Trędowaci w Chinach wciąż żyją poza społeczeństwem
- 02.05.2017
Trędowaci w Chinach wciąż żyją poza społeczeństwem
W ośrodku rehabilitacji trędowatych w Yaxi na południu Chin wspierani przez Kościół katolicki wolontariusze opiekują się ok. 50 pacjentami. Chorzy nie są już zamykani w leprozoriach, jednak deformacje ciała często uniemożliwiają im powrót do społeczeństwa.
Ukryta w lesie, 50 kilometrów na południe od najbliższego miasta, osada w Yaxi w prowincji Guangdong składa się z kilkudziesięciu domów. W środku wioski, pomiędzy bananowcami i kępami bambusa, stoi kościół, zbudowany w 1928 roku przez misjonarzy. Od utworzenia ChRL w 1949 roku ośrodek w Yaxi oficjalnie kontrolowany jest przez państwo.
Dawniej w wiosce mieszkało kilkuset pacjentów, teraz jest ich około 50. Wielu z nich choroba pozbawiła nóg i poruszają się na wózkach albo dzięki protezom.
Podobnych ośrodków jest w Chinach 57, ale ten w Yaxi jest szczególny. To tutaj szkoleni są wolontariusze, którzy następnie jadą dalej, by pomagać trędowatym w innych miejscach kraju – mówi PAP kierujący ośrodkiem Włoch o imieniu Roberto. Nie chce podawać swojego nazwiska, ani rozmawiać o swoich związkach z Kościołem.
– Unikamy rozgłosu, nie chcemy mówić o zbyt wielu rzeczach. Dzięki temu możemy działać – tłumaczy.
W pomoc trędowatym w Chinach zaangażowanych jest wiele organizacji katolickich, m.in. jezuicki instytut Casa Ricci, franciszkanie i kamilianie, jak również Kościoły protestanckie. – Pomagamy wszystkim tym instytucjom. Szkolimy również chińskich lekarzy. Mamy tu nie tylko ludzi związanych z religią – podkreśla Roberto i dodaje, że ośrodek od dwóch lat należy do chińskiego związku walki z trądem.
– Jest wiele sposobów niesienia Ewangelii. Jednym z nich, choć nie jedynym, jest sposób, który tutaj wybraliśmy. Przez troskę o zdrowie ludzi pokazujemy troskę Boga o ludzi, o osobę samą w sobie – wyjaśnia Włoch.
Niegdyś trędowatych w Chinach, jak i na całym świecie, zamykano w koloniach, z dala od społeczeństwa, gdyż była to jedyna pewna metoda uniknięcia kolejnych zarażeń. Od połowy lat 80., gdy upowszechniła się wieloskładnikowa terapia trądu, chorych nie trzyma się już w izolacji, gdyż po podaniu leków nie zarażają innych. Często wywołane trądem deformacje ciała są jednak na tyle widoczne, że powrót do społeczeństwa byłby dla nich zbyt trudny. – W Chinach stygmatyzacja społeczna jest wciąż dosyć silna – mówi Roberto.
W jednym z budynków w Yaxi mieści się warsztat, w którym mistrz Chen i jego pomocnik, Mały Song, wytwarzają protezy nóg. Mistrz Chen, który sam stracił nogę z powodu trądu, wspomina w rozmowie z PAP, że 10 lat temu nauczył się wykonywać protezy od wolontariusza z Niemiec. Teraz razem z Małym Songiem wykonują 80-100 protez rocznie i rozprowadzają je za darmo wśród pacjentów w całym kraju. Każda proteza robiona jest na miarę konkretnej osoby, do której ma trafić.
Opowiadając PAP o 18 latach pracy z trędowatymi w Yaxi, Roberto wspomina historię, która szczególnie utkwiła mu w pamięci. Kilka lat temu dotknięty trądem artysta mieszkający w ośrodku wykonał rzeźbę, którą Roberto przekazał papieżowi Benedyktowi XVI. Ojciec święty polecił, by rzeźby nie zabierać do muzeum, lecz pozostawić ją w jego pokojach. Później za pośrednictwem księdza odwiedzającego Hongkong podarował artyście z Yaxi różaniec.
– Gdy go dostał, rozpłakał się i powiedział: „Wiele w życiu wycierpiałem, ale nie da się tego porównać ze szczęściem, jakie mnie teraz spotyka”- wspomina włoski wolontariusz.
Według oficjalnych danych w 2016 roku w Chinach wykryto ok. 1,2 tys. nowych przypadków trądu. Zdaniem osób pracujących z trędowatymi, w rzeczywistości może ich być dwa razy więcej. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) podaje, że dzięki wieloskładnikowej terapii liczba cierpiących na trąd na całym świecie spadła z 5,2 mln w 1985 roku do nieco ponad 176 tys. w roku 2015. Choć trąd jest uleczalny, często pozostawia po sobie nieodwracalne zwyrodnienia tkanek. (PAP)
Z Yaxi Andrzej Borowiak
Data publikacji: 02.05.2017