Turcja – pomysł na wakacje idealne

Biblioteka Celsusa w Efezie

Mimo że już kiedyś byliśmy w Turcji, postanowiliśmy z Markiem znowu wybrać ten kraj na wakacyjny wypoczynek. Kilka lat temu byłam na Riwierze Tureckiej, skąd przywiozłam przeświadczenie, że jest to wymarzone miejsce zarówno dla miłośników zabytków i zwiedzania, jak i dla amatorów plażowania.

Byłam zachwycona wyjątkową gotowością Turków do niesienia pomocy na każdym kroku. A ich zdolności handlowe i smykałka do interesów to już światowy fenomen. Doświadczony turecki sprzedawca handluje w języku klienta, bywa że i zapłatę przyjmuje w walucie, jaką kupujący akurat posiada.

Czas zmiótł z wzajemnych relacji bitewny kurz i turystyka pisze nową historię relacji polsko-tureckich. Warto jednak wspomnieć, że mieliśmy kiedyś (na początku XVII wieku) wspólną granicę na Dniestrze, a Turcja była jedynym państwem, które nie uznało rozbiorów Polski. „Poseł z Lechistanu jeszcze nie przybył” – oznajmiano na tureckim dworze przez wiele lat w czasie przyjęć zagranicznych przedstawicieli. Dla innych państw Polska wtedy nie istniała.

Tym razem postanowiliśmy wybrać się do Turgutreis (Turcja Egejska).
Ofertę wybrałam na kilka dni przed planowanym wyjazdem. Przedstawicielka biura podróży poinformowała, że wybrany przez nas trzygwiazdkowy hotel (według opisu z udogodnieniami dla osób z niepełnosprawnością) może nie być przystosowany według europejskich standardów, ale organizatorzy wezmą pod uwagę ten fakt, że poruszam się na wózku inwalidzkim przy przydzielaniu pokoju. Na miejscu otrzymaliśmy dwupokojowy apartament z wejściem przez werandę. Tu do pokonania był niewielki próg. Standardowa łazienka była dosyć mała, ale – na szczęście – nie na tyle, bym nie mogła sama sobie radzić. Każde nowe miejsce to przecież nowe wyzwanie i doświadczenie. Drobne niedogodności rekompensowały niewątpliwe zalety hotelu – ładnie zaprojektowane tereny zielone z moimi ulubionymi palmami, dość duży basen i świetne położenie, nie wspominając o niezwykle życzliwej obsłudze, co może wydawać się oczywiste, ale wiem z doświadczenia, że nie zawsze tak bywa. Moją uwagę szybko przyciągnął wiszący leżak przy basenie. Chętnie z niego korzystałam, choć sama nie mogłam się na niego wdrapać.

W niewielkiej odległości od hotelu była przepiękna marina z jachtami, mnóstwem kafejek i sklepików, piękną promenadą. Idealne miejsce na wieczorne spacery. Już pierwszego dnia trafiliśmy na koncert kubańskiego zespołu. Atmosfera zabawy i beztroski ogarniała Turgutreis każdego wieczora i miasto tętniło życiem prawie do rana. Miejscowość położona jest wśród gór, dominuje biało-niebieska zabudowa przypominająca greckie krajobrazy. A bo i do Grecji stąd blisko. Z portu codziennie wypływają promy na Kos, a z pobliskiego Bodrum na Rodos. W mieście jest dużo zieleni, ale szczególnie urokliwy jest Sabanci Park, w którym znajduje się m.in. okazały pomnik admirała Turgut Reisa, od którego miasto przyjęło nazwę. W samym centrum stoi biały, okazały meczet z dwoma minaretami.
Pięć razy na dobę rozlegał się głos muezzina wzywający muzułmanów do modlitwy. W tym czasie w hotelu wyłączano muzykę na kilka minut. Turcja należy do nielicznych krajów muzułmańskich o charakterze laickim. Zadecydowało o tym obalenie kalifatu w 1924 roku i proces kształtowania państwowości tureckiej na wzór zachodni. W czasie naszego pobytu trwał ramadan, ale życie w kurorcie toczyło się swoim normalnym, intensywnym trybem. Spotkałam się z ostrzeżeniami przed wyjazdami do krajów muzułmańskich w tym okresie, ale wszystkie instytucje działały normalnie, a wśród klientów restauracji i kawiarni byli również Turcy, najwyraźniej nie przestrzegający całodniowego postu.

