Niesamowita „Szabla Kilińskiego”

Niesamowita „Szabla Kilińskiego"

Tego nikt się nie spodziewał. Kiedy do Tadeusza Nowickiego, prezesa Integracyjnego Klubu Sportowego AWF Warszawa, organizatora Pucharu Świata „Szabla Kilińskiego", trafiły wszystkie zgłoszenia uczestników, którzy postanowili wziąć udział w tej imprezie, nie mógł uwierzyć liczbom jakie zobaczył. 220 zawodników z 29 państw! Z trenerami i osobami towarzyszącymi dawało to grupę ponad 300 uczestników.

To był absolutny rekord, nie mający precedensu w całej historii szermierki na wózkach. Po Igrzyskach Paraolimpijskich i Mistrzostwach Świata, Puchar Świata „Szabla Kilińskiego”, jest bezsprzecznie najbardziej prestiżowym turniejem szermierczym na świecie. Turniej w Warszawie ma od lat wysoką markę i cieszy się dużym uznaniem szermierzy wszystkich kontynentów. Już wcześniej padały tu rekordy uczestnictwa, lecz tegoroczna XIV edycja, przerosła najśmielsze oczekiwania organizatorów. Co to jednak oznaczało dla przebiegu turnieju i zawodników? Dla IKS AWF Warszawa tegoroczny Puchar odbywający się u schyłku września, był ogromnym organizacyjnym i logistycznym wyzwaniem. W największej sali Hotelu Sobieski Radisson Blu, musiano rozstawić aż 12 plansz, na których jednocześnie odbywały się walki zawodników i zawodniczek w rożnych kategoriach i w różnej broni. Natomiast dla zawodników oznaczało bardzo wysoko ustawioną poprzeczkę w walce o medale. Wystarczy wspomnieć, że tylko w grupie mężczyzn w szpadzie kat. A, do walki przystąpiło aż 56 zawodników! Aby dotrzeć do strefy medalowej, szermierze musieli stoczyć więcej walk grupowych i pucharowych. Promowało to młodych i silnych zawodników, którzy zachowują więcej sił na ostatnie, często najważniejsze, pojedynki. Z drugiej strony, konkurencja we współczesnej szermierce jest tak duża, że po medale sięgają zawodnicy państw, które kilka lat temu nie liczyły się w stawce. Dlatego sukcesem jest wejście do najlepszej ósemki.

– To ogromny prestiż dla Polski, a dla naszego klubu duża satysfakcja, że Puchar Świata, który organizujemy w Warszawie, jest tak bardzo ceniony przez szermierzy na świecie – mówi Tadeusz Nowicki, prezes IKS AWF. – Oprawa turnieju, scenografia, goście, gala finałowa, wręczenie szabel Kilińskiego, liczba zawodników i bardzo wysoki poziom, wyróżnia nasz turniej. Bez wsparcia PFRON, nie byłoby to jednak możliwe.

