Edukacja włączająca na UJ. Cegiełka w wielowiekowej konstrukcji

Ireneusz Białek i zespół DON UJ

Od 1999 r. Uniwersytet Jagielloński wdraża zasady edukacji włączającej. W tym okresie nastąpiła pozytywna zmiana i zgodna z misją odpowiedzialności społecznej uczelni. Od początku model wsparcia polegał na dawaniu przysłowiowej wędki, a nie ryby, co nie zawsze przysparzało popularności.

Wzorce czerpano z zagranicy, a działania UJ mocno wspierał nieżyjący już profesor Willy Aastrup z Aarhus (Dania). Jego słynne słowa i sformułowania, w tym m.in. „Student is a student”, od lat funkcjonują w społeczności akademickiej. Cztery lata temu, podczas otwarcia nowej siedziby Działu ds. Osób Niepełnosprawnych (DON) UJ, można było usłyszeć, że krakowska uczelnia osiągnęła poziom skandynawski. Do Collegium Paderevianum II przybywają delegacje z całego świata, m.in. po cenną wiedzę dotyczącą wsparcia edukacyjnego. O rozszerzaniu idei mówi Ireneusz Białek, kierownik DON UJ.

 Nasze Sprawy: Od 20 lat UJ wdraża zasady edukacji włączającej. Co według Pana jest największym sukcesem w tym okresie?

Ireneusz Białek: Wydaje się, że 20 lat to dużo w życiu człowieka. Jednak dla funkcjonowania tak wielowiekowej instytucji to niewiele. Akurat te dwie dekady spowodowały otwarcie się UJ na specyficzne potrzeby osób z niepełnosprawnościami, co nazywamy edukacją włączającą. Udało się dokonać zmiany, ona okrzepła i nie wzbudza większych kontrowersji. Można się zastanawiać, czy to dużo, czy mało. Uważam, że jeśli zmiana jest trwała, a tak ją odbieram, to udało się dużo. Symbolicznie ujmując, to taka cegiełka, którą nasz zespół wbudował w wielowiekową konstrukcję. 20 czy nawet 10 lat temu sytuacja wyglądała inaczej. Zmiana, której dokonaliśmy, jest pozytywna i zgodna z ideą odpowiedzialności społecznej uczelni. Daje wielu osobom szansę na solidne wykształcenie na dobrym uniwersytecie. Nie jest to rzeczywistość powszechna, niestety.

NS: Co można powiedzieć o oferowanym modelu wsparcia?

IB: Przez 20 lat staraliśmy się wspierać, a nie rozdawać. Zresztą nie zawsze było co rozdawać. Uważam, że należy dawać ludziom przysłowiową wędkę, a nie rybę, bo z nieustannego dawania ryby nic dobrego nie przychodzi. Dawanie wędki, uczenie nowych umiejętności, rozwój osobisty to wszystko towarzyszyło nam od początku, ale nie zawsze przysparzało popularności. Między uczelniami także jest konkurencja i są tacy, którzy dają właśnie rybę. Z nimi w oczywisty sposób przegrywamy na krótką metę. Jeśli jednak udaje nam się wykształcić kandydatów do pracy, którzy sami potrafią łowić ryby, to wtedy wszyscy wygrywamy: my jako UJ, absolwenci z niepełnosprawnościami i całe społeczeństwo. Ludzie uświadamiają sobie, że mają potencjał, mogą go rozwijać. Dużo zależy od nich samych, a nie tego, kto im coś da. Uczelnia jest dobrym miejscem do generowania zmian, innowacji społecznych, czy zmiany podejścia do zastanych schematów.

NS: Proces zmian rozpoczął się w 1999 roku, kiedy został Pan pełnomocnikiem rektora UJ ds. osób niepełnosprawnych. Jak do tego doszło?

IB: Jako osoba niewidoma, studiująca nauki polityczne i dziennikarstwo, miałem swoje obserwacje i doświadczenia dotyczące rozmaitych barier. Akurat ukończyłem studia z dobrymi rezultatami, miałem dobrą współpracę z nauczycielami i studentami. Kiedyś doszło do rozmowy z ówczesnym rektorem UJ, nieżyjącym już prof. Aleksandrem Kojem i rektorem prof. Franciszkiem Ziejką. Zastanawialiśmy się wspólnie, co można byłoby zmienić, żeby UJ był jeszcze bardziej przyjazny. Ze strony Pana rektora Ziejki była na to duża otwartość, ponieważ na polonistyce studiował kiedyś z osobą niewidomą. Na bazie tej dyskusji powstała propozycja, żebym się tym zajął.

NS: Jak Pan wówczas zareagował?

