Tytaniczna praca na wagę Czempiona. Z pistoletem po medale

Szymon Sowiński z Czempionem

7 stycznia w Warszawie odbyła się Gala Mistrzów Sportu. W jej trakcie został rozstrzygnięty 88. Plebiscyt „Przeglądu Sportowego” na Najlepszego Sportowca Polski 2022 Roku. Zwyciężyła Iga Świątek przed Bartoszem Zmarzlikiem i Robertem Lewandowskim. W kategorii Sport bez Barier wręczono dwie statuetki – dla Fundacji Moniki Pyrek oraz Szymona Sowińskiego.

To kolejna prestiżowa nagroda dla 41-latka, który odnosi sukcesy w parastrzelectwie sportowym. Miesiąc wcześniej zwyciężył w 4. Plebiscycie Polskiego Komitetu Paraolimpijskiego na Sportowca Roku 2022. Zawodnik Startu Zielona Góra został doceniony przede wszystkim za mistrzostwo i wicemistrzostwo świata. W ub.r. zdobył też złote i srebrne medale ME. Do tego wywalczył kwalifikację na przyszłoroczne Letnie Igrzyska Paraolimpijskie w Paryżu.

Z kolei we wrześniu 2021 r. osiągnął historyczny wynik. Wówczas w Tokio zajął drugie miejsce w konkurencji pistoletu sportowego 25m (SH1). Został więc pierwszym Polakiem, który zdobył medal w parastrzelectwie podczas Letnich Igrzysk Paraolimpijskich.

15 lat wcześniej, będąc osobą pełnosprawną, kupił swój pierwszy pistolet. Trenował w domu, ale z czasem przerwał to ze względu na inne obowiązki. W 2010 r. uległ wypadkowi komunikacyjnemu, którego następstwem była amputacja prawej nogi poniżej kolana. Jako rehabilitację wybrał wyjścia na strzelnicę. W 2013 r. pojechał na swoje pierwsze Mistrzostwa Polski Niepełnosprawnych i wrócił z nich z brązowym medalem. W kolejnym roku zadebiutował na Mistrzostwach Świata, a w 2016 r. wziął udział w Letnich Igrzyskach Paraolimpijskich w Rio de Janeiro. Podczas tej ostatniej imprezy znalazł się tuż za podium. To zmotywowało go do ciężkiej pracy.

– Co dla Pana oznacza otrzymanie Czempiona, nieco miesiąc po zdobyciu tytułu Sportowca Roku w Plebiscycie Polskiego Komitetu Paraolimpijskiego?
– To jest kolejne ukoronowanie bardzo dobrego dla mnie roku. Przede wszystkim docenienie pracy i sukcesów, ale nie tylko moich, a całego sztabu. Cieszę się z tych nagród. Mam powody do radości, dumy i do zadowolenia. Myślę, że każdy sportowiec lubi być doceniany. Nie przypuszczałem, że kiedyś będę na Gali Mistrzów Sportu. Bardzo fajnie powiedział mi Mateusz Kusznierewicz: „Wykonujesz fantastyczną pracę, więc tutaj jesteś”. Takie słowa mistrza olimpijskiego, znanej osobistości, tylko budują.

– Podsumujmy więc 2022 r. W marcu odbyły się Mistrzostwa Europy w Hamar (Norwegia). Wystąpił Pan w nich jako medalista Letnich Igrzysk Paraolimpijskich. Czy- sukces odniesiony w Tokio we wrześniu 2021 r. mobilizował czy zwiększał presję?
Raczej mobilizował, bo nie narzucam sobie żadnej presji. Tak jak cały czas w wywiadach powtarzam, stosuję zasadę „Muszka, szczerbinka, płynne wyciśnięcie, wytrzymanie po strzale”. Na zawodach wszyscy są dobrze przygotowani. Czasami milimetry przesądzają, czy jestem w strefie medalowej, czy nie dostaję się do finału. Na ME o wejście do najlepszej ósemki rywalizuje 30-40 osób. Później jest finał, który zaczyna się od zera i decyduje dyspozycja dnia i chwili. Zawsze staram się być przygotowany i ME w Hamar wyszły mi bardzo dobrze.

– Co przesądziło, że wrócił Pan z nich z medalami?
– Moja dyspozycja była bardzo dobra. W pistolecie pneumatycznym P1 wystarczyło to na wicemistrzostwo Europy. Wszyscy byli pod wpływem stresu i każdy chciał pokazać, że jest najlepszy. Wynik finałowy nie był jakiś wysoki. Natomiast w pistolecie pneumatycznym standard zrobiłem to, co miałem zrobić i zostałem mistrzem Europy. Odnieśliśmy też sukcesy drużynowo, zajęliśmy drugie miejsce w pistolecie pneumatycznym i wygraliśmy pistolet pneumatyczny standard.

