Tokio pod lupą. Świat nam ucieka, w drugim wagonie do Paryża

Natalia Partyka, fot. Bartłomiej Zborowski

W Tokio reprezentacja Polski zdobyła o 14 medali mniej niż w Rio de Janeiro w 2016 r. Po raz pierwszy od 2012 r., a więc od zmagań w Londynie, Biało-Czerwonych zabrakło w czołowej dziesiątce klasyfikacji medalowej. 4 sportowców zdobyło po 2 krążki. Miejsca na podium zajmowali przede wszystkim lekkoatleci i tenisiści stołowi. Nie jest wykluczone, że dorobek naszej ekipy będzie jeszcze mniejszy. Poziom rywalizacji był wysoki, a zawodnicy musieli sobie też radzić z pandemicznymi obostrzeniami. Przed kolejnymi Letnimi Igrzyskami Paraolimpijskimi nastąpią zmiany.

25 medali (7 złotych, 6 srebrnych i 12 brązowych) wywalczyła reprezentacja Polski podczas XVI Letnich Igrzysk Paraolimpijskich w Tokio. To pozwoliło na zajęcie siedemnastego miejsca w klasyfikacji medalowej. 5 lat temu po zmaganiach w Rio de Janeiro było zdecydowanie więcej powodów do zadowolenia. Wówczas nasi reprezentanci stanęli 39 razy na podium (bilans medalowy: 9 – 18 – 12). Ten dorobek dałby w Tokio piętnaste miejsce w klasyfikacji medalowej. Natomiast wtedy była to dziesiąta pozycja.

– Wiedzieliśmy, że nie będzie realne powtórzenie wyniku liczbowego z 2016 r. Jednak liczyliśmy, że nasi sportowcy uzyskają więcej tytułów mistrzowskich niż w Rio, a to one ustawiają klasyfikację medalową. Przed startem zakładałem, że nasi reprezentanci zdobędą 28 medali. Trochę nam ich uciekło, bo było sporo czwartych i piątych miejsc – komentuje Łukasz Szeliga, prezes Polskiego Komitetu Paraolimpijskiego i prezes zarządu PZSN Start.

Rywalizację w Tokio zdominowały Chiny, które sięgnęły po 207 medali (96 – 60 – 51), w tym aż 56 w pływaniu i 51 w lekkiej atletyce. Następne w klasyfikacji uplasowały się Wielka Brytania – 124 (41 – 38 – 45) oraz Stany Zjednoczone – 104 (37 – 36 – 31). Te dwie reprezentacje zdobyły więc łącznie mniej pierwszych miejsc niż Chińczycy. Przed Polską w klasyfikacji medalowej znalazły się m.in. na dziesiątej pozycji – Azerbejdżan (19 medali: 14 – 1 – 4), na trzynastej – Iran (24: 12 – 11 – 1), a na szesnastej – Uzbekistan (19: 8 – 5 – 6).

– Świat ucieka niesamowicie, a my musimy go gonić. Jeśli staniemy w miejscu, to tak naprawdę będziemy się cofać. W mediach było sporo relacji z Tokio. Mam nadzieję, że to też przełoży się na jeszcze mocniejsze wsparcie finansowe i większą profesjonalizację sportu paraolimpijskiego w Polsce. Jak nam powiedział prezes Łukasz Szeliga – nie ma już miejsca na półśrodki – podkreśla Maciej Lepiato, który pełnił rolę chorążego naszej reprezentacji podczas ceremonii otwarcia, a później zdobył brązowy medal w skoku wzwyż (T64).

Medalowe dublety
Polska wysłała do Tokio 89 sportowców (56 mężczyzn i 33 kobiety) rywalizujących w dwunastu dyscyplinach. W tym gronie znaleźli się doświadczeni zawodnicy, którzy już wcześniej sięgali po paraolimpijskie medale. Nie tylko w Rio de Janeiro, ale również w Londynie w 2012 r., Pekinie w 2008 r. czy nawet w Atenach w 2004 r. Ponad 1/3 naszej ekipy stanowili debiutanci.

