Ateny i Peloponez, czyli podróż śladami bogów, demokracji i sztuki

Autorka na Stadionie Panatenajskim

„Ateny i okolice" to moja kolejna wycieczka objazdowa z biurem podróży Accessible Poland Tours prowadzonym przez Małgorzatę Tokarską. Nie jest łatwo zorganizować wyjazd dla grupy osób z różnymi niepełnosprawnościami, ale Małgosia od dziesięciu lat próbuje (i to z powodzeniem!) spełniać marzenia ludzi, którzy mimo fizycznych ograniczeń, są ciekawi świata i chcą się sprawdzić w roli turystów.

Dzień pierwszy
Słowa mogą być czynami
Ezop
W październikowe przedpołudnie spotkaliśmy się na lotnisku w Warszawie. Dziesięć osób z różnych stron Polski. Świetny serwis do obsługi osób z niepełnosprawnością nie po raz pierwszy spisał się na medal, udzielając niezbędnej pomocy tym z nas, którzy jej potrzebowali, np. w przeniesieniu bagażu czy wejściu na pokład. Podróżując już od wielu lat po świecie, niezmiennie uważam, że lot to najłatwiejszy etap każdej podróży. Nie mniej sprawnie poszło na lotnisku w Atenach. Specjalny bus (z podnośnikiem) przewiózł nas do hotelu, który miał się stać naszą bazą wypadową. Nie wszystkie pokoje były przystosowane w sposób, jakiego niektórzy oczekiwali. Jak różni są niepełnosprawni, tak różne są potrzeby i wymagania. Ostatecznie wszyscy jednak radziliśmy sobie w zastanych warunkach, a to przecież najważniejsze. Jeszcze tego samego dnia wyruszyliśmy na pierwsze spotkanie ze stolicą Grecji. Pojechaliśmy metrem (przystosowane) na plac Monastiraki. To miejsce tętni życiem. Stragany, tawerny, uliczni muzycy, turyści z całego świata, ale i bezdomni leżący na chodnikach. A to wszystko z widokiem na majestatyczny, pięknie oświetlony Akropol majaczący gdzieś w oddali na wzgórzu. Pierwszy posiłek w Grecji zjedliśmy w restauracji z widokiem na ten cud starożytnej architektury. Przeszłość zaglądała nam w oczy, zapraszając do bliższego zapoznania się z nią…

Dzień drugi
Piękno jest jedyną rzeczą boską i widzialną jednocześnie
Sokrates
Ateny przy pierwszym zetknięciu mogą sprawiać wrażenie miasta nieciekawego. Betonowa, szara zabudowa, zgiełk, zaniedbane zaułki rozczarują powierzchownego przybysza. Nie dajcie się zwieść temu wrażeniu. Temu miastu trzeba się przyjrzeć, zanurzyć się w jego nurt, poszukać, a ono odwdzięczy się malowniczym widokiem lub uliczką pełną kolorowych sklepików, na której jakiś muzyk gra i śpiewa tak, że nie sposób się nie zasłuchać. Czasem wystarczy się obejrzeć, by zachwyciły malownicze ruiny, kościółek lub aleja oliwkowych bądź cytrusowych drzewek.

Akropol
Jeszcze przed wyjazdem dowiedzieliśmy się, że winda dowożąca na szczyt Akropolu nie działa już od kilku tygodni. Mimo wszystko zdecydowaliśmy się pojechać, by zobaczyć najsłynniejszy zabytek Aten na tyle, na ile to będzie możliwe. Wejście na wzgórze jest trudne nawet dla osób sprawnych. Przejście dla niepełnosprawnych umożliwia podejście do poziomu teatru Dionizosa. Miejsca kultu zbudowano w tym miejscu jeszcze w okresie archaicznym. Zostały zniszczone w czasie wojen perskich. Podczas odbudowy zainicjowanej przez Peryklesa (w V wieku p.n.e.) powstał tu kompleks świątyń: Partenon, Erechtejon, Apteros, sanktuarium Artemidy Brauronia i Propyleje. Majestatyczne i smukłe kolumny świątyni poświęconej Atenie, zbudowane w porządku doryckim, są najbardziej rzucającą się w oczy częścią zabytkowego wzgórza. U stóp Akropolu znajduje się Aeropag, na którym święty Paweł przemawiał do Ateńczyków, co upamiętnia kamienna tablica.

