– Ania Dymna ma chyba układy nie tylko z mieszkańcami miasta, bo tak wielu ich przyszło, ale też z kimś jeszcze, bo pogoda jest wspaniała – mówił Krzysztof Głombowicz, prowadzący imprezę. – Udało mi się zaprosić ponad 100 sportowców uprawiających 12 dyscyplin, z całej Polski. Mniej słów a więcej czynów – chciałem aby wszyscy mogli zobaczyć, że osoba niewidoma może grać w piłkę nożną, żeby osoba która uległa wypadkowi i zastanawia się co dalej, zobaczyła, że może nie tylko sprawnie poruszać się na wózku, ale także grać w koszykówkę, siatkówkę na siedząco lub uprawiać ciężary czy szermierkę. Będziemy starali się pokazać, że można, ale też za każdym razem apelujemy aby się zechciało. Najtrudniej jest zrobić pierwszy krok. Sportowcy, którzy się tu pojawili udowadniają, że wszystko jest możliwe; można zostać reprezentantem miasta, regionu, kraju.
Pokazy rozpoczęli szermierze. Na planszy mogliśmy zobaczyć Arkadiusza Jabłońskiego, medalistę Mistrzostw Europy, Mistrzostw Świata i Igrzysk Paraolimpijskich, także dwóch debiutantów w imprezie – Piotra Czarnotę i Kazimierza Frąca. Jeśli ktoś spośród wielu zgromadzonych widzów dotąd nie oglądał szermierzy na wózkach, mógł się przekonać jak ciekawe to widowisko. Ta dyscyplina sportu dawno już pozyskała sobie wiernych kibiców, a polscy zawodnicy skutecznie konkurują ze światową elitą. Opanowanie, ale i żywiołowość, refleks i precyzja, taktyka, a czasem brawura – cechy dobrego szermierza niejednokrotnie przydają się w codziennym życiu osoby niepełnosprawnej.
Kiedy kończył się ten pokaz, na Rynku stała już dość niezwykła „klatka” wyłożona tartanem – arena rozgrywek w goalbolla. Pierwszy pokaz w Krakowie tej dyscypliny sportu niepełnosprawnych miał miejsce przed trzema laty i tak jak w tym roku wzbudzał wielkie zainteresowanie; aby zrobić zdjęcia z meczu trzeba było albo zająć wcześniej miejsce, albo z trudem przedzierać się przez kordon kibicujących. To bardzo dynamiczna, jedyna gra zespołowa uprawiana przez osoby z dysfunkcją wzroku, ma status dyscypliny paraolimpijskiej.
Mistrzem kraju jest Start Katowice, trenerem reprezentacji Polski jest Robert Prażmo, który prowadził zawody na Rynku. Widzowie mieli znakomitą okazję poznać tę dość mało spopularyzowaną dyscyplinę sportową.
Z boiskiem do goalballa i… Sukiennicami sąsiadowała arena hokeja halowego, który od początku związany jest z Olimpiadami Specjalnymi. Przypomnijmy, że Polska uzyskała prawo organizacji Europejskich Letnich Igrzysk w Warszawie w 2010 roku. Hokej halowy to także nietypowa dyscyplina. Każda drużyna składa się z 8 zawodników: 5 na boisku, bramkarza i 2 rezerwowych. Jest grą kanadyjską, stworzoną specjalnie dla Olimpiad Specjalnych, w których uczestniczą zawodnicy z niepełnosprawnością intelektualną. Rywalizacja toczy się na ogół w hali, na boisku otoczonym bandami, z wykorzystaniem specyficznych tylko dla tej gry prostych kijów i, co zaskakujące, filcowego krążka z otworem w środku. Pozostałe przepisy są podobne do znanych z hokeja na lodzie. W Krakowie pokaz prowadził Jacek Jamroz z Kielc, trener wielu uzdolnionych graczy. Publiczności zaprezentowali się zawodnicy Sekcji Olimpiad Specjalnych „Strzała” z Jędrzejowa i „Tornado” ze Skarżyska-Kamiennej.
Spod Sukiennic trzeba się było szybko przemieścić w okolice Ratusza, gdzie na okazałej scenie zamienionej w pomost dla ciężarowców, zaczynali się zbierać autentyczni siłacze. Gwiazdą wśród nich była Justyna Kozdryk, która kilkanaście dni wcześniej wywalczyła tytuł mistrzyni świata w wyciskaniu sztangi na ławeczce. Była bezkonkurencyjna w kategorii 48 kg. Pokonała siedem rywalek, ustanawiając wynikiem 127 kg nowy rekord Europy.
Justyna cierpi na achondroplazję – genetyczną chorobę powodującą karłowatość. W wieku 25 lat mierzy zaledwie 116 cm. Nie uznaje się za chorą twierdząc, że nie jest niepełnosprawna, tylko po prostu niska. Justyna należy do dwóch klubów sportowych: Kraska Jasieniec (zawodnicy pełnosprawni) oraz Start Wrocław (niepełnosprawni).
