Szermiercze szachy

Szermiercze szachy

Z Tadeuszem Nowickim, trenerem koordynatorem kadry narodowej w szermierce na wózkach, rozmawia Piotr Stanisławski.

– Jak na tle innych krajów wygląda polska szermierka na wózkach?

– W ostatnich latach, szczególnie od Paraolimpiady w Pekinie, poziom szermierki na wózkach mocno się podniósł. Dominują Chińczycy, ale medale zdobywają kraje, które kilka lat temu nie liczyły się w ogóle – Irak, Kuwejt, Brazylia, czy USA. Dziś nikt nie chce być już chłopcem do bicia, dlatego wszyscy inwestują w sprzęt, zapewniają zawodnikom najlepsze przygotowania i warunki do treningów. Brazylijczycy, którzy organizują najbliższą Paraolimpiadę w Rio de Janeiro, też chcą pokazać się, więc na przygotowania przeznaczają duże pieniądze. Robili to wcześniej Brytyjczycy przed Paraolimpiadą w Londynie, a przed nimi Chińczycy przed Paraolimpiadą w Pekinie i dziś zbierają tego owoce. Do wyścigu o medale włączyła się również Rosja, która stworzyła dobrze działający system i od kilku lat przeznacza ogromne środki na przygotowania swoich sportowców. Dziś w szermierce na wózkach czołówka to Chiny, Hong Kong i Rosja, których w klasyfikacji generalnej nie jesteśmy w stanie doścignąć, choć w niektórych konkurencjach i pojedynkach udaje się pokonać. Polska jest w gronie krajów, które pod względem dorobku  medalowego lokują się w przedziale miejsc 4-8, obok Francji, Ukrainy, Węgier i Włoch. Spodziewam się jednak, że z roku na rok rywalizacja będzie jeszcze ostrzejsza, bo pretendentów do miejsc na podium i w pierwszej punktowanej ósemce można już znaleźć w co najmniej 20 krajach spośród 40, w których uprawiana jest szermierka na wózkach . W zasadzie poza Chińczykami nie ma dziś pewniaków i nie przywozi się już worka medali. Te czasy się skończyły.

– Rosja też nam uciekła?

– Rosjanie w ostatnich kilku latach zrobili największy postęp spośród wszystkich reprezentacji. Zawdzięczają go głównie wprowadzonemu systemowi szkolenia. Do dwóch ośrodków w kraju – jednego w Moskwie drugiego na Syberii – ściąga się z całej Rosji utalentowanych zawodników, którym zapewnia się internat z wyżywieniem, szkołę, studia, oraz warunki do treningów z nowoczesnym sprzętem. Sportowcy nie martwią się więc o zabezpieczenie finansowe. U nas młody talent, jeśli mieszka poza Warszawą i nie ma wsparcia finansowego rodziny, nie ma możliwości zająć się na poważnie sportem, co najczęściej pociąga za sobą przeniesienie się do stolicy, wynajęcie mieszkania i podjęcie pracy, a więc generuje potężne koszty. Praktycznie nie ma osób, które mogłyby sobie na to pozwolić. Chyba, że ktoś podjął studia i mieszka w akademiku.

– Większość naszych szermierzy pracuje, studiuje tylko kilku zawodników. A jeśli ktoś pracuje, to o regularne treningi jest trudno. A Rosji możemy tylko pozazdrościć bo w Polsce takiego systemu raczej nikt nie wprowadzi.

