Zdobycie góry Żar – mimo wszystko!

Łukasz Wiliński ma dysfunkcje ruchowe będące skutkiem dziecięcego porażenia mózgowego. Codziennie jeździ na swoim trójkołowym rowerze, dzięki czemu nie tylko dba o swoje zdrowie i kondycję, ale nawiązał nowe więzi społeczne. Zamiast siedzieć w domu przed komputerem wyjeżdża w teren niezależnie od pogody, wykręca 30-40 kilometrów, co jest z ogromną korzyścią dla jego zdrowia, bo jest formą rehabilitacji.

Pracuje zawodowo, jest szczęśliwy i zahartowany, o wiele mniej choruje. – Jestem żywym motywatorem, bo jak inni widzą, że ja daję radę, to i oni mogą! – podkreśla. Od dwóch  lat organizuje urodzinową akcję i we wrześniu wjeżdża na kolejne szczyty wraz z towarzyszącymi mu przyjaciółmi. Dwa lata temu była Równica w Beskidzie Śląśkim, w zeszłym roku góra Żar (761 m n.p.m.) w Beskidzie Małym.

– Co prawda na początku września popełniłem błąd przyjeżdżając do Międzybrodzia na rekonesans. Bo gdy zobaczyłem co mnie czeka, to chciałem by dopadła mnie kwarantanna, bo wtedy mógłbym odwołać całą imprezę. Jednak z drugiej strony, skoro powiedziało się A trzeba powiedzieć B. Z głupia frant napisałem do wszystkich mediów, znanych i mniej znanych, o tym że planuję taki wjazd. Okazało się, że mogę liczyć na obecność TVN 24 i Regionalnej TVP 3. Niestety okazało się, że góra Żar to nie Równica i przy kilku podjazdach towarzysze niedoli musieli mnie fizycznie wpychać na strome podjazdy. Na mecie wszyscy utworzyli rowerowy szpaler i z hałasem powitali mnie wjeżdżającego, chociaż i ledwo dyszącego, na sam szczyt. Ne górze były zdjęcia, wywiady i „chleb z tustym (czyli smalcem)”.

Podjazdy były zbyt strome, a ponieważ Łukasz wjeżdżał wówczas na zwykłym trójkołówcu, musieli mu pomagać koledzy. Dlatego, kiedy zaopatrzył się w specjalny pojazd, tzw. trajkę, przystosowany do jazdy w trudnym terenie, postanowił tym razem samodzielnie pokonać ten sam dystans.

Nie mógł się już doczekać poprawy pogody i w niedzielę, 18 kwietnia, podjął próbę wjechania samodzielnie na górę Żar. W nienajlepszych warunkach pogodowych, bo na szczycie leżał jeszcze śnieg, a niebo zaciągnięte było chmurami, Łukasz wjechał na szczyt w towarzystwie znajomych i przyjaciół.

Towarzyszyli mu także przedstawiciele firmy Dekers, którzy na co dzień serwisują jego specjalny rower. Na szczycie powitali go wiwatujący przyjaciele i pokazało się nawet słońce zza chmur. Tym razem Łukasz Wiliński całkowicie samodzielnie wjechał na sam szczyt. Wielkie brawa dla niego i dla całej ekipy. „Dziękuję WSZYSTKIM, którzy byli ze mną i widzieli jak pokonuję mój kolejny Everest !!!” – napisał na swoim fanpage’u.

We wrześniu na kolejne urodziny obiecał wjazd na Gubałówkę.

Zobacz galerię…

Ewa Maj, archiwum Łukasza Wilińskiego

Data publikacji: 20.04.2021 r.

Udostępnij

Zachęcamy do zapisania się do Newslettera

Przeczytaj również