Fuerteventura – wyspa słońca i wiatru

Autorka na promenadzie w Caleta de Fuste

Wiatr potrafi gnać kilkadziesiąt kilometrów na godzinę, nie daje się okiełznać, przewidzieć, pokonać. Daje ochłodę, wytchnienie, ale może również budzić lęk i niszczyć. Wiatr raz głaszcze, innym razem smaga. Ma moc, zapach, smak. Na Fuerteventurze jest nieodłącznym elementem lokalnego kolorytu.

Ku słońcu

Wyjazd w środku zimy do miejsca, gdzie średnie temperatury w grudniu wynoszą około 18-20 stopni to marzenie wielu z nas. Im krótsze i chłodniejsze dni, tym większa tęsknota za ciepłem i słońcem. Nic dziwnego, że pomysł, by jedna z Wysp Kanaryjskich stała się miejscem zimowego wypoczynku, okazał się na tyle atrakcyjny, by podjąć się jego realizacji. Wybór padł na Fuerteventurę, położoną około 100 km od brzegów Afryki

Nazwa wyspy pochodzi bądź z języka francuskiego i oznacza „mocną przygodę” (forte aventure) lub z hiszpańskiego i odnosi się do silnych wiatrów tu wiejących (fuerte – mocny, viento – wiatr). Jakakolwiek jest etymologia tej nazwy, trzeba przyznać, że już samo jej brzmienie niesie w sobie coś oryginalnego i egzotycznego.

Biura podróży mają w ofercie sporo hoteli różnej klasy a wśród nich są też takie, które uwzględniają udogodnienia dla niepełnosprawnych. Zwróciłam się z zapytaniem do jednego z nich o możliwość wyjazdu dla czterech osób, w tym dla dwóch poruszających się na wózkach inwalidzkich. Po wyborze hotelu w miejscowości Caleta de Fuste potwierdzono dostępność pokoi z udogodnieniami w wybranym przez nas terminie.

W drogę

Zarezerwowany pakiet zawierał transfer z lotniska do hotelu po przylocie na wyspę. Nie są to jednak autokary niskopodłogowe, więc pojawiła się kwestia pomocy dla mnie i mojej koleżanki, gdyż nie jesteśmy w stanie wejść samodzielnie po schodach do nieprzystosowanego autobusu. Wybrany przez nas hotel znajduje się w odległości ok. 8 km od lotniska w Puerto del Rosario. Zaproponowano nam przystosowany transport do hotelu w cenie 250-400 euro (w zależności od wielkości wózków) w jedną stronę.

Poinformowałam biuro, że jesteśmy zdecydowane dotrzeć po przylocie do hotelu na własną rękę, zwykłymi taksówkami, zakładając (jakże słusznie, jak się okaże), że tak będzie na pewno taniej. Wiem z doświadczenia, że najlepiej sprawdza się metoda, którą krótko można opisać: „Kto z panów pomoże?”. Po przylocie rzeczywiście pracownicy lotniska zaprowadzili nas na postój taksówek. Po kilkunastominutowym oczekiwaniu przyszła do nas rezydentka i poinformowała, że w autokarze są panowie, którzy chętnie nam pomogą.

W drodze powrotnej także skorzystałyśmy z pomocy rodaków (dzięki, chłopaki!). Powiedziano nam również, że jeśli oczekujemy pomocy przy wsiadaniu do taksówki, to możemy mieć kłopoty, gdyż taksówkarzom …nie wolno dotykać klientów. Zdaje się, że w pogoni za poprawnością, w dążeniu do uregulowania przepisami różnych dziedzin naszego życia miejsce zdrowego rozsądku zajmują często biurokratyczne absurdy.

Na miejscu korzystałyśmy z taksówek kilkakrotnie. Można zamówić przystosowany samochód. To busy, w których jest miejsce dla jednej osoby na wózku i cztery miejsca siedzące. Cena za kurs (według taksometru) jest taka sama, jak jazda zwykłą taksówką. Kurs na lotnisko z naszego hotelu wyniósłby 15 euro.

Caleta de Fuste

Hotel Costa Caleta okazał się przyjaznym i ładnym obiektem. Przydzielono nam słoneczny pokój z balkonem. Przystosowanie łazienki nie do końca spełniało nasze oczekiwania (wanna zamiast prysznica), ale podróżowanie to również ciągłe sprawdzanie siebie w nowych i nie zawsze idealnych warunkach. Poza tym jest wiele rodzajów niepełnosprawności, więc i udogodnienia nie zawsze odpowiadają indywidualnym potrzebom.

W hotelu był niewielki basen, wokół którego już od rana zbierało się sporo osób spragnionych plażowania, relaksu i słońca. Leżaki i kanapy były zwykle zajęte niemal cały dzień. Temperatury w ciągu dnia dochodziły do 24 stopni. W Caleta de Fuste jest piękna, kilkukilometrowa promenada. Miasto jest przyjazne dla wózkowiczów – podjazdy, równe chodniki, trasy rowerowe. I choć wyspa ma trochę księżycowy krajobraz, to jest tu również sporo zieleni, przede wszystkim dorodne, dobrze utrzymane palmy. Uwielbiam je, więc z lubością poświęcam im te kilka słów uwagi i zachwytu.

Spacer promenadą, wzdłuż plaży, z wszechobecnym wiatrem, szumem oceanu w uszach, z widokiem na najpiękniejsze odcienie błękitu na niebie zostawia niezatarte wrażenie. Po drodze można podziwiać przepiękne kaktusy, przystań jachtową, plażę (przyjazną również dla niepełnosprawnych). Jedynym zabytkiem w kurorcie jest XVIII-wieczna wieża wkomponowana w nowoczesną zabudowę. W kilku miejscach można wypożyczyć skutery (5 euro za godzinę). Wiele osób korzysta z tej formy poruszania się po miasteczku. W licznych sklepikach jest mnóstwo wszechobecnej chińszczyzny, ale przy odrobienie szczęścia i cierpliwości można znaleźć ciekawe wyroby rękodzielnicze, ceramiczne i oryginalne pamiątki.