– W listopadzie zostały zorganizowane Mistrzostwa Świata w Al-Ain (Zjednoczone Emiraty Arabskie). Jak Pan wspomina te zawody?
– Najważniejsza impreza sezonu była bez dużej presji, bo nie myślałem o kwalifikacji na Igrzyska Paraolimpijskie w Paryżu w 2024 r. Wywalczyłem ją wcześniej na Pucharze Świata w Chateauroux. Oczywiście chciałem zostać medalistą MŚ, ale podchodziłem do zawodów spokojnie. W mojej konkurencji, czyli pistolecie sportowym P3, zająłem dziewiąte miejsce. Ta dyspozycja dnia nie była najlepsza. Żeby odbiec od tematu stresu, przeliczyliśmy teoretycznie wyniki. Wyszło, że na przestrzeni sześćdziesięciu strzałów zabrakło mi trzech milimetrów. Niewiele więc dzieliło mnie od wejścia do finału. A w nim mogłoby być różnie. To, co się nie wyszło w tej konkurencji, udało się w pistolecie pneumatycznym.

– Srebrny medal, a później jeszcze mistrzostwo świata. Jak wyglądała rywalizacja z Pana punktu widzenia?
– W finale punkty liczą się do dziesiętnej. Jeżeli więc strzelamy 10,2, to 10,2 dodaje się do wyniku. Na tym etapie rywalizacji zdarzają się dogrywki, ale jednak rzadko. I do takiej sytuacji wtedy właśnie doszło. Wygrałem kolejną dogrywkę, tym razem z reprezentantem Uzbekistanu [Server Ibragimov – przyp. red.], którego nigdy wcześniej nie pokonałem. Na Igrzyskach w Rio on zajął trzecie miejsce, a ja czwarte. W Tokio był piąty, a ja szósty. Mistrzostwa Świata ukończył na trzecim miejscu, a ja miałem jeszcze szansę powalczyć o złoto. Natomiast reprezentant Korei Południowej [Jeongdu Jo – przyp. red.] był zdecydowanie lepiej dysponowany. Wtedy zdobył kwalifikację na Igrzyska, a ja byłem bardzo, bardzo zadowolony ze srebrnego medalu. Natomiast w ostatni dzień, był pistolet pneumatyczny standard. Tutaj nie dałem szans rywalom, oddając płynne strzały, wygrałem mistrzostwo świata.

– W ciągu niespełna półtora roku został Pan medalistą Letnich Igrzysk Paraolimpijskich, do tego sukcesy podczas ME i MŚ. Co sprawiło, że kariera nabrała rozpędu?
– Ciężka praca, 7 dni w tygodniu. Do soboty po 2 treningi dziennie, a w niedzielę zazwyczaj jeden trening biegowy lub basen. I od poniedziałku znowu to samo. Strzelnica, bieganie, strzelnica, trening ogólnorozwojowy, psycholog sportowy itd. Cały czas było to przeplatane. Nie uznawałem dnia wolnego. Na przestrzeni dwóch lat może miałem 2-3 dni bez żadnego treningu. Były takie niedziele, że o godzinie szóstej rano biegałem w lesie. Chciałem wyrobić kondycję i oddech. To zaprocentowało później na stanowisku podczas Igrzysk. Wiedziałem, że zrobiłem praktycznie wszystko, co sobie zaplanowałem.

– Mieszka Pan w Staniątkach (woj. małopolskie), czyli ponad 450 km od swojego klubu – Startu Zielona Góra. Jak to wpływa na plan treningowy?
– Bardzo często jeżdżę do Zielonej Góry na konsultacje i treningi. Natomiast strzelectwo można trenować też w domu. Mam taki trenażer, który zakładam do lufy pistoletu i naciskam spust. Czyli strzelam, ale nie wylatuje żaden śrut ze środka, tylko imituje strzał. Na komputerze widzę ruchy mojej dłoni, muszki i szczerbinki. To jest bardzo pomocne. Bardzo często jestem na strzelnicy pneumatycznej na Wiśle Kraków. Byłem zawodnikiem tego klubu, zanim trafiłem do Startu Zielona Góra. Pistolet dowolny i pistolet sportowy strzelam w Tarnowie, dzięki uprzejmości LOK-u. Korzystam też z hali w Myślenicach ale również zdarzają mi się treningi na obiektach Gwardii Zielona Góra. A wszystko konsultuję z trenerem Markiem Maruchą. Uważam, że te różnorodne warunki, w jakich trenuję, pozwalają mi lepiej adaptować się do zawodów.