Punkt za punkt
Turniej zapowiadał wiele emocji. I rzeczywiście ich nie brakowało. W Polskiej ekipie panowały dobre nastroje, choć wszyscy mieli świadomość, że w tym roku, przy tak dużej obsadzie, będzie trudniej powtórzyć ubiegłoroczny sukces „Szabli”. Wtedy trójka naszych szermierzy sięgnęła po złoto i otrzymała trzy szable Kilińskiego – Darek Pender, Grzegorz Pluta i Renata Burdon. Największe nadzieje wiązano jak zwykle z Darkiem Penderem, najbardziej utytułowanym polskim szermierzem. Choć Darek nie jest młodym zawodnikiem (właśnie kończy 40 lat), wciąż jest najpewniejszym szermierzem polskiej drużyny, zdobywającym medal na każdych zawodach szermierczych. Tak też było w Warszawie. Darek walcząc w szpadzie w kat. A, wygrał wszystkie walki grupowe, a potem pojedynek o wejście do szesnastki i najlepszej ósemki. W walce o wejście do strefy medalowej, na jego drodze stanął Rosjanin, Roman Fedyaev. To młody, zdolny i bardzo silny zawodnik, który właśnie wywalczył złoto we florecie. Założenia taktyczne przed walką były jasne: nie wdać się w bijatykę z Rosjaninem, który stawia przede wszystkim na siłę, a wykorzystać wiedzę i umiejętności. Darek spełnił założenia taktyczne i wygrał z nim. Ze względu na wiek, preferuje styl walki, która nie kosztuje go wiele sił. Walka z Fedyaevem trwała jednak długo. Jak zresztą wszystkie walki jakie stoczył na turnieju. Nie spodziewał się, że jeszcze dłuższy pojedynek czekał go w walce finałowej – o złoty medal.
Na przeciw niego stanął Brytyjczyk Piers Gilliver. Jest odkryciem obecnego sezonu. Ma ledwie 20 lat, jest wysoki, dynamiczny i z większym zasięgiem rąk od Pendera. Silny i głodny sukcesu młody wilk, stanął naprzeciw dwa razy starszego, doświadczonego mistrza. Rok wcześniej, Darek Pender zdobył tu złoto, a Gilliver brąz. W tym roku Brytyjczyk szedł przez turniej jak burza, wysoko ogrywając swoich przeciwników. W ostatniej walce rozgromił utytułowanego szablistę z Francji, Romaina Noble aż 15:6. Teraz walka od samego początku była wyrównana, zdobywali punkt za punkt, obydwaj nie popełniali błędów, Brytyjczyk częściej punktował po ataku, a Darek z kontry. Po jednej z akcji, Penderowi udało się odskoczyć na 13:11. Wydawało się, że zwycięstwo ma już w garści. Jednak Gilliver nie przestraszył się, poradził sobie presją i wyrównał. Potem był punk za punkt, na tablicy wyświecił się remis, 14:14.
– W takich wyrównanych i emocjonujących walkach, każdy szczegół i składnik jest ważny – mówi trener kadry narodowej Sebastian Koziejowski. – Także siła i szybkość. I tych w końcówce zabrakło Darkowi.
Decydujące o zwycięstwie trafienie, zadał Brytyjczyk, który zachował więcej sił. Młodość, szybkość i predyspozycje fizyczne, zdecydowały o wygranej w tej walce. Tak bywa. Przed Brytyjczykiem zapowiada się świetlana przyszłość. Darek Pender potwierdził jednak wysoką dyspozycję, mimo wieku, wciąż jest czołówce najlepszych szermierzy. Potwierdza to także fakt, że prowadzi w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata.
– Dziś, może oprócz Chińczyków, nie ma stuprocentowych pewniaków, każdy jest w stanie wygrać – powiedział po walce Darek Pender. – Gilliver to młody i zdolny szpadzista ze znakomitymi warunkami fizycznymi. Tacy zawodnicy nacierają na mistrzów, w końcu zaczynają wygrywać. Taka jest kolej rzeczy. Gilliver jest jednak do pokonania, przegrałem z nim jednym punktem. Mój tok przygotowań do zawodów jest inny niż zawodników młodych, którzy trenują do samych zawodów, ja przed nimi oszczędzam siły.
