W cieniu Sukiennic, czyli Małopolski Notatnik Kulturalny – jesień 2010

Początek września w Krakowie stał pod znakiem niezwykle spektakularnej kulminacji czteroletniego kompleksowego remontu unikalnej budowli - Sukiennic, czyli ponownego otwarcia Galerii Sztuki Polskiej XIX wieku, zajmującej pierwsze piętro.

Jest to najstarszy, a po modernizacji najbardziej nowoczesny oddział Muzeum Narodowego, który zapewnia optymalną ekspozycję obrazów we właściwym mikroklimacie. Przy okazji okazało się, że przy dobrej woli fachowców można zlikwidować bariery architektoniczne bez naruszenia substancji zabytkowej i udostępniać takie obiekty ludziom niepełnosprawnym. Niedługo potem krakowski Rynek odsłonił przed zwiedzającymi tajemnice skrywane dotąd pod ziemią. Na czterech tysiącach metrów kwadratowych uruchomiono najnowocześniejsze muzeum w Polsce – coś na kształt podziemnego historycznego Disneylandu.

Ekspozycję 700 autentycznych zabytków archeologicznych wzbogacono o ponad tysiąc wirtualnych odwzorowań, rekonstrukcji zabytków w 3D oraz inscenizacji dokonywanych przy użyciu multimediów najnowszej generacji (25 ekranów plazmowych, 27 projektorów, „parowych” kurtyn, 98 głośników itp.). Liczby te robią wrażenie, jednak całość przy dużych walorach poznawczych trąci nieco kiczem. Wrażenie to potęguje nowa fontanna na płycie Rynku, będąca chyba nieudolnym naśladownictwem szklanej piramidy na dziedzińcu paryskiego Luwru, bulwersującej zachowawczą część mieszkańców i turystów od prawie trzydziestu lat. Obie konstrukcje wybudowano z inspiracji prezydentów, dwóch panów M.: Francji – Mitteranda i Krakowa – Majchrowskiego. Chciałoby się rzec za innym prezydentem: jaki prezydent, taka …piramida, lecz zostawmy już prezydentów, bowiem…
…w tym czasie w pobliskiej Wieliczce zainaugurowano już jedenasty Międzynarodowy Plener Artystów Niepełnosprawnych, tym razem pod hasłem Śladami Jana Pawła II w Małopolsce. Wprawdzie w pięciolecie śmierci Ojca Świętego Kopalnia Soli i Muzeum Żup Krakowskich uruchomiły podziemny szlak pielgrzymkowy, biegnący między innymi chodnikiem Jana Pawła II, jednak tym razem plener odbył się zgodnie ze znaczeniem tego słowa na „otwartym powietrzu”, na powierzchni ziemi.

Współorganizatorzy (w osobach dyrektora Muzeum profesora Antoniego Jodłowskiego i prezes Fundacji Sztuki Osób Niepełnosprawnych Heleny Maślanej) tradycyjnie, uroczyście i serdecznie powitali przybyłych z całej Polski oraz Bułgarii pięćdziesięciu uczestników w Sali Gotyckiej Zamku Żupnego. Pierwszym etapem była Wieliczka, więc za radą gospodarzy artyści grupkami, bądź indywidualnie powędrowali do pobliskiego kościoła Św. Klemensa, a także aleją Jana Pawła II dotarli do stojącego przy niej pomnika Papieża, by w ramach „twórczej rozgrzewki” naszkicować motywy tam wypatrzone.

Potem przed czekającą ich wędrówką i spodziewanym wysiłkiem twórczym udali się na posilny lunch, by po nim przejechać autokarem kilkanaście kilometrów i znaleźć się w Niegowici, będącej kolejnym etapem tegorocznej wędrówki. Parafia Wniebowzięcia Najświętszej Panny Marii w tej wsi pod Gdowem była pierwszą placówką Karola Wojtyły – młodego księdza po święceniach. Spędził tu kilkanaście miesięcy w latach 1948-49. W nowym kościele, którego budowę rozpoczęto w tamtych latach, a ukończono 10 lat później, artyści wysłuchali gawędy byłej dyrektor miejscowej szkoły dobrze pamiętającej tamte czasy i historię tej ziemi.

Historia tej parafii wiąże się z jeszcze jednym wybitnym Polakiem – uwiecznionym w naszym hymnie twórcą Legionów Polskich we Włoszech – Janem Henrykiem Dąbrowskim. Przyszedł on na świat w pobliskim Pierzchowie, a w Niegowici został ochrzczony.

