Moja przygoda rozpoczęła się już w momencie pojawienia się pomysłu wyjazdu do Londynu. Organizacja, przygotowania, stres, no i zasadnicze pytanie: czy wszystko ułoży się zgodnie z oczekiwaniami oraz czy napotkam na jakieś problemy?
Fakt, ja – osoba niewidoma oraz mój głuchoniewidomy towarzysz oraz dwie wolontariuszki możemy spotkać się z nieprzewidzianymi problemami w odnalezieniu się w tej wielkiej metropolii. Ku naszemu zaskoczeniu nie pojawiły się! Za to pojawiły się – rzekłbym – utrudnienia natury nie tyle logistycznej, ile z absurdalnymi przepisami. A wyglądały one mianowicie: tuż przy odprawie musieliśmy pozbyć się metalowych przedmiotów, to zrozumiałe. Jednakże pozbawienie osoby głuchoniewidomej aparatów słuchowych z metalowymi bateriami i polecenie pokonania samodzielnie kilkudziesięciu metrów jest co najmniej nieetyczne. Kolejnym bzdurnym przepisem jest nakaz zajęcia miejsca ewakuacyjnego z przodu samolotu od strony okna osobie, która poznawanie świata osiąga głównie poprzez słyszenie za pomocą aparatów słuchowych jedynie w prawym uchu, czyli w pozycji, w której było to uniemożliwione! Osobiście postuluję, aby przepisy dotyczące bezpieczeństwa nie ograniczały praw osobom niepełnosprawnym.
Dalsza część wycieczki minęła nam bez większych trudności, aczkolwiek ażeby nie napotkać na podobnie interpretowane przepisy w drodze powrotnej przemknęliśmy niezauważeni na dogodne dla nas miejsca.
Dotarłem w końcu wraz z towarzyszami na miejsce. Jako osoba żądna nowych doznań oraz ciekawa świata nie omieszkałem skorzystać z niebywałej przyjemności zwiedzania Londynu. Swą podróż rozpocząłem od Muzeum Historii Naturalnej (Natural History Museum). Miejsce niebywałe, zwłaszcza dla mnie. Większość eksponatów mogłem swobodnie dotykać – czaszki i szkielety zwierząt, nawet dinozaurów. Muzeum jest podzielone na kilka stref dotyczących: ziemi i gleby, minerałów i ptaków, dinozaurów, ryb, ludzi i ssaków, jest też część skoncentrowana tematycznie na teorii Darwina. Muzeum ogromne, wielce interesujące, a nade wszystko poszerzające suchą wiedzę teoretyczną o nowe doznania kinestetyczne.
Kolejnym etapem mojej wycieczki było Muzeum Nauki (Science Museum), mniej atrakcyjne pod względem narządu zmysłu dotyku, za wyjątkiem symulatora SimEx, w którym wraz z obrazem dochodziły do mnie inne doznania – takie jak podmuchy wiatru, trzęsienie ziemi, czy też delikatny prysznic wody. Wszystkie elementy były adekwatne do opowiadanej przez moją przewodniczkę treści bajki, która była wyświetlana na ekranie.
Do londyńskich atrakcji doszły także Pałac Buckingham, Katedra i Opactwo Westminster, gmach Parlamentu i Muzeum Brytyjskie. Oczywiście o 22:00 czasu londyńskiego wsłuchiwałem się w bicie zegara z wieży Big Ben.
Szereg interesujących zjawisk zapisałem na dyktafonie, dziś mogę je odtworzyć i delektować się niezapomnianymi chwilami.
Jednakże zasadniczym celem mojej wyprawy była konferencja dotycząca nowinek technicznych na rynku dla niewidomych oraz wystawy Techshare Expo 2007. Wystawa została zorganizowana w dniach 4-5 października, a udział w niej wzięło około 30 wystawców sprzętu mającego ułatwić funkcjonowanie osobom niewidomym. Zbadałem każde ze stanowisk – na każdym z nich znajdowało się inne urządzenie, o którym opowiadał wystawca. Wszystkiego można było dotknąć i wypróbować. Większość urządzeń służyła do odczytywania książek i innych informacji, były też dyktafony i urządzenia dla osób słabowidzących, które powiększały tekst i obraz na monitorach komputerów. Największe wrażenie zrobiło na mnie urządzenie, które tworzyło obrazki brajlowskie. Poprzez skaner obrazek trafiał do komputera, a następnie dzięki specjalnej drukarce otrzymywałem rysunek z wypukłą powierzchnią. Następnie należało położyć rysunek na specjalnym urządzeniu – gdy dotykałem poszczególnych kształtów na kartce, komputer mówił co rysunek przedstawia. Niestety wartość rynkowa specjalistycznych urządzeń znacznie przekracza możliwości finansowe większości osób niepełnosprawnych, miejmy więc nadzieję, iż dostawcy obniżą swoje ceny, a także wzrośnie zainteresowanie instytucjonalne dofinansowaniem niektórych udogodnień technicznych osobom, których możliwości mogłyby być jeszcze pełniejsze.
Dzięki konferencji poszerzyłem swoją dotychczasową wiedzę dotyczącą funkcjonalnego i zaawansowanego sprzętu specjalistycznego oraz mogłem odczuć niebywały postęp techniczny, którego byłem świadkiem.
Jeszcze tego samego wieczoru pojechałem metrem, przechodziłem w pobliżu murów więzienia Tower oraz mostu Tower Bridge.
Nadszedł czas wyjazdu. Zdążyłem jednak poznać Katedrę św. Pawła (St. Paul Cathedral). Jest to trzecia co do wielkości katedra na świecie. Większe są tylko Bazylika św. Piotra w Rzymie i wielka, podziemna katedra w Lourdes. Zdobyłem również kilka informacji na temat Royal Courts of Justice, gdzie mieści się gmach Sądu Apelacyjnego i Sądu Najwyższego oraz Harrods – jeden z najsłynniejszych ekskluzywnych sklepów w Londynie. Czas mi się niemiłosiernie skracał i trzeba było wracać do domu – do Polski.
Z wyjątkiem niesamowitych wrażeń, których doznałem, atrakcji turystycznych oraz fachowej konferencji, która poszerzyła moje techniczne horyzonty, samo przebywanie w Londynie było dla mnie źródłem informacji – rzekłbym – socjologicznej. Otóż, co mnie pozytywnie zaskoczyło – londyńczycy są bardzo tolerancyjni, otwarci i pomocni. W żadnym momencie swojej wycieczki nie napotkałem na przejaw nietolerancji czy utrudnienia wynikające z ludzkiej nieuprzejmości. Zastanawiam się, czy mój pobyt był zbyt krótki, by dosięgło mnie to zjawisko, czy może tu, w Polsce, na naszym gruncie spraw i obowiązków, które na co dzień dostarczają nam szeregu kłód rzucanych pod nogi, nie przydałaby się specyficzna reforma społeczna w zakresie chorego pojmowania niepełnosprawności przez tzw. zdrowych – w kategoriach zacofania, inności czy niemożności?
Wyprawa była krótka, ale pełna wrażeń i wyzwań. Trudna lecz przynosząca szereg doznań. Nie bójmy się nowości, są wpisane w naszą naturę.
Czesław Chmiel