Barwy rehabilitacji

Barwy rehabilitacji

Czy rehabilitacja może być kolorowa? Co ma do powiedzenia o kolorach osoba niewidoma? Okazuje się, że niemało. Możemy się o tym przekonać, sięgając po książkę Marka Kalbarczyka „16 kolorów w talii".

Jak widzą niewidomi?

Niewidomy autor pisze: „Skłonność do nadawania kolorów konkretnym przedmiotom i abstrakcyjnym pojęciom bierze się zapewne z faktu, że niewidomym brakuje kolorów rzeczywistych. Skoro nasz obraz jest mało kolorowy, a konkretny kolor mają tylko niektóre jego elementy, dodajemy naszemu wyobrażeniu barw, które wynikają z naszych subiektywnych skojarzeń”.

Moim zdaniem to duże uogólnienie, zwłaszcza w przypadku osób niewidomych od urodzenia, do których się zaliczam. Gdy mija mnie samochód, nie zastanawiam się nad jego wyglądem. Nie rozumiem, w jaki sposób autorowi jest łatwiej kroić chleb lub jeść ciastko, gdy wyobraża sobie jego kolor. Jednak podzielam jego opinię, że gdy się nie widzi, trzeba patrzeć innymi zmysłami, przede wszystkim słuchem i dotykiem, które musimy wyćwiczyć. Według autora rehabilitacja niewidomych składa się z szesnastu głównych kategorii. Myśląc o każdej z nich, wyobraża sobie związany z nią kolor, np. dom kojarzy się mu z purpurowym, jedzenie z czerwonym, komputer z szarym. Myślę, że takie podejście zaciekawi widzących czytelników.

Autor kieruje swoją publikację zarówno do nich, przybliżając im perspektywę osób niewidomych, jak i do czytelników z dysfunkcją wzroku, dla których zamieszcza porady dotyczące m.in. sprzątania, radzenia sobie w kuchni, dbania o zdrowie. Dobrze się więc stało, że książka ukazała się w druku powiększonym i brajlu.

Oswoić rzeczywistość

Niewidomi napotykają różne bariery: w poruszaniu się, transporcie, edukacji, pracy, a nawet we własnej kuchni. Autor wyjaśnia, jak dostosować otoczenie i podpowiada, jak ułatwić sobie codzienne czynności. Proponuje instalowanie systemu oznakowań polisensorycznych, dzięki któremu obiekt i jego otoczenie stają się dostępne dla niewidomych i słabowidzących. Ważne, by rozwiązania urbanistyczne i architektoniczne były spójne i czytelne. Zwraca także uwagę na inne aspekty. Pisze o sporcie, dbaniu o porządek, prawach pracodawcy i niepełnosprawnego pracownika. Opisuje też różne powiększalniki, brajlowskie drukarki i inne urządzenia. To dobra podpowiedź dla rehabilitantów, nauczycieli i niewidomych, którzy dopiero rozpoczynają przygodę z komputerem. Bardzo przydatna jest też lista internetowych słowników, encyklopedii, bibliotek, portali edukacyjnych i kursów językowych, jednak w opisach zabrakło informacji o stopniu ich dostępności.

We wstępie do porad kuchennych autor pisze: „Szukamy bodźców, by mieć tak samo atrakcyjne życie. Jednym z lepszych i łatwiejszych sposobów na to jest wpaść do kuchni i przekąsić a to kabanosik, czekoladkę, a to poczęstować się colą itd. Widzący też tak robią, ale my mamy więcej ku temu powodów i chyba robimy to częściej”.
Mam inne zdanie. Nie widzimy, więc nie ulegamy złudzeniom i czyha na nas mniej pokus, na jakie są narażone osoby widzące, np. mijając cukiernię. Wielokrotnie twierdziły, że „jedzą” oczami i gdybym widziała, pewnie też zdecydowałabym się na apetycznie wyglądające ciastko.

