Teatry Wspaniałe. Publika też

Teatry Wspaniałe. Publika też

Widzowie odegrali jedną z głównych ról przeglądu Teatrów Wspaniałych w Tczewie. Dzięki nim zarówno polscy, jak i zagraniczni artyści nabrali odwagi, tworząc prawdziwe sceniczne dzieła.

To przedstawienie zaczyna się groźnie. Od wycia wilków. Te chwilę później wkraczają na scenę, pląsając po niej jakby bez celu, tam i z powrotem. Odtwórcy tychże ról z maskami na czołach wyglądają nieco demonicznie, taki jest jednak zamiar.
W spektaklu „Obława” Teatru Muzycznego Arlekin z Bydgoszczy chodzi bowiem o to, by ciało stało się najdoskonalszym instrumentem do poznania prawdy o człowieku, jego uczuciach, lęku i bólu. O nowe formy wyrażania emocji ciałem. I to się w pełni udaje. Dotąd jest jak w prawdziwym teatrze. Nikt nie powiedziałby, że ogląda amatorów z niepełnosprawnością, a nie zawodowych artystów.
Wtedy do spektaklu włącza się… publiczność. Oklaski w rytm muzyki, zachęcające okrzyki, entuzjazm i na koniec owacja, której mogliby pozazdrościć weterani teatralnych desek. To esencja, moc i unikalność Międzynarodowego Przeglądu Teatrów Wspaniałych w Tczewie. Imprezy, w której każdy wspiera każdego, a poza przekazem i wysokim poziomem przedstawianych sztuk, równie ważna jest dobra zabawa. W połowie czerwca odbyła się już jego XII edycja.

Widzowie największym atutem

To publiczność odegrała najważniejszą rolę podczas trzydniowego festiwalu i spisała się kapitalnie, co wykorzystywali niektórzy artyści, zachęcając ją do śpiewu, czy rzucając do niej piłkę ze sceny. Jej rolę dostrzegli również sami twórcy. – Jesteśmy już tutaj szósty raz z kolei. Po brawach wnioskuję, że budzimy tutaj jakieś wzruszenia. Mam nadzieję, że każdy uszczknie z tego spektaklu coś dla siebie, bo przyjechaliśmy tu dla wspaniałej publiczności. Moi aktorzy wiedzą co grają, co chcą przekazać, przeprowadzamy długie rozmowy przed każdym spektaklem – nie ukrywa Wojciech Węglowski, prowadzący Teatr Recepta z Białogardu w Zachodniopomorskiem.
I dodaje, że specyfika festiwalu w Tczewie sprowadza się do symboliki, która wchodzi w miejsce bariery językowej, gdyż to przegląd międzynarodowy. Dlatego ważne są gesty, muzyka i gra. – To wspólne zbiorowe dzieła, które na scenie dają upust wewnętrznym emocjom. Pełnosprawni artyści grają, niepełnosprawni wyrażają emocje. Jeśli płaczą, to płaczą naprawdę. To jest piękne. Sam zarówno reżyseruję, jak i występuję z nimi na scenie, próbując dać tam im trochę siły. Świadomość tego, że jestem z nimi, dowartościowuje ich. Poza tym jeżeli się pomylimy, to pomylimy się wszyscy i nikt do nikogo nie będzie miał pretensji. Muszę przyznać, że występuję też z młodzieżą pełnosprawną i widzę różnice. U niepełnosprawnych nie ma zawiści. Tu wszyscy jesteśmy równi. Podoba mi się, że podczas przeglądu w Tczewie zawsze mamy również biesiadę, wszyscy zdążymy się poznać, zaprzyjaźnić, wymienić numerami telefonów. To widać potem na siedzeniach, wśród publiczności. Ta publiczność jest żywiołowa i prawdziwa. Nawet jeśli spektakl jest słabszy, ona dopinguje aktorów. Dlatego nam się tutaj świetnie gra. To jakby po drugiej stronie był następny aktor, który nas wspiera, a nie ocenia.
– Ja akurat starałam się nie zwracać uwagi na oklaski w trakcie przedstawienia, bo byłam strasznie przejęta swoją rolą. Ale słyszałam brawa, podobały mi się. Sami też staraliśmy się przypodobać publiczności, aby i ona włączyła się do spektaklu. Dlatego rzucaliśmy do niej piłkę. To dodało nam też odwagi na scenie – mówi Anna Kowal, opiekująca się Teatrem Narcyz z Trzebnicy w Małopolsce.
Marta Kłaptocz, grająca w tym spektaklu jedną z głównych ról, przyznaje, że kontakt z widzem dodawał otuchy. Choć bała się, że rzucana do pierwszego rzędu piłka spadnie gdzieś za daleko, ale obyło się bez kłopotów. Dlatego po zejściu ze sceny tryskała radością, podobnie jak inni trzebniccy aktorzy z Warsztatu Terapii Zajęciowej.