– Powiedzmy jasno, dla osoby niepełnosprawnej uprawiającej sport w naszym kraju najważniejsza jest praca, a nie sport. Sport nie jest atrakcyjną ofertą, dopóki ktoś nie zdobędzie medalu na mistrzowskich zawodach i nie dostanie stypendium, a i ono (stypendium) nie rozwiązuje do końca problemu, zwłaszcza gdy chodzi o starszych zawodników, mających  własną rodzinę, dzieci. W przypadku młodych sytuacja jest inna. Od dawna próbujemy namówić odpowiedzialne za sport urzędy i instytucje, aby pokrywały młodym zawodnikom, którzy chcą trenować i przeprowadzić się do dużych klubów, choćby zakwaterowanie w internacie i wyżywienie. Gdyby zagwarantowano im internat, np. przy AWF w Warszawie, gdzie działa Integracyjny Klub Sportowy (będący„kuźnią” talentów), miałbym dziś kilkunastu młodych utalentowanych zawodników z różnych miejsc Polski, którzy przyjechaliby trenować szermierkę. Część z nich kontynuowałaby naukę w szkole średniej, inni rozpoczęliby studia, ale byliby na miejscu i nie musieli bać się o zakwaterowanie i wyżywienie. To pomogłoby nam zbudować silniejszą kadrę z odpowiednio szerokim zapleczem. Tak zrobili Rosjanie i dziś osiągają niesamowite wyniki.

– Jest jednak o co walczyć. Zawodnicy zdobywając medal na Paraolimpiadzie, Mistrzostwach Świata czy Europy, otrzymują całkiem wysokie stypendia. Otrzymują je także – choć niższe – zawodnicy z pierwszej ósemki. Mając stypendium mogą poświęcić się sportowi i treningom.

– Teoretycznie tak, tego należałoby od nich oczekiwać, bo stypendia po to są przyznawane.  Zrównanie stypendiów przez minister Joannę Muchę po sukcesach polskiej kadry na Paraolimpiadzie w Londynie, jest dużym wsparciem dla sportowców z niepełnosprawnością, otwiera możliwości i daje zawodnikom pole do działania, ale w praktyce decyzja o rezygnacji z pracy i oddania się całkowicie sportowi nie jest łatwa, bo wiąże się z ogromnym ryzykiem . W szermierce na wózkach medale zdobywają zwykle zawodnicy dojrzali, którzy mają około trzydziestu lat, rzadko są to młodzi zawodnicy. Jeśli taki sportowiec ma pracę, a na utrzymaniu także swoją rodzinę, to nie ma gwarancji, że za rok powtórzy swój sukces. Nie chce więc rzucać pracy, o którą dziś tak trudno. A stypendium przyznawane jest tylko rok. Zawodnik 20-letni, gdy zdobędzie medal, jest na fali, kładzie wszystko na jedną kartę, nie ma pracy, rodziny, więc poświęca się całkowicie sportowi. Lecz sportowcy starsi, mający dzieci i rodziny, nie poświęcą pracy, którą mają od dawna. Medal można zdobyć raz, a tracąc pracę traci się środki do życia na wiele lat. Oczywiście obecna sytuacja, w której nasi sportowcy mogą otrzymywać stypendia równe sportowcom pełnosprawnym jest dla nich o wiele korzystniejsza, niż ta sprzed roku, kiedy to stypendia niepełnosprawnych były kilkukrotnie niższe. I za to Ministerstwu Sportu i naszemu ustawodawcy należą się  podziękowania.

– W 2013 roku nasi szermierze przywozili medale z każdego pucharu świata, również z Mistrzostw Świata w Budapeszcie. Choć z Węgier przywieźliśmy ich nieco mniej. Czy oczekiwania na Budapeszt były zbyt duże?

– Po ubiegłorocznym sukcesie na Paraolimpiadzie w Londynie i tegorocznych Pucharach Świata, do Budapesztu jechaliśmy z nadzieją na powtórzenie wyników, choć zdawaliśmy sobie sprawę, że w Londynie wyszło nam nadspodziewanie dobrze i „poprzeczka” oczekiwań została w ten sposób znacznie podniesiona. Dziś, gdy zdobywa się dwa medale, nawet jeden w tej dyscyplinie, trzeba traktować to jako sukces. Już nie można porównywać sukcesów sprzed dziesięciu lat do dzisiejszych, bo od tego czasu rywalizacja podniosła się niesłychanie. Do rywalizacji włączyło się wiele nowych państw i coraz trudniej przychodzi zdobyć medal. My z Budapesztu przywieźliśmy trzy brązowe medale, a proszę zobaczyć na pełnosprawnych szermierzy, gdzie w drużynie było kilku doświadczonych i utytułowanych zawodników, niemal pewniaków – nie zdobyli ani jednego medalu. Szczerze mówiąc, bardziej obawiałem się wyjazdu na Paraolimpiadę do Londynu. Modliłem się, abyśmy przywieźli choć jeden medal, bo zdawałem sobie sprawę, że w wielu krajach szermierka stoi na bardzo wysokim poziomie, jest prowadzona profesjonalnie i nawet o brązowy krążek trzeba będzie mocno walczyć. Przywieźliśmy trzy, w tym dwa złote. Wyszło nadspodziewanie dobrze. Jadąc do Budapesztu chcieliśmy powtórzyć ten wynik. Tym razem jednak nie do końca się nam to udało. Nie mniej  trzy medale przywieźliśmy…