– Od dzieciństwa marzyłam o udziale w Igrzyskach Paraolimpijskich. Kiedy miałam 5 lat, wiedziałam, że chcę być sportowcem. Czułam się nim, to jest moja siła i sens życia. Robiłam wszystko, pomimo naprawdę różnych niefajnych zdarzeń, żeby to zrealizować. I to się wydarzyło właśnie w Tokio – podkreśla Róża Kozakowska, która w rzucie maczugą (F32) ustanowiła rekord świata i zdobyła złoty medal, a w pchnięciu kulą (F32) – srebrny.

Zawodniczka Startu Tarnów od niedawna trenuje ww. konkurencje. Jeszcze podczas Paralekkoatletycznych Mistrzostw Świata w Dubaju w listopadzie 2019 r. rywalizowała w skoku w dal (T38), zajmując czwarte miejsce. Wtedy też była zgłoszona do biegu na 100 m (T38), ale problemy zdrowotne uniemożliwiły udział w zmaganiach. Dwoma krążkami wywalczonymi w Japonii mogą się jeszcze pochwalić Natalia Partyka, Karolina Pęk i Rafał Czuper (wszyscy tenis stołowy).

– Wiemy, że kilka razy życie napisało dla Róży koszmarny scenariusz. Ale ona się podnosiła i niezłomność charakteru warto podkreślać. Tu mamy też m.in. pozasportowy przekaz, że borelioza to choroba podstępna, mało rozeznana i czasami druzgocąca – mówi Łukasz Szeliga.

Kierunek podium
11 medali reprezentacja Polski wywalczyła w lekkiej atletyce. W pięciu przypadkach oznaczało to wysłuchanie Mazurka Dąbrowskiego. Jako pierwsza z naszej kadry uhonorowana w ten sposób została Róża Kozakowska, za wspomniane już zwycięstwo w rzucie maczugą. Z kolei Piotr Kosewicz triumfował w rzucie dyskiem (F51), a Barbara Bieganowska-Zając była najlepsza w biegu na 1500 m (T20). Natomiast Karolina Kucharczyk wygrała rywalizację w skoku w dal (T20), a Renata Śliwińska – w pchnięciu kulą (F40).

– Myślałem, że wyniki z ME w Bydgoszczy [3. miejsce reprezentacji Polski w klasyfikacji medalowej, 49 medali, w tym 15 złotych – przyp. red.] będą zapowiedzią tego, co może się wydarzyć w Tokio. Już na miejscu trener Zbigniew Lewkowicz zakładał, że zawodnicy Startu zdobędą przynajmniej 18 medali. Ale tak różowo nie było. Można za to powiedzieć, że na medal spisali się nasi reprezentanci w tenisie stołowym – analizuje Łukasz Szeliga.

I właśnie w tej ostatniej dyscyplinie Polacy sięgnęli po 7 krążków, w tym 2 najcenniejsze. Patryk Chojnowski zwyciężył w finale singla (klasa 10). Natalia Partyka najpierw zdobyła brąz w singlu (klasa 10). Później sięgnęła po złoto w rywalizacji drużynowej (klasa 9-10). Jej partnerką była Karolina Pęk, która wcześniej wywalczyła brąz w singlu (klasa 9). Z kolei Rafał Czuper zajął drugie miejsce w rywalizacji singlistów (klasa 2), a później sięgnął po brąz w drużynie (klasa 1-2), grając z Tomaszem Jakimczukiem.

– W zasadzie z każdych Igrzysk Paraolimpijskich przywozimy sporo medali. Wiadomo, że nie jesteśmy w stanie przebić lekkiej atletyki, bo tam jest znacznie więcej osób i możliwości. Ale to, ze jesteśmy tu za nią, też świadczy o naszej sile. I pokazuje, że liczymy się na świecie – mówi Natalia Partyka, która ma w swojej kolekcji 10 medali Igrzysk Paraolimpijskich, zdobywanych regularnie od 2004 r.

2 krążki w Tokio wywalczyły reprezentantki kraju w podnoszeniu ciężarów. Po jednym miejscu na podium doczekaliśmy się w kolarstwie torowym, kolarstwie szosowym, pływaniu, szermierce oraz strzelectwie. W tym ostatnim był to pierwszy w historii startów paraolimpijskich medal dla Polski. Srebro w konkurencji pistoletu sportowego 25 m (SH1) zdobył Szymon Sowiński. Natomiast Renata Kałuża została pierwszą Polką, która sięgnęła po paraolimpijski krążek w kolarstwie ręcznym. Uczyniła to zajmując trzecie miejsce w jeździe indywidualnej na czas (H3).