– W 2006 r., czyli jeszcze przed wypadkiem, kupił Pan pistolet. Jak wtedy wyglądały treningi?
– Ten pistolet pojechał ze mną do Rio, na moje pierwsze Letnie Igrzyska Paraolimpijskie. Zacząłem trenować jeszcze jako zawodnik pełnosprawny, robiłem to w domu na poddaszu. Kupiłem sobie tarczę i przechwytywacz. Sam się uczyłem, czytałem i oglądałem innych. Wtedy zapału nie wystarczyło na zbyt długo. Nie było czasu ze względu na obowiązki domowe i wiele innych spraw. Treningi w klubie zacząłem dopiero w 2011 r. czy 2012 r., potem trafiłem do Startu Zielona Góra. I tak to się potoczyło. Powiedzmy, że wcześniej lubiłem strzelectwo, a wtedy się zakochałem. I teraz ciężko się z tego sportu odkochać.

– Po wypadku rozważał Pan uprawianie innych dyscyplin sportu? Czy wybór strzelectwa był oczywisty?
– Dla mnie to była naturalna kolej rzeczy, że pójdę na strzelnicę w ramach rehabilitacji. Zacznę spokojnie strzelać i zobaczymy, co z tego wyniknie. Treningowo moje wyniki były bardzo dobre. Pojechałem na Mistrzostwa Polski osób pełnosprawnych i zająłem trochę odległe miejsce. Natomiast dla mnie sam start był bardzo ważny. Wtedy strzelałem na stojąco, co nie jest łatwe z protezą. Później, kiedy już przesiadłem się na stołek, wyniki się poprawiły i trafiłem do kadry.

– Sukces osiągnął Pan podczas swoich pierwszych Mistrzostw Polski Niepełnosprawnych w strzelectwie sportowym pneumatycznym. To zachęciło do treningów?
– W 2013 r. sporo osób nie wiedziało kim jestem. Przyjechałem na pierwsze zawody i od razu zdobyłem brązowy medal. Wówczas ustąpiłem tylko mistrzowi i wicemistrzowi Europy, więc tym większy szok był dla reszty uczestników. Później szło mi dobrze. Nie odpuszczałem, tylko trenowałem cały czas. Na przestrzeni lat widać więc, dokąd można zajść poprzez ciężką pracę.

– Niespełna rok później, bo w lipcu 2014 r., odbyły się Mistrzostwa Świata w Suhl (Niemcy). Jak Pan ocenia swój debiut w imprezie tej rangi?
– Można powiedzieć, że pojechałem na nie dość szybko, bo w 2013 r. zdobyłem brązowy medal i dostałem się do kadry. Myślałem, że to będzie bułka z masłem i wygram. Oceniam, że wtedy nie byłem przygotowany psychicznie. Wiedziałem, że tam zaczyna się walka o miejsca na Igrzyska Paraolimpijskie w Rio de Janeiro. Mogłem startować tylko w dwóch konkurencjach. Niestety nie wszedłem do finału. W pistolecie pneumatycznym standard P5 byłem dziesiąty. Jak na pierwszy występ, było relatywnie dość dobrze. Natomiast nie był to jakiś oszałamiający wynik. Nie zrobiłem tego, co chciałem.

– W 2016 r. poleciał Pan do Rio de Janeiro na swoje pierwsze Letnie Igrzyska Paraolimpijskie. Wielu sportowców uważa czwarte miejsce za najgorsze. Był więc niedosyt po tym wyniku? Czy może to sukces debiutanta?
– Dostałem dziką kartę i miałem tylko 3 miesiące na przygotowania do startu. Praktycznie 6 dni w tygodniu trenowałem. W debiucie zająłem czwarte miejsce. Bardzo dobre, bo wszedłem do finału z grona trzydziestu najlepszych zawodników, którzy się zakwalifikowali. Dla mnie to naprawdę był wyczyn. Z kolei w pistolecie sportowym troszeczkę nie wytrzymałem presji i skończyłem na 16. miejscu. Natomiast w pistolecie dowolnym byłem z siebie zadowolony, bo zająłem dziesiąte miejsce. Zabrakło mi trzech punktów do finału, czyli niewiele. Ogólnie występ w Rio wspominam bardzo dobrze. Dostałem pozytywnego kopa do pracy, a efekt tego było widać w Tokio w 2021 r.

