Nie chcę!
Nie chcę już nic.
Nie chcę już żyć.
Mogłabym iść na „bajzel” po „towar”
Albo do sklepu po browar.
Lecz nie chcę się truć.
Chcę jeszcze coś czuć.
Nie chcę już nic.
Nie chcę już żyć.
Walczyć o forsę co rano.
A wieczory spędzać pod swą bramą.
Nie ma sensu się starać,
Nic nie daje mi wiara.
Nie będę walczyć o miłość.
Bo po co?
Żeby później rozpaczać nocą.
Zamknę przed ludźmi swój świat,
Po co grać w tę grę tyle lat.
Zostanie po mnie pył,
zniknę w mroku.
I wszyscy będą mieli wreszcie spokój .
Będzie koniec z problemami .
Dość kłopotów z finansami.
Nikt nie będzie mi dawał jałmużny.
Ani gadał ze mną z litości.
Mnie to już doprowadza do ostateczności!
Dziś mogę już tylko szlochać.
Nie wolno mi już pragnąć, myśleć, kochać.
Takich jak ja winni wieszać na szubienicy.
By nie ośmielili się nawet marzyć o prawdziwym życiu.
To by było na tyle nim się w proch zamienię.
By ludzi nie gorszyć własnym istnieniem.
To jest moje przeznaczenie.
Okno
Przez okno do pokoju chorego chłopca przyfrunęły marzenia.
Dary blasku wschodzącego słońca i zórz porannych.
Zapraszały go ku sobie ochoczo wyciągając ręce
i uśmiechając się życzliwie.
Nagle zerwał się wielki wicher,
zatańczył z nimi taniec i odleciały.
Biedak wyjrzał przez szybę
i poczuł na swej twarzy spadające krople deszczu.
Czy to aby na pewno deszcz?
Nie to łzy!
Łzy rozpaczy zmoczyły jego duszę .
Minęły chyba wieki nim zobaczył światło.
A na parapet usiadł biały gołąb.
Który przez lata zbierał cząstki rozwianych po świecie marzeń,
zlepiając do siebie sumiennie.
By zaspokoić łaknące, udręczone serce.
Oni
Szli oplatani przez drzewa sandałowe, cytrusowe
i gęste bluszcze.
Milczący,
powiązani w pęta miłości.
Na wieki naznaczeni cierpieniem.
Szli spragnieni bliskości.
Niemej.
Czystej.
Niewinnej.
Skarby
Na plaży w szumie muszli słychać jęki wspomnień zastygłych.
O związkach, które się rozpadły.
O radościach, które przeminęły.
Niespełnionych marzeniach.
I zawiedzionych nadziejach.
O żołnierzach ginących za ojczyznę
i wszystkich, którzy ponieśli ofiarę w słusznej sprawie.
W wygładzonej tafli i spienionych falach.
Odbijają się nasze myśli i uczucia.
Przybierając rożne kształty i odcienie.
Przyjeżdżamy tu co lato po nasze skarby.
Zbieramy ich okruchy, łączymy w całość.
Odpoczywając na „złocistym dywanie”.
Jedne są tak odległe, jak starożytne olimpiady,
inne bliskie, jak dzisiejszy poranek.
Ale wszystkie na zawsze pozostaną w nas.
Trudno żyć
Czasem jest mi tak ciężko.
Czasem trudno przeżyć dzień.
Gdy na chwiejnych nogach utrzymać się nie sposób.
Zbolałe mięśnie odmawiają posłuszeństwa,
A serce łomoce jak spłoszony królik
Czy Bóg mnie uratuje?
Czy będzie lepiej ze w nowym roku?
Wstał znów ranek kolejny
i nie dał śniadania
Tylko same strome schody dał do pokonania.
Wiec dziś się oddaję Tobie,
by mnie tchnęła taka siła
Aby spokój znaleźć w sobie i powiedzieć zwyciężyłam!
By pokonać własne lęki,
Zerwać z rąk kajdany.
Wykorzystać szanse dane
i okazje przemijane.
Nieraz łza się w oku kręci,
Choć mówią, że nie wolno się nad sobą użalać.
Czasem zbyt wolno mija dzień.
Niemiłosiernie toczą się godziny
Na próżno czekam uśmiechu ,
Serdecznego uścisku,
telefonu
I patrzę w okno.
Jednak często pielesze mego domu odwiedza samotność
Ta pani w czerwonej sukni
Z włosami czarnymi jak krucze pióra
Z naszyjnikiem z drogich klejnotów u szyi
Siada na kanapie.
Przenika mnie niezwykle chłodnym wyrazem twarzy
I obejmuje lodowatym uściskiem
Wtedy jest mi smutno,
Ciemno.
Wciąż czekam,
Na otwarte serce drugiego człowieka.
Wyznanie
Nie wiem gdzie jesteś.
Nie wiem czy żyjesz,
Ani gdzie mieszkasz.
Telefonów nie odbierasz,
Sam też nie dzwonisz
Nie przychodzisz do mnie.
Coś mnie woła po nocach.
Czy to Twój głos?
Może leżysz w szpitalu.
Może miałeś wypadek,
Albo „sęp” Cię dorwał w swoje szpony
i nie chce wypuścić.
Czy na zawsze?
Poszłabym Cię szukać, ale nie wiem gdzie.
Wiele jest przecież na świecie miejsc.
Jesteś mą myślą, frasunkiem, wspomnieniem.
Daj chociaż nikły sygnał lub znak.
Bądź przewidzeniem.
Przyśnij się w snach.
Gdzie mam Cię szukać, tyle rożnych dróg,
Gdzie mam Cię szukać, nie wiem.
Gdzie mam Cię, szukać, proszę powiedz!
Gdyż jestem w potrzebie.
Gdzie mam Cię szukać, tyle rożnych dróg
Gdzie mam Cię szukać, nie wiem
Choć nie wiem czy na to zasługujesz,
Tęsknię do Ciebie.
Odnajdę Cię, choć nie wiem.
Pokonam „Rzeki Życia”
Czy jesteś tu, czy w niebie.
Dowiem się lecz nie dzisiaj.
Nie wiem już, co mam zrobić.
Tak chciałabym być blisko.
Za bardzo się wzruszyłam.
Więc na dziś to wszystko.
Z okazji Dnia Matki
W tym wielkim dniu,
co tylko krótką chwilą
ziemskiego bytu jest…
Może w wieczności
zamieni się w dłuższą…
Mamo, Ty mnie kochasz zawsze szczerze.
Bardzo głęboko w to wierzę.
Jesteś mym światełkiem w mroku
W każdym dniu, miesiącu, roku.
Płomień w sercu mym wciąż płonie,
Nadzieja nigdy nie gaśnie,
gdy się złączą nasze dłonie,
będzie świecić jeszcze jaśniej
Czasy nadeszły bardzo trudne,
noc za długa dzień tak krótki.
Lecz ja mam własną opokę,
W niej zostawiam wszelkie smutki
Samej bardzo ciężko iść
Przez kręte życia schody.
Razem pokonamy największe przeszkody.
Odnajdując sens w uczuciu,
W tym najgłębszym, najwierniejszym.
Łatwiej jest znieść każdą rozpacz
i ból, nawet najstraszniejszy.
Bo w miłości radość wielka,
łut szczęścia, szczypta natchnienia
i wszystko na lepsze się w mig zmienia.
Więc… Siądź zatrzymaj się na chwilę
i wysłuchaj serca słów.
Wyciągnęłam z niego tyle,
Żeby jutro musieć znów.