Film otwiera świat – rozmowa z Wojciechem Otto

Film otwiera świat - rozmowa z Wojciechem Otto

Wojciech Otto – filmoznawca i medioznawca z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Autor książki „Obrazy niepełnosprawności w polskim filmie" (2012).

Jeden z uczestników konferencji naukowej organizowanej we współpracy z Instytutem Polityki Społecznej i Stosunków Międzynarodowych Politechniki Koszalińskiej, poświęconej filmoterapii, która odbędzie się podczas 10. Europejskiego Festiwalu Filmowego „Integracja Ty i Ja”


– Na czym polega filmoterapia?

– Można ją przede wszystkim rozpatrywać na kilku płaszczyznach. W ujęciu terapeutycznym polega na prowadzeniu terapii z osobami cierpiącymi na różne zaburzenia za pomocą obrazów filmowych. To ma na nie – w adekwatny do potrzeb – sposób oddziaływać. W ujęciu medioznawczym – tym, który ja reprezentuję – badamy, na ile film może oddziaływać nie tylko na osobę z dysfunkcjami, ale na każdego widza, który będzie z filmu będzie się uczył pewnych postaw i zachowań. Mając tę wiedzę, będzie mógł zweryfikować lub zmienić podejście do tematu niepełnosprawności.

– Jaki może być efekt terapeutyczny w pierwszym przypadku?

– Najogólniej mówiąc, w zależności od dysfunkcji – może np. pobudzać wzrok u osoby niedowidzącej, czy wyciszać osobę cierpiącą na zaburzenia nerwowe. Ja nie jestem terapeutą, ale w konferencji weźmie udział dr Małgorzata Kozubek, specjalistka tematu i z pewnością przybliży szerzej jej specyfikę.

– W jakim stopniu filmoterapia jest rozpowszechniona w Polsce?

– Rozpowszechniona jest w niewielkim stopniu, a znana od niedawna. Na Zachodzie od kilkudziesięciu lat. Z terapią osób niepełnosprawnych jest tak, że powinno się ją prowadzić kompleksowo. Filmoterapia może być jedną z metod, obok artterapii, bajkoterapii i wielu innych. Im lepiej dopasowana forma, tym bardziej wymierny efekt.

– Jakie typy filmu w kontekście filmotrapii medioznawczej są najbardziej wartościowe?

– Przede wszystkim dokumenty. One mają największą siłę oddziaływania, bo gdy widz je ogląda, ma do czynienia z prawdziwą historią i bohaterem. Wtedy zderza swoją wizję i sposób myślenia o niepełnosprawności z tym, co widzi na ekranie. Może sobie zadać pytanie – co ja zrobiłbym w podobnej sytuacji, jak zachowałbym się wobec bohatera filmu, jego rodziny, opiekunów, dzieci. Kreujemy w ten sposób postawy i burzymy stereotypy. W polskim społeczeństwie są one bardzo silne, ze względu na kwestie religijne, czy system, w którym żyliśmy przez wiele lat.

– A fabuły?

– Ich wpływ jest również duży. Są to po prostu ciekawe historie, ubrane w świetną fabułę, która emocjonalnie pobudza do myślenia i refleksji. Takie są np. „Brzydkie słowa” Marcina Maziarzewskiego o zespole Tourette’a, pokazująca to zaburzenie melodramatycznie, ale w bardzo wyważony sposób. Wspomniałbym też o mediach. One dysponują dwoma typami przekazu: komercyjnym jak choćby program „Rozmowy w toku”, który podejmuje problem, ale jednak staje się często formą niekonwencjonalnej rozrywki i publicystyczny, gdzie o problemie mówi się wprost, bez ogródek.

– Jaki jest obraz niepełnosprawności w polskim kinie?

– Teraz bardzo złożony. Po wojnie był nikły, właściwie żaden. Nie tylko ze względu na cenzurę i propagandę sukcesu, w związku z którymi osoby niepełnosprawne ukrywano, izolowano. Gorsza była cenzura wewnętrzna. Reżyserzy bali się tego tematu, nie wiedzieli, jak o nim mówić. Ze względów społecznych i politycznych był to temat tabu. Później nastąpiło ożywienie, pokazywano osoby niewidome, niesłyszące, ale już nie osoby cierpiące na zaburzenia psychiczne czy z deformacjami ciała. To pokutuje do dziś, jednak jest coraz lepiej, częściej pojawiają się obrazy przełamujące te bariery. Mówi się np. o seksualności osób niepełnosprawnych. Z moich obserwacji wynika, że zmiana nastąpiła dopiero przed dekadą, wcześniej twórcy mieli z tym ogromny problem, brnęli w stereotypy.

– Chyba jednak dokument w tym kontekście szybciej podjął dialog o niepełnosprawności?

– Zdecydowanie. Fabuła jest bardziej powierzchowna i próbuje zazwyczaj coś na takich tematach ugrać emocjonalnie. Dokument mówi otwartym tekstem. Więcej jest ciekawych obrazów dokumentalnych, one też podejmują bardziej różnorodne zagadnienia. Na pewno jest najlepiej jak do tej pory. Mamy poprawność polityczną. Choć zdarza się, że przekraczamy granice w drugą stronę i ubieramy osoby niepełnosprawne w taki „ochronny płaszcz”, tworząc obraz przerysowany, różowy. Więc jest dobrze, ale może być jeszcze lepiej.

– Który z filmów o niepełnosprawności poleciłby pan jako prezentujący obraz prawdziwy, wartościowy?

– Na pewno wspomniane „Brzydkie słowa”. Świetni są „Nietykalni”, film dobrze opowiedziany i fajny do oglądania. Na pewno pobudza do refleksji „Motyl i skafander”, obraz zrealizowany w oryginalnej formie (kamera pokazuje świat z punktu widzenia sparaliżowanego bohatera – dop. am). Z dokumentu: „Kochankowie” Rafała Skalskiego, „Kaleka_38″ Adama Leńca. Interesująca jest krótkometrażowa fabuła „Jak to jest być moją matką” Norah MacGettigan.

– Hasło tegorocznego festiwalu brzmi: „Film – sztuka otwarta”. Jak pan je rozumie?

– Bardzo prosto: film jest sztuką dla wszystkich, każdy coś w nim może znaleźć. Film powinien otwierać się na świat, zauważać co się w nim dzieje i próbować na niego wpływać. Reagować na rzeczywistość, a jednocześnie być siłą sprawczą.

Rozmawiała: Anna Makochonik (EFF)

Data publikacji: 02.08.2013 r.

Udostępnij

Zachęcamy do zapisania się do Newslettera

Przeczytaj również