U wejścia do kościoła stoi jedyny chyba w świecie posąg Karola Wojtyły. Właśnie wikarego Wojtyły, a nie papieża Jana Pawła II. Na cokole z czerwonego granitu stoi brązowa statua przedstawiająca młodego człowieka w sutannie. Jest nietypowy również z tego względu, że jego autorem jest włoski rzeźbiarz prof. Pelloni, a nie masowy „producent” papieskich pomników, wszechobecny w Polsce, prof. Dźwigaj.

Nazajutrz, po nocy spędzonej w zaprzyjaźnionym od lat ośrodku wypoczynkowym OHP „Korona” w Lanckoronie, uczestnicy Pleneru pojechali do Wadowic oraz sanktuarium w Kalwarii Zebrzydowskiej. W rodzinnym mieście Papieża okazało się, że mają szczęście, bowiem Jego dom rodzinny – obecnie Muzeum Biograficzne – wkrótce będzie niedostępne dla zwiedzających, ze względu na planowaną renowację. Obok domu i kościoła w Wadowicach jest dość innych miejsc „pamiętających” Lolka – ucznia i gimnazjalistę, ministranta i aktora, piłkarza i …amatora kremówek.

Twórcy dotarli do miejsca doskonale widocznego ze szczytu lanckorońskiej Góry Zamkowej, o którym Ojciec Święty tak mówił: – Sanktuarium Matki Bożej – i Dróżki. Nawiedzałem je wiele razy, począwszy od moich lat chłopięcych i młodzieńczych. Nawiedzałem je jako kapłan. Szczególnie często nawiedzałem sanktuarium kalwaryjskie jako arcybiskup krakowski i kardynał. (…) Jednakże najczęściej przybywałem tutaj sam i wędrowałem po dróżkach Pana Jezusa i Jego Matki, rozpamiętywałem Ich najświętsze tajemnice.

Jako papież był tu dwukrotnie: w 1979 r. nadając kościołowi Bernardynów w Kalwarii Zebrzydowskiej rangę Bazyliki oraz w 2002 r. w czasie obchodów 400-lecia sanktuarium. Odprawił tu ostatnią mszę w Ojczyźnie.

Wieczór spędzony w „Koronie” miał również aspekt sakralny, bowiem jeden z wielokrotnych uczestników pleneru, bułgarski malarz Nikołaj Minczew Milanow jest również mistrzem w „pisaniu” ikon. Pokazał ich kilka i opowiadał o tajnikach, a także surowych kanonach ich produkcji. Natomiast panie Sława Bednarczyk, Barbara Marzec i Alicja Kondraciuk recytowały poezję.

Nadszedł dzień trzeci swoistej pielgrzymki, jaką tym razem okazał się tegoroczny plener. Ten punkt programu obejmował wizytę w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w krakowskich Łagiewnikach. W sali wykładowej przybyli wysłuchali prelekcji o genezie tego słynnego już w Europie miejsca kultu, o jego dziejach, wizytach Ojca Świętego i planach na przyszłość związanych z budową Centrum i Instytutu Jego imienia. Niezależnie od Centrum powstał również społeczny komitet, który stara się zrealizować kontrowersyjną ideę nieżyjącego już, niezapomnianego profesora Wiktora Zina (przyjaciela Fundacji i mecenasa młodych twórców) – usypanie kopca, piątego już w Krakowie, w pobliżu obiektów Centrum, na terenie „białych mórz” – niezwykle trudnych do rekultywacji osadników sodowych – reliktów „Solvay-u” – fabryki, której robotnikiem był w czasie okupacji młody Karol Wojtyła.

Po wykładzie twórcy udali się na ostatnią już sesję plenerową, by po południu pożegnać się, umówić się na spotkanie …w przyszłym roku i rozjechać do domów. Jednak część ich zjawi się w Wieliczce znacznie wcześniej, bo już w listopadzie: na otwarciu wystawy prac powstałych w czasie wędrówki śladami Jana Pawła II w Małopolsce.
Przyszedł październik, a z nim kulminacja Roku Chopinowskiego 2010 – XVI Międzynarodowy Konkurs Pianistyczny w Warszawie – niezwykłej wagi wydarzenie dla artystów muzyków i melomanów…
…a tymczasem w podziemnej ekspozycji Muzeum Żup Krakowskich w Wieliczce na stałe zagościł Fryderyk Chopin, który po raz pierwszy raz był w kopalni soli jako 19-letni turysta. Wrócił za sprawą arcymistrza rzeźby, również wypróbowanego przyjaciela Fundacji i twórców niepełnosprawnych – Bronisława Chromego, „zaklęty” w pomnikowym spatynowanym brązie.