Podejrzenie o doping
Choć rywalizacja podczas Letnich Igrzysk Paraolimpijskich przeszła już do historii, to dorobek medalowy naszej reprezentacji może być skromniejszy. W Tokio pierwszymi polskimi medalistami zostali Marcin Polak oraz jego przewodnik Michał Ładosz w kolarstwie torowym. 2 dni później Polska Misja Paraolimpijska otrzymała wiadomość od Międzynarodowej Unii Kolarskiej o podejrzeniu naruszenia przepisów antydopingowych przez tych zawodników. W próbkach pobranych od reprezentantów Polski stwierdzono obecność zabronionej substancji – EPO.

– Nie życzę nikomu ze sztabów paraolimpijskich, żeby takie komunikaty otrzymywał podczas Igrzysk. Dla mnie to była druzgocącą informacja. Chciałbym, żeby byli niewinni i że doszło do jakiegoś błędu. To zmazałoby plamę, ale boję się, że jednak tak się nie stanie – podkreśla Łukasz Szeliga.

Zawodnicy zostali wycofani z kolejnych zaplanowanych startów w Tokio. Obecnie trwa postępowanie wyjaśniające. Jeśli podejrzenia się potwierdzą, Polacy stracą tytuł brązowych medalistów Igrzysk Paraolimpijskich. W przypadku takiego scenariusza, nasza reprezentacja pozostanie na siedemnastej pozycji w klasyfikacji medalowej.

– EPO to nie jest substancja, którą można spożyć w przypadkowy sposób. Trudno mówić o zbiegu okoliczności, aczkolwiek wszystko jest możliwe. Czekamy na wyjaśnienia, ale nie akceptujemy dopingu w sporcie. Współpracujemy z Polską Agencją Antydopingową i Światową Agencja Antydopingową, szkolimy zawodników, bo to oni ponoszą konsekwencje – dodaje prezes PKPar.

Walka na rekordy
Rozmówcy zgodnie zwracają uwagę na rosnący poziom sportu paraolimpijskiego. Jak podkreśla Łukasz Szeliga, już w Rio de Janeiro zostało pobitych wiele rekordów świata i paraolimpijskich. W Tokio było to widoczne jeszcze wyraźniej. I nawet zawodnicy nie kryli zaskoczenia tym, jak wysoko poprzeczka została podniesiona.

– Kiedy miałam możliwość, obserwowałam rywalizację na Stadionie Olimpijskim. Poziom wzrósł i w niektórych przypadkach niewiele się różni od zdrowych osób. Nie było dnia bez rekordu świata. W rzucie dyskiem wystartowałam w wyższej grupie, bo u mnie było za mało zawodniczek. Tunezyjka z Marokanką pobijały co chwilę rekord świata – mówi Renata Śliwińska, która w Tokio ustanowiła rekord paraolimpijski w pchnięciu kulą (F40) i rekord paraolimpijski w rzucie dyskiem (F41).

Z kolei Róża Kozakowska miała okazję obejrzeć m.in. rywalizację mężczyzn z rzucie maczugą (F32). Poszła kibicować Maciejowi Sochalowi. W 2016 r. Polak ustanowił rekord Europy w Grosseto – 37,19 m, a w Rio de Janeiro wygrał z wynikiem 33,91 m. Ten ostatni wynik pozwoliłby w Tokio na zajęcie piątej pozycji. Nasz reprezentant uzyskał 32,66 m, co dało mu szóste miejsce. Wygrał Chińczyk Li Liu, który ustanowił nowy rekord świata – 45,39 m. Wicemistrzostwo zdobył Grek Athanasios Konstantinidis, który uzyskał 38,68 m. Zdaniem zawodniczki Startu Tarnów to wręcz kosmiczne wyniki.