Muzeum Akropolu
Aleją Dionizego Areopagity (uczeń świętego Pawła) spod Akropolu ruszyliśmy w kierunku pobliskiego Muzeum Akropolu. Po drodze warto zwrócić uwagę na pozostałości odeonu (czyli częściowo zadaszonego teatru) Heroda Attyka. To jedna z najwspanialszych budowli tego typu na świecie. Jego świetna akustyka wykorzystywana jest do dziś. Występowali tu m.in. Maria Callas, Luciano Pavarotti, a nawet Zbigniew Preisner i Jan Garbarek. Poza koncertami odeon jest zamknięty. Aleja w swoisty sposób prowadzi z przeszłości ku współczesności. Muzeum Akropolu mieści się w bardzo nowoczesnym budynku (wybudowanym w 2009 roku), który jest również dobrze przystosowany dla niepełnosprawnych. Prowadzi do niego podjazd, który wydał mi się… najładniejszą rampą, jaką kiedykolwiek widziałam – nie dość, że wygodny w podjeżdżaniu, to jeszcze pięknie wijący się wśród cudownej, soczystej, wonnej zieleni otaczających go krzewów i kwiatów. Jakże miłe wprowadzenie do tego, co na miłośników antyku czeka w środku. A jest to bez wątpienia jedno z najbardziej spektakularnych muzeów na świecie. Zostało zbudowane na pozostałościach dawnych Aten, które znajdują się w dolnej kondygnacji i dlatego zastosowano przezroczyste podłogi, by nie przesłaniać antycznych zabytków. W tej części muzeum warto od czasu do czasu patrzeć również pod nogi. Wnętrza są jasne, a dzięki ścianom ze szkła można podziwiać stąd panoramę miasta z górującym nad nim Akropolem i najwyższym szczytem miasta Likavitos. Zbiory obejmują ok. 4000 unikalnych i bezcennych zabytków. Nie wszystkie można zapamiętać, tylko niektórym poświęciłam należytą uwagę. Na pewno oczarowały mnie cudne kariatydy – kolumny mające kobiecą postać. Tak naprawdę to repliki figur pochodzących z Erechtejonu. Mają ponad dwa metry wysokości i choć podobne, nie są identyczne. Wykonane w V w p.n.e. zachwycają tajemniczym urokiem, linią szat, harmonijnymi rysami twarzy. Wiele lat temu czytałam książkę Gabrieli Zapolskiej pt. „Kaśka Kariatyda”. Tytułowa bohaterka nosiła taki przydomek, gdyż doskonałością swoich kształtów przypominała antyczny posąg. Piękno i idealne proporcje – takie właśnie są kariatydy. Robiąc sobie przerwę w zwiedzaniu, warto zajrzeć do sklepu z pamiątkami lub kawiarni. Jest też restauracja, do której weszłam zwabiona niezwykłymi dla takiego miejsca dźwiękami. Okazało się, że gościom przygrywał harfista.