Puerto del Rosario

Rezydentka biura, opowiadając o najważniejszych miejscach wyspy, stwierdziła, że stolica Fuerteventury to nieciekawe miasto, na które nie warto tracić czasu. W internecie można też znaleźć opinie mówiące, że Puerto del Rosario trzeba zobaczyć, choćby po to, by przekonać się, jak skromnie może prezentować się stolica. Miasto liczy ok.18 tysięcy mieszkańców i ze względu na lotnisko jest pierwszym miejscem, z jakim stykają się turyści przylatujący na wyspę. W Nowy Rok postanowiłyśmy wybrać się do kościoła w Puerto del Rosario, a przy okazji zobaczyć na własne oczy stolicę, czyli wizytówkę Fuerty. Zamówiłam dla nas dwie przystosowane taksówki. Cena za kurs w jedną stronę wyniosła 22 euro. Z powrotem wróciłyśmy zwykłymi taksówkami za tę samą cenę. Taksówkarze, z którymi zetknęłyśmy się na wyspie, okazali się ludźmi bardzo uczynnymi i cierpliwymi.

Puerto del Rosario prezentowało się pięknie. Świąteczne ozdoby pośród palm, kolorowe światełka, urokliwa szopka usytuowana gdzieś w drodze na promenadę – to wszystko sprawiało, że miasto ukazywało się w swojej najpiękniejszej odsłonie. Znajduje się tu największy na wyspie port. Poruszanie się po mieście jednak nie jest łatwe ze względu na pagórkowatą topografię terenu.

Pamiątki i smaki

Pamiątki z podróży pomagają nam po powrocie ożywić wspomnienia, budzą sentyment lub stanowią miły prezent dla kogoś bliskiego. Co turyści przywożą z Fuerteventury? Wyspa słynie z wyrobów zawierających aloes (kosmetyki, artykuły spożywcze). Wytwarza się tutaj smaczne kozie sery, likier rumowy z miodem palmowym i fantastyczne sosy nadające nawet najzwyklejszym potrawom oryginalnego smaku.

Mojo rojo (czerwony ostry sos) i mojo verde (zielony) podane z małymi ziemniaczkami w mundurkach (papas arrugadas gotowane w morskiej wodzie) mogą zachwycić najbardziej wybredne podniebienia. Kuchnia w naszym hotelu serwowała tak pyszne dania, że Fuerteventurę zaliczam do najsmaczniejszych miejsc na mapie moich podróży. Podawano świetnie przyrządzoną kozinę, różnorakie owoce morza, dania kuchni europejskiej (pyszne makarony przyrządzone na różne sposoby!) i światowej (np. sajgonki lub tortille). Do tego wyszukane desery, lody, soczyste owoce, czyli raj dla sybarytów i smakoszy.

Happy New Year!

Na Fuerteventurze witałam nowy rok. Letnia sceneria, przepiękne palmy zawsze gdzieś w zasięgu wzroku, doborowe towarzystwo przyjaciółek oraz turystów z różnych zakątków Europy nadały temu świętowaniu rangi i aury niezwykłości. W hotelu rozdano obowiązkowe zestawy sylwestrowe, w skład których wchodziły zabawne i kolorowe gadżety, a kolacja tego wieczoru była szczególnie uroczysta (że smaczna, nie muszę dodawać!). Hotelowy DJ zabawiał gości do godziny drugiej w nocy.

Międzynarodowe towarzystwo i atmosfera radosnego oczekiwania sprawiały, że można było poczuć się częścią ogromnej, wielokulturowej wspólnoty. Skłaniało to do refleksji, że w tej różnorodności jest siła i sens, a poznawanie się prowadzi do akceptacji, otwiera na drugiego człowieka. Wszyscy, bez względu na kraj pochodzenia, życzyliśmy sobie tego samego: zdrowia, szczęścia, kolejnych podróży.

A są one już coraz łatwiejsze i bardziej dostępne. Również dla niepełnosprawnych. Na uwagę zasługuje niezwykle sprawny serwis na lotniskach. Po zgłoszeniu potrzeby pomocy asystenta możemy być pewni, że otrzymamy niezbędną pomoc przy odprawie, przy przeniesieniu bagażu, wejściu na pokład, etc. Na lotnisku w Puerto del Rosario pomagała nam trójka sympatycznych ludzi, którzy wykazali się nie tylko profesjonalizmem, ale i cudownym poczuciem humoru.

Kilka lat temu byłam Hiszpanii i po tamtej podróży zostało mi przeświadczenie, że to naród niezbyt uczynnych ludzi, absurdalnie trzymających się przepisów, niechętnych do pomocy, która, choć trochę wykracza poza standard usług turystycznych. Pobyt na Fuerteventurze pokazał mi Hiszpanów od całkiem innej strony. Dziś wierzę, że są to ludzie otwarci, życzliwi, lubiący prostotę, ceniący zdrowy rozsądek i umiar.

Miguel de Cervantes, hiszpański pisarz twierdził: „Są rzeczy, w które trzeba wierzyć, by je zobaczyć”. Wiara w sprawczą moc marzeń może być początkiem niejednej, ciekawej, kształcącej wyprawy.

Zobacz galerię…

Lilla Latus, fot archiwum autorki

Data publikacji: 25.01.2018 r.

Udostępnij

Zachęcamy do zapisania się do Newslettera

Przeczytaj również