związany z tenisem stołowym i jego pozytywnym wpływem na zdrowie i samopoczucie. Jego bohater – Sławomir Brak – opowiedział nam wtedy ciekawe historie o swojej ścieżce w tej dyscyplinie sportu. Po dwóch latach postanowiliśmy porozmawiać z nim o tym, co się zmieniło w jego życiu.

– Spotykając się ponownie, pytamy wprost: gra Pan jeszcze w tenisa stołowego?
-Tak, ciągle jeszcze uprawiam tę dyscyplinę sportu, ale z upływem czasu mam z nią związane zupełnie inne cele.

– W jakim miejscu jest Pan na swojej sportowej drodze wiosną 2016 roku?
– Kiedy spotkaliśmy się dwa lata temu nie przypuszczałem, że pewne sprawy przybiorą tak szybki obrót. W maju zmieniłem swój klub sportowy. Po przejściu pewnej ścieżki w Łodygowicach przeniosłem się do Łodzi co mnie bardzo cieszy, bo po prostu cały czas w życiu szukam nowych wyzwań.

– Czy współpracuje pan jeszcze z Karoliną Tokarczyk?
– Nie, nasza współpraca się skończyła. Taką podjęliśmy decyzję. To normalne, wszak nic w życiu nie jest dane na zawsze. Ja potrzebowałem czegoś innego a Karolina również. Przekazałem jej mnóstwo wskazówek, ale nie ukrywam, że także ja wiele się od niej nauczyłem. Dobrze jest gdy obie strony korzystają na współpracy. Karolina to fantastyczna zawodniczka, a naszej wspólnej pracy nie zapomnę nigdy.

– Czym się różni gra w Łodzi od sportowej przygody w Łodygowicach?
– Wszystkim i niczym. Ale mówiąc poważnie – właśnie czegoś takiego potrzebowałem. Musiałbym tutaj przez kilka godzin o tym opowiadać, a nie mamy tyle czasu. Pamiętam, że kiedy pojawiłem się w klubie to akurat mój kolega klubowy, Wiktor Kwiatkowski na mistrzostwach Polski zdobył medal w grze podwójnej. Super sprawa. To dla mnie duża radość, gdy bliscy mi ludzie osiągają sukcesy.

– Sport jest – mówiąc metaforycznie – lekiem na wszelkie choroby, motywuje do działania, zmusza do wysiłku. Zgodzi się Pan z tym, prawda?
– Tak, bez dwóch zdań. Kiedyś, gdy zaczynałem poznawać tenis stołowy miałem wielkie marzenie, by zostać najlepszym zawodnikiem w Polsce. To było dawno temu. Marzenie udało się zrealizować, cel został osiągnięty. Tych sukcesów było więcej. Po latach jednak zauważyłem, że – przynajmniej dla mnie – nie do końca chodzi o medale. To świetna motywacja, naprawdę. Sukcesy rodzą motywację, ale nie tylko sukcesy. To również chęć pokonania przede wszystkim samego siebie i swoich słabości. Bo o to chodzi, że przede wszystkim walczymy sami ze sobą i to jest taka uzdrawiająca moc sportu.

– Co zrobić, żeby z tego wysokiego konia nie spaść na łeb i szyję? Krótko mówiąc, czy sukces może zawrócić w głowie?
– I to bardzo. To wielkie wyzwanie dla tych najlepszych. Czy robić to dla samych medali, czy z innego powodu? Kiedy sportowca interesują tylko puchary, pierwsze miejsca, to z upływem czasu staje się to sztuczne, bezsensowne. Tak jak mówiłem wcześniej, cały czas szukam różnych wyzwań. I przy okazji spełniam swoje niektóre marzenia. W 2015 r. grając w miejskiej lidze tenisa stołowego wygrałem najwięcej meczów ze wszystkich zawodników, a było ich ponad 150. 99 proc. z nich to byli sportowcy pełnosprawni. Byłem szczęśliwy.

– Czy, a jeśli tak, to co jest w tenisie stołowym najbardziej zabawnego?
– Wszystko! Jeśli sportu nie traktuje się jak zabawy, to będzie męczyć. Ale oczywiście, to przede wszystkim nauka zasad gry, techniki, panowania nad emocjami, pokory. Ja nie ukrywam, że kiedyś zachowywałem się po porażkach dziwacznie. Jest to zabawne, gdy po porażce zawodnik obwinia cały świat, dziwnie mówi, dziwnie się zachowuje. Zdarzały się również takie historie w pojedynkach z pełnosprawnymi, gdy po przegranej partii ze mną nie wiedzieli co się stało, schodzili z meczu okropnie zmieszani. Nie wiem, o co im chodziło, że to jakiś wstyd przegrać z niepełnosprawnym? A dodam, że to byli między innymi zawodnicy z profesjonalnej ligi polskiego związku tenisa stołowego.

– A co w tej wędrówce przez tenisowe życie jeszcze przed Panem?
– W tym roku niewątpliwie wyjazd na Puchar Świata do Hiszpanii. To już w czerwcu. Będę się starał przy okazji po raz kolejny obronić tytuł mistrza Polski w moim klubie Start Łódź. Z moimi przyjaciółmi w miejskiej lidze będziemy starać się wygrać jak najwięcej spotkań. To drużyna, która ma się ciągle uczyć i cały czas może sprawiać niespodzianki. Ja często budowałem takie zespoły, na które nikt nie stawiał, a okazywały się „czarnym koniem”.

– Czy nie myśli Pan o zakończeniu kariery zawodniczej?
– Nie wiem, ale ten czas pomału się zbliża. Jeśli rzeczywiście odstawię „buty na kołek”, to chciałbym zająć się szkoleniem młodzieży. Bardzo to lubię. Mam już doświadczenie trenerskie. W tym kierunku poszedłbym z dużą radością, bo cały czas chcę się uczyć i być lepszy. Tenis stołowy pokazał mi wiele nowych perspektyw. Był i jest cały czas lekcją życia, która procentuje również poza halą sportową.

– Czego można Panu życzyć na koniec naszej rozmowy?
– Zdrowia, przede wszystkim zdrowia. Bo szukam go całe życie, między innymi w sporcie.

– Dziękuję za rozmowę.
– Dziękuję również i pozdrawiam.

Rozmawiał Radek Szary
fot. archiwum Sławomira Braka
Data publikacji: 21.04.2016 r.

Udostępnij

Zachęcamy do zapisania się do Newslettera

Przeczytaj również