Konieczne skrócenie czasu do diagnozy stwardnienia rozsianego i wdrożenia terapii

Diagnozowanie stwardnienia rozsianego w naszym kraju potrafi trwać nawet do 2 lat – wynika z najnowszego raportu na temat SM w Polsce. Tymczasem od wystąpienia pierwszych objawów choroby do wdrożenia leczenia powinno upływać najwyżej 4 miesiące, oceniają autorzy publikacji.

Dzięki znacznemu skróceniu tzw. ścieżki pacjenta, czyli drogi od wystąpienia pierwszych objawów do postawienia diagnozy SM i wdrożenia skutecznej terapii, pacjenci mają szanse być lepiej leczeni i dłużej żyć w lepszej kondycji, przekonują twórcy raportu.

Publikacja pt. „Ścieżka pacjenta z postacią rzutowo-remisyjną stwardnienia rozsianego w placówkach publicznej opieki zdrowotnej w Polsce. Kierunki optymalizacji” została opracowana przez Instytut Zarządzania w Ochronie Zdrowia Uczelni Łazarskiego dzięki wsparciu Biogen Poland sp. z o.o. Powstała we współpracy z analitykami Departamentu Analiz i Strategii Ministerstwa Zdrowia oraz Departamentu Analiz i Innowacji Narodowego Funduszu Zdrowia, a także z gronem neurologów.

– Nie ma wątpliwości, że wczesne rozpoznanie stwardnienia rozsianego i niezwłoczne rozpoczęcie leczenia podnosi efektywność terapii SM i jakość życia pacjentów. W Polsce nadal zbyt długo czeka się na potwierdzenie rozpoznania choroby i wdrożenie leczenia, dlatego należy jak najszybciej podjąć zdecydowane kroki w kierunku skrócenia ścieżki diagnostyczno-terapeutycznej – skomentowała cytowana w informacji prasowej przesłanej PAP konsultant krajowa ds. neurologii prof. Agnieszka Słowik, kierownik Katedry i Kliniki Neurologii Uniwersytetu Jagiellońskiego Collegium Medicum.

Jak dodała, realnym do spełnienia standardem w polskich warunkach powinno się stać włączenie do leczenia pacjenta w ciągu czterech miesięcy od wystąpienia u niego pierwszych objawów stwardnienia rozsianego.

– Z pogłębionych analiz wynika, że można to osiągnąć na drodze wprowadzenia stosunkowo niewielkich zmian w organizacji ścieżki opieki nad pacjentem ze stwardnieniem rozsianym – oceniła prof. Słowik.

Autorzy raportu wskazują, że diagnozowanie stwardnienia rozsianego w naszym kraju potrafi trwać nawet do dwóch lat, a od wystąpienia pierwszych objawów SM do rozpoznania upływa średnio ponad siedem miesięcy. Wśród czynników, które odpowiadają za tak długi czas diagnozowania chorego eksperci wymieniają czas oczekiwania na konsultację neurologiczną w poradni neurologicznej lub na oddziale neurologicznym, jak również oczekiwanie na realizację badań specjalistycznych, trudności w analizie objawów przez lekarzy i prowadzenie diagnostyki w kierunku innych schorzeń, a także brak wystarczającej świadomości społecznej o objawach SM i konieczności szybkiego rozpoczęcia leczenia.

Z danych, które przedstawiła konsultant ds. neurologii w województwie podlaskim – prof. Alina Kułakowska, na konferencji 18 maja w PAP, na której zaprezentowano raport, wynika, że mediana czasu od postawienia rozpoznania SM do włączenia pierwszej linii leczenia wynosi bez mała 15 miesięcy. – Ten czas wymaga skrócenia – podkreśliła specjalistka. Szybkie wdrożenie terapii w znacznym stopniu decyduje o utrzymaniu sprawności pacjentów, zachowaniu samodzielności i dobrej jakości ich życia. Zmian, które zachodzą w centralnym układzie nerwowym (mózgu i rdzeniu kręgowym) chorych na SM nie można bowiem cofnąć.

Dlatego eksperci oceniają, że osiągalnym w Polsce standardem powinno być zdiagnozowanie pacjenta i rozpoczęcie leczenia w ciągu czterech miesięcy od wystąpienia pierwszych objawów. Jednak docelowo czas ten powinien zostać ograniczony do dwóch miesięcy. Rekomendowany, maksymalny czas od wystąpienia pierwszych objawów SM do postawienia diagnozy przez neurologa powinien wynosić dwa miesiące, cel pośredni to cztery tygodnie, ale docelowo powinien on zostać skrócony do dwóch tygodni.

Jest to tym bardziej istotne, że w Polsce w ostatnich latach znacznie poprawił się dostęp do nowoczesnych terapii na stwardnienie rozsiane.

Jak tłumaczyła prof. Kułakowska, pacjenci w procesie diagnostycznym powinni trafiać do neurologa, który powinien umieć przeprowadzić diagnostykę wstępną SM. Na jej podstawie neurolog powinien postawić albo rozpoznanie, albo podejrzenie choroby, które wymaga pogłębionej diagnostyki.

– Neurolodzy powinni mieć narzędzie pozwalające na nadanie takiemu pacjentowi priorytetu w dotarciu do neurologów zajmujących się leczeniem i diagnostyką SM – oceniła prof. Kułakowska. Chodzi o opracowanie i wdrożenie elektronicznej karty diagnostyki i leczenia SM (DiL SM) – na wzór funkcjonującej w onkologii karty DiLO.

Następnie pacjent powinien trafić do poradni leczenia SM, gdzie miałaby miejsce faza potwierdzenia diagnozy i rozpoczęcia leczenia, wyjaśniła prof. Kułakowska. Dodała, że w dłuższej perspektywie czasowej ważne jest też wprowadzenie Centrów Kompleksowej Diagnostyki i Leczenia SM (tzw. MS Care Units), które pełniłby funkcję konsultacyjną, weryfikującą leczenie pacjentów w poradniach.

Prof. Kułakowska zwróciła uwagę, że SM jest chorobą ludzi młodych, którzy są na początku swojej drogi życiowej i kariery zawodowej. Dlatego skrócenie ścieżki diagnostycznej pacjenta przyniesie korzyści nie tylko pacjentom, ale też społeczeństwu i systemowi ochrony zdrowia. (PAP)

jjj/ ekr/

Data publikacji: 20.05.2021 r.

Udostępnij

Zachęcamy do zapisania się do Newslettera

Przeczytaj również