– Były konkurencje, w których pobijanie rekordów personalnych nie dawało miejsc na podium. W lekkiej atletyce czy pływaniu można łatwiej stwierdzić, że świat poszedł do przodu, bo patrzy się na wyniki i wszystko widać. Ja też mówię, że w tenisie stołowym jest coraz więcej osób grających na naprawdę wysokim poziomie – podkreśla Natalia Partyka.

Tokio z obostrzeniami
Pandemia sprawiła, że Letnie Igrzyska Paraolimpijskie różniły się od tych z wcześniejszych lat. Jeszcze w tym roku zakładano, że na trybunach obiektów sportowych pojawią się tylko miejscowi kibice. Ale z czasem zapadła decyzja, że i oni nie zostaną wpuszczeni.

– Nie mieliśmy na to wpływu, musieliśmy się do tego dostosować i zrobić swoje. Bardzo żałuję, że graliśmy bez kibiców. Myślę, że przyszłoby ich bardzo dużo i zrobiliby fajną atmosferę. Mam nadzieję, że kiedyś wrócimy do Japonii na turniej. To kraj, który lubi tenis stołowy – opisuje Karolina Pęk.

Jak zaznacza Łukasz Szeliga, covidowe restrykcje stały się standardem. W Japonii codziennie należało uzupełniać informacje w aplikacji i zostawiać próbkę do badania. Obowiązkowo, w różnych przestrzeniach, należało korzystać z maseczek.

– Na pewno zakrywanie części twarzy było męczące. Zwłaszcza w upale, przy ok. 40 stopniach Celsjusza. Nawet wtedy mieliśmy zakaz zdejmowania maseczki, choćby na chwilę. Pilnowano tego, a ja mam ciężko z oddychaniem, bo jestem alergikiem. Trzeba było się do tego dostosować – opisuje Róża Kozakowska.

Natomiast Renata Śliwińska podkreśla, że nie można było zwiedzać kraju. Za opuszczenie wioski groziło zawieszenie w zawodach, a nawet odebranie medalu. Ponadto z Japonii trzeba było wyjechać maksymalnie w ciągu 48 godzin od ostatniego swojego startu. I to bez względu, czy ktoś był zaszczepiony, czy nie.

Natalia Partyka zaznacza, że przemieszczanie się zostało ograniczone do sali gier, pokoju i stołówki w wiosce. Ta monotonia sprawiła, że było trudniej psychicznie wytrzymać czas pobytu w Tokio. Zawodnicy mieli mniej możliwości, żeby oderwać się na chwilę od tego, co ich czeka. Ale według naszej reprezentantki, wszyscy sobie z tym poradzili. Dla niej to było jeszcze większe wyzwanie, bo wcześniej uczestniczyła w Letnich Igrzyskach Olimpijskich.

Kierunek Paryż
– Wsiadamy do pociągu, który jedzie do Paryża. Dzisiaj nie znajdujemy się w pierwszym wagonie, ale drugi nie jest wcale taki zły. Daje nam też możliwość nawiązania współpracy międzynarodowej, bo to pomysł, który chcę realizować. Zawsze trzeba podpatrywać lepszych, uczyć się od nich – mówi Łukasz Szeliga.

Do kolejnych Letnich Igrzysk Paraolimpijskich pozostały niespełna 3 lata. Jak zauważa Renata Śliwińska, standardowo zawodnicy przygotowywali się w cyklu czteroletnim. Ostatnio był on dłuższy o rok ze względu na pandemię. Teraz z kolei będzie krótszy. I ciężko powiedzieć, jak to wpłynie na dyspozycję we Francji.

– W Japonii powiedziałem prezesowi PKPar, że będzie w szoku, w jakich obrotach może być 36-letni organizm w 2024 r. Na pewno postaram się z tymi wszystkimi poświęceniami przygotować do Igrzysk w Paryżu. Po powrocie z Tokio był odpoczynek, ale już powróciłem do treningów – informuje Maciej Lepiato.

