Każdy człowiek potrzebuje w życiu motywacji do tego, by funkcjonować. Kiedy jesteśmy dziećmi, szukamy inspiracji wśród innych. Idole, bohaterowie, którzy są tacy, jacy sami chcielibyśmy być. Wchodząc w dorosłość zapominamy o tej koncepcji. A życie potrzebuje bohaterów, superbohaterów, którzy pokażą drogę innym.
Krzysztof Gardaś jest jednym z nich. To alpinista. Zdobył m.in. Mount Blanc, Aconcaguę, Kilimandżaro. W 2001 roku jako pierwszy człowiek z niepełnosprawnością stanął na szczycie Elbrusa. Alpinizm wymaga dużych predyspozycji psychicznych. Zakochał się w górach, jak wielu z nas. Ale on zaszedł jeszcze wyżej niż większość z nas i za to należy mu się szacunek.
Wspinać zaczął się w wieku kilkunastu lat jako młody, wysportowany chłopak z Żywiecczyzny. Najpierw były wypady z kolegami w okoliczne góry, potem kurs wspinaczki skałkowej w klubie górskim. Planował odbyć jeszcze kurs taternictwa. Wtedy sportowe plany zniweczył wypadek.
Krzysztof Gardaś w 1991 roku uległ poważnemu wypadkowi komunikacyjnemu, w wyniku którego stał się osobą niepełnosprawną. Jak bardzo życie potrafi być nieprzewidywalne przekonał się 5 maja 1991 roku.
Był piękny, słoneczny poranek. Jechał na motorze wraz z przyjacielem. Zaledwie dzień wcześniej ukończył kurs skałkowy i był już umówiony na kolejny kurs, który miał być przepustką na tatrzańskie ściany. Nagle pisk opon i krzyk przyjaciela oraz huk rozbijającego się motocykla zmienił całe jego życie.
Jego najlepszy przyjaciel przeszedł trepanacje czaszki, on natomiast miał złamany kręgosłup z urazem rdzenia kręgowego.
Budząc się po wielogodzinnej operacji, miał świadomość tego co się stało. Nie chciał otwierać oczu. Po jedenastu dniach jego przyjaciel Tomek zmarł, a on w szpitalu, sparaliżowany od pasa w dół, spędził cztery długie miesiące. Pomału uświadamiał sobie, że już nigdy nie będzie chodził, że nie wróci w ukochane góry.
Któregoś dnia koledzy przynieśli mu gazetę z artykułem o wyjściu wspinacza z niepełnosprawnościąna Kilimandżaro. Postanowił wtedy, że jeśli tylko będzie mógł, to wróci w góry. Wszystko jedno czy o kulach czy na wózku inwalidzkim.
Kolejne długie miesiące, które spędził w ośrodku rehabilitacji były pełne wzlotów i upadków. Poruszał się na wózku inwalidzkim, a pożegnanie się z nim zajęło mu 2,5 roku. Paraliż przerodził się w niedowład kończyn dolnych. Walka z samym sobą i ogromne szczęście pozwoliło mu po roku, w specjalnych łuskach, postawić pierwsze kroki o kulach.
Najpierw metr, później dwa. Człowiek, mimo niepełnosprawności, może we własnym życiu dokonywać cudów, zdobywać najwyższe szczyty – dosłownie, jak i w przenośni.
– „W garść” wziąłem się którejś nocy, gdy mając już mocno w „czubie”, nie zdążyłem przemieścić się do łazienki – opowiadał. – Pomyślałem wtedy: „Jeśli, chłopie, nie masz siły, by ze sobą skończyć, to musisz jakoś wziąć się do życia”. Odżyły marzenia o górach. Przy pomocy przyjaciół wyszedł z wielkim trudem o kulach na górujący nad Żywcem Grojec (612 m npm) skąd zobaczył Pilsko i Babią Górę. Wtedy jeszcze wózek inwalidzki czekał pod szczytem, a koledzy w każdej chwili mogli go znieść w dół.
Zaczął dużo ćwiczyć i starać się wchodzić na małe wzniesienia. Ręce odmawiały posłuszeństwa, ale wiedział, że góry będą najlepszą formą rehabilitacji.
Przełomowym momentem w życiu pana Krzysztofa był sylwester 1995 roku, obchodzony w schronisku w Dolinie Pięciu Stawów. Wówczas jeden z jego przyjaciół oznajmił mu, że zabierze go na Mont Blanc. Pomysł ten wydawał się panu Krzysztofowi absurdalny. Co prawda góry znał od najmłodszych lat, z pasją po nich chodził, ale wejść o kulach na najwyższą górę Europy – o tym nigdy nie myślał.