Międzynarodowo, międzypokoleniowo

XII Międzynarodowy Przegląd Teatrów Wspaniałych w Tczewie, którego jednym z patronów był magazyn „Nasze Sprawy”, imponował nie tylko poziomem artystycznym i wspaniałą publiką, ale i liczbami. Na scenie pojawiło się łącznie ponad 400 aktorów z 36 zespołów. To i tak dwa razy mniej niż miało zamiar wziąć udział w tym wydarzeniu, gdyż trzeba było dokonać selekcji. Poza tymi, które przyjechały z całej Polski, w pomorskim mieście gościli również aktorzy z Litwy, Ukrainy, Rosji, Białorusi oraz Bośni i Hercegowiny. Tematyka i poziom spektakli były tak zróżnicowane, jak zróżnicowana jest Europa. Mieliśmy więc i czystą taneczną zabawę na scenie, jak i głębokie, wzruszające i naszpikowane przekazem przedstawienia, o których długo nie będzie można zapomnieć.
Większość ról odgrywali młodzi twórcy, jednak były od tego chlubne wyjątki, jak choćby wiekowy Amatorski Teatr Niepełnosprawnych z Podlasia, który przyjechał do Tczewa drugi raz. Publika szalała na jego punkcie, a jego spektakl „Wesele żydowskie w Korycinie” zrobił duże wrażenie artystyczne. – Próbujemy sił w różnych przeglądach, a ten nam się szczególnie spodobał – cieszy się Jadwiga Borsuk, jedna z aktorek teatru. – Rok temu zostaliśmy wyróżnieni, w tym roku również. Zrezygnowaliśmy z udziału w Juwenaliach Trzeciego Wieku w Warszawie, żeby przyjechać do Tczewa i nie żałujemy. Nasz spektakl nawiązywał do historii naszego regionu, który był w znacznym stopniu zamieszkały przez Żydów. Stwierdziliśmy, że to pokażemy w formie musicalu. Odróżniamy się tutaj nie tylko wiekiem, musicalową formą, ale i tym, że wszyscy jesteśmy z prywatnego domu pomocy. Rok temu byliśmy z młodszą grupą, do tego przedstawienia wybraliśmy akurat starszych odtwórców, wzięliśmy kierowcę i jesteśmy, czyniąc ten festiwal bardziej międzypokoleniowym. Wszyscy mieszkamy w Dzięciołówce. Nasza miejscowość liczy tylko 10 domów. Dzięki takim wydarzeniom nie tylko inni poznają nas, ale i my poznajemy nowe kultury, choć mamy już swoje lata.

Wygrali, choć nie robili show

Wybór laureatów nie był prosty, ponieważ poziom wielu wykonań zachwycał. Sami członkowie jury, którymi były osoby zawodowo związane z teatrem, stwierdzili: – Widzieliśmy w tym roku wiele przedstawień i sami zaczęliśmy się zastanawiać, czy mamy uczucia, bo nic nie robiło już na nas wrażenia. Jednak to, co zobaczyliśmy w Tczewie, wywarło na nas olbrzymie wrażenie. Mamy uczucia. Dzięki temu festiwalowi przez trzy dni śmialiśmy się i płakaliśmy.
Nagrodę pomorskiego kuratora oświaty otrzymał Zespół Teatralny Akademia z Gdańska, nagrodę ministra kultury i dziedzictwa narodowego trafiła do Teatru Recepta z Białogardu, Nagrodę specjalną dostał Teatr Miglance z Tczewa, zaś nagrodę jury Teatr Rag-Baby Ann z litewskiego Adakavas.
Natomiast zdobywcą Wielkiej Nagrody został Teatr Bez Kurtyny ze Szkoły Przysposabiającej nr 26 im. ks. prof. Józefa Tischnera z Torunia. Zwycięzcy kilkanaście miesięcy temu za cel postawili sobie zrozumienie wystawianej przez siebie sztuki „Syn marnotrawny”. Więc najpierw, jeszcze przed obsadzeniem ról, dyskutowali o fabule i o tym, co jest w niej najważniejsze. To był klucz do dalszej pracy oraz do późniejszego zwycięstwa torunian w tczewskim przeglądzie.
– Przygotowaliśmy się w naszej szkole. Mieliśmy po dwie godziny w tygodniu na próby przez cały rok. Uczniowie kończą jednak szkołę i odchodzą, zatem co roku budujemy tak naprawdę zespół od nowa. Radzimy sobie jednak. Sami szyjemy kreacje, robią to również nasi uczniowie. Zawsze stawiamy na to, żeby przedstawienia były dopracowane i cała oprawa wyglądała perfekcyjnie – zdradza Beata Bober-Kocoł, współprowadząca teatr z grodu Kopernika.
– Staramy się także, by aktorzy czuli i rozumieli to, co grają – dodaje Anna Perdenia, druga z opiekunek toruńskiej grupy. – To jest w tym wszystkim najważniejsze. Wiemy aż za dobrze, że twórcy teatrów osób niepełnosprawnych mają świetne pomysły, ale niekiedy nie odczuwają i nie przeżywają dramaturgii. My stwierdziliśmy, że to będzie u nas kluczowe. A poza tym „Syna marnotrawnego” gramy już półtora roku. Same czujemy, że spektakl nam się w dużym stopniu udał. Marcin, odtwórca głównej roli, dokładnie wie o co chodzi i podkreśla swoją grą przekaz tego przedstawienia.
Obie panie podkreślają, że czuły po obejrzeniu pierwszych przedstawień, że widownia czeka na zabawę. Chciała dać się porwać, niekoniecznie showmenowi. Ich przedstawienie było nakierowane na inne reakcje, jednak końcowy aplauz oznaczał, że widzowie zgromadzeni w Tczewie są otwarci na każdy dobry spektakl. Nagroda jury tylko to potwierdziła.
– Dla mnie każda edycja jest najważniejsza. Cieszy mnie, że z każdym rokiem rośnie poziom tego przeglądu. Zaczynaliśmy przecież od zabawy w klasach, z typowo szkolnymi teatrzykami, gdzie dzieci się jeszcze raczej bawiły w teatr – wspomina Wojciech Rinc, organizator przeglądu i zarazem dyrektor Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego w Tczewie. – Teraz, jak widać, jest to już teatr przez duże „T”. Artyści z Kowna goszczą już u nas dziesiąty raz. Poza tym mamy wspaniałą atmosferę, co było słychać podczas przedstawień. Większość uczestników nocowała w Gołuniu, gdzie odbyła się również integracyjna biesiada, wszyscy zdążyli się tu dobrze poznać. Nie stawiamy wyłącznie na sztukę, ponieważ również ważne są wrażenia, jakie ci ludzie zabiorą stąd do domów.

