„Bóle fantomowe” bez tabu. Sztuka życiowej walki i przemiany

W Krakowie odbyły się pierwsze pokazy monodramu „Bóle fantomowe” w reżyserii Dominiki Feiglewicz-Penarskiej. To opowieść inspirowana historią Magdaleny Sipowicz, która w 2012 r. przeżyła katastrofę kolejową pod Szczekocinami. Bohaterka spektaklu mierzy się z różnymi życiowymi trudnościami, cierpi fizycznie i emocjonalnie. Jednak nie poddaje się, przechodzi przemianę. Widzowie przekonują się, że człowiek ma olbrzymią moc i jest w stanie dużo przejść.

24 września odbyła się premiera monodramu „Bóle fantomowe”. Wydarzenie zorganizowano w ramach trzeciej edycji Festiwalu Kultury Wrażlwej. Kolejnego dnia publiczność miała okazję dwukrotnie obejrzeć ponad godzinną sztukę. Jej reżyserką jest Dominika Feiglewicz-Penarska, a autorem tekstu i muzyki – Paweł Feiglewicz-Penarski. Dotychczasowe pokazy miały miejsce w Ośrodku Dokumentacji Sztuki Tadeusza Kantora Cricoteka w Krakowie. Natomiast 14 i 15 października spektakl został wystawiony w Mazowieckim Instytucie Kultury w Warszawie. Było to działanie w ramach Festiwalu Kultury Bez Barier.

– Może zabrzmi to nieskromnie, ale docierają do mnie pozytywne opinie o „Bólach fantomowych”. Cieszę się, bo to stresujące przedsięwzięcie. Podchodziły do mnie osoby z różnymi niepełnosprawnościami. Podkreśliły, że dawno nie widziały spektaklu, który ich dotknął tak życiowo. Zwróciły uwagę na to, że bohaterka nie użala się nad sobą, historia została przedstawiona w sposób drapieżny – mówi Dominika Feiglewicz-Penarska.

W 2018 r. wyreżyserowała spektakl „Wojna w niebie”, którego premiera odbyła się również w Cricotece. Wówczas skupiła wokół siebie grupę osób niesłyszących i niedosłyszących. W tym gronie znalazła się m.in. Dominika Kozłowska, która ostatnio dołączyła do stałego zespołu Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie.

– Dla mnie „Bóle fantomowe” to strzał w dziesiątkę. Nawet sobie nie wyobrażałam, że w ten sposób można to przedstawić. Widzowie trafiają do świata, w którym znalazła się jedna setna tego, co wydarzyło się przez 13 lat, a i tak to było bardzo silne dla ludzi – stwierdza Magdalena Sipowicz, tłumaczka języka migowego, konsultantka kryzysowa i motywatorka.

Moc człowieka
Punktem wyjścia monodramu jest katastrofa kolejowa, do której doszło 3 marca 2012 r. Wówczas pod Szczekocinami czołowo zderzyły się 2 rozpędzone pociągi osobowe. 16 osób zginęło, ponad 150 – odniosło obrażenia. Magdalena Sipowicz umierała 6 razy. Najpierw na nasypie kolejowym, później – w szpitalach. W wyniku tej katastrofy miała m.in. zmiażdżoną nogę, która została amputowana, a także połamaną miednicę i wiele obrażeń wewnętrznych.

– Od samego początku moja historia jest historią publiczną. Nigdy nie kryłam się z tym, na jakim etapie jestem, jak to przechodzę itp. Odkryłam, że człowiek ma przeogromną moc, która umożliwia dokonywanie rzeczy wielkich. Przyszliśmy tutaj po to, żeby przeżywać swoje życie i wydobywać z niego, z najtrudniejszych momentów, takie skarby, diamenty – podkreśla Magdalena Sipowicz, która z wykształcenia jest pedagogiem specjalnym dwóch specjalizacji surdopedagogiki i oligofrenopedagogiki.

„Bóle fantomowe” przedstawiają różne trudności, z którymi bohaterka mierzy się po katastrofie kolejowej. Im towarzyszy cierpienie fizyczne i emocjonalne. Jednocześnie nie brakuje kontrastów, choćby związanych z funkcjonowaniem szpitali, ale też absurdów, np. dotyczących protezy. Scenografia skłania do refleksji na temat o boksowania się z życiem. Jednak ten swoisty grad ciosów wymierzony w kobietę nie kończy się nokautem. Kluczowe znaczenie odgrywają tu wola walki, hart ducha oraz zachodząca przemiana postaci.

– Nie wyobrażam sobie, żeby się poddać, chociaż wiele razy miałam momenty zwątpienia, braku sił, totalnej rezygnacji, depresji i myśli samobójczych itp. Jednak gdzieś w środku był głos, który dawał mi nadzieję na to, że jeszcze będę w stanie zrealizować swoje marzenia. Po prostu się nie poddawałam – zaznacza Magdalena Sipowicz.