Niespodziankę sprawili dwaj inni zawodnicy polskiej ekipy. Kamil Rząsa (szpada kat.B) niedawno powrócił do treningów szermierki po dłuższej przerwie. Ma znakomite warunki i długi zasięg ramion. Już w maju pokazał na co go stać, gdy wygrał Puchar Świata w Lonato we Włoszech. W walkach grupowych znakomicie sobie poradził. Pierwszy trudny sprawdzian czekał go w walce o wejście do szesnastki, gdzie trafił na wyżej notowanego w rankingu, Tam Chik Suna, reprezentanta Hong Kongu. Pojedynek był bardzo wyrównany, raz Polak odskakiwał na punkt, raz Sun, obydwoje „polowali” na rękę i ramię przeciwnika – Kamil, bo jego rywal zasłonami świetnie bronił tułów, Sun, bo miał mniejszy zasięg ramion. Przy stanie 13:13 było jasne, że wygra ten, kto wytrzyma nerwowo. Przy takim stanie, zawodnikom często puszczają nerwy. Zdarzyło się to rywalowi Kamila. Jeszcze przed komendą sędziego, wykonał atak. Już raz tak postąpił, więc za drugi błąd, otrzymał karny punk. Kamil wiedział, że musi trzymać nerwy w ryzach i nie atakować lecz przejść do defensywy, czekać i skontrować atak rywala. On znajdował się pod większą presją, więc było niemal pewne, że podejmie ofensywę. Walka z kontry to mocna broń Kamila Rząsy. Przekonało się o tym wielu jego przeciwników. Sun nie wytrzymał i zaatakował, Kamil wręcz książkowo obronił pchnięcie i skontrował cennym punktem.
W pojedynku o wejście do ósemki, czekał na niego drugi groźny przeciwnik, Francuz Yannick Ifebe. Kamil kilka godzin wcześniej przegrał z nim w walkach grupowych, w Lonato także, więc Francuz miał psychologiczną przewagę. Z trenerem ustalili taktykę, przewidując, że rywal będzie atakował tułów szybkim i dynamicznym wejściem. Tak właśnie atakował Ifebe. Rząsa jednak „przechwytywał” je, Francuz musiał więc coraz częściej atakować w inny sposób. Na te natarcia czekał Polak, podpuszczając rywala uciekał z obroną albo precyzyjnie je wymijał, potem wyprzedzał go na powrocie lub odpowiadał kontratakiem. Taktyka idealnie zadziałała. Kamil wygrał 15:11. Niespodziewanie gładko poszła mu walka o medal z Brytyjczykiem, Dimitrim Coutiya, który najwięcej punktów zdobywa wykorzystując błędy przeciwnika. Rząsa wygrał aż 15:7 i tym samym zapewnił już sobie brąz. W pojedynku o wejście do finału miał się zmierzyć z aktualnym wicemistrzem świata, bardzo dynamicznym Irakijczykiem, Ali Amarem. Kamil wiedział co potrafi jego przeciwnik.
– Jego najsilniejszą bronią są niesamowicie szybkie uderzenia z boku i „wrzutki” z nadgarstka – mówi Kamil Rząsa. – Mimo, że starałem się im zapobiec wyprzedzając jego ataki, Amarowi udawało się uzyskiwać przewagę. Gdy go powoli dościgałem kontratakami, ten odskakiwał i ostatecznie wygrał 15:11.
Brązowy medal w tak mocno obsadzonym pucharze, to dobry wynik Kamila Rząsy. Ali Amar wygrał swój następny pojedynek i zdobył złoto. Drugą niespodziankę sprawił Adam Michałowski, walczący w szpadzie kat. C. To grupa zawodników najbardziej poszkodowanych. Niespodzianka jest tym większa, ponieważ do zdobycia medalu w tej grupie typowano innych, znacznie młodszych zawodników. Adam Michałowski to prawdziwy weteran, ma 44 lata, szermierce poświęcił połowę swojego życia. Najlepsze lata kariery ma za sobą – mistrzostwo świata i kilkakrotne mistrzostwo Europy. W przeszłości wywoził także z Warszawy szablę Kilińskiego. W sumie wygrał pięć walk, trzy przegrał. Tę ostatnią o wejście do finału z Białorusinem Kanstanstinem Kavaliou. Brązowy medal Adama to jednak duży sukces.
– Kavaliou jest dość sprawny na naszą grupę, walczy bardzo sprytnie – powiedział po pojedynku Adam. – Co tu dużo mówić, rozwalił mnie w tej walce. W finale pokonał Amerykanina Curtisa Lovejoy i wygrał zawody.
Adam przyznaje, że choć wiek robi swoje, nie zamierza jeszcze rzucać szermierki. Po wakacjach zawsze jest głodny treningów. – Pół życia to robię, dopóki zdrowie pozwoli, będę ją uprawiał bo szermierka to niesamowita rehabilitacja – kończy Adam.