– Biorąc pod uwagę wyniki ostatnich kilku lat, nasza kadra szermierzy plasuje się na 5-7 miejscu w światowym rankingu. Czasem wskoczymy wyżej, czasem znajdziemy się niżej. W Budapeszcie w klasyfikacji generalnej wypadliśmy jednak z pierwszej dziesiątki…

– Gdyby jeden z naszych medali był złoty, wskoczylibyśmy na siódme miejsce (dwa złota dawałyby miejsce czwarte). W mistrzostwach brało udział 35 drużyn narodowych, kiedyś nawet połowy tego nie było. Poza tym o zwycięstwie decyduje wiele czynników, w tym szczęście, którego w Budapeszcie tym razem nam zabrakło, zwłaszcza w walkach drużynowych, gdzie przy bardzo wyrównanym boju, trzy razy przegraliśmy walkę o wejście do strefy medalowej. Jak już wspomniałem w klasyfikacji generalnej między 4 a 8 miejscem jest duża rotacja, raz wygrywa Francja, raz jej miejsce zajmą Węgrzy, albo Włosi, raz Ukraina lub my. Reprezentacji Chin, Hong Kongu, czy Rosji w najbliższym czasie raczej nie prześcigniemy, w krajach tych sportowcy mają zupełnie inne warunki do trenowania w porównaniu z nami. Ale o kolejne miejsca walka jest wyrównana i coraz częściej włączają się do niej nowe kraje. Więc zdarza się, że można też wypaść z pierwszej dziesiątki. Z poprzednich Mistrzostw Świata rozgrywanych w 2011 r. w Katanii przywieźliśmy cztery medale, teraz trzy, więc nieco słabiej, ale jest porównywalnie. Od kilku lat utrzymujemy się mniej więcej w tym samym miejscu. Miesiąc przed Mistrzostwami w Budapeszcie odnieśliśmy duży sukces na Pucharze Świata w Warszawie „Szabla Kilińskiego” – zdobyliśmy 12 medali, w tym dwa w drużynie. Być może więc forma przyszła za wcześnie, albo niektórzy zawodnicy pojechali do Budapesztu zbyt pewni siebie, stracili koncentrację i po pierwszych trudnych walkach pojawiła się nerwowość. I to się zemściło. A szermierka to szachy tylko w szybkim tempie. Trzeba być cały czas skoncentrowanym, szybkim, podpuścić przeciwnika, podłożyć się, oszukać, zmylić i nikogo nie lekceważyć. W Budapeszcie niektórzy dostali lekcję, ale nie robimy z tego powodu dramatu, bo otarliśmy się o kolejne medale, więc wszyscy wierzą, że mogą dalej zwyciężać. Tylko żadnej walki, żadnego przeciwnika, nawet teoretycznie słabszego, nie można już dziś bagatelizować. Dlatego kondycję polskiej szermierki na wózkach oceniam dobrze, nie ma żadnego załamania. W Budapeszcie dostaliśmy małą lekcję pokory i trzeba z niej wyciągnąć wniosek. Ale w stawce wciąż jednak  się liczymy.

– Nasza reprezentacyjna drużyna nie jest też już młoda. Nie ma jednak wielu młodych zawodników, którzy mogli by ich zastąpić.