W Turgutreis w soboty odbywa się targ. Miasto zamienia się w jedno wielkie targowisko. Duży wybór towarów, zgiełk, dobijanie targu robią duże wrażenie i ja dałam się ponieść tej atmosferze. Handel, robienie zakupów to cała ceremonia. Szczególnie miło wspominam zakupy w sklepiku Sulejmana. Zaczęło się od poczęstunku dobrą herbatą. Dołączył do nas zaciekawiony kolega naszego gospodarza i po chwili gawędziliśmy jak starzy znajomi. O czym? O trwającym ramadanie, o polityce, o niechęci Turków do pomysłu wstąpienia ich kraju do Unii Europejskiej, o relacjach rodzinnych, etc. Po około dwóch godzinach opuściliśmy sklepik bogatsi nie tylko o pamiątki, wspólne zdjęcia, ale i o przeświadczenie, że ludzie na całym świecie chcą być szczęśliwi, mają podobne problemy i marzenia i żeby się zrozumieć, trzeba się poznać. Tureckie przysłowie mówi: „Mówić to siać, słuchać to zbierać.”. Z Turcji przywiozłam też przekonanie, że podają tam najlepszą herbatę na świecie. Spotkania to jedne z najcenniejszych atrakcji podróżowania – i to zarówno te króciutkie, na chwilę, jak i te dłuższe, pozwalające wejść na chwilę w czyjąś prywatność. W hotelu często widywaliśmy młodą kobietę o egzotycznej urodzie. Pośród wesołych, zrelaksowanych turystów zwracała uwagę swoimi smutnymi, dużymi oczami i widocznymi oznakami zmęczenia. Okazało się, że to niania tureckiej rodziny. Eileen pochodziła z Filipin. Spotykaliśmy się z nią przy posiłkach i rozmawialiśmy na tyle długo, na ile pozwalały jej obowiązki. Z dumą opowiadała o swoim kilkunastoletnim synu, który pozostał w domu pod opieką siostry, o ogromnej tęsknocie za rodziną, krajem. Na pytanie o czym marzy, odpowiedziała: „Chcę wrócić do domu”. Jej kraj właśnie pustoszył tajfun. Dla niej był oazą spokoju i miłości.

Do pobliskiego Bodrum , które nazywane jest czasem „tureckim Saint-Tropez”, wybraliśmy się dolmuszem (to taki niewielki bus). 32-tysięczne miasto ma przebogatą historię, na której ślady można się natknąć na każdym kroku. W starożytności nosiło nazwę Halikarnas i to właśnie tutaj stało Mauzoleum – jeden z siedmiu cudów świata. Tu też urodził się Herodot, nazwany przez Cycerona „ojcem historii”. W centrum stoi okazały zamek św. Piotra, warownia zbudowana przez joannitów w XV wieku. Tu też skierowaliśmy swoje pierwsze kroki. Dla wózkowiczów dostępny jest tylko dziedziniec. W murach twierdzy mieści się Muzeum Archeologii Podwodnej. W pobliżu jest piękna promenada, marina, w licznych uliczkach sprzedawcy zachęcają do zakupów albo przynajmniej do krótkiej rozmowy.
Skusiliśmy się na pyszne lody dondurma, których warto spróbować ze względu na krótki, żonglerski show, jaki handlujący w charakterystycznych strojach robią przy sprzedaży. Starają się, by kupujący delektowali się nie tylko smakiem, ale i atmosferą życzliwej zabawy.

Wycieczkę do Efezu zarezerwowałam jeszcze z Polski na kilka dni przed wylotem do Turcji w firmie rekomendowanej na forach internetowych. Cena była o połowę niższa niż u rezydentki biura, w którym wykupiliśmy wczasy. Zapewniono mnie, że kierowcy pomogą, a sam Efez jest możliwy do pokonania na wózku. Przyznam jednak, że nie było łatwo poruszać się po kamienistych drogach starożytnej metropolii, która imponuje dużą ilością dobrze zachowanych budowli, choć to tylko ok. 1/3 miasta. Prace wykopaliskowe trwają. Jest tam wszystko, czego potrzebowali jego starożytni mieszkańcy – biblioteka, amfiteatr, dom publiczny, toalety, obiekty kultu. W Efezie znajdował się jeden z siedmiu kościołów wymienionych w Apokalipsie. Przez trzy lata przebywał tu apostoł Paweł, czego świadectwem jest „List do Efezjan”. Obowiązkowym punktem zwiedzania są pozostałości świątyni Artemidy – jednego z siedmiu cudów świata starożytnego. Artemizjon, wybudowany w VI w. p.n.e. przez słynnego króla Krezusa, to obecnie zaledwie jedna kolumna, trochę kamieni i tylko opowieści przewodniczki oraz wyobraźnia mogą podsuwać obrazy świadczące o niegdysiejszej świetności budowli, która była wielokrotnie grabiona, niszczona i ponownie odbudowywana. W IV w p.n.e. szewc z Efezu, Herostrates podpalił świątynię. Chciał tym czynem zapewnić sobie sławę i choć później nakazano wymazanie jego imienia ze wszelkich pisanych dokumentów, to i tak udało mu się zapisać w historii. Paradoksalnie został nawet bohaterem wierszy, dramatów. Jego imię jest utożsamiane z bezmyślnym dążeniem do zdobycia rozgłosu za wszelką cenę. Kontekst niechlubny, ale cel osiągnięty.

Turcja jest niezwykle bogata w atrakcje turystyczne i jest prawdziwym rajem dla podróżników poszukujących śladów przeszłości. Zwiedzanie Turcji jest swego rodzaju podróżą w czasie. W tym muzułmańskim kraju jest wiele miejsc ważnych dla chrześcijan, mnóstwo zabytków istotnych dla historii ludzkości. Jego mieszkańcy są bardzo dumni z tego dziedzictwa. Do długiej listy powodów, dla których warto tam jechać (czy raczej „jeździć”), należy dodać niezwykle przyjaznych ludzi, dzięki którym i ja – „wózkowiczka”- mogłam dotknąć tej przebogatej kultury.

Zobacz galerię…

Lilla Latus, fot. Marek Hamera

Data publikacji: 09.09.2014 r.

Udostępnij

Zachęcamy do zapisania się do Newslettera

Przeczytaj również