Mniej szczęścia mieli pozostali zawodnicy polskiej drużyny, choć kilku z nich otarło się o medal lub przebiło się do najlepszej „ósemki” turnieju. Nie brakowało też walk obfitujących w emocje. Wśród nich były walki Grzegorza Pluty, rywalizującego w szpadzie i szabli kat. B. Do „ósemki” w szabli dostał się pokonując Zbyszka Wyganowskiego, który dzielnie stawiał mu opór. Decydujący pojedynek Pluta stoczył jednak z Francusem Andre Marc Craterem. To była prawdziwa wymiana, cios za cios, prawie jak walka bokserska. Raz kibice Francuza krzyczeli z radości, gdy zdobywał punkt, chwilę po nich kibice Polaka, gdy trafiał w cel. Przy korzystnym dla nas stanie 13:12, zawodnicy w tej samej chwili zadali cios przeciwnikowi. Zapaliły się dwie zielone lampki na wyświetlaczu wyników. Sędzia przyznał jednak punkt dla Francuza uznając, że Polak popełnił błąd nie wykonując ważnego elementu w czasie ataku. Polski trener natychmiast zaprotestował wyjaśniając, że jego zawodnik wykonał żądany ruch, a sędzia tego nie zauważył. Nic to nie dało.
– Tego typu sytuacja przy takim stanie, potrafi zdeprymować zawodnika, u którego pojawia się nerwowość – wyjaśnia Zbigniew Rybak, trener szermierzy IKS AWF Warszawa. – A to była walka o medal. Crater to bardzo dobry zawodnik, lecz Grzegorz wiele razy go ogrywał, dawno z nim nie przegrał. Kolejne dwa punkty zdobył Francuz i było po walce. Grzegorz ostatecznie zajął szóste miejsce.
Pluta pokonał Cratera tego samego dnia, kilka godzin wcześniej podczas walk grupowych.
– Cóż, taki jest sport – powiedział zaraz po walce Grzegorz. – Walka była emocjonująca do samego końca. W szermierce też zdarzają się błędy, sędzia raz podejmie decyzję krzywdzącą jedną stronę, innym razem, drugą. Tak bywa. Sędzia popełnił jeszcze jeden błąd, wcześniej, gdy Crater ruszał z atakiem przed komendą. Zdarzyło się to dwa razy, ale sędzia tego nie zauważył, za co normalnie przyznaje się punkt przeciwnikowi. Nie ma co się jednak mazać, będą następne zawody i okazja na rewanż.
Grzegorz Pluta dotarł także do szóstego miejsca w szpadzie w swojej kategorii. Podobną lokatę w szpadzie, ale kat. A. uzyskał Michał Nalewajek. Bardzo emocjonujący przebieg miały również walki Radosława Stańczuka w szabli kat. A, który ostatecznie zajął siódme miejsce. Po drodze pokonał dwóch znacznie lepszych od siebie szermierzy (znajdujący się wyżej w klasyfikacji) – Francuza Ludivica Lemoine, oraz znakomitego Węgra Richarda Osvatha, który we florecie wywalczył juz srebrny medal. Każda walka Stańczuka przyciągała wielu kibiców, ponieważ Polak walczy dynamicznie oraz ekspresyjne wyraża zdobycie każdego punktu. Z Węgrem, który sklasyfikowany jest w rankingu na 8. miejscu, a Stańczuk na 25., walczył o wejście do szesnastki. Osvath był oczywiście faworytem.
– Od początku walka była bardzo wyrównana – powiedział tuż po jej zakończeniu Radosław Stańczuk. – W przerwie podszedł do mnie trener i powiedział, że jeżeli Osvath opuści klingę, mam robić odbicie i atakować, a reszta jak do tej pory. I po przerwie gdy wymienialiśmy się punktami, kilka razy tak właśnie zrobiłem i odskoczyłem Węgrowi. Ostatecznie wygrałem 15:11. Przed turniejem zakładałem, że jak znajdę się w najlepszej „ósemce”, to będzie dobrze. I udało się.
W pojedynku o wejście do strefy medalowej, Stańczuk przegrał z faworytem i aktualnym mistrzem świata, Ukraińcem Andrii Demachukiem. Ten potwierdził wysoką klasę, wygrywając finałowy pojedynek o złoto z kolegą z reprezentacji, Vadymem Tsedrykiem. Dobry wynik uzyskał także Norbert Całka, który we florecie kat. A zajął 7 miejsce, tuż za Darkiem Penderem. Natomiast we florecie kat. C miejsce 5 zajął Leszek Danisewicz, 6 Adam Michałowski, a 7 Lukasz Kołodziejczyk. Świetnie wypadł także Michał Nalewajek (szpada kat.A) zajmując wysokie 6 miejsce. Adrian Castro uplasował się z kolei na 9 pozycji w szabli kat. B. O wejście do najlepszej „ósemki” przegrał z Rosjaninem Albert Kamalovem, którego pokonał na ostatnich Mistrzostwach Europy w pojedynku o wejście do finału.
– To dobry technicznie zawodnik z lepszym zasięgiem ramion, wiem jak z nim walczyć, lecz tym razem on okazał się lepszy – mówi Adrian Castro. – Mam nadzieje, że następnym razem ja będę górą, w tym roku będzie jeszcze okazja się z nim zmierzyć.