Postanowił jednak spróbować i najpierw, na próbę, wspiąć się najpierw na szczyty Beskidów: Pilsko 1557m n.p.m. i Babią Górę 1725 m. Potem były Rysy 2499 m n.p.m. od polskiej strony. (1995 r.) i tatrzańskie doliny. Później „zaliczał” coraz wyższe szczyty: Punta Penia (1995 r.) 3343 m n.p.m. – najwyższy wierzchołek masywu Marmolady i jednocześnie całych Dolomitów, Dôme du Goûterm 4304 m n.p.m. – szczyt w Alpach w masywie Mont Blanc (1995 r.), Mont Blanc (Monte Bianco, Biała Góra, 4807 m n.p.m.) – najwyższy szczyt Alp. 1996 r.
Przyszedł też czas na kolejne, coraz wyższe szczyty: Aconcagua – najwyższy szczyt Andów, Ameryki Południowej oraz całej Ameryki o wysokości 6962 m n.p.m. (1996 r.), Elbrus 2001 r. – najwyższy szczyt Kaukazu o wysokości 5642 m n.p.m. i wreszcie Kilimandżaro – najwyższa góra Afryki (2008 r.).
Jednak dla Krzysztofa Gardasia najważniejsi są ludzie. – Dla mnie liczy się to, że w górach i poprzez góry spotkałem takie osoby, które w wielu sytuacjach udowodniły, że przyjaźń to nie są puste słowa, ale konkretne wsparcie. Takie wsparcie jest szczególnie ważne w sytuacjach, gdy góry karzą dokonywać wyborów tak trudnych, że wręcz niemożliwych – dzieli się refleksją.
Przede wszystkim nie chciał poddać się niepełnosprawności. W tej walce bardzo pomogła mu miłość do gór oraz przyjaciele, z którymi się wspinał. To mierzenie się z górami było wyzwaniem rzuconym naturze i własnym niedomaganiom. Jest też jakąś formą konfrontacji ze światem pełnosprawnych ludzi. Ma niesprawne nogi i było mu trudniej, a mimo to zdobywał szczyty, na które nie każdy może wejść.
– Może dawałem przykład innym ludziom, nie tylko niepełnosprawnym, że marzenia należy realizować mimo wszystko. Cóż… Ja wstałem z wózka, chodzę o kulach. Dziwi mnie, kiedy widzę, że osoby w znacznie lepszym stanie od mojego dalej siedzą na wózkach – to kolejna refleksja Gardasia.
Oczywiście nic nie przychodzi łatwo, każdy człowiek ma swoje Kilimandżaro do zdobycia. Trzeba jednak posiadać w życiu cel, bo bez niego nie ma nic, nasze życie traci sens. Góry dały mu siłę, sprawiły, że po dramatycznym wypadku dostrzegł w życiu cel.
Przez 32 lata jego życie związane było z górami. Swoją pasją starał się zarażać dzieci i młodzież, biorąc udział w prelekcjach i różnego typu spotkaniach, dając świadectwo, że marzenia warto mieć i warto je spełniać. W tym czasie pomagał potrzebującym, organizując zbiórki na rzecz niepełnosprawnych w ciężkiej sytuacji materialnej.
Dzisiaj, niestety, sam potrzebuje pomocy. Wejście o kulach po schodach często bywa ponad siły. Ostatnia konsultacja medyczna nie pozostawia złudzeń: dwa biodra do wymiany, operacja łokcia prawej ręki. Uszkodzenia kręgosłupa powstałe w wyniku wypadku powodują postępujący niedowład kończyn dolnych. Coraz częściej spędza czas na wózku inwalidzkim. Ból zabiera chęć życia i marzenia.
Od pewnego czasu zbiera na rehabilitację i leczenie, dzięki którym będzie mógł w miarę normalnie funkcjonować.
Teraz czasem pokazuje dzieciom i młodzieży jak korzystać ze sprzętu wspinaczkowego lub technik linowych w życiu codziennym lub w sytuacjach nieprzewidzianych i wtedy ma namiastkę tego co kochał.
W Żywcu powstał mural z superbohaterami z niepełnosprawnościami. Ukazano na nim cztery nieprzeciętne, pełne energii i pasji osoby, które – mimo dysfunkcji – mogą stać się inspiracją dla młodzieży. Jest wśród nich Krzysztof Gardaś, alpinista, zdobywca szczytów na wielu kontynentach, który w 2001 r. jako pierwszy człowiek z niepełnosprawnością stanął na szczycie Elbrusa. Gardaś wyznaje na muralu: „Często bywa ciężko, ale góry nauczyły mnie, by się nie poddawać”.
Ewa Maj, fot. z prywatnego archiwum Krzysztofa Gardasia
Data publikacji: 27.07.2023 r.