Agora ateńska
To serce dawnych Aten, targowisko, ośrodek życia społecznego i wymiany poglądów, kolebka filozofii oraz miejsce narodzin, być może najcenniejszego, ale i najbardziej kłopotliwego daru, jaki dostaliśmy od Greków – demokracji. I dziś agora jest częścią tętniącego życiem miasta. To puls cywilizacji. Można tu trafić wprost z ulicy, przy której sprzedawcy zachęcają do zakupu pamiątek z antycznymi motywami, a z restauracji dochodzą zapachy greckich potraw lub dźwięki muzyki, które też składają się na tę odwieczną „helleńskość” Grecji.
Spacerując po tym swoistym parku archeologicznym, mamy okazję podziwiać to, co było najważniejsze dla Ateńczyków – posągi bogów, studnie, kamienie graniczne, pozostałości odeonu oraz Heliai – najwyższej instancji sądowej, która skazała na śmierć Sokratesa. W oddali, na wzgórzu widać Hefajstejon – bardzo dobrze zachowaną świątynię poświęconą Hefajstosowi. Będąc tutaj, trzeba koniecznie zajrzeć do Muzeum Agory, znajdującego się w zrekonstruowanym budynku, w którym kiedyś mieściła się stoa Attalosa. Okazałe kolumny z daleka przyciągają uwagę. Do środka prowadzą schody, ale jest i podjazd. Znajduje się tu wiele cennych eksponatów, które w niezwykły sposób opowiadają o poczuciu piękna, tęsknotach, gustach i sposobie życia starożytnych Greków. Miałam nieodparte wrażenie, że aż tak bardzo nie różnili się od nas, współczesnych…
Tego popołudnia zobaczyliśmy również pozostałości świątyni Zeusa, rzymskiej agory oraz łuk Hadriana. Wszędzie za krótko, w pośpiechu dyktowanym turystycznym reżimem, ale i z powracającą refleksją, że Ateny zasługują na więcej czasu i uwagi.

Dzień trzeci
W czarnym aksamicie nieskończoności zwycięstwo będzie człowieka”
Ajschylos

Po Atenach poruszaliśmy się przystosowanym busem, ale również taksówkami i metrem. Korzystanie z różnych środków transportu pozwala poznać bliżej krwioobieg miasta. Grecy reagowali bardzo życzliwie, gdy dowiadywali się, że jesteśmy z Polski. Są otwarci na cudzoziemców. W ostatnich latach przyjęli ponad milion imigrantów, co zdaje się nie zakłócać życia stolicy Grecji, ale są dzielnice, do których lepiej nie zapuszczać się wieczorami. Zresztą jak we wszystkich większych metropoliach. Na jednym z budynków zauważyłam graffiti o treści „no border, no order” („brak granic, brak porządku”). Pewnie to jeden z wielu głosów w dyskusji o granicach. I to wszelkiego rodzaju.

Stadion Panatenajski zwany jest też Kallimármaro, co oznacza „piękny marmur”. Nieprzypadkowo. Obiekt, w całości zbudowany z marmuru, jest lekko zmienioną rekonstrukcją historycznego obiektu z czasów starożytnych, na którym odbywały się rozgrywki ku czci bogini Ateny. Dzięki podjazdom można nawet na wózku dostać się na płytę tego niezwykłego stadionu. W roku 1896 miały tutaj miejsce pierwsze nowożytne igrzyska olimpijskie. Obecnie odbywają się koncerty, imprezy masowe.

Zmiana warty przed Grobem Nieznanego Żołnierza znajdującym się przy budynku Parlamentu na placu Syntagma jest tak osobliwa i widowiskowa, że nie sposób pominąć tego punktu na liście turystycznych atrakcji Aten. Żołnierze stoją nieruchomo, zmieniając się co pół godziny. Zarówno strój, jak i kroki gwardzistów są pełne dumy i powagi, choć mogą niektórych bawić. Te pompony przy drewnianych sabotach, spódniczki z 400 fałdami (symbolizują 400 lat tureckiej niewoli), pompatyczna choreografia, która na pewno wymaga długich i starannych przygotowań, stanowią elementy długiej, starannie pielęgnowanej tradycji, a to już musi budzić szacunek i podziw.

Pireus wchodzi w skład aglomeracji Aten. To jeden z największych portów Morza Śródziemnego. Cumują tu największe statki wycieczkowe, drogie jachty, a malowniczy krajobraz półwyspu sprawia, że Pireus, w którym nie ma wielu zabytków, jest wart odwiedzenia, choćby na krótko. Znajdują się tu muzea, dobre restauracje, ładna promenada, której częścią są pozostałości fortyfikacji Temistoklesa. Pireus daje chwilę wytchnienia od zgiełku Aten.