Taktyka na wagę medalu
Najbardziej dramatyczny przebieg miała jednak walka wśród naszych pań. Renata Burdon (szabla kat. open) wygrała większość swoich walk grupowych. Wydawało się, że łatwo dotrze do strefy medalowej. Tymczasem, podczas pojedynku o wejście do najlepszej „ósemki”, stało się coś nieprawdopodobnego, co pokazuje, jak nieprzewidywalny przebieg może mieć każdy pojedynek. Renata walczyła z Włoszką Andreą Mogos. I do przerwy wygrywała 8:0! Włoszka poprosiła po przerwie o sędziów bocznych, którzy sprawdzają, czy zawodnicy nie wstają z wózka w czasie walki – ciało zawodnika musi cały czas mieć kontakt z siedziskiem. To najwidoczniej spięło Rentę, która od tej chwili więcej myślała o tym, aby uważać i się pilnować, niż nad taktycznym rozegraniem dalszej części pojedynku.
– Renata przyjęła złą taktykę – mówi trener Sebastian Koziejowski. – Zamiast czekać na Włoszkę, która była pod mocną presją i musiała atakować, aby odrabiać straty, dała się przez nią sprowokować i rzucała się do ataku. Włoszka na to czekała, robiła błyskawiczną zasłonę i odpowiadała zaliczając kolejne punkty. W końcu zremisowała, a po chwili zadała zwycięskie trafienie. Renata nie zapanowała nad emocjami, dlatego pożegnała się z turniejem.
W szpadzie kobiet kat. A, dobre 5 miejsce zajęła Marta Fidrych. Mielibyśmy tu jednak medal, gdyby Marta wykorzystała szansę w pojedynku ,w którym była faworytką – z Rosjanką Evgenią Sychevą. W walce grupowej pokonała Rosjankę, tym razem, w pojedynku o medal, triumfowała Sycheva. Na 7 miejscu w tej samej broni lecz kat. B, uplasowała się Marta Makowska.
Bardzo blisko podium była nasza drużyna męska w szpadzie, w składzie Darek Pender, Kamil Rząsa, Michał Nalewajek i Norbert Całka. W pojedynku o wejście do półfinału, nasi reprezentanci pokonali faworyzowaną drużynę z Iraku. Przegraliśmy z nią na ostatnich Mistrzostwach Świata w Budapeszcie. Ostatni pojedynek całego meczu, w którym zawodnicy walczą każdy z każdym do 45 punktów wygranych, stoczył Darek Pender. Przed jego walką, Irak na punkty prowadził. Darek wyprowadził jednak naszą drużynę z opałów, szala zwycięstwa przechylała się teraz raz na naszą korzyść, raz na korzyść Iraku. W końcu, przy remisie 43:43, Pender wyprowadził dwa celne trafienia, które dały nam wspaniałe zwycięstwo 45:43. Walka o brąz z ekipą Białorusi, zapowiadała podobny tryumf ponieważ Polacy prowadzili przez większość walk. Jednak tym razem, w ostatnim pojedynku, sytuacja się odwróciła – tę potyczkę wygrali Białorusini i z punktacją 45:43, wywalczyli brąz. Polacy zajęli 4 miejsce. Drużyna naszych pań, w składzie Marta Makowska, Patrycja Haręza i Jadwiga Pacek, zajęła we florecie 7 miejsce.
Jak co roku, na zakończenie gali finałowej, którą prowadził Przemysław Babiarz, wręczano zwycięzcom, szable Kilińskiego. W ubiegłym roku, trzy szable trafiły w ręce Polaków, tym razem przeciwnicy byli lepsi i oni je otrzymali. Największą radość okazywali Ukraińcy, do których trafiły trzy szable. Prezydent RP Bronisław Komorowski ufundował puchary dla trzech najlepszych ekip narodowych w klasyfikacji medalowej Pucharu Świata – otrzymali je w kolejności ekipy z Ukrainy, Rosji i Hong-Kogu. Najlepszym polskim zawodnikiem turnieju został Dariusz Pender, który również otrzymał ufundowany przez prezydenta RP puchar. Najlepszym zawodnikom nagrody wręczali zaproszeni goście, Jarosław Duda – senator RP, pełnomocnik rządu ds. osób niepełnosprawnych, Julia Pitera – poseł Parlamentu Europejskiego, Lidia Krajewska – poseł RP, Maciej Kierwiński – poseł RP, Monika Przygucka-Gawlik – dyrektor generalny PFRON, Anna Budzanowska – dyrektor Biura Współpracy Instytucjonalnej w Kancelarii Prezydenta RP, Adam Konopka – prezes Polskiego Związku Szermierczego, Robert Szaj – wiceprezes Polskiego Komitetu Paraolimpijskiego, Marek Kuzaka – prezes AMS S.A., prof. Tadeusz Tomaszewski – prorektor Uniwersytetu Warszawskiego, prof. Jerzy Nowocień – dziekan Akademii Wychowania Fizycznego. Gratulacje zawodnikom złożyła również Dorota Doda Rabczewska, której rodzina jest zaangażowana we wspieranie sportowców z niepełnosprawnością.

