Sekrety kompozytorskiej kuchni
Chyba byłem w czepku urodzony, bo niemalże nazajutrz dotarło do mnie nagranie tego utworu. Włączyłem odtwarzacz i zasiadłem w fotelu. W piosence odnalazłem klimat brazylijskiego, a może meksykańskiego popołudnia – powszechnej i dobrze zasłużonej sjesty. Dalsze plany dźwiękowe brzmiały relaksująco, a melodia owiewała ucho jak ożywcza bryza od morza. Wszystko – jak w filmie – odpływało w spokojnym, spacerowym rytmie; jak w romantycznej przechadzce po molo, a może wzdłuż piaszczystego brzegu. W głosie wykonawcy pobrzmiewają pieszczotliwe i przymilne nutki – łatwo lgnące do ucha i wywołujące „łagodność serca”. To charakterystyczne dla Kozłowskiego – kompozytora i wykonawcy! Snuje opowiastkę o kimś bliskim, lubianym przez dyskretnie nucącego wokalistę. Ukryty bohater utworu jest ulubieńcem świata, znajdującym się w jakimś miejscu nadzwyczajnym – takim, z którego jest doskonale słyszany i doskonale widoczny dla każdego komu jest bliska dobra muzyka.
Tak o Jacksonie śpiewa Jarosław Kozłowski.
Umawiam się na spotkanie. Odwiedzam gościnnego artystę i pytam:
– I co teraz porabiasz?
– Dziś znów słuchałem Jacksona. Już go z nami nie ma. Był moim idolem od dzieciństwa, jednym z pierwszych, który przez swe płyty nauczył mnie wiele od strony muzycznej i wokalnej. Wzorowałem się na nim, choć jak zapewne zauważyłeś, i o ile znana Ci jest z grubsza twórczość Michaela, nie do końca jesteśmy do siebie podobni. No ale przecież nie chodzi o to, by kogokolwiek podrabiać.
– Byłeś zauroczony i chciałbyś mu teraz oddać hołd…
– Byłem i nadal jestem. Można tak powiedzieć, choć nie tylko to mną powodowało gdy zabierałem się do pracy. Jego odejście na swój sposób przeżyłem. Fascynowała mnie jego twórczość, ale i osobowość – głos, sposób bycia, siła i hart ducha, oryginalny światopogląd… Te właśnie względy, jego odejście i związany z tym wszechobecny smutek, zainspirowały mnie do nagrania nowej piosenki. Nie tyle więc miał być to hołd, ile apostrofa do mego idola, ale również do moich rzeczywistych przyjaciół. Kompozycja utrzymana jest w klasycyzującym nurcie, ubóstwianym również przez Jacksona. Przepojona jest muzyczną melancholią, ale słowa… brzmią raczej optymistycznie. Pracując nad aranżacją, układając melodię i tekst, a później grając i śpiewając, wyjątkowo długo zastanawiałem się nad każdym dźwiękiem, harmonią, nawet nad każdym słowem z osobna. Przepełniony wspomnieniami i poczuciem pustki po odejściu „króla”, wciąż zadawałem sobie pytanie: „Jak zrobiłby to Michael? Czego on życzyłby swoim przyjaciołom? Jak poprowadziłby linię melodyczną?” Ale jednocześnie nie starałem się „kopiować” jego stylu, zabiegów głosowych, sposobu śpiewania, czy gry.
– Ale czujesz się kontynuatorem jego dzieła?
– Chyba jeszcze nie mogę tak o sobie powiedzieć, choć muszę przyznać, że owszem, bardzo bym chciał nim być. Analizując i dobierając dźwięki i słowa w „Życzeniach”, szukałem języka uczuć, mowy serca i duszy, jakie kiedyś towarzyszyły Jacksonowi. Przez te kilkanaście lat swoją twórczością zdążył mi dać wystarczająco dużo, bym teraz mógł pokusić się o kontynuację jego stylu. Jest to trudne, lecz właśnie to daje mi więcej przyjemności. Może poczucie radości z faktu, że moje muzyczne poszukiwania duchowości Michaela szybko zaowocowały oczekiwanym rezultatem, przyczyniło się do tego, że słowa zawarte w piosence nie brzmią już tak smutno, jak jej melodia i harmonia.
– Mnie i takim jak ja słuchaczom też chyba się coś należy?
– Naturalnie! Jaki bowiem sens miałoby śpiewanie i granie w próżnię, tylko dla kogoś, kogo istnienia gdzieś w zaświatach możemy jedynie domniemywać mówiąc, że „Jackson gdzieś żyje?” Jeśli tak miałoby być, utwór najprawdopodobniej otrzymałby tytuł „Życzenia dla Michaela”.