– Reprezentanci Polski w różnych dyscyplinach podkreślili, że poziom sportowy w Tokio był znacznie wyższy niż w Rio de Janeiro. Jak to wyglądało w strzelectwie?
– Poziom wzrósł i to znacznie. Żaden z moich wyników z Rio nie zakwalifikowałby mnie do finału w Tokio, więc to już o czymś świadczy. Wiedziałem, że chcę medalu Igrzysk Paraolimpijskich. Aczkolwiek nie podchodziłem do tego, że mam go zdobyć. Wychodziłem z założenia, że tylko muszę wykonać swoją pracę. Czyli „Muszka, szczerbinka, płynne wyciśnięcie, wytrzymanie po strzale” i trzymałem się tej zasady. Myślę, że to skupienie pomogło mi w Tokio.

– Jakie jest zatem znaczenie przygotowania mentalnego?
– Myślę, że ma bardzo duży wpływ. Trzeba być przygotowanym na wszystko, trzeba wiedzieć, czego się chce. Po Rio zacząłem współpracę z panią psycholog Marzanną Herzig. Wtedy zaczęło do mnie docierać, że sam trening strzelecki nie wystarczy, by sięgać po medale. Chciałem wydobyć z siebie jeszcze więcej, stąd początek współpracy z Ilją Markowem. To medalista olimpijski [z 1996 r. w chodzie na 20 km, również mistrz świata i mistrz Europy w tej dyscyplinie – przyp. red.], który jest moim trenerem ogólnorozwojowym. Zaczęliśmy biegać. Na ile mi zdrowie pozwala, na tyle staram się zakładać protezę do biegania i ćwiczyć oddech. Dodatkowo współpracuję z Fizjopunktem w Niepołomicach, żeby uniknąć kontuzji. Tak jak wspomniałem, na sukcesy nie pracuję sam.

– Kto jeszcze ma więc wpływ na Pana wyniki?
– Wszystko zaczyna się od domu. Rodzina bardzo mnie wspiera i dzielnie znosi moje wyjazdy. Natomiast po rodzinie jest trener Marek Marucha, który wielką wagę przykłada do dobrych treningów. Jest też Rafał Sumara, nie tylko trener, ale w moim przypadku też rusznikarz, który zawsze przygotowuje broń. Bardzo pomogła również pani dietetyk Aleksandra Filip-Stachnik, z której rad wywiązywałem się niemal w 100 proc. To wszystko dało efekt w postaci sukcesu w Tokio. Oprócz tego jest wiele osób, które dobrze mi życzą. Na zawodach jestem coraz lepiej rozpoznawany i często ktoś udziela podpowiedzi. Zawsze można z tego wyciągnąć wnioski.

– O występie w Paryżu już Pan myśli?
– Zdobycie kwalifikacji daje mi możliwość zaplanowania długoterminowego cyklu treningowego i dobrego przygotowania. Natomiast nie myślę o przyszłorocznych Igrzyskach. Wiem, co mam robić. Po chwili odpoczynku wracam do regularnych treningów.

– Jakie więc ma Pan plany na najbliższe dni?
– Najpierw treningi w domu, bo jestem tytanem pracy. Na sucho trzeba podnosić ten pistolet, czyli wyrabianie siły strzeleckiej. Zajmie to miesiąc i później będą treningi na strzelnicy. Tam będę oddawał 150-200 strzałów. W pierwszej fazie nie skupię się na celności, tylko przede wszystkim na sile. A później przyjdzie czas na treningi specjalistyczne pod kątem powtarzalności i precyzji wykonania złożenia. Trzeba się dobrze przygotować do wrześniowych MŚ w Peru i to jest dla mnie ważne.

– Cel na ten sezon?
– Muszka, szczerbinka, płynne wyciśnięcia i wytrzymanie po strzale. Granica pomiędzy zwycięstwem a porażką jest bardzo cienka. Podobnie jak pomiędzy miejscem medalowym a miejscem poza finałem. Niekiedy jest to punkt. Mając punkt więcej mogę być w eliminacjach trzeci, a punkt mniej – np. trzynasty. Może więc zadecydować milimetr po sześćdziesięciu strzałach. Żeby wytrzymać to psychicznie, trzeba zrobić wszystko, aby być na to przygotowanym.

Zobacz galerię…

Marcin Gazda, fot. archiwum S. Sowińskiego, Robert Szaj / Polska Fundacja Paraolimpijska, Marek Marucha / PZSN Start

Data publikacji: 21.01.2023 r.

Udostępnij

Zachęcamy do zapisania się do Newslettera

Przeczytaj również