IB: To ciekawe pytanie z dzisiejszej perspektywy, gdybym wiedział, z czym będę musiał się mierzyć, to na pewno bym się nie zgodził. Jednak nie miałem o tym pojęcia, więc dość łatwo przyjąłem propozycję. Dostrzegałem wiele barier na każdym kroku, nie tylko na uczelniach. Jako dziennikarz zajmowałem się reportażem radiowym i zawsze interesowały mnie sprawy społeczne. Miałem sporo do czynienia z ludźmi wykluczonymi, m.in. z bezdomnymi. Po rozmowie z rektorem Kojem szybko rozpocząłem poszukiwania kontaktów zagranicznych. O pomoc zwróciłem się m.in. do konsula honorowego Królestwa Danii w Krakowie. Kraje skandynawskie były wtedy i pozostają do dziś pod tym względem modelowe. Obecnie ten dystans znacząco się zmniejszył, zwłaszcza na uczelniach. Wtedy to jednak było niebo i ziemia.

NS: Jeszcze w 1999 r. do Krakowa przyleciał prof. Willy Aastrup z uniwersytetu w Aarhus. Od tego momentu mocno wspierał działania UJ związane z edukacją włączającą, a później też innych polskich uczelni. Co przesądziło o tak dobrej współpracy?

IB: W latach 60. Willy odwiedził Polskę jako student i chętnie powrócił na moje zaproszenie. Był bardzo zainteresowany tematem i współpracą, bo od dwóch lat prowadził podobne centrum w Aarhus, którego misją była równość szans osób z niepełnosprawnościami w dostępie do wykształcenia. Chciał rozszerzać ideę, cieszyło go, że coś zgodnego z jego pomysłami na edukację włączającą powstaje i się rozwija. Mimo sporej różnicy wieku, Willy był wtedy po pięćdziesiątce, a ja ledwo ukończyłem studia, szybko znaleźliśmy wspólny język. Z własnych doświadczeń wiedziałem, że osoba z niepełnosprawnościami, musi ciężej pracować na uczelni czy w mediach. Dopiero Willy to jednak nazwał.

NS: W jaki sposób?

IB: Jego studenci z niepełnosprawnościami narzekali, że tego czy tamtego nie mogą ze względu na swoje ograniczenia wynikające z takiej lub innej niepełnosprawności. I on wtedy mówił, że życie jest trudne i muszą pracować podwójnie. To nie zawsze ich cieszyło, ale Willy był bardzo uczciwy i otwarty w tych deklaracjach. Po prostu mówił im prawdę. Może to czasem brzmiało surowo, chciał jednak dla nich dobrze. Ja to też sprawdziłem w swoim funkcjonowaniu i te słowa, że się musi pracować podwójnie, niekoniecznie są dobrze odbierane. Zdarza się, że po latach ktoś podziękuję za takie właśnie podejście, kiedy np. osiągnie sukces zawodowy. Za tę naukę jestem wdzięczny Willy’emu. Ona potwierdzała moje osobiste doświadczenia i była zgodna z moją filozofią myślenia o niepełnosprawności. W styczniu dotarła do nas smutna wiadomość o śmierci naszego przyjaciela z Aarhus. Jednak ciągle nasz zespół posługuje się jego słowami czy sformułowaniami.

 NS: Na przykład?

IB: Słynne „Student is a student”, czyli jakie są obowiązki studenta. Trzeba być miłym dla nauczycieli, nawiązywać kontakty towarzyskie na studiach, dobrze się bawić. Jednak podstawowym obowiązkiem studenta jest zdobywanie wiedzy i zdawanie egzaminów. Brzmi nieco chropowato, ale tak należy stawiać sprawę. Nie oczekujmy ulg i przywilejów, a równego traktowania, co się wiąże z ciężką pracą własną i wsparciem, tam gdzie jest ono konieczne. I wtedy dopiero możemy mówić o kolejnej zasadzie – „Równe prawa i obowiązki”.

NS: W październiku 2015 r. profesor Willy Aastrup był gościem honorowym oficjalnego otwarcia nowej siedziby DON UJ. Wówczas powiedział o przejściu z podziemia do gwiazd. Jak z perspektywy blisko czterech lat ocenia Pan przeprowadzkę do Collegium Paderevianum II?

IB: Niewątpliwie to miejsce jest bardzo jasnym punktem w tej naszej 20-letniej drodze. Przede wszystkim powróciliśmy na łono uniwersytetu, bo wynajmowaliśmy lokal na zewnątrz. Tu odbywa się realne życie uczelni, toczące się wraz z uczącymi i studiującymi. Zawsze marzyłem, żeby było tak jak w Aarhus. Tam centrum było wbudowane w uniwersytet. Jednak same pomieszczenia, nowoczesne technologie, czy liczba pracowników, która jest największa w Polsce, to jedno. Nie byłbym tym wystarczająco usatysfakcjonowany, gdyby nie było zrozumienia tych spraw na zasadzie szerszego konsensusu w uniwersytecie. Jednocześnie docierają do nas postulaty ze środowiska studenckiego dot. III Kampusu. Być może tam powinna powstać filia Działu, byłaby bliżej tego realnego, codziennego miejsca pobytu studentów. Na pewno tutaj [w Collegium Paderevianum II – przyp. red.] zostanie główna siedziba.

NS: Jak przeprowadzka wpłynęła na postrzeganie Państwa działalności i rozwój edukacji włączającej?

IB: Badań nie robiliśmy, ale docierają do nas pozytywne sygnały. Dział Współpracy Międzynarodowej zaprasza tu delegacje z całego świata. Jednocześnie prowadzimy politykę otwartych drzwi. Staramy się przyjmować przedstawicieli uczelni zagranicznych, często z krajów biedniejszych niż Polska i słabiej rozwiniętych, aby spłacić dług i zachować się podobnie do tych, którzy kiedyś z życzliwością nas gościli w ośrodkach, które podziwialiśmy np. w Wielkiej Brytanii czy Skandynawii. Nam zależy na rozszerzaniu się idei. Przyjeżdżają jednak też osoby z krajów o ustabilizowanej pozycji, jeśli chodzi o wsparcie edukacyjne. Niedawno odwiedziła nas badaczka ze Stanów Zjednoczonych, poruszająca się na wózku. Była pod dużym wrażeniem tego, co mamy, co robimy i jak o tym myślimy.

NS: Jaka będzie przyszłość Działu?

IB: Jest pytanie, czy nie poszerzyć grupy oddziaływania. W głównym nurcie polityki i strategii uniwersytetu dyskutuje się o jego dostępności w najszerszym znaczeniu. Ludzie zaczynają dostrzegać, że pewne rozwiązania stają się dla nich ważne np. ze względu na wiek. W ostatnich latach uważnie słuchamy postulatów doktorantów i badaczy z niepełnosprawnościami, którzy mierzą się z ogromnymi trudnościami. Rodzą się pytania, jak to rozwiązać, bo badania są przecież bardzo drogie, a część osób potrzebuje asystentów. Wcześniej o tych ludziach nie myślano, bo prawie ich nie było. Sukces edukacji włączającej sprawił, że oni się zaczynają pojawiać i mają swoje problemy, które akcentują.

NS: A jak wygląda sytuacja potencjalnych kandydatów na studia?

IB: Nie wystarczy, że zrobimy w Polsce tylko dostępne uczelnie na bardzo wyśrubowanym poziomie. Część osób przekonuje, że dzieci z niepełnosprawnościami powinny kształcić się w domach. Nagle zaczynamy wracać do tego, co było kiedyś krytykowane, m.in. ze względu na izolowanie tej grupy. Teraz nowoczesne rozumienie niepełnosprawności bywa podważane, co może negatywnie wpłynąć na osiągnięcia ostatnich lat. Edukacja domowa pozostaje słabsza, więc będziemy mieć mniej studentów. Mądre jest ulepszanie istniejącego systemu i eliminowanie jego wad, a mamy do czynienia z nierozważnymi ruchami cofającymi wiele dotychczasowych osiągnięć.

NS: Jak więc pokonywać bariery, również te mentalne?

IB: Podczas otwarcia Działu rektor usłyszał, że UJ właśnie osiągnął poziom skandynawski. Chciałbym, żebyśmy jako społeczeństwo uzyskali taki właśnie poziom w akceptacji osób z niepełnosprawnościami. Nie tylko na uczelniach, ale w różnych miejscach. Musimy mieć ogólnospołeczną akceptację i świadomość zjawiska zwanego niepełnosprawnością, tak jak w Skandynawii. To w dużym stopniu wiąże się z edukacją społeczną. Kiedy pierwszy raz gościłem Willy’ego, powiedziałem mu, że nie mam pieniędzy na działania, czekam na komputer do małego pomieszczenia i mam tylko wizję. On wtedy mówił, że mieć wizję to bardzo dużo. Wtedy myślałem, że żartuje, ale teraz wiem, że miał rację. Musimy mieć w Polsce wizję co do wszystkich aspektów włączenia społecznego osób z niepełnosprawnościami.

Rozmawiał i fot. Marcin Gazda

Data publikacji: 03.08.2019 r.

 

Udostępnij

Zachęcamy do zapisania się do Newslettera

Przeczytaj również