Po kolejnym, pełnym wrażeń dniu wybraliśmy się do typowej greckiej tawerny, by przy muzyce zjeść kolację. Dźwięki buzuki i gitary, melodyjne piosenki już z daleka wabią i zapraszają do środka. A do tego grecka kuchnia, która oferuje przysmaki zdolne zadowolić najbardziej wybredne podniebienia. Tego wieczora smakowaliśmy mezedes, czyli różne rodzaje małych przekąsek. To świetny pomysł dla tych, którzy chcą spróbować rozmaitych dań w małych ilościach. W greckiej restauracji można spodziewać się, że kelner położy przed nami papierowy obrus, który po skończonym posiłku posłuży jako miejsce zapisania kwoty do zapłaty. Po zapłaceniu znika zarówno obrus, jak i ten prowizoryczny rachunek. Wieczór umilał nam nie tylko zespół muzyczny, ale i grupa tancerzy. Nie mogło zabraknąć sirtaki, czyli popularnej zorby. To taniec nieodłącznie kojarzony z Grecją. Stał się częścią greckiej kultury po filmie „Grek Zorba” z 1964 roku. Choreografia nawiązuje do autentycznych tańców ludowych, a piękną, rozpoznawalną po pierwszych taktach muzykę, napisał Mikis Theodorakis. Sirtaki jest atrakcją pokazów i występów w całej Grecji. Turyści chętnie uczą się kroków i dołączają do tancerzy. I tym razem nie było inaczej. Świetna zabawa!

Dzień czwarty
Siła jest dziwów, lecz nad wszystkie sięga dziwy człowieka potęga
Sofokles

Podekscytowani i z rozbudzoną ciekawością ruszyliśmy na Peloponez. To największy półwysep Grecji charakteryzujący się bujną roślinnością i bardzo zróżnicowanym krajobrazem. Najpierw przekroczyliśmy Kanał Koryncki. Przejście mostem łączącym Morze Jońskie i Morze Egejskie naprawdę robi wrażenie. Pionowe, skaliste ściany kanału pozwalają odczuć ogrom tego przedsięwzięcia. Pierwsze pomysły zbudowania takiej drogi narodziły się jeszcze w starożytności, ale jego budowę zakończono ostatecznie po koniec XIX wieku. Wąski kanał (o szerokości ok. 24 metrów) pozwala znacznie skrócić drogę i eliminuje potrzebę opływania całego półwyspu.

Mykeny to starożytne miasto położone na szczycie wzgórza, z którego roztacza się widok na miejsca, które według mitów i legend były areną zmagań wojennych, walk o tereny, serca i wpływy. Spokój i sielski krajobraz Myken zdaje się stać w sprzeczności z wojowniczą przeszłością tego miejsca. Mitycznym założycielem miasta był Perseusz. Większość z nas potrzebowała pomocy, by dotrzeć przynajmniej do Bramy Lwów. Wysiłek się opłaca, bo na górze są pozostałości królewskiego pałacu i grobowców, z których najbardziej znany jest Skarbiec Atreusza, zwany też grobem Agamemnona. Odkrycia w Mykenach zawdzięczamy niemieckiemu przedsiębiorcy i marzycielowi Heinrichowi Schliemannowi, odkrywcy legendarnej Troi, który wierzył, że miejsca opisane przez Homera istniały naprawdę. Przebywający w Mykenach w XIX wieku, Juliusz Słowacki pod wpływem wrażenia, jakie na nim wywołało to miejsce, napisał wiersz pt. „Grób Agamemnona”.