Jak stwierdza Natalia Partyka, zapewne 3 lata szybko zlecą. Reprezentantka kraju chciałby pojechać na kolejne Igrzyska Paraolimpijskie, żeby m.in. odzyskać złoto w singlu. Rafał Czuper zaznacza, że od lat numerem 1 w jego klasie jest Francuz Fabien Lamirault. I chciałby właśnie z nim po raz kolejny spotkać się w finale. Ale tym razem już rozstrzygnąć pojedynek na swoją korzyść. Zwłaszcza że przeciwnik może odczuwać sporą presję ze strony miejscowych kibiców.

– W Paryżu będziemy nastawiać się na mniejszy skład kadry. Wejście do niej będzie bardziej limitowane wynikiem sportowym. Tokio pokazało, że skończyły się czasy, w których sport można połączyć z pracą, organizowaniem rodziny itp. Jeśli pewne elementy zostaną pominięte w procesie przygotowań, to utrzymywanie nawet 17. pozycji w klasyfikacji medalowej będzie bardzo trudne – podsumowuje prezes Łukasz Szeliga.

 

Róża Kozakowska, złoty medal i rekord świata w rzucie maczugą (F32), srebrny medal w pchnięciu kulą (F32)
Konkurs rzutu maczugą odbył się dzień po moich urodzinach. Chciałam, żeby najpiękniejszym prezentem był złoty medal. Dążyłam do tego, bardzo dobrze się przygotowałam. Ale pojawiła się przeszkoda, o której nawet nie pomyśleliśmy na treningach.
Jak mocuje się siedzisko, to w poprzek była taka szyna. Ona, ze względu na moją technikę rzutu, spowodowała u mnie lekki stres. Widziałam, że trener się denerwuje. Ale powiedziałam sobie, że nie ma rzeczy niemożliwych i sobie z tym poradzą. Za pierwszym razem maczuga wyleciała mi z ręki, a później już było tak jak chciałam.
To zwycięstwo jest ukoronowaniem całej moje drogi od dzieciństwa, tych złych i dobrych chwil. W najlepszym rzucie uszkodziłam sobie rękę. Strasznie mnie bolała, a pchnięcie kulą było za 4 dni. Nie chciałam rezygnować, starałam się jak najmniej ją obciążać. Byłam w szoku, że uzyskałam taki wynik [7,37 m – przyp. red.]. Ten srebrny medal jest dla mnie jak złoty. To jest 200 procent mnie. Dałam z siebie wszystko, co mogłam, a nawet więcej.

Natalia Partyka, tenis stołowy – złoty medal w drużynie (klasa 9-10), brązowy medal w singlu (klasa 10)
Myślę, że ogólnie było całkiem nieźle. Wróciłam z Tokio z dwoma medalami. Wiadomo, że chciałam obronić 2 mistrzostwa paraolimpijskie wywalczone w Rio de Janeiro. Ale dzisiaj doceniam ten brązowy w singlu, bo jednak medal to medal. Oczywiście bardzo się cieszę, że wygrałyśmy w drużynie. W tym meczu pokonałam rywalkę, z którą wcześniej przegrałam w półfinale singla. Wyrównałam więc bilans, rozstrzygać będziemy pewnie w Paryżu.
Cała nasza ekipa tenisistów stołowych osiągnęła fajne wyniki. Po raz kolejny pokazaliśmy, że jesteśmy mocni i cały czas ten wysoki poziom się utrzymuje. Oby tych medali było tyle samo albo jeszcze więcej. Fajnie byłoby, gdyby ktoś nowy do nas dołączył. Takie wyniki, jakie osiągamy, zwiększają na to szanse.

Karolina Pęk, tenis stołowy – złoty medal w drużynie (klasa 9-10), brązowy medal w singlu (klasa 9)
Powtórzyłam wynik z Rio de Janeiro. Jestem zadowolona z tych dwóch medali, ale jednak pozostał lekki niedosyt. W grze indywidualnej moim celem było zwycięstwo. Niestety przegrałam w półfinale. Trzeba więc trenować, żeby w Paryżu zdobyć złoto.
Bardzo cieszy mnie sukces w drużynie z Natalią, bo obroniłyśmy tytuł mistrzyń paraolimpijskich. Nastawiłyśmy się bardzo bojowo. Chciałyśmy się zrewanżować Chinkom grającym w reprezentacji Australii za porażki w grach singlowych. Wygrałyśmy 2:0, ale finał był ciężki. Podobnie jak w Rio de Janeiro. Wtedy też spotkałyśmy się z nimi w decydującym meczu. Tylko wtedy występowały pod inną flagą, a my po raz pierwszy pokonałyśmy ekipę Chin. Można powiedzieć, że prowadzimy z nimi 2:0. I pewnie w Paryżu zechcą nas pokonać.