Obecny był Piotr Szymeczek, czterokrotny mistrz Polski, rekordzista Europy, który jako krakowianin czuł się gospodarzem na pomoście. Swój pokaz miał też Ryszard Rogala, pochodzący z Międzychodu brązowy medalista igrzysk paraolimpijskich w Pekinie. Prowadzący imprezę Krzysztof Głombowicz niemal błagał ciężarowców aby przestali podnosić raz za razem ciężary niedostępne dla zwykłych ludzi. – Dziesięć razy wystarczy! – wołał do mistrzów.
– Nie ma piękniejszej rzeczy, niż wysłuchać Mazurka Dąbrowskiego kiedy z orłem na piersiach jest się na podium. Wtedy nie ma znaczenia, że nie mam rąk, nóg, że nie widzę – opowiadał nam Krzysztof Głombowicz, sam do niedawna sportowiec aktywny i utytułowany. – Jestem osobą niepełnosprawną od ponad pięćdziesięciu lat Przez kilkanaście lat byłem obrażony na Boga i świat, rodzinę i wszystkich dookoła. Dopiero sport pozwolił mi zaakceptować siebie samego, wydobyć z siebie siły, o których nawet nie wiedziałem, że je mam. Znalazłem motywację. Potem Kilimandżaro zweryfikowało to wszystko, dało mi takiego kopa, że wszystko robię z jeszcze większą energią i zaangażowaniem. Dziś nawet ochroniarze mieli problemy aby za mną nadążyć, a jestem na nogach non-stop sześć godzin. Kilimmandżaro było dla mnie nieprawdopodobnym wyzwaniem. Życzę każdemu takiego przeżycia. Już marzę o następnych wyprawach. Najważniejsze to chcieć – nawet przyjście tutaj, na Rynek, wzięcie udziału w zawodach, to już osiągnięcie. Miałem na szczęście takich rodziców, którzy stwierdzili: on tylko inaczej chodzi, może się uczyć w normalnej szkole. Miałem ogromne szczęście do nauczyciela w-f, bo jak wiadomo wszyscy niepełnosprawni są zawsze zwalniani z zajęć, a on mi kazał próbować podnosić ciężary. W ostatniej klasie technikum byłem już najsilniejszym młodym mężczyzną i nikt mi już nie odważył się dokuczać. Ciężary były moją pierwszą dyscypliną, później było ich wiele, łącznie z pływaniem, strzelectwem, ściganiem się na wózkach.
Na ogrodzonym boisku rozgrywany był także mecz piłki nożnej niewidzących. Niezmiennie wielką radość sprawia kibicom obserwowanie zmagań w towarzyskim meczu osób niewidzących z uczniami krakowskiej Szkoły Mistrzostwa Sportowego lub gwiazdami estrady i filmu obecnymi na imprezie. Niezmiennie bowiem okazuje się, że konfrontacja niewidzących z widzącymi mającymi opaski na oczach, zawsze kończy się efektowną porażką tych ostatnich. Cóż, nie rozpoznają nawet gdzie bramka, o skutecznym kopnięciu w piłkę nie wspominając.
Od kilku lat podobnym wynikiem kończą się mecze siatkówki na siedząco. Jedna a z najlepszych drużyn w kraju z Integracyjnego Klubu Sportowego „Atak” Elbląg z reguły nie daje szans drużynie złożonej ze studentów AWF lub zaproszonych gwiazd. Podczas meczu jest tylko jedno pytanie. Do ilu przegrają w tym roku pełnosprawni? Trzeba przyznać, że poziom ich gry wyraźnie się podnosi, bo tym razem stoczyli zacięty, niemal remisowy pojedynek.
Do najbardziej znanych dyscyplin sportowych prezentowanych na Rynku należą koszykówka na wózkach, rugby na wózkach i tenis stołowy. W tym roku nieobecna była Natalia Partyka, którą zastąpili młodzi zawodnicy z katowickiego Startu – Daria Jastrzębska i Dariusz Ścigany, w pokazie koszykówki i rugby brali udział najlepsi w kraju. Mecz rugby miał wyjątkowy charakter, bo poświęcono go pamięci niedawno zmarłego Sławomira Sękowskiego, założyciela Śląskiego Klubu Sportowców Niepełnosprawnych, twórcę drużyny Sitting Bulls.
Tradycyjnie już podczas Dni Integracji spotkali się nietypowi uczestnicy rajdu rowerowego, drużyny „Przeszczepki” i „Składaki”, czyli osoby po transplantologii serca. Późnym popołudniem na scenie zgromadzili się wszyscy mistrzowie biorący udział w pokazach lub będącymi tylko gośćmi imprezy m.in. Zbigniew Baran, Robert Dłużniak, Tomasz Hamerlak, Henryk Pięta, Robert Szaj, Łukasz Szeliga. Wypadało się pożegnać na rok, pamiętając o haśle imprezy – zwyciężać mimo wszystko.
Marek Ciszak
fot. Autor, Ilona Raczyńska