Wszedłem do miejsca, które trzeba stworzyć od nowa

Wszedłem do miejsca, które trzeba stworzyć od nowa

Z Łukaszem Szeligą, prezesem Zarządu Polskiego Związku Sportu Niepełnosprawnych START rozmawia Ryszard Rzebko

– 29 maja tego roku na XVI Krajowym Zjeździe Delegatów Związku został Pan wybrany na tę funkcję. Czytałem program, z którym startował Pan w wyborach – był niezwykle obiecujący. Jak wygląda szansa na realizację choćby jego części i w jakim czasie jest to możliwe?

– Szansa na realizację tego programu jest, ale są to cele wyznaczone na cztery lata. Aby zaobserwować jakiekolwiek zmiany, musimy zaczekać do przyszłego roku, by można było przejść przez nowe konkursy, nowe projekty. Obecnie jest to tylko kontynuacja pewnych działań, które były podjęte wcześniej. Minionych kilka miesięcy były  potrzebne na zapoznanie się z faktyczną sytuacją Związku.

 

– Czy był przeprowadzony audyt?

– Audyt był wykonany 11 września, jeszcze na ulicy Filtrowej w Warszawie, po to żebym mógł zrobić bilans otwarcia i mógł go przekazać Zarządowi. Potem będziemy się zastanawiać co robić dalej.

 

Powiedział Pan: ”… jeszcze na Filtrowej”, czy są jakieś plany związane ze zmianą siedziby?

– Kwestia zmiany siedziby jest aktualna, natomiast jest problem ze sprzedażą nieruchomości przy Filtrowej. Teraz na rynku nieruchomości jest zastój i ceny dla sprzedających są niekorzystne. Stan techniczny lokalu, jego lokalizacja na czwartym piętrze bez windy i brak miejsc parkingowych, utrudniają sprzedaż i pomniejszają jego wartość.

 

– Siedziba jest rzeczą ważną, ale nie najważniejszą. Związek posiada status stowarzyszenia i w związku z tym są problemy z jego „traktowaniem” przez Ministerstwo Sportu, które chce dotować tylko związki sportowe. Czy nadanie mu takiego statusu stanowi jakiś problem?

– Staniemy się związkiem sportowym, ale jest to kwestia określenia ostatecznego kształtu dyscyplin, które zostaną w naszych strukturach a to nie jest jeszcze do końca oczywiste.

 

– O te dyscypliny właśnie chciałem spytać, bo jest tendencja, żeby łączyć organizacje sportowe osób z niepełnosprawnością, które uprawiają poszczególne dyscypliny, z innymi związkami sportowymi tak, jak ma to miejsce w przypadku tenisa stołowego.

– Przypadek tenisa stołowego nie jest najszczęśliwszym przykładem, bo do Polskiego Związku Tenisa Stołowego poszła wyłącznie reprezentacja, a nie poszły za tym sekcje mające określone obowiązki, np. szkoleniowe. Zatem tak naprawdę Związek ten obsługuje tylko samą reprezentację, natomiast nie przejął sekcji, które funkcjonowały w ramach struktur START-owskich.

 

– Czy w tej sytuacji Polski Związek Tenisa Stołowego otrzymuje środki tylko na reprezentację, czy również na pozostałe działania związane z uprawianiem tej dziedziny przez osoby z niepełnosprawnością?

– Na całą reprezentację, czyli blisko 30 osób, z czego tylko dwie osoby są z innych klubów, a pozostałe wywodzą się z naszych struktur START-owskich i to jest nieporozumienie. Jeżeli przejęli reprezentację, to powinni przejąć i resztę sekcji. PZTS nie finansuje szkolenia w klubach, tylko szkolenia centralne. Przejęcie reprezentacji, to jest zabranie naszego najlepszego produktu, sukcesów, naszych wyników.

Mówiąc w ogóle o sporcie niepełnosprawnych i integracji bardzo łatwo chce się załatwić sprawę przejściem do klubu pełnosprawnych, ale tylko wówczas, gdy mówimy o niepełnosprawnych osobach, które mają w swej dyscyplinie największe osiągnięcia.