Renata Śliwińska, lekka atletyka – złoty medal i rekord paraolimpijski w pchnięciu kulą (F40), rekord paraolimpijski w rzucie dyskiem (F41)
Występ w pchnięciu kulą oceniam bardzo dobrze, choć osiągnęłam słaby wynik – 8,75 m. Mój najlepszy tegoroczny rezultat to 8,98 m. W ubiegłym roku byłam „w gazie” i uzyskiwałam 9 m prawie na każdych zawodach. W tym roku wyglądało to już troszkę słabiej. Trudno jednoznacznie powiedzieć, dlaczego tak się stało. Ogólnie miałam za sobą bardzo dobre przygotowania.
Ze względu na warunki pogodowe, jakie panowały w Tokio, myślę, że podołałam zadaniu. W końcu liczy się medal. Spodziewałam się, że np. Nigeryjka Lauritta Onye będzie miała lepsze wyniki [ostatecznie 3. miejsce i 8,29 m – przyp. red.]. Ale miała nieregulaminowe buty i musiała pchać bez nich. Możliwe, ze to wpłynęło na jej rezultaty.

Rafał Czuper, tenis stołowy – srebrny medal w singlu (klasa 2), brązowy medal w drużynie (klasa 1-2)
Od strony sportowej był to dla mnie udany występ. Cieszę się z osiągniętego wyniku. Ale pozostaje mały niedosyt. W rywalizacji drużynowej byliśmy dosłownie o jedną piłkę od tego, żeby wejść do finału. Przed wyjazdem do Tokio prognozowałem, że w turnieju drużynowym raczej więcej niż brązowy medal nie jest w naszym zasięgu. Znamy się z zawodnikami, z którymi graliśmy. I myślałem, że tak zostanie. Aczkolwiek było bardzo blisko niespodzianki.
W turnieju singlowym dotarłem do finału, gdzie moim przeciwnikiem był Fabien Lamirault. Zagrałem więc z bardzo dobrym zawodnikiem, numerem 1 na świecie. W 2019 r. pokonałem go. Jak się później okazało, to był ostatni turniej przed pandemią i Igrzyskami. W Tokio przegrałem 2:3, a piątego seta – 9:11. Niewiele więc zabrakło, żebym został mistrzem paraolimpijskim. A to było największe marzenie przed wyjazdem do Tokio.

Maciej Lepiato, lekka atletyka – brązowy medal w skoku wzwyż (T64)
Im więcej czasu mija od rywalizacji, tym bardziej cieszy mnie ten medal. Coraz więcej go doceniam ze względu na to, co się wydarzyło wcześniej. Natomiast bezpośrednio po występie byłem bardzo zły. Miałem znacznie większe oczekiwania z racji mojej ambicji. W Londynie zdobyłem złoto i pobiłem rekord świata. W Rio de Janeiro też tak było, a więc top-topów w sporcie.
Na pewno zerwanie ścięgna Achillesa [w czerwcu 2019 r. – przyp. red.] mocno pokrzyżowało moje plany. Wielu sportowców po takiej kontuzji rezygnuje ze sportu. Dla mnie dłuższy okres między Igrzyskami był niczym los wygrany na loterii. Bez tego dodatkowego roku byłoby ciężko zdążyć. Bo Achilles potrzebuje czasu, czasu i jeszcze raz czasu.
Może ten brąz musiał wpaść. Dostałem ogromnej dawki motywacji do dalszej pracy, żeby pokazać, że ten występ był wypadkiem przy pracy. Zawsze jestem pozytywnie nastawiony do tego, co mnie czeka.

Zobacz galerię…

Marcin Gazda, fot. Bartłomiej Zborowski, i Adrian Stykowski / PKPar

Data publikacji: 11.10.2021 r.

Udostępnij

Zachęcamy do zapisania się do Newslettera

Przeczytaj również