***
Tego roku galeria „Stańczyk” Fundacji Sztuki Osób Niepełnosprawnych nie miała letniej przerwy. Kontynuowano zajęcia warsztatowe i spotkania poetyckie, co rusz ktoś wpadał o coś zapytać, albo opowiedzieć o swoich wakacyjnych podróżach, a plany wystawowe realizowano normalnym rytmem. Wydaje mi się, że spośród ostatnich wystaw dwie zasługują na szczególną uwagę:
Pierwszą była wystawa świetnych prac przedwcześnie zmarłego przed kilku laty malarza i rysownika Richarda Wawro ze Szkocji, syna polskiego oficera, który po II wojnie światowej osiadł tam na stałe. Mimo wrodzonej niepełnosprawności fizycznej i autyzmu, w wieku 6 lat rozpoczął naukę w szkole, gdzie odkryto jego zdolności artystyczne. Nie był jednak w stanie opanować umiejętności czytania i pisania, ale już wtedy potrafił pięknie malować. Tworzył poetyckie i odznaczające się niezwykłą precyzją dzieła marynistyczne i krajobrazowe.

W wieku 17 lat miał już pierwszą wystawę swoich prac w Edynburgu. Jego pejzaże znalazły się w kolekcjach byłej angielskiej premier Margaret Thatcher i papieża Jana Pawła II. Miał wystawy między innymi w Anglii, Szkocji, Francji, Stanach Zjednoczonych i w Polsce. Telewizja BBC nakręciła film „Nationwide Richard Wawro Artist” („Richard Warwo artysta narodowy”) o jego twórczości, a kolejny film „With Eyes Wide Open” („Z szeroko otwartymi oczami”) pokazywano na konferencjach naukowych.

Został zaliczony w poczet najwybitniejszych „sawantów” – ludzi z jednej strony upośledzonych (np. autystycznych), z drugiej posiadających zdolności w stopniu genialnym. Takim był między innymi Kim Peek – pierwowzór filmowego „Rain Mana”.

Drugą niezwykle interesującą wystawą okazała się ekspozycja dorobku warsztatów batiku, jakie od roku odbywają się w „Stańczyku”. Malowanie woskiem to sedno tworzenia w technice batiku, która pozwala na osiągniecie niepowtarzalnych efektów. Polega ona na kolejnym nakładaniu wosku i zanurzaniu tkaniny w barwniku, który farbuje jedynie miejsca nie pokryte woskiem. Czynności można powtarzać wielokrotnie dopóty, dopóki nie osiągnie się zamierzonego celu. Technika batiku nie wymaga żadnych skomplikowanych narzędzi ani surowców – potrzebne są wosk, płótno, barwniki, trochę pędzli i …cierpliwości. Ciekawe jest to, że nie da się zrobić dwóch identycznych prac, nawet jeżeli będą wykonywane równocześnie.

Technika pochodzi z dalekiego Wschodu, bo z Jawy, znana była w Afryce i Azji od około VIII wieku. W Europie batik został rozpowszechniony dzięki kolonizatorom Indonezji – Holendrom od końca XVIII wieku. Szczególnie popularny stał się w pierwszej połowie ubiegłego wieku. Popularny był też w Polsce w latach międzywojennych, o czym mało kto wie.

Ciekawiej niż samemu robi się batiki w grupie. Warsztaty dają możliwość podpatrzenia, jak bardzo różnie ludzie postrzegają świat, jak łączą kolory i motywy, gdzie szukają inspiracji. Dlatego, gdy pochodząca z całkiem niedalekiego Wschodu, bo z Ukrainy Inga Surmina zaproponowała prowadzenie takich wspólnych zajęć, zgłosiło się na nie kilkanaście pań. Polubiły panią Ingę, a dzięki jej fachowości (jest ona absolwentką Państwowego Instytutu Sztuk Pięknych we Lwowie), wkrótce opanowały technikę tego szlachetnego rękodzieła, co w całej swej krasie potwierdziła niedawna wystawa.

Janusz Kopczyński

fot. FSON Kraków

Zobacz galerię…

 

Udostępnij

Zachęcamy do zapisania się do Newslettera

Przeczytaj również