Natomiast jeżeli popatrzymy na to szerzej, biorąc pod uwagę np. osoby poruszające się na wózkach, które mają duże ograniczenia, to rozpoczynają się  problemy, które nie zawsze są rozumiane przez organizacje nie mające doświadczeń we współpracy z osobami niepełnosprawnymi.

 

– Z tego co zrozumiałem to na początku był Pan zwolennikiem profesjonalizacji sportu osób z niepełnosprawnością i organizacji, które nim kierują?

– Nadal jestem zwolennikiem profesjonalizacji, jestem zwolennikiem współpracy ze związkami sportowymi osób w pełni sprawnych, ale jestem też za tym, aby odbywało się to z korzyścią dla wyników. Nie próbuję zatrzymać na siłę dyscyplin, które są w naszej strukturze. Mnie zależy na tym, żeby to wszystko działo się z korzyścią dla sportowców i wyników sportowych. Zależy nam, aby z kolejnych Paraolimpiad przywozić medale. Profesjonalizacja dyscyplin paraolimpijskich już jest znaczna i szybko postępuje, tak, że musimy to wszystko gonić. Nie można łatać naszego opóźnienia tylko poświęceniem oddanych sportowi osób niepełnosprawnych i ich trenerów.

Jesteśmy w sytuacji, że nie musimy się wstydzić reprezentacji narodowych, natomiast poza nimi kondycja sportu osób niepełnosprawnych nie jest najlepsza. Musi dojść do zmian w wielu klubach, które obecnie są bardzo biedne. Zresztą nasz Związek też nie jest bogaty i obecnie w naszym sporcie sponsoring występuje śladowych ilościach. To co realizował on do tej pory, to raczej walka o przetrwanie. Brakuje nam pieniędzy i ludzi. Myślę o dużych akcjach promocyjnych takich, które odbywałyby się w miastach, w których nasze kluby funkcjonują. Poprzez promocję upatruję możliwości naboru nowych ludzi i realizacji strategii rozwoju sportu, którą przedstawiłem w Ministerstwie Sportu. Prowadzi ona drogą od turystyki i rekreacji do sportu wyczynowego. Nie zawsze możemy zachęcić do sportu używając słów: zawody sportowe, spartakiada, mistrzostwa, niektórzy się boją takich górnolotnych określeń.

 

– Czyli jest Pan zwolennikiem pozostawienia Związku START jako dość szerokiej struktury grupującej niemal wszystkie dyscypliny?

– Chciałbym, żeby te dyscypliny, na których się znamy, które są przez nas organizowane od lat, zostały w naszej strukturze i ewentualnie myślimy o poszerzaniu oferty. Nie może być tak, że tracimy reprezentację. To wymaga przeszkolenia trenerów, instruktorów pracujących w klubach z „normalnymi”  sportowcami dotyczącego pracy z osobami z różnymi dysfunkcjami. A my to już potrafimy. Zawsze opieraliśmy się na pracy trenerów, którzy są wykształceni przez organizacje do tego powołane np. AWF, Instytut Sportu.

Nasz Związek powinien być koordynatorem, konsultantem nawet w dyscyplinach, w których doszło do przejścia do innych struktur. Nie można wziąć z dnia na dzień czegoś, czym się wcześniej nie zajmowano i udawać, że jest się specjalistą w tym zakresie.

 

– Zatem uważa Pan, że Związek w aktualnych strukturach jest w stanie organizacyjnie podołać tak szerokiej pracy, którą Pan tu nakreśla. Począwszy od naboru młodzieży, poprzez turystykę i rekreację, sportowe wychowanie aż do sportu wyczynowego?

– Oczywiście, że jesteśmy w stanie, bo mamy naprawdę wiele świetnie działających klubów,  trenerów i wychowawców na terenie całej Polski.

 

– Czy one dalej działałyby w tak luźnej strukturze jak do tej pory? Bo każdy klub START jest odrębnym stowarzyszeniem, odrębną organizacją z własną osobowością prawną, z własnym budżetem, która formalnie jest zrzeszona w Związku.