– Dlatego starsi zawodnicy – jak Darek Pender, Radek Stańczuk, Stefan Makowski, Marta Makowska, Dagmara Witos i inni – mają prawo czuć się trochę wyeksploatowani bo walczą od wielu lat,. Żaden sportowiec z dużym stażem nie jest w stanie utrzymywać wysokiej formy na każdych zawodach. Powtórzę, są to zawodnicy mający rodziny, dzieci, obowiązki, a także pracę, więc nie mają tyle czasu co młodzi, aby utrzymywać na stałym wysokim poziomie i przez cały rok formę. Nie ma też wielu młodych zawodników, którzy naciskaliby na nich. Na dużych i najważniejszych zawodach, takich jak Paraolimpiada, czy nawet Mistrzostwa Świata, zawodnicy z dużym doświadczeniem lepiej sobie radzą. Młodzi spalają się gdy już wchodzą do wioski olimpijskiej, w której mieszka 4 tys. sportowców. Robi to na nich takie wrażenie, że zwykle są „ugotowani” i podczas zawodów dostają porządne lanie. Doświadczeni zawodnicy nie podlegają takim emocjom, z większym spokojem podchodzą do zawodów. Dlatego na tego typu mistrzostwach to oni się najczęściej sprawdzają, choć i im zdarzyć się może słabszy dzień. A na Paraolimpiadzie czy Mistrzostwach Świata wygrywa się często jednym trafieniem, walka do końca jest wyrównana i wygrywa ten, kto jest spokojniejszy i nie spali go stres. Rzeczywiście, za mało mamy młodych zawodników, którzy deptaliby po piętach tym starszym i najlepszym.

– Wśród nich nadzieją jest Norbert Całka, Marta Fidrych, Adrian Castro. Pojawili się też Patrycja Haręza, Mateusz Proksa i Kamil Rząsa. Zalążek chyba jest?

– Tak, a jest jeszcze Zbyszek Wyganowski, Rafał Ziomek, Kajetan Ruszczyk, Michał Nalewajek i Rafał Treter, ale wszyscy ci zawodnicy muszą jeszcze kilka lat ćwiczyć, aby rywalizować z najlepszymi. Gdy ktoś z młodych podczas pucharu świata wchodzi po ciężkich walkach w grupach do pierwszej ósemki, to taki wynik, mimo braku medalu, dobrze rokuje na przyszłość. Trzeba wejść do ósemki najlepszych, aby wiedzieć, że mamy do czynienia z zawodnikiem z potencjałem na medal. Castro, Całka, Fidrych, a także Wyganowski i Ziomek takimi zawodnikami właśnie są. Zaczynają deptać naszym asom po piętach.  Wchodzą do ósemki i coraz częściej zdarza im się też stawać na podium. Do sportu, po trzyletniej przerwie, wrócił Kamil Rząsa, który na Mistrzostwach Polski (startując praktycznie z marszu) pokonał w walce o medal bardzo doświadczonego zawodnika, medalistę  paraolimpijskiego Radka Stańczuka. Było to chyba największą sensacją tych mistrzostw. Dobrze zaprezentował się też Mateusz Proksa, który postraszył kilku teoretycznie lepszych od siebie szermierzy. Ale powtórzę – wszyscy oni muszą dużo trenować, bo starsi zawodnicy to doświadczeni i inteligentni sportowcy, szczwane lisy, które łatwo pozycji nie oddadzą. Młodzi muszą mocno napierać, a ponieważ są głodni sukcesu, to na Mistrzostwach Polski, gdy są bardziej wyluzowani, potrafią sprawić dużą niespodziankę. Co innego na Mistrzostwach Świata, czy Paraolimpiadzie, tu liczy się doświadczenie, rutyna i spokój. Dlatego młodzi zawodnicy potrzebują przetarcia na zawodach wyższej rangi. Adrian Castro, który zadebiutował na Paraolimpiadzie w Londynie, zapłacił tzw. frycowe i mimo dwóch wygranych walk w eliminacjach nie wyszedł z grupy. Lecz już w Budapeszcie walczył dużo dojrzalej i bez strachu. Zdobył brąz i jest to jego ogromny sukces. Dostał stypendium i nabrał większej motywacji do treningów. Podobnie Marta Fidrych, która zdobyła brązowy medal i ma zagwarantowane stypendium. Ziomek zajął na Mistrzostwach Świata szóste miejsce, więc też nie jest źle. Dlatego na nich już liczymy. Wymieniając nazwiska tylu zawodników nie można nie wspomnieć o Jacku Gaworskim. Wprawdzie nie jest już młodym zawodnikiem, a ponadto zmaga się z ciężką chorobą nowotworową (praktycznie walczy o życie), ale jako były pełnosprawny szermierz z czołówki światowej (był piąty na MŚ) dysponuje doskonałą techniką, jest świetnie wyszkolony i ma   doświadczenie startowe, które wyniósł z czasów, gdy walczył w reprezentacji OSÓB w pełni sprawnych.