– A więc: uśmiechnij się, jutro będzie słońce!
– Słońce nie ma tu nic do rzeczy, bowiem życzliwości i przyjaźni nigdy nie za wiele. Dlatego ważne jest to, co robimy dla ludzi, których nazywamy przyjaciółmi. Adresatom tej piosenki chcę dać kilka chwil relaksu, o jakim wspominasz, refleksji, może wzruszenia, ale w żadnym wypadku – smutku, choć i tego ostatniego nie uda się z pewnością uniknąć. Ktoś mi powiedział, że „Jest to takie piękne, bo tak smutne i wzruszające”. Nie bardzo rozumiem, jak można dopatrywać się smutku w zdaniach o uśmiechu świata. Myślę, że swoje zrobiła tutaj muzyka, nie będąca wszakże ostentacyjną radością, jak i myśl o utraconym, lecz mieszkającym gdzieś w sercu przyjacielu.
– A jak tę piosenkę odebrała festiwalowa publiczność?
– Dotarło do mnie mnóstwo ciepłych słów, mniej więcej takich, jakie spodziewałem się usłyszeć. Mówiono mi wiele o wzruszeniach, o interesującym tekście, o tym, jak dzięki tej piosence można zrozumieć przyjaźń. Aranżację porównywano do tych z hollywoodzkiego musicalu, co zresztą było całkowicie zgodne z moją intencją. Ale czy będzie hitem? Jeśli mam być szczery nie zastanawiałem się nad tym i nawet o to nie dbam. Tym razem bowiem nie wybrałem się na festiwal z myślą „Oto nowy przebój Kozłowskiego, który pokaże wszystkim, na co go stać”. Nie chciałem być wielce wyróżniany ponad kogokolwiek. Zamierzałem skromnie, dyskretnie „powiedzieć” słuchającej i oglądającej mnie publiczności, czym jest dla mnie przyjaźń, jak ją odbieram i jakiej życzę ludziom. Chwilami odnoszę wrażenie, że być może przez to piosenka była utrzymana w nazbyt poważnym, jak na tę imprezę – klimacie. W plenerze bowiem przyjemniej słucha się lżejszych utworów, wesołych, zabawnych, najlepiej z prostym tekstem, nie takim, którego sensu znaczenia trzeba doszukiwać się samemu i to jeszcze z towarzyszeniem lirycznej, nostalgicznej i refleksyjnej melodii. Zdawałem sobie sprawę z ryzyka, że nie to mogło być w tym momencie źródłem zaspokojenia dla słuchacza, dlatego oceniam mój utwór jako zbyt poważny, mam całkowitą świadomość jego wymowy. Lecz właśnie tak miało być i jest to tylko moje osobiste przypuszczenie, nikt inny nie dał mi tego do zrozumienia. Liczne słowa uznania, jakie mi przekazano, były właśnie tym, co chciałem osiągnąć.
Nota biograficzna:
Polskie Centrum Informacji Muzycznej
Jarosław Kozłowski, niewidomy kompozytor i pianista; ur. 22 lutego 1982 r., Poznań. W latach 1997-2001 uczył się w Liceum Muzycznym im. Mieczysława Karłowicza w Poznaniu. Od 2001 do 2006 r. studiował kompozycję pod kierunkiem Zbigniewa Kozuba w Akademii Muzycznej w Poznaniu, którą ukończył dyplomem z wyróżnieniem. W 2005 r. na poznańskiej uczelni ukończył także dwuletnie Międzywydziałowe Studium Pedagogiczne z zakresu wychowania muzycznego. Jest laureatem wielu konkursów pianistycznych, m.in. w 1998 r. otrzymał nagrodę Haliny Czerny-Stefańskiej za najlepsze wykonanie utworów Fryderyka Chopina na V Ogólnopolskim Konkursie im. Ludwika Stefańskiego w Płocku, w 2001 r. III nagrodę, a w 2004 r. II nagrodę na Międzynarodowym Konkursie Muzycznym dla Niewidomych im. Ignacego Jana Paderewskiego w Lublinie . Jako pianista brał udział w wielu koncertach charytatywnych w Urzędzie Miasta w Poznaniu oraz imprezach integracyjnych dla osób niepełnosprawnych. Utwory Jarosława Kozłowskiego wykonywane były na koncertach kompozytorskich w Akademii Muzycznej w Poznaniu i Centrum Kultury Zamek w Poznaniu , a także podczas Biennale Sztuki Dziecka i Festiwalu Sztuki w Poznaniu. Kompozytor, ze względu na swoją sytuację życiową, szczególnie upodobał sobie nurt muzyki elektroakustycznej.
Rozmawiał Henryk Szczepański
fot. Archiwum „NS”