– Od przyszłego roku chcemy pracę Związku zmodyfikować, iść w stronę poprawy funkcjonowania klubów. Niektóre z nich muszą radykalnie poprawić sposób swojego działania i dostosować do zmieniających się czasów. Jeśli kluby nie rozpoczną w terenie pogoni za światem, to najlepiej funkcjonujący Związek, czy inna jednostka nadrzędna, nie poradzi sobie. Piramidę trzeba budować od podstaw.

W swoich planach patrzę na tych, którzy są beneficjentami ostatecznymi działania organizacji sportowych, czyli na zawodników. Bez działalności na szeroką skalę w podstawach tej piramidy nie przyciągniemy szerokich rzesz zawodników, a bez nich nie będziemy generować wąskich, wyspecjalizowanych reprezentacji.

 

– Zbudujmy tę Pana strukturę marzeń od podstaw. Na dole mamy kluby, którym trzeba pomóc, albo same muszą sobie pomóc…

– Niestety, choćby zbliżający się program PFRON, kolejny konkurs, w którym wszystkie kluby posiadające osobowość prawną, muszą uczestniczyć pojedynczo. Związek START nie może tego uczynić w imieniu klubów. Zachęcamy je oczywiście do pisania wniosków i aplikowania o środki, które są możliwe do pozyskania z PFRON.

 

– A co sądzi Pan o powołaniu specjalistycznych centrów poszczególnych dyscyplin, tj. ośrodków, które mają w nich najwyższe osiągnięcia, np. dla ciężarowców nadawałby się Wrocław, dla handbike’rów Szczecin, itp. ?

– Tak się też po trosze dzieje. Wiadomo, że kluby, które mają mocne sekcje, specjalizują się i we Wrocławiu siłą rzeczy powstało centrum ciężarowców. To samo się dzieje w innych dyscyplinach. 

Chcemy na początek w ośrodku START-u w Wiśle utworzyć Europejskie Centrum Przygotowań Paraolimpijskich, chcemy utworzyć centra, o jakich Pan mówi, wykorzystując to, co mamy. Mamy na północy ośrodek Start Gdańsk w Mauszu, który też dość sprawie funkcjonuje. Taka jest idea, żeby nie mnożyć klubów sportowych, ale tworzyć centra, do których zjeżdżają się zawodnicy i trenują na zgrupowaniach.

 

– Te centra pełniłyby również funkcje szkoleniowe, wychowawcze…

– Oczywiście, poprzez obozy, turnusy rehabilitacyjne. Z jednej strony na wysokim poziomie sportowym, a z drugiej strony ma funkcjonować Europejskie Centrum Rehabilitacji Pourazowej poprzez sport. Pracowałoby ono z ludźmi, którzy ulegli wypadkom.

Na samym końcu tej struktury jest Związek, który koordynuje działania, a pieniądze idą i od góry i od dołu.

 

 – Jednak, jak Pan doskonale wie, zawodnik wysokiej klasy musi trenować codziennie i nie może dojeżdżać 200 km do takiego centrum.

– Oczywiście, że nie. Trening jest wysoce zindywidualizowany i wielu zawodników trenuje bardzo intensywnie. W klubach, w których lepiej zorganizowane są zajęcia, jest to możliwe. Chcemy, żeby wszystkie kluby tak zaczęły działać i trenować zawodników na takim poziomie, który gwarantuje im wynik sportowy. Żeby była to praca profesjonalna, ukierunkowana na daną dyscyplinę, a nie na rekreację.

 

 

– Teraz przejdźmy do rzeczy, o których gentelmani nie mówią, ale jest ważna – skąd środki? Ministerstwo Sportu, PFRON?

– Ministerstwo Sportu, PFRON i sposnoring, który musi się pojawić w naszym sporcie.

 

 

– Czy w budżecie Ministerstwa Sportu jest przewidziana pula środków na sport osób niepełnosprawnych?

– Jest przewidziana taka pula i różne organizacje mogą ubiegać się o te środki.

Ona się zwiększa i. mam nadzieję, że naszemu Związkowi przypadnie więcej środków na działalność w następnym roku. Obecnie rozwiązuję problem długów, które przejąłem i dopóki nie wyjdę z tego, to trudno jest swobodnie działać.

