Olesia opuszcza Polskę

W któreś majowe popołudnie w redakcyjnej skrzynce poczty elektronicznej natknąłem się na list Olesi Kornienko, w którym obszernie opisuje perypetie związane z ukończeniem przez nią studiów dziennikarskich, perypetie bytowe, mieszkaniowe i zdrowotne będące udziałem jej i jej mamy.

PLAKAT Olesia Kornienko

Co do studiów, to nie udało mi się ich skończyć. Bardzo pogorszyło mi się zdrowie i nie jestem w stanie napisać na egzaminach tyle, ile się wymaga. Zasypałam dziekana, rektora i inne władze wydziału podaniami i prośbami proponując formę testu zamkniętych pytań. Nic nie pomaga. Owszem dają mi 50 lub 80 proc. więcej czasu na egzamin, ale ja i tak się nie wyrabiałam./…/
Prosiłam też Biuro Osób Niepełnosprawnych, by dali mi asystenta żeby pomógł mi przygotować się do egzaminów, po kilku tygodniach dostałam od nich odpowiedź odmowną. Chciałam zawiesić studia na pół roku, w odpowiedzi mnie skreślono
– pisała Olesia.

I decyzja – wyjeżdżamy do Kanady, właściwie w nieznane i bez znajomości języka, może tam będzie możliwość ukończenia studiów i poprawy sytuacji bytowej…
Jednocześnie Olesia przysłała zaproszenie na wieczór autorski, który w czerwcu ma się odbyć w galerii Związku Polskich Artystów Plastyków w Warszawie przy ul. Mazowieckiej, wieczór który ma być jej pożegnaniem z Polską. Podkreślała, że redakcja „Naszych Spraw” jest dla niej bardzo ważna, na łamach tego czasopisma miał bowiem miejsce jej debiut dziennikarski, prosiła mnie o wystąpienie na nim.

Pierwszy kontakt

O Olesi dowiedzieliśmy się z opowiadań nieodżałowanej pamięci Stanisława Duszyńskiego, założyciela i prezesa Fundacji Ducha na rzecz Rehabilitacji Ludzi Niepełnosprawnych w Toruniu, a w 2001 roku, poznaliśmy ją osobiście na skałkowym obozie wspinaczkowym organizowanym przez Fundację.

To młoda kobieta zmagająca się z dotkliwymi i nieodwracalnymi skutkami dziecięcego porażenia mózgowego, które zmusiły ją do używania wózka inwalidzkiego, zakneblowały jej usta, a ciało wykręciły konwulsyjną, bolesną spastyką – niekontrolowanym napięciem mięśni górnej części ciała, więziąc w nim wrażliwą istotę z nieposkromionym duchem.

Przedtem jednak przeczytaliśmy w redakcji pierwszy przysłany przez Olesię tekst i uważaliśmy się za zwycięzców – że udało się nam przebrnąć przez gąszcz niewyraźnych czcionek (pisała na starej, zdezelowanej maszynie, którą podarowali jej znajomi klerycy) i wielu błędów, bo język polski wówczas jeszcze nie był jej najmocniejszą stroną.

Właściwie powinien wylądować w kosztu, ale ujęła nas determinacja autorki i kilka kapitalnych spostrzeżeń, świeżych określeń, celność porównań. Decyzja była szybka – drukujemy. Oczywiście przedtem mozolna praca redakcyjna nad tekstem i korekta.

Efekt przeszedł nasze oczekiwania. I tak już było zawsze – nasze uznanie dla Olesi rosło z każdym nadesłanym artykułem. Jej teksty nie wymagały już ciężkiej redakcyjnej i korektorskiej obróbki…

Polska: kraj wielkich możliwości i nadziei

Olesia jest Rosjanką, urodziła się w 1975 roku, dzieciństwo spędziła na wędrówkach wraz z mamą po całym ówczesnym Związku Radzieckim w poszukiwaniu skutecznych metod leczenia i rehabilitacji. Jak sama mówi – dla rosyjskich lekarzy była przypadkiem trudnym. Pierwszy wiersz podyktowała w wieku 5 lat, wtedy też zaczęła rysować kredkami i flamastrami.

Po raz pierwszy przybyła do Polski w 1988 roku i był to wówczas dla niej kraj wielkich możliwości i nadziei. Od 1992 mieszka w Polsce wraz z mamą na stałe, tu ukończyła gimnazjum i zdała maturę, w 2005 roku uzyskała polskie obywatelstwo.

To tutaj poznała ludzi, którzy mieli wpływ na rozwój jej osobowości i pasji, a za najważniejsze uważa, że dzięki Polsce poznała Boga. Spotkanie z ks. Krzysztofem Małachowskim, prezesem Fundacji „Dzieci Dzieciom”, w której ośrodku wraz z mamą mieszkała przez dwa lata, przepełniona miłością atmosfera tego miejsca, wpłynęła na to, że obie panie przyjęły chrzest.