Teatr w Epidauros wybudowano ok. 330 r. p.n.e. Widownia mieści ok. 12 tysięcy widzów. Doskonała akustyka tego miejsca robi ogromne wrażenie. Aż kusi, by to sprawdzić; ktoś zaintonował „Ave Maria”, młoda dziewczyna z Niemiec odczytała jakiś manifest, a widzowie w najdalszych rzędach potwierdzili dobrą słyszalność. Do dziś wystawiane są tu sztuki Ajschylosa, Eurypidesa, Sofoklesa. Epidauros było również jednym z najsłynniejszych sanktuariów Asklepiosa w całym antycznym świecie. Spełniało rolę uzdrowiska, a zadowoleni pacjenci opisywali swe historie na stelach i pomnikach wotywnych rozlokowanych wokół świątyni.
W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w pięknie położonej restauracji. Poinformowano nas, że menu jest również w języku polskim. Miły ukłon w stronę Polaków, czyli licznej grupy turystów odwiedzających ten region. A cóż takiego było w karcie? Otóż mogliśmy zjeść np. „sałatkę z pomarańczowym ubraniem” lub „ciekły ser i pomidor na piekarnik”. Zrozumiałe? No pewnie! Dodam, że również smaczne.

Dzień piąty
Z największą radością pragnę oznajmić Waszej Wysokości, że odkryłem groby, które Pauzaniasz, zgodnie z tradycją, uważa za grobowce Agamemnona, Kasandry i Eurymedona…”
Heinrich Schliemann (fragment telegramu wysłanego w 1876 roku do greckiego króla z Myken)

Narodowe Muzeum Archeologiczne w Atenach to prawdziwy skarbiec. Jednak o mały włos, a nie udałoby nam się tam dostać. W tym dniu pracownicy greckich muzeów strajkowali. Na szczęście z pewnym opóźnieniem, ale weszliśmy do tej współczesnej świątyni wzniesionej na chwałę dawnych mistrzów i odkrywców. Imponującą fasadę zdobią monumentalne kolumny i okazałe schody, ale jest też boczne wejście z podjazdem. Znajduje się tu ponad 20 tysięcy eksponatów od początku prehistorii do późnej starożytności i każdy z nich kryje za sobą jakąś opowieść. Są jednak takie, które budzą szczególne zainteresowanie. Należą do nich skarby odkryte w Mykenach przez Schliemanna ze złotą maską Agamemnona na czele. Lśni, zadziwia, zachwyca… Ale jest też piękna biżuteria, miecze, przedmioty ze złota, alabastru, kości słoniowej. Do najsłynniejszych eksponatów należą: posąg Posejdona z brązu, dynamiczna figura małego jeźdźca na koniu, posągi Nike, Ateny, dobrze zachowane freski z Akrotiri i wiele innych artefaktów, świadczących o talencie i wrażliwości dawnych twórców. Jest się czym zachwycać. W muzeum są windy, miła kawiarenka, mały sklepik.

Tego dnia pojechaliśmy jeszcze na krótką wycieczkę, w czasie której mogliśmy zobaczyć m.in. Riwierę Ateńską, czyli dzielnicę Glyfada z piaszczystymi plażami i eleganckimi hotelami z widokiem na lazurowe morze. Podjechaliśmy także w pobliże ciekawego architektonicznie i nowoczesnego stadionu, do wioski olimpijskiej, która jest obecnie spokojną dzielnicą mieszkaniową. Pożegnaliśmy się z Attyką i Atenami. To był mój trzeci pobyt w Grecji i mam nadzieję, że nie ostatni. W tym kraju czuje się pewną ciągłość kulturową, a pojęcie „kolebka cywilizacji” nabiera namacalnego sensu i głębszego znaczenia.

Nasza wycieczka była udana również dzięki sprawnej organizacji, wzajemnej współpracy w grupie oraz pomocy, na jaką mogliśmy liczyć w trakcie zwiedzania. Wielkie „dziękuję” dla Małgosi, Jacka, Tadeusza, naszych przewodników i wielu innych anonimowych, przypadkowo spotykanych ludzi, którzy sprawili, że daliśmy radę.

Zobacz galerię…

Lillla Latus, fot archiwum autorki
Data publikacji: 05.11.2018 r.

Udostępnij

Zachęcamy do zapisania się do Newslettera

Przeczytaj również