Książki, których nie przeczytałem, cz. II

Zatem – felietonów o czytelnictwie słuchanym ciąg dalszy.
Jamesa Olivera Curwooda, kanadyjskiego  autora  większości literatury, klasyfikowanej przez krytykę literacką jako tzw. dla młodzieży, tym razem zaprezentuję w wersji audio z książką pt. Szara wilczyca. Doprawdy, historia zwierzęcia, którego autor ocenia na posiadanie 30 proc. genów psa i 70 proc. wilka – jest frapująca. Nie sądzę, aby w świecie zwierząt przywiązanie na stałe osobników płci przeciwnej, należało do powszechnych i dlatego z ciekawością słucha się o tej parze…

Nawet w sytuacji, kiedy wilczyca ulega poważnemu wypadkowi i w czasie obrony swego miotu przed agresją rysia, traci wzrok… Kazan, bo takie jest imię jej partnera, zaczyna wywiązywać się z obowiązków w pokazowy dla niejednego człowieka sposób, dostarczając jej nawet niezbędnego pożywienia a ona towarzyszy mu nawet w długotrwałych polowaniach, wiedziona jedynie węchem, wciąż w pobliżu, ocierając się o kochanka… Znakomita opowieść, być może nawet w baśniowym klimacie, nieco w stylu Jacka Londona, utrzymana w surowym i bezwzględnym klimacie Ameryki Północnej…

Przeniosę się jednak do świata całkiem ludzkiego i spróbuję zacząć swą opowieść od greckich Salonik, poprzez Morze Śródziemne, wybrzeża Francji aż do Wyspy Wolin. Pobądźmy przez dłuższy czas wśród gdyńskich przemytników, nawet w eksploatowanej kopalni uranu w Kletnie k. Ustronia Śląskiego. Nie, nie proponuję podróży krajoznawczej. To próba opisu dramatów ludzkich, których pobyt w tych miejscach jest jedynie wypadkową losów.

Nie jest intencją piszącego ten tekst opowiedzenie a nawet streszczenie powieści Marka Siembiedy pod znamiennym tytułem, wykorzystywanym i często nadużywanym przez różnych autorów – Katharsis. Intencją jest zainteresowanie i zauważenie pewnej ciągłości historycznej losów ludzi, których autor wybrał nie tylko do przedstawienia prawdy historycznej o czasie drugiej wojny światowej na terenie Grecji a szczególnie roli  greckiego ruchu oporu. Losów, których ciąg dalszy nastąpił w Polsce, gdzie nie tylko komunizm, ale i nawet handel ludźmi doprowadziły do szeregu dramatów. Powieść, w której główny bohater, dokonuje dwóch bohaterskich czynów – najpierw wysadza w powietrze most nad Gorgapotamos (II wojna światowa – więcej szczegółów w książce) a potem,  skazany w drodze oskarżenia typu słowo przeciwko słowu (metoda komunistycznych sądów) na pracę w kopalni uranu na rzecz Rosjan, skutecznie uniemożliwia wykorzystanie wcześniej przechowanej tam partii surowca, jeszcze podczas wojny przez Niemców,  umierając jednak w wieku 27 lat na chorobę popromienną… Rosjanie zresztą w latach 1949 – 1953 wydobyli stamtąd uran, służący im do wytworzenia co najmniej 300 bomb, każda zdolna zniszczyć miasta wielkości Hiroszimy…

Powieść została zbudowana z wielu wątków, niektóre  z nich są nawet sensacją, prawdziwe są tylko miejsca, a z nimi niektóre wydarzenia: szpital na wyspie Wolin, okręt-szpital Kościuszko, nawet osoba sprawcy podłożenia materiałów wybuchowych (znakomitego znawcy  – nazwisko w książce) wysadzenia ważnego dla Niemców mostu nad wspomnianym już Gorgapotamos.  Zastanawia tylko późny druk – epilog autor podpisał w marcu 2022. Być może były jakieś problemy, może najpierw ukazał się audiobook… Wysłuchałem tej prozy z ciekawością i każdemu kogo jeszcze interesuje jakaś część powojennej historii Polski bardzo polecam. Tym bardziej, że w tej książce znajdziemy również  przemieszanie się losów cudzoziemców (tutaj Greków) z polską rzeczywistością. Niekoniecznie dla nich przyjazną.

Istnieje na rynku wiele książek, których autorami są osoby znane z ekranów, celebryci, którzy w ten sposób dodatkowo chcą zwrócić na siebie uwagę. Czasem wydaje mi się nawet, że zaistniała jakaś moda na taką literaturę, czasem wręcz nie zasługującą na takie określenie. Dziś jednak przybliżę dwie książki, z tego pomysłu zrodzonych, ale jakże innych.