Zaskoczenie

Podejście niewidomego autora do kolorów mnie zaskoczyło, ale i zaciekawiło. Jednak miałam również odczucia negatywne. Mam wrażenie, że Marek Kalbarczyk pisze niekiedy o kwestiach, w których nie jest ekspertem. Jedną z nich jest samodzielne poruszanie się z białą laską. „Trudno zaakceptować fakt, gdy niewidomy wykonuje krok lewą nogą, a laska błądzi gdzieś po prawej stronie.” Według autora świadczy to o tym, że osoba ta kiepsko sobie radzi. Tymczasem każdy instruktor orientacji przestrzennej zwraca uwagę na ruchy naprzemienne. Gdy stawiamy krok lewą nogą, laska musi badać przestrzeń z prawej strony. Gdyby laska była po tej samej stronie co noga, niewidomy nie miałby kontroli nad jedną stroną przestrzeni i potykał się o swoją laskę.

Zaskoczyło mnie również, że osoba pisząca o aktywności, na wybory chodzi z opiekunem. Według autora niewidomi chodzą na głosowanie z przewodnikami „którzy odczytują karty wyborcze i zgodnie z instrukcją podopiecznego wpisują w odpowiednie miejsce krzyżyk”. Czyżby zapomniał o możliwości skorzystania z brajlowskich nakładek?

W rozdziale o sporcie autor opisuje showdown, następnie wykazuje wyższość integracyjnej gry w ping-ponga. Jeden z punktów na liście zalet: [gra] „nie wymaga, a nawet nie zezwala na dziwaczne zachowania, dzięki czemu promuje prawdziwą rehabilitację” Nie rozumiem tego punktu. Czy to znaczy, że sport dostosowany do niewidomych, promuje dziwne zachowania? Czy właśnie dlatego nie wspomniał o nordic walkingu w parach, w którym wykorzystuje się uprząż niewidomego Pawła Piechowicza ani o organizowanych przez polskie fundacje dostosowanych kursach sztuk walki? Dziwi też radzenie niewidomym, by pracowali z lustrem, obserwowali mowę ciała rekrutera, a podczas wystąpień nie unikali kontaktu wzrokowego ze słuchaczami. Skoro jest to poradnik dla niewidomych, powinny się w nim znaleźć wskazówki dotyczące wejścia na scenę, eleganckiego odłożenia białej laski, korzystania z brajlowskich lub elektronicznych notatek.

Książka zyskałaby też na usunięciu nużących opisów, rozpraszających dygresji, powtórzeń i dłużyzn, np. o poszukiwaniu w bałaganie telefonu komórkowego. Wielokrotnie powtarza się też przestarzały zwrot „inwalida” i czasownik „macać”. Ma on wydźwięk negatywny. Z powodzeniem można by go zastąpić „dotykaniem”. Przydałyby się też przypisy i bibliografia, ponieważ ta zamieszczona na końcu to właściwie netografia.

Jeden z podrozdziałów ma tytuł „Turystyka to także ucztowanie”. Skoro książka jest poradnikiem, spodziewałam się podpowiedzi, jak osoba niewidoma może sobie poradzić przy szwedzkim stole czy w restauracji. Tymczasem jest to opis występu orkiestry dętej przygrywającej do kotleta w restauracji w Gogolinie. Być może nie powinno to jednak dziwić, ponieważ wcześniej autor pisze, że niewidomi zazwyczaj podróżują z przewodnikiem. Moim zdaniem to duże uogólnienie. Poza tym pisanie o turystyce niewidomych z perspektywy pasażera samochodu niewiele wnosi, tak samo jak stwierdzenie, że „Trzeba sobie radzić z poszczególnymi elementami makijażu”. Skoro książka jest poradnikiem, w dodatku jak czytamy na stronie tytułowej dofinansowanym ze środków PFRON, oczekuję od niej konkretów. Oczywiste jest, że niewidomi są różni i nikt z nas nie zna się na wszystkim, więc książka zyskałaby, gdyby została napisana przez kilka osób.

Marek Kalbarczyk, „16 kolorów w talii”, Fundacja Szansa dla Niewidomych, Warszawa 2014

Hanna Pasterny

Data publikacji: 10.02.2017 r.

Udostępnij

Zachęcamy do zapisania się do Newslettera

Przeczytaj również