Wojciech Węglowski z mikrofonem, podczas akcji zachęcającej do walki z cukrzycą
Rozmowa z Wojciechem Węglowskim, dyrektorem artystycznym "Festiwalu Integracja Ty i Ja".
– Jak ocenia Pan tegoroczną edycję festiwalu?
– Widziałem na twarzach wielu ludzi, że odnaleźli się tutaj, zintegrowali i wymienili wiele ciekawych kontaktów. Zobaczyli nowe, ciekawe eventy, filmy, które mówiły o nich i uczestniczyli w rozmowach ze znanymi postaciami. Zauważyłem również, że zaciekawił ich sposób na życie paraolimpijczyków. To był taki bodziec, który pomógł im uwierzyć, że nie są na straconej pozycji. Bo mają światełko w tunelu, tylko trzeba je odnaleźć. Mam nadzieję, że ten festiwal jest może nie tyle światełkiem, co małą latareczką, która pomoże przemyśleć niektóre sprawy.
– Był taki wieczór, kiedy „Ty i Ja” połączył się razem z równoległym koszalińskim festiwalem „Koszart”. Czy trudno było zintegrować te dwa wydarzenia?
– To było jakby naturalne. Nie było sensu żeby festiwale rywalizowały między sobą. Lepiej było je połączyć. W końcu chodzi nam o integrację. Tam symbolika może była inna, nieco trudniejsza, bo twórcy działają bardziej plastycznie, ale wyszło świetnie.
– Czy i w jaki sposób sztuka pomaga walczyć z niepełnosprawnością?
– Na co dzień pracuję z niepełnosprawnymi w ośrodku i tam kładę nacisk na teatr. Patrząc na to z perspektywy aktorów z niepełnosprawnością, nie tylko moich, to jest szansa dla nich, aby stali się kimś innym. Wiadomo, że nikt z nich nie może być Alicją z krainy czarów ani Batmanem, a tutaj przez tę chwilę, te kilka minut przed publicznością, mogli wzbić się na wyżyny. I wszyscy z otwartymi ustami spoglądali na nich, nie dowierzając, że ta osoba potrafi się tak świetnie wczuć w rolę zupełnie innej postaci.
– Jaki to przynosi efekt?
– Sztuka pozwala im być sobą. To dla nich swego rodzaju doping do życia. Rozumieją wtedy, że warto żyć, warto marzyć, warto się spełniać. Rozmawiam czasem później z rodzinami niepełnosprawnych. One cieszą się, że jeżeli kiedyś ich nie będzie, to ich bliscy pozostaną pod dobrą opieką, a teatr pomoże im odłączyć się od tej pępowiny, którą w przypadku niepełnosprawności zawsze bardzo ciężko odciąć.
– Czy praca artystyczna z niepełnosprawnymi jest ciężka?
– Wręcz przeciwnie. Uczę się od nich cierpliwości i innego spojrzenia na świat. Bo ja, jako osoba sprawna, nie widzę niektórych rzeczy. Nie potrafię spojrzeć na coś przez dłuższą chwilę, zatrzymać się. Staram się więc iść ich rytmem. Czasami oznacza to zwolnienie, ale dzięki temu zobaczę więcej i dostrzegę piękne rzeczy.
– Zobaczymy się za rok w Koszalinie?
– Mam taką nadzieję. I nadzieję, że artystów z niepełnosprawnością jeszcze tutaj przybędzie, bo nie ma się czego bać. Każdy zawsze jest tu mile widziany.
Rozmawiał Mikołaj Podolski
Data publikacji: 11.09.2013 r.