Z natury byłem, jestem czy też na zawsze zostanę pacyfistą, ale mimo moich wątpliwości natury czysto filozoficznej, nie mogę przejść obojętnie wobec książek tajemniczego Navala. Pierwsza z nich, wydana przez Wydawnictwo Bellona nosi tytuł Ostatnich gryzą psy. Jak zostałem szturmowcem Gromu. Rozdział pierwszy dotyczy i mnie, poza oczywiście  pochodzącymi z innego okresu doświadczeniami. Przecież nawet przed otrzymaniem pierwszego stopnia podoficerskiego też biegałem po korytarzu z prędkością światła na wysokości lamperii, a w przypadku podpadnięcia podoficerowi dyżurnemu szorowałem kibel kawałkiem znalezionej cegły… Zero wojskowości…

Bohater książki jednak powoli dojrzewał albo miał po prostu więcej szczęścia do dowódców. Po jakimś czasie sam poddał się selekcji a z nią nieustannie zadawanemu mu pytanie : Dlaczego chcesz wstąpić do GROMU? Zaglądnijmy jednak choć na kilka chwil do słów o tej formacji Wojska Polskiego. Jest to elitarna jednostka, zatrudniająca wyłącznie najlepszych fachowców, przeznaczona głównie do walki z terroryzmem, często wykorzystywana np. przez ONZ do zadań specjalnych w najbardziej zapalnych i niebezpiecznych miejscach na świecie. Jest pomyślana przez jej twórców jako jednostka której zadaniem jest głównie  obrona terytorium Polski w przypadku agresji, ale ze względu na doskonałe wyszkolenie bojowe, chętnie wykorzystywana wraz z amerykańskimi Marines (piechota morska). Nie przyjmuje się do tej jednostki ludzi bez co najmniej średniego wykształcenia, którzy nie potrafią odpowiedzieć na nieustanne pytanie : Dlaczego chcesz być żołnierzem Gromu?

Pospolite przysłowie mówi – tu zaczynają się schody… Do wody z wysokości trampoliny należało skoczyć na nogi, wyczynowca efektownie skaczącego na głową, odesłano do domu… Proponowano bieg na orientację, z podaniem jedynie ogólnego azymutu na dystansie 50 km, kiedy jednak udało się dotrzeć na miejsce w wymaganym czasie, dołożono kolejne 10 bo… tego dnia była piękna pogoda… I znów padło sakramentalne pytanie : Dlaczego chcesz być żołnierzem Gromu?

Nie jest intencją tego zapisu udzielić wszystkich odpowiedzi na to pytanie, ani nawet opowieść o dziejach bohatera książki. Za wszelkie komentarze winno wystarczyć motto: Pamięci im wszystkim, żebyście mogli spać spokojnie… Elitarna jednostka, w której nikt na nikogo nie krzyczy, nie oddaje się sobie honorów, w której każdy żołnierz rozumie, że tylko od jego osobistego wyszkolenia zależy jego i kolegów życie na polu walki… Nawet wtedy, gdy nie posiada się postury atlety i jak bohater książki waży jedynie 58 kg.

Przedostańmy się jednak do drugiej książki tego samego autora. To Chłopcy z Marsa. Ciężko  pisze się o poległych towarzyszach. Jakbym słyszał Dire Straits i ich Towarzyszy broni (z angielska brothers in arms)… Te książkę, bo jednak o niej mówimy, można uznać również za studium psychiki żołnierza, któremu po powrocie z Iraku i do tego w towarzystwie żony, która tego dnia prowadziła obszerną przecież Mazdę, jest tak ciasno, że podświadomie układa się na siedzeniu obok niej bokiem jakby za bocznym oknem wciąż czaił się terrorysta… Nawet trzask drzwi sąsiedniego samochodu na parkingu w pierwszej chwili wydaje się mu wybuchem bomby… Jest jednak w Warszawie a nie w Bagdadzie i do tego nie można w jego przypadku mówić o stresie pourazowym… Dobrze, że pojawia się dość uśmiechu a może to tylko efekt mijania napięcia i konieczność wcześniejszej od innych emerytury?

Pisząc swoje felietony nie mogę sobie podarować choćby wzmianek o dwóch książkach tego samego autora: Maurice Maeterlinck. Podaję tytuły: Inteligencja kwiatów i Życie mrówek. Przesłuchałem je bardzo uważnie i doszedłem do wniosku, że główną myślą przewodnią Autora napisania tych książek jest przekonanie, że to nie człowiek jest istotą najważniejszą na Zielonej Planecie a jedynie przyrodzie zawdzięcza swoje wynalazki. Być może wiele odpowiedzi zainteresowanym udzieli wiadomość, że np. mrówki stanowią społeczność, która przyjmuje do swego grona nawet pasożytów między nimi… O skaczących mrówkach z Indii nawet nie wspomnę bo nawet dla nauki są jeszcze tajemnicą…

Nie jest moją intencją wymuszenie zainteresowania czytelnika czy też słuchacza konkretnymi książkami. Moją intencją jest jednak wzbudzenie zainteresowania tego typu wydawnictwami i nie tylko, bo zainteresowany może zatęsknić jednak za słowem zapisanym i próbować samodzielnie go odczytać.

Jeżeli coś wartościowego wyłowię z sieci, za jakiś czas napiszę. Dziękuję za uwagę.

Janusz Gdowski, fot. pixabay.com

Data publikacji: 16.09.2022 r.

Udostępnij

Zachęcamy do zapisania się do Newslettera

Przeczytaj również