Młodzi nacierają
Bezpośrednio po zmaganiach Pucharu Szabla Kilińskiego, na przełomie września i października, na tym samym obiekcie, odbyły się Młodzieżowe Mistrzostwa Świata w szermierce na wózkach (kat. open) z udziałem zawodników w wieku 17-23 lata. Największy sukces osiągnął Michał Nalewajek, który w swojej koronnej broni (floret) wygrał turniej. Sukces tym wspanialszy, że w walce finałowej pokonał 15:10 faworyta, młodego Brytyjczyka Piersa Gillivera, pogromcę Darka Pendera w szpadzie kat. A w Pucharze Świata.
– W Pucharze Michałowi szło znacznie lepiej w szpadzie, gdzie zajął wysokie szóste miejsce, niż we florecie, gdzie przegrał walkę o najlepszą „ósemkę” – mówi Sebastian Koziejowski. – Tutaj wziął sobie rewanż i wygrał floret w cuglach. Zdobyliśmy jeszcze jeden cenny medal – w szpadzie brąz wywalczył Rafał Ziomek.
Rafał Ziomek dotarł jeszcze, razem z Kajetanem Ruszczykiem, do najlepszej „ósemki” we florecie. Wśród dziewczyn startowała tylko jedna Polka, Patrycja Haręza, która ostatecznie zajęła 9 miejsce.
To był niezwykły turniej, który dostarczył zawodnikom, także Polakom, chwile radości i chwile zawodu. Za niecałe dwa lata najważniejszy turniej o jakim marzą sportowcy – Igrzyska Paraolimpijskie w Rio de Janeiro. Oby jak najwięcej naszych szermierzy do nich się zakwalifikowało. Ale postawny sprawę jasno: wystąpią na nich jedynie ci szabliści, szpadziści i floreciści, którzy perfekcyjnie się do nich przygotują i zbiorą we wszystkich kolejnych turniejach najwięcej punktów. Konkurencja w szermierce jest dziś tak ogromna, że coraz trudniej przychodzi zawodnikom wdrapać się na przysłowiowe „pudło”. Za najmniejsze błędy, już podczas walk ćwierćfinałowych, płaci się odpadnięciem z rywalizacji. Chwila dekoncentracji, źle dobrana taktyka, a nawet niewielkie braki w przygotowaniu treningowym, potrafią przesądzić o przegranej. Minęły czasy, gdy wystarczyło miesiąc-dwa przed ważnymi zawodami zwiększyć treningi, aby zbudować formę wystarczającą na medal. Dzisiaj, aby spełnić marzenie o mistrzowskim tytule, trzeba ją budować przez cały rok, nie odpuszczając nawet na 10 proc. Tegoroczny, emocjonujący i znakomicie przygotowany Puchar Świata „Szabla Kilińskiego”, zasługuje na najwyższe uznanie. Jego prestiż po tej edycji na pewno jeszcze wzrośnie. Naszym zawodnikom życzymy, aby w przyszłorocznych zawodach, kilka szabli Kilińskiego trafiło także w ich ręce.

Zobacz galerię…

Tekst i fot. Piotr Stanisławski

Data publikacji: 02.10.2014 r.

Udostępnij

Zachęcamy do zapisania się do Newslettera

Przeczytaj również