Natomiast Dominika Feiglewicz-Penarska ma wrażenie, że w przedstawionej historii każdy może odnaleźć sytuację z życia swojego lub kogoś znajomego. To pozwala inaczej poczuć i zrozumieć ten spektakl. To jest również opowieść o możliwości przemiany, myślach filozoficznych, motywacji oraz jej wpływie na życiowe potrzeby.

Droga na scenę
W grudniu ubiegłego roku Mariusz Szczygieł opublikował w mediach społecznościowych reportaż o Magdalenie Sipowicz. To tekst otwierający książkę „Biegnij, mała, biegnij” autorstwa Anny Goc, która postanowiła przedstawić historie różnych kobiet. Dominika Feiglewicz-Penarska znała od dawna bohaterkę cytowanego tekstu, współpracowała z nią w Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie. Zamówiła ww. publikację, a po jej lekturze postanowiła, że opowie ze sceny historię Magdaleny.

– Od jakiegoś czasu czułam, że chciałabym dotknąć formy, której nie miałam możliwości spróbowania. Złożyłam wniosek o grant, a w projekcie trzeba było uwzględnić wątki z Szekspira. Opowieść o Magdzie zestawiłam z „Hamletem”, ale to nie wystarczyło. Uzyskałam odpowiedź, że to jest zbyt mocna historia, żeby jeszcze ją łączyć z tym dziełem – opowiada reżyserka monodramu „Bóle fantomowe”.

Jednocześnie zasugerowano jej złożenie wniosku w ramach programu OFF Polska organizowanego przez Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego. Tak też uczyniła, usuwając z projektu nawiązania do Szekspira. Do zgłoszenia dołączyła fragmenty wywiadu przeprowadzonego przez Pawła Feiglewicza-Penarskiego z Magdaleną Sipowicz. Propozycja została zaakceptowana i przyznano dofinansowanie ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

– W Cricotece były we mnie wszystkie możliwe emocje, jakie można sobie wyobrazić. To był pierwszy raz, kiedy konfrontowałam się z tym, co Paweł i Dominika stworzyli. Utożsamiam z tym, co zobaczyłam. Monodram pokazuje, żeby ludzie się nie poddawali i nie rezygnowali z życia. Człowiek jest w stanie dużo przejść i iść przez nie dalej z podniesioną głową – podsumowuje Magdalena Sipowicz.

Dominika Feiglewicz-Penarska
Granie prawdziwej postaci jest stresujące, bo opowiadasz czyjąś historię. Podobnie miałam w „1989” [spektakl w repertuarze Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie – przyp. red.]. Wówczas wcieliłam się w rolę Henryki Krzywonos, czyli żyjącej legendy Solidarności. Ten stres miesza się z ekscytacją. Jednocześnie czuje się takie wsparcie ze strony prawdziwej bohaterki.
Z Magdą umówiliśmy się, że nie pokazujemy jej scenariusza przed premierą. Wiedziałam, że ona też będzie się stresowała. W trakcie prac nad spektaklem śmiało mówiła o rzeczach trudnych. I dała nam możliwość przekazywania tego dalej. Chciałam zachować jej temperament, wrażliwość czy sposób bycia. Ale wiedziałam, że nie będę wierną kopią Magdy. Nigdy nie przeżyję tego, co ona przeżyła w swojej głowie i ciele. Czułam przyzwolenie na to, że jej historię mogę przepuścić przez siebie.

Magdalena Sipowicz
To jest uniwersalna opowieść. Niezależnie od tego, jakie pojawiają się elementy zewnętrzne, które sprowadzają życie na inny tor, to jesteśmy tacy sami jako ludzie. Przeżywamy to samo, tylko inaczej to wygląda na zewnątrz. Dominice i Pawłowi opowiadałam szczerze, bez tematów tabu, bez ukrywania tego, jak, wyglądały pewne sprawy. Chodziło o to, żeby pokazać to bezkompromisowo, żeby stanąć w bezwzględnej prawdzie. Tylko wtedy człowiek będzie mógł dokonać realnej transformacji w swoim życiu.
Wstydzimy się tego, jacy kiedyś byliśmy. Ale nie mogliśmy być inni, bo życie człowieka to jest proces. Uczymy się go, nie rodzimy się idealni. Trzeba dostrzec, że wszystko, co się nam przydarza, dzieje się dla naszego dobra. Po to, żebyśmy mogli wzrosnąć, nauczyć, co to znaczy być człowiekiem, a także doświadczyć bólu i przeformować go w miłość.

Zobacz galerię…

Tekst i fot. Marcin Gazda

Data publikacji: 17.10.2025 r.

Udostępnij

Zachęcamy do zapisania się do Newslettera

Przeczytaj również