Liczę, że do końca roku uda się zrealizować kilka punktów z mojego programu. Z klubami komunikujemy się coraz lepiej, to też jest ważne. Chcemy wzmocnić rolę Związku i chcemy, żeby ktoś reprezentował Polskę we władzach międzynarodowych. Jeśli mamy do czynienia z zaniedbaniami sięgającymi kilka lat wstecz, to nie da się zmienić tego w jednej chwili. Poza tym Związek powstawał w innej epoce i rzeczywistość finansowa była wówczas inaczej kształtowana.

 

– Ale czy jest nadzieja na jakiś systemowy dopływ środków?

– Może w przyszłym roku uda się doprowadzić do tego, że pewne procedury się zmienią i ułatwią nam życie i funkcjonowanie. Ministerstwo Sportu ma ogłosić konkurs wcześniej, więc jest szansa, że pieniądze pojawią się wcześniej.

Programy kilkuletnie załatwiłyby sprawę. Jeżeli my co roku musimy stawać do walki nie znając wyniku, to naprawdę trudno jest cokolwiek planować.

Liczę na to, że sponsorzy zaczną interesować się również sportem paraolimpijskim. Po Londynie był na chwilę szum medialny, który zakończył się niestety niczym.

 

– Pan jest pierwszą osobą, która jako czynny sportowiec stanęła na czele ruchu organizującego i koordynującego sport. Znajomość tej problematyki od podstaw, to chyba poważny atut?

– Upatruję w tym mocnej strony, że poprzez znajomość „od podszewki” będę w stanie dostrzegać różne potrzeby. Bardzo często wracamy do braku pieniędzy i bardzo często próbuję uświadomić wszystkim, że nawet na chwilę obecną, na tę liczbę zawodników, którą dysponuje Związek, ten sport jest totalnie niedofinansowany. Posłużę się przykładem. Jeśli jakieś miasto dofinansowuje klub w wysokości 20 tys. zł, to dla urzędu być może są to duże pieniądze, a jest to kwota, która np. umożliwia klubowi zakup jednego rowera ręcznego. W jaki sposób ten klub ma się rozwijać? To co udaje się robić klubom, przy tych środkach, którymi dysponują, to jest cud, majstersztyk. Mało tego – my, przy tych wszystkich problemach, odnosimy sukcesy.

 

 

– Czy nie żałuje Pan, że wystartował w wyborach na szefa START-u i wygrał?

– Nie żałuję. Po zapoznaniu się z sytuacją, którą zastałem w Związku, widzę, że czekająca mnie praca jest trudniejsza niż mi się wydawało na początku, np.  długi są większe niż myślałem. Natomiast z góry zakładałem, że wchodzę do miejsca, które trzeba jakby stworzyć od nowa.

 

Dziękując za rozmowę życzę Panu wielu sukcesów, bo myślę, że będzie to również sukces całego sportowego środowiska osób z niepełnosprawnością.

 

Nowy prezes Zarządu PZSN START ma 38 lat, od 2004 roku kierował Beskidzkim Zrzeszeniem Sportowo-Rehabilitacyjnym „Start” w Bielsku-Białej. Podczas Igrzysk Paraolimpijskich w Londynie 2012, pełnił funkcję zastępcy szefa Misji. Jest trenerem koordynatorem polskiej reprezentacji narciarzy alpejczyków na Igrzyskach Paraolimpijskich w Soczi w 2014 roku. Wchodzi w skład Rady Sportu przy prezydencie miasta Bielska-Białej. Jest absolwentem Akademii Pedagogicznej w Warszawie oraz Akademii Wychowania Fizycznego w Krakowie (trener II klasy narciarstwa alpejskiego). Reprezentował Polskę, na Igrzyskach Paraolimpijskich w narciarstwie alpejskim w Nagano 1998 r., Salt Lake City 2002 r. i w Turynie w 2006 roku.

Data publikacji: 23.09.2013 r.

Udostępnij

Zachęcamy do zapisania się do Newslettera

Przeczytaj również