– W przyszłym roku imprezą główną są Mistrzostwa Europy, a rok później Mistrzostwa Świata. Za dwa lata mamy Paraolimpiadę w Rio de Janeiro, na którą chciałby pojechać każdy zawodnik. Kto ma największe szanse?

– Za wcześnie aby na to dziś odpowiedzieć. W przyszłym roku zawodnicy muszą potwierdzić swoją formę w pucharach świata i Mistrzostwach Europy rozgrywanych w czerwcu. Jednak prawdziwy wyścig, tj zbieranie punktów umożliwiających uzyskanie kwalifikacji olimpijskiej rozpocznie się dopiero w październiku od Pucharu Świata w Warszawie. Na marginesie warto zaznaczyć, że ten największy i cieszący się najwyższą na świecie renomą turniej „Szabla Kilińskiego” będzie miał formułę Grand Prix, co oznacza, że liczba przyznawanych odpowiednio za każde miejsce punktów będzie o 1,5 razy wyższa niż w zwykłych zawodach. Walka o punkty rankingowe trwać będzie przez cały kolejny (2015) rok, w którym to, poza Mistrzostwami Świata, zostanie rozegranych jeszcze sześć albo nawet siedem pucharów świata. Zmagania kwalifikacyjne zakończą się w pierwszym kwartale 2016 roku po rozegraniu jednego pucharu świata i kolejnych już Mistrzostwach Europy. Tak więc czasu do wyłonienia uczestników Igrzysk jest jeszcze sporo i typowanie już dziś szans naszych zawodników na Paraolimpiadę byłoby wróżeniem z fusów. Przy tak dynamicznym rozwoju szermierki na wózkach na świecie wszystko jest możliwe i nic nie jest pewne. Natomiast prawdopodobne jest to – i warto o tym powiedzieć -, że w Rio de Janeiro szermierze ostatni raz wystartują w dwóch broniach. Sądzę, że od Igrzysk Paraolimpijskich w Tokio walczyć już będą tylko w jednej koronnej broni – szabli, szpadzie lub florecie. To wynik rozwoju dyscypliny, coraz większej specjalizacji i profesjonalizacji, gdzie coraz trudniej jest przygotować dobrze zawodnika do walk w dwóch broniach. Wszystko wskazuje na to, że te zmiany zostaną wprowadzone. Dlatego do Rio przygotowujemy jeszcze zawodników w dwóch broniach, potem trzeba będzie skupić się na jednej, z którą dany zawodnik ma największe szanse na odnoszenie zwycięstw. Na razie jednak skupiamy się na tym, co czeka nas w roku 2014. Na pewno nie będzie łatwiej niż w poprzednim. Mimo to patrzymy z optymizmem w przyszłość polskiej szermierki i wierzymy, że co najmniej utrzymamy dotychczasową – dość silną  przecież – pozycję na międzynarodowej arenie.

Data publikacji: 22.01.2014 r.

Udostępnij

Zachęcamy do zapisania się do Newslettera

Przeczytaj również