Tekst fot.:Mikołaj Podolski

 

Polacy to już nie tylko koledzy

O przeglądzie teatrów w Tczewie, pracy z niepełnosprawnymi artystami w Rosji i ponadgranicznej przyjaźni z Zoją Koczetkową, opiekunką aktorów z Kaliningradu rozmawia Mikołaj Podolski.

– Który raz wzięli Państwo udział w Międzynarodowym Przeglądzie Teatrów Wspaniałych w Tczewie?

– Od 2006 r. przyjeżdżamy tu co rok. Zawsze z wielką radością. Za pierwszym razem udało nam się zdobyć jedną z głównym nagród i ten entuzjazm pozostał nam do dziś.

– Czy długo się Państwo przygotowali do spektakli, które oglądaliśmy w tym roku?

– Nasza kaliningradzka grupa wystawiła tu dwa przedstawienia: „Opowieść o Cebulku” oraz „Ptak szczęścia”, które zaprezentowały dwie grupy. Przygotowania do obu poszły bardzo sprawnie. Nasi młodzi artyści z jednej grupy są z nami już od 2007 r., dlatego są już obyci ze sceną. Problem tkwi tylko w tym, że jeśli robimy dłuższą przerwę, np. miesięczną, musimy wszystko zaczynać od początku, ponieważ aktorzy nie pamiętają ról. Jednak jest to problem do przeskoczenia. W drugim naszym centrum, które ma już trzy lata, sytuacja wygląda podobnie.

– Czy artyści, których mogliśmy oglądaliśmy na deskach w Tczewie, traktują grę jako zabawę?

– Zgadza się. Uwielbiają bawić się na scenie. Choć czasami żartują, że powinno się im za to płacić.

– Jak podoba się Państwu w Polsce i czy można spodziewać się państwa w Tczewie za rok?

– Zawsze z chęcią tu wracamy. Zwłaszcza, że od dawna współpracujemy z artystami z Elbląga. Oni też przyjeżdżają do nas ze swoimi podopiecznymi już od 12 lat. To już nie są nasi koledzy, tylko nasi przyjaciele. Razem bawimy się nawet na weselach. Sama przechodziłam szkolenia w Polsce, lubię Wasz kraj. Dzięki zdobytej tu wiedzy mogę z lepszym skutkiem prowadzić grupy niepełnosprawnych u siebie. Jeżeli dostaniemy zaproszenie, to oczywiście znów się tutaj pojawimy. Teraz wrócimy do domu, trochę odpoczniemy i zaczniemy przygotowania do przyszłorocznego przeglądu teatrów w Tczewie. Ten festiwal jest rewelacyjny.

Zobacz galerię

Data publikacji: 18.06.2014 r.

Udostępnij

Zachęcamy do zapisania się do Newslettera

Przeczytaj również