To tutaj zaczęła realizować swą twórczą postawę życiową: zajmować się dziennikarstwem, pisać wiersze i opowiadania, uprawiać taniec na wózkach i wspinaczkę skałkową, wykorzystywać komputerowe oprogramowanie graficzne do kreatywnych eksperymentów plastycznych, tu wreszcie podjęła wymarzone studia dziennikarskie na Uniwersytecie Warszawskim.

Jest laureatką ogólnopolskich konkursów literackich i dziennikarskich, od 2009 roku jest członkiem Związku Literatów Polskich.

Wszystkie te liczne działania zostały zaprezentowane w trakcie wieczoru autorskiego – w wypowiedziach i wspomnieniach osób, które Olesia uznała za ważne dla siebie oraz w formie plansz, na których połączyła swoją twórczość plastyczną i literacką w kompozycjach graficznych ze strofami poetyckimi.

Twoja postawa zmieniła także mnie…

18 czerwca dojechałem przez rozkopaną Warszawę w okolice ul. Mazowieckiej i z trudem znalazłem parking. Po wejściu do galerii ZPAP właśnie te wielkowymiarowe plansze, będące hybrydą plastyki i literatury, robiły największe wrażenie. Galeria pomału wypełniała się publicznością i rozpoczął się wieczór autorski.

Jego scenariusz starannie przygotowała Anna Sobol, ona też prowadziła go, niejako użyczając swego głosu Olesi. Również recytowała jej wiersze, z akompaniamentem Marzeny Korzyckiej (wiolonczela) i Wiesława Koczywąsa (gitara).

Anna Sobol podziękowała prezesowi Okręgu Warszawskiego ZPAP Jackowi Maślankiewiczowi i pracownikom Związku za entuzjastyczne podejście do pomysłu urządzenia tego przedsięwzięcia w galerii ZPAP i sfinansowanie plansz z reprodukcjami prac Olesi. One też były przedmiotem zaimprowizowanej aukcji, która miała miejsce pod koniec spotkania.

Zabierając głos Jacek Maślankiewicz uznał za naturalne i oczywiste, że ten wieczór i wernisaż odbywają się tutaj. Jego bohaterką jest Olesia i to zasługa jej pasji i niezwykłej woli, że do niego doszło. A przy okazji jest to zetknięcie środowisk osób z niepełnosprawnością i w pełni sprawnych, co w obliczu sztuki nie ma żadnego znaczenia, a tego typu przedsięwzięcia – spotkania ze sztuką różnych środowisk -będą w galerii ZPAP kontynuowane.

Znamienne słowa o Olesi napisała Iwona Ciok, prezes Stowarzyszenia Rehabilitacji i Tańca Integracyjnego Osób Niepełnosprawnych Swing-Duet, w barwach którego bohaterka wieczoru zdobyła kilka medali w tańcu na wózkach, m.in. srebrny medal na Pucharze Świata w Holandii: Gdy ktoś mi mówi, że coś jest za trudne i nie do zrobienia, to ja już w to nie wierzę. Mam dowód – Ciebie. Szybko zorientowałam się na co Cię stać, a Twoja postawa zmieniła też mnie.

O przygodzie Olesi ze wspinaczką, która rozpoczęła się już w 2000 roku, ze swadą, uznaniem i ciepłem wypowiadała się Jolanta Żydołowicz, dyrektor Fundacji Ducha. Uzmysłowiła jej hart i gotowość do każdych poświęceń, podkreślając że Olesia nigdy nie „odpuszczała” oraz była bardzo aktywna w innych obszarach – organizowała na obozach wieczory poetyckie i pokazy plastyczne na świeżym powietrzu, uczyła tańczyć salsę.

Wszystkie te obszary zainteresowań i aktywnej działalności Olesi znajdowały swój wymiar dziennikarski, a jej teksty – bardzo interesujące, świeże i nacechowane osobistą emocjonalnością – były przez lata publikowane w „Naszych Sprawach, co przypomniał niżej podpisany.

Olesia robi w jasnym

Sylwetkę Olesi chyba najlepiej – i bardzo ciepło – nakreślił Marek Miller prowadzący zajęcia ze specjalizacji reportaż prasowy w Laboratorium Reportażu przy Wydziale Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego. Ponieważ wystąpienie to trudno byłoby omówić przytaczam jego obszerne fragmenty in extenso.

– Laboratorium, które prowadzę jest miejscem eksperymentów i poszukiwań dziennikarskich. Działamy w trzech dziedzinach – staramy się penetrować przestrzeń miedzy dziennikarstwem, a pisarstwem, scenariuszem filmowym i dramaturgią teatralną. W szkole filmowej bowiem nie uczą kontaktu społecznego i wywiadu, z kolei dziennikarzy nie uczą dramaturgii i sposobu pisania dialogów. Tworzymy opowiadania multimedialne, tzn. jedną historię opowiadamy za pomocą kilku mediów: robimy audycję, teatr, piszemy książkę z tego samego tematu. Jednym z działań jest grupowa praca nad tekstem – jeździmy np. do Oświęcimia już od 10 lat i z 3,5 tys. dokumentów tworzymy kronikę tego miejsca pisaną głosami więźniów i katów.

I do tego laboratorium przychodzi mama Olesi opowiada o swojej córce, która chce tutaj studiować. Wpadłem w popłoch, nie miałem takich doświadczeń wcześniej. Uznałem jednak, że jest to wyzwanie tym bardziej, że nie można głosić światu, że się eksperymentuje, trzeba zapłacić za słowa, których się używa. Jeżeli Olesia nie miałaby studiować tutaj, to gdzie? Nie ma dla niej dobrego miejsca na Uniwersytecie. Bałem się, że „rozwali” mi zajęcia, bo studenci nie będą zwracali uwagi na to co ja mówię, lecz na to co ona robi.

Czytając jej notatki, które sporządziła na zajęciach zobaczyłem zdania świadczące o głębokim ich zrozumieniu, bardzo w temacie, bardzo skupione, znaczące i – co ważne – kreatywne! Potem Olesia pisała reportaże – o wspinaczce, konkursach tańca. I znowu było zaskoczenie, bo autorkę tych tekstów w żadnej mierze nie można było uznać za osobę niepełnosprawną! Były to teksty bardzo rzetelne, z dużą dozą informacji i wspaniałe emocjonalnie.

Była to emocjonalność taka jasna, a większość ludzi cechuje straszna ciemność. Ludzie robią w ciemnym. Niewielu robi w jasnym, na pewno był to ks. Jan Twardowski, nasz patron – Ryszard Kapuściński, ks. Józef Tischner.
I myślę, ż Olesia robi w jasnym – czy pisze wiersze, czy reportaż to jest w tym znamię rzeczywistego zapisu świata, jego artystycznej transformacji – bez taryfy ulgowej. To są świetne reportaże jak na tak młodą osobę.

Co to nam mówi, co chcę przez to powiedzieć? Człowiek samotny nie jest wolny, wolność ma miejsce tylko w kontakcie z drugim człowiekiem. Ważne jest pojęcie bliskości, które na co dzień gdzieś się roztrwoniło, gdzieś uciekło. Są tacy ludzie i do nich należy Olesia, którzy wiedzą że najważniejszą rzeczą w życiu jest bliskość.
Ks. Twardowski spytał mnie kiedyś: – Wie pan z czego się ludzie spowiadają na starość? Z tego, że ich nikt nie kocha.

„Ani ja nie jestem ważny, ani ty, ważne jest to co pomiędzy nami przepływa” – tę zasadę staram się wpoić moim studentom. Myślę, że Olesia jest już bardzo blisko czegoś nad osiągnięciem czego większość z nas będzie musiała bardzo pracować. Teraz wyjeżdżają. Ja jestem dumny z tego, że tu były przez chwilę, że dla nich Polska to było miejsce dające im większe szanse niż to, z którego przybyły. I to jest w porządku, bo człowiek ma prawo szukać swego miejsca. Życzę, by tam było im jeszcze lepiej.

Pożegnanie

W „Naszych Sprawach” z lutego 2002 r. w artykule „Moja przygoda ze wspinaczką” Olesia napisała znamienne słowa: „Góry i wspinanie to żywioł, z którym i ja się zetknęłam. Każdy dzień wspinaczki to dla mnie nowe uderzenia o skały, siniaki, brak sił i totalne wieczorne zmęczenie, ale także codzienne nowe doświadczenia, pokonywanie własnych słabości i po prostu spełnianie swoich marzeń o wolności”.

I taka właśnie jest Olesia: ambitna, inteligentna i harda, niepogodzona z ograniczającymi ją dysfunkcjami. Podejmuje wciąż nowe wyzwania i sposoby realizowania się.
Rozumiem, że wyjazd do Kanady jest właśnie takim nowym wyzwaniem. Mam głębokie przeświadczenie, że symboliczny łańcuch oplatający i krępujący jej sylwetkę na plakacie pęknie pod naporem Jej siły i woli!

Tego Tobie Olesiu i Mamie życzę również w imieniu całego naszego zespołu redakcyjnego. Życzymy Ci przede wszystkim zdrowia, o resztę – jestem pewien – zadbacie same.
Pisz do nas – nie daj o sobie zapomnieć… Niech słowa Twojego wiersza:
Taniec na krawędzi, który trwa tylko chwilę…
Balansując nad przepaścią widzę inny wymiar.
Bez strachu ku niebiosom

– będę Wam drogowskazem.

Zobacz galerię…

Udostępnij

Zachęcamy do zapisania